Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖
Małe niedole pożycia małżeńskiego to zbiór obrazków obyczajowych i porad dla małżeństw. Prawie serio. Narrator opisuje fikcyjne sytuacje, odzwierciedlające jednak prawdziwe problemy małżonków, na przykładzie mieszczańskiej pary — Adolfa i Karoliny.
Porusza wiele kwestii, m.in. emocjonalnych, ekonomicznych i wychowawczych, w zależności od problemu posługując się żartobliwym lub poważnym tonem.
Małe niedole pożycia małżeńskiego należą do cyklu Komedii Ludzkiej autorstwa Honoriusza Balzaka. Na monumentalny ten cykl składa się ponad 130 utworów, połączonych ze sobą dzięki postaciom niektórych bohaterów; ich losy oglądać możemy z odmiennych perspektyw. Autor ukazuje człowieka niemalże jako przedmiot swoich badań obserwowany w różnych środowiskach. Ważnymi tematami Komedii Ludzkiej są finanse, obyczaje oraz miłość.
- Autor: Honoré de Balzac
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac
I każdy ma jakichś chorych krewnych, o których się mówi: «Czy też on zostawi choćby w przybliżeniu tyle?». I dyskutuje się z kolei żywych tak, jak przedyskutowano nieboszczyka.
Zajmują się tu jedynie prawdopodobieństwem majątków, prawdopodobieństwem wakujących posad i prawdopodobieństwem urodzajów.
Kiedy w czasach samego dzieciństwa przyglądałyśmy się w oknie biednego szewca-łatacza na ulicy Saint-Maclou małym, białym myszkom, jak same obracały klatkę, w której były zamknięte, czy mogłam przewidywać, że to będzie wierny obraz mojej przyszłości?...
Pędzić takie życie, ja, która z nas dwóch bardziej trzepotałam skrzydłami, której wyobraźnia bardziej była niespokojna! Zgrzeszyłam bardziej od ciebie, bardziej też jestem ukarana. Pożegnałam się z mymi marzeniami! Jestem szanowną panią prezydentową, zrezygnowaną chodzić przez lat czterdzieści pod rękę z ową sztywną figurą zwaną panem de La Roulandiere, który jest moim mężem, pędzić to życie będące jednym pasmem drobiazgów, i oglądać parę grubych brwi nad parą wyłupiastych oczu osadzonych w żółtej twarzy, na której nigdy nie postanie ślad uśmiechu.
Ale ty, moja droga Karolino, ty, która, mówiąc między nami, należałaś już do dużych, wówczas gdy ja jeszcze uganiałam z małymi w mojej krótkiej sukience, ty, której jedynym grzechem w życiu była pycha, ty — w dwudziestym siódmym roku życia i zaledwo z dwustoma tysiącami franków posagu, ujęłaś i zdobyłaś sobie znakomitego człowieka, jedną z najświetniejszych głów Paryża, jednego z dwóch ludzi z talentem, jakich wydało nasze miasto!... Cóż za los szczęśliwy!
Obecnie obracasz się w najświetniejszych kołach Paryża. Możesz, dzięki wspaniałym przywilejom geniuszu, bywać we wszystkich salonach dzielnicy Saint-Germain i być w nich mile widzianą. Opływasz w wyszukane rozkosze towarzystwa dwóch czy trzech słynnych kobiet naszej epoki, w których salonach spala się tyle najprzednieszego dowcipu, gdzie padają owe świetne słowa, które dochodzą do nas niby kongrewskie rakiety. Bywasz w domu barona Schinnera, o którym Adolf opowiadał nam tyle, gdzie spotykają się wszyscy wielcy artyści, wszyscy znakomici cudzoziemcy. Wreszcie, za jakiś czas, będziesz jedną z królowych Paryża, jeżeli tylko zechcesz. Możesz także przyjmować, możesz mieć u siebie wszystkie owe lwice i wszystkich owych lwów literatury, wielkiego świata i finansów, gdyż Adolf mówił nam o swoich znakomitych przyjaciołach i o swoich związkach z ulubieńcami mody w taki sposób, że już widzę, jak podejmując ich, będziesz zarazem przez nich noszona na ręku.
Z twoimi dziesięcioma tysiącami franków renty i sukcesją170 po ciotce Carabes, z dwudziestoma tysiącami franków, które zarabia twój mąż, trzymacie z pewnością powóz; zresztą, ponieważ bywasz w teatrach bezpłatnie, ponieważ dziennikarze są bohaterami wszystkich tych uroczystości rujnujących dla każdego innego, kto by chciał podążać za życiem paryskiego świata, ponieważ ich codziennie zapraszają na obiady, żyjesz jak gdybyś miała sześćdziesiąt tysięcy franków rocznie!... Ach! Szczęśliwa jesteś, doprawdy! Nic też dziwnego, że o mnie zapominasz!
Rozumiem zresztą, że musisz nie mieć dla siebie ani chwili czasu. Przyczyną twego milczenia jest twoje szczęście, toteż przebaczam ci. Ale, któregoś dnia, jeżeli, zmęczona tyloma przyjemnościami, z wyżyn twojej wielkości, pomyślisz kiedy o twojej biednej Klarze, napisz do mnie, opowiedz mi, jak wygląda małżeństwo z wielkim człowiekiem.... Odmaluj mi te wielkie damy Paryża, szczególniej te, które piszą... Och! Chciałabym bardzo wiedzieć, z jakiej gliny są ulepione; jednym słowem nic nie opuszczaj i pisz wszystko, jeżeli jeszcze pamiętasz trochę, że jesteś szczerze i pomimo wszystko kochaną przez twoją biedną.
Klarę Jugault
Pani Adolfowa de Chodoreille do pani prezydentowej de La Roulandière, Viviers.
Paryż.
„Ach, moja biedna Klarciu, gdybyś wiedziała, ile ukrytych ran otworzył twój naiwny liścik, nie, z pewnością nie byłabyś go napisała. Żadna przyjaciółka, nieprzyjaciółka nawet, widząc kobietę pokrytą tysiącem ukłuć mustyków171, nie zdziera jej bandaży, aby dla rozrywki obliczać cyfrę tych ukąszeń...
Powiem ci więc na początku, że jak na pannę lat dwudziestu siedmiu o niebrzydkiej twarzy, lecz postawie zbyt majestatycznej w stosunku do skromnej roli, jaką tu odgrywam, jestem szczęśliwą!... Oto jakim sposobem: Adolf, nieszczęśliwy z powodu zawodów i przykrości, które spadły na mnie prawdziwym gradem, stara się goić rany mojej miłości własnej przez tyle uczucia, tyle tkliwych starań, tyle uroczej delikatności, że z pewnością wiele żon pragnęłoby, jako kobiety, spotkać w mężczyźnie, za którego wychodzą, tyle braków okupywanych w sposób dla nich tak korzystny; ale nie wszyscy literaci (Adolfa — niestety! — zaledwie można nazwać literatem), którzy są istotami nie mniej drażliwymi, nerwowymi, zmiennymi i kapryśnymi od kobiet, posiadają przymioty również wartościowe co Adolf, a sądzę, że i nie wszyscy przeszli takie same jak on udręczenia.
Niestety! Jesteśmy dość dobrymi przyjaciółkami, abym ci mogła powiedzieć całą prawdę. Trzeba ci wiedzieć zatem, iż byłam dla mojego męża deską ratunku z rozpaczliwej, a starannie ukrywanej nędzy. Nie tylko nie miał dwudziestu tysięcy dochodu rocznie, ale nie zarobił ich nawet razem w ciągu tych piętnastu lat, jakie spędził w Paryżu. Mieszkamy na trzecim piętrze przy ulicy Joubert, płacąc czynszu tysiąc dwieście franków i zostaje nam z naszego dochodu około ośmiu tysięcy pięćset franków, za które staram się utrzymać nasz tryb życia na przyzwoitej stopie.
Zresztą przyniosłam Adolfowi szczęście: mój mąż od czasu swego małżeństwa otrzymał redakcję felietonu i zajęcie to, zabierające zresztą niewiele czasu, przynosi mu czterysta franków miesięcznie. Miejsce to otrzymał dzięki lokacji kapitału. Umieściliśmy siedemdziesiąt tysięcy franków, jakie otrzymałam w spadku po ciotce, jako kaucję dziennika, dostajemy dziewięć od sta i prócz tego mamy akcje. Od czasu tego interesu, zawartego przed dziesięcioma miesiącami, dochód nasz się podwoił, cieszymy się prawie dobrobytem. Tak więc nie mam powodu się żalić na moje małżeństwo, tak z punktu widzenia pieniężnego, jak też i z punktu serca. Jedynie moja miłość własna ucierpiała i moje ambicje uległy rozbiciu. Zrozumiesz, już z tej pierwszej, wszystkie małe niedole, jakich przebycie było mi przeznaczone.
Pamiętasz, mniemałyśmy zawsze, iż Adolf jest w bliskich stosunkach z ową słynną baronową Schinner, tak głośną swoim umysłem, majątkiem i zażyłością z wielkimi ludźmi; sądziłam, iż bywa u niej w charakterze dobrego przyjaciela; mąż mój mnie wprowadził, przyjęto mnie dość chłodno. Ujrzałam salony o zbytku wprost przerażającym i w miejsce oczekiwanej wizyty pani Schinner otrzymałam jej kartę w trzy tygodnie po mojej bytności172 i o godzinie wprost nieprzyzwoitej.
Przyjechawszy do Paryża, przechadzam się po bulwarach dumna z mojego bezimiennego wielkiego człowieka; Adolf trąca mnie łokciem i mówi, ukazując mi z daleka małego tłuściutkiego człowieczka dość niedbale ubranego: «Oto ten i ten!». Wymienia mi jedną z siedmiu lub ośmiu europejskich znakomitości Francji. Układam twarz w wyraz pełen zachwytu i widzę, jak Adolf kłania się z oznakami szczęścia na obliczu prawdziwemu wielkiemu człowiekowi, który oddaje mu niedbale ukłon taki, jaki rzuca się człowiekowi, z którym wymieniło się zaledwie cztery słowa w ciągu lat dziesięciu. Adolf widocznie żebrał jego spojrzenia ze względu na mnie. «Czy on cię nie zna?» — pytam mego męża. «Owszem, ale musiał mnie wziąć za kogo innego» — odpowiada Adolf.
Tak samo poeci, tak samo sławni muzycy, tak samo mężowie stanu. Ale, w zamian za to, rozmawiamy czasem w jakim pasażu przez dziesięć minut z panami Armandem du Cantal, Jerzym Beaunoir, Feliksem Verdoret, których nazwisk z pewnością nigdy nie słyszałaś. Panie Konstancja Ramachard, Anais Crottat i Lucyna Vanillon bywają u nas i grożą mi swoją niebieską przyjaźnią. Miewamy na obiedzie redaktorów dzienników nieznanych w naszej prowincji. Wreszcie, doznałam bolesnego szczęścia, widząc, jak Adolf odrzucił zaproszenie na wieczór w domu, który dla mnie był niedostępny.
Och! Wierz mi, moja droga, talent jest to zawsze kwiat rzadki, wyrastający zawsze samorzutnie, i którego żadna sztuka ogrodnicza, żadna cieplarnia nie zdoła wyhodować. Nie mam złudzeń; Adolf jest miernotą zdecydowaną, osądzoną; nie ma innych widoków, jak sam mówi, jak tylko umieścić się gdzieś pośród użytecznych literatury. Miał on dość mózgu jak na Viviers, ale aby błyszczeć w Paryżu, trzeba go mieć we wszystkich rodzajach i to w ilościach rozpaczliwie dużych.
Nabrałam szacunku dla Adolfa; albowiem po kilku drobnych kłamstewkach odważył się wyznać mi wszystko i nie upokarzając się zbytnio, przyrzekł uczynić mnie szczęśliwą. Ma on nadzieję dojść, jak tyle miernych zdolności, do jakiejś posady, do urzędu pomocnika bibliotekarza, do kierownictwa dziennika. Kto wie, czy z czasem nie udałoby się z niego zrobić posła do Izby z Viviers?
Żyjemy na uboczu; mamy pięciu lub sześciu przyjaciół i przyjaciółek, którzy nam odpowiadają, i oto cała ta błyszcząca egzystencja, którą ty złociłaś we wszystkie świetności społeczne i towarzyskie!
Od czasu do czasu obrywa mi się jakaś nieprzyjemność lub zdarza mi się pochwycić w przelocie jakieś złośliwe ukłucie językiem. Tak np. wczoraj, przechadzając się w foyer173 opery, usłyszałam, jak jeden z najzłośliwszych dowcipnisiów paryskich, Leon de Lora, mówił do jednego z naszych słynnych krytyków: «Przyznaj, że tylko Chodoreille był zdolny odkryć nad brzegiem Rodanu tę dziką topólkę z wysp Karolińskich!». «Ba — odparł drugi — już ją pewnie zaszczepił». Słyszeli zapewne mego męża, jak mnie nazywał po imieniu. Pomyśl, ja, która uchodziłam w Viviers za piękność, która jestem słuszna174, dobrze zbudowana i jeszcze dość pulchna na to, aby dać szczęście memu Adolfowi! Oto, jak życie mnie uczy codziennie, że z pięknością kobiet z prowincji dzieje się w Paryżu to samo, co z talentem mężczyzn.
Słowem, jeżeli tego chciałaś się dowiedzieć, jestem niczym; ale jeżeli chcesz pojąć, dokąd sięga moja filozofia, powiem ci prawdę, iż jestem dość szczęśliwa, że w moim fałszywym wielkim człowieku znalazłam po prostu człowieka.
Do widzenia, droga moja Klarciu; jak widzisz, z nas obu i tak jeszcze ja, pomimo moich zawodów i małych niedoli mego życia lepiej jestem obdzielona; Adolf jest młody i jest najmilszym w świecie mężczyzną”.
Karolina Heurtaut.
Odpowiedź Klary, między innymi, zawierała to zdanie: „Mam nadzieję, że bezimienne szczęście, którym się cieszysz obecnie, będzie trwałym dzięki twojej filozofii”. Klara, jak wszystkie serdeczne przyjaciółki, mściła się za swojego prezydenta na przyszłości Adolfa.
II. Inny odcień tego samego przedmiotu(List znaleziony w szkatułce w dniu, w którym ONA kazała mi długo czekać w swoim gabinecie, na próżno starając się wyprawić przyjaciółkę przybywającą nie w porę, i która nie rozumiała francuskiej mowy domyślników175 zawartej w grze fizjonomii i akcencie. Nabawiłem się kataru, ale w zamian zdobyłem ten list).
Ta pretensjonalna notatka skreślona176 była na kawałku papieru, odrzuconym jako świstek bez wartości przez dependentów notarialnych, sprawdzających inwentarz śp. pana Ferdynanda de Bourgarel, który osierocił niedawno politykę, sztukę i miłostki.
Inteligentny czytelnik odgadnie bez trudu, do jakiej epoki życia Adolfa i Karoliny odnosi się list niniejszy.
„Moja droga przyjaciółko!
Uważałam się za bardzo szczęśliwą, wychodząc za mąż za artystę tak niepospolitego talentem i swymi osobistymi zaletami; stojącego równie wysoko charakterem jak umysłem, człowieka rzetelnej wiedzy, mającego wszelkie warunki, aby zajść wysoko drogą prostą a otwartą, nie zapuszczając się w kręte ścieżynki intryg; a zresztą znasz Adolfa, umiałaś go ocenić: kocha mnie, jest ojcem moich dzieci, które po prostu ubóstwiam. Adolf jest dla mnie idealny, kocham go i podziwiam; ale, moja droga, w tym tak zupełnym szczęściu znajduje się jeden cierń. W posłaniu z róż, na którym spoczywam, niejeden listek jest zagięty. W sercu kobiet już taki ucisk wystarczy, aby stać się raną. Rana wkrótce zaczyna krwawić, ból się potęguje, cierpi się, cierpienie budzi myśli, myśli krystalizują się i zmieniają się w uczucie. Ach, moja droga! Wierz mi, jest to prawda okrutna do wyznania samej przed sobą, ale żyjemy tyleż miłością własną, co samą miłością. Aby móc żyć tylko miłością, trzeba by mieszkać gdzie indziej, nie w Paryżu. Cóż by nam szkodziło nie mieć innej sukni oprócz białego perkaliku177, gdyby ukochany mężczyzna nie widywał innych kobiet inaczej, wykwintniej ubranych od nas i pobudzających wyobraźnię całym swoim obejściem, owym tysiącem małych drobiazgów, z których się rodzą wielkie namiętności? Próżność, moja droga, jest u nas bliską kuzynką zazdrości, tej pięknej i szlachetnej zazdrości, która polega na tym, aby nie dać naruszyć swego panowania, aby być samą w duszy mężczyzny, aby całe życie żyć szczęśliwą w jednym sercu.
Tak jest! Moja kobieca miłość własna cierpi. Jakkolwiek niedole te mogą wydawać się bardzo małe, przekonałam się na moje nieszczęście, że w małżeństwie nie ma małych niedoli. Tak jest, wszystko potęguje się tutaj przez nieustanne stykanie się wrażeń, pragnień, myśli. Oto tajemnica tego smutku, na jakim mnie pochwyciłaś, a którego nie chciałam ci wytłumaczyć. Ten punkt należy do tych, gdzie słowa ponoszą zbyt daleko, pismo zaś stawia hamulec dla myśli, utrwalając ją niejako. Istnieją takie różnice perspektywy moralnej w tym, co się mówi, a w tym, co się pisze! Na papierze nabiera wszystko takiej uroczystości i wagi! Nie pozwala się sobie na żadną nieostrożność. Czyż nie to właśnie czyni takim skarbem list, w którym daje się folgę swoim uczuciom? Byłabyś mnie wzięła za nieszczęśliwą, podczas gdy ja jestem tylko obolała. Zastałaś mnie samą, przy kominku domowym, bez Adolfa. Ułożyłam właśnie dzieci na spoczynek, już spały. Adolf, po raz może dziesiąty, był zaproszony gdzieś w świecie, w którym ja nie bywam, gdzie pragną Adolfa lecz — bez żony. Są salony, w których bywa beze mnie, tak jak istnieje mnóstwo rozrywek i przyjemności, na które zapraszają jego samego. Gdyby on nazywał się panem de Navarreins lub gdybym ja była z domu jakąś d’Espard, nie przyszłoby światu na myśl nas rozłączać, wszędzie bylibyśmy pożądani razem. On przyzwyczaił się do tego, nie spostrzega tego całego upokorzenia,
Uwagi (0)