Darmowe ebooki » Powieść » Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖

Czytasz książkę online - «Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac



1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 29
Idź do strony:
sarkazmów.

— Czy skończyłaś już, moje dziecko?... — pyta, korzystając z chwili, w której ona potrząsa głową w czasie pauzy artystycznej, następującej po jakimś zapytaniu.

Wówczas Karolina kończy, wykrzykując:

— Mam już dość tej wsi, jednego dnia dłużej tu nie zostanę!... Ale wiem, co teraz będzie: ty ją zatrzymasz z pewnością, a mnie zostawisz w Paryżu. Więc dobrze! Przynajmniej w Paryżu będę się mogła zabawiać do woli w czasie, kiedy ty będziesz wodził po lasach panią de Fischtaminel. Miła rzecz taka willa Adolfini, gdzie się człowiekowi niedobrze robi, skoro się przejdzie w kółko sześć razy po łączce! Gdzie zasadzono w ziemię nogi od krzeseł i kije od miotły, które mają dostarczyć cienia! Siedzi się tu jak w piecu: mury są grube na sześć cali! A pan mąż spędza poza domem siedem godzin na dwanaście, jakie Pan Bóg w dniu stworzył! To cały sens moralny tej willi!

— Słuchaj, Karolciu!

— Gdybyś choć przynajmniej chciał mi się przyznać, co robiłeś dzisiaj? Słuchaj, ty mnie nie znasz: ja będę poczciwa, powiedz tylko!... Z góry ci daję rozgrzeszenie ze wszystkiego, coś nabroił.

Adolf miewał stosuneczki przed ślubem; zbyt dobrze zna następstwa wyznania, aby miał się narażać na nie wobec swojej żony, odpowiada zatem:

— Powiem ci wszystko...

— Więc mów! To bardzo ładnie z twojej strony... Będę cię kochała za to jeszcze więcej!...

— Siedziałem trzy godziny...

— Byłam tego pewna... u pani de Fischtaminel?...

— Nie, u notariusza, który ma dla mnie nabywcę; ale nie mogliśmy się porozumieć: chciał kupić ten dom z całym urządzeniem, więc wracając wstąpiłem do Braschona, aby się dowiedzieć, ile mu jesteśmy winni...

— Wymyśliłeś całą tę historię w czasie, kiedy mówiłam do ciebie!... Adolfie, patrz mi w oczy!... Pójdę jutro do Braschona.

Adolf nie może powstrzymać nerwowego skurczu twarzy.

— Nie możesz wstrzymać się od śmiechu, widzisz, ty niegodziwcze!

— Śmieję się z twojego uporu.

— Pójdę jutro do pani de Fischtaminel.

— Ech! Idź, gdzie ci się podoba!...

— Co za brutalność! — powiada Karolina, wstając i odchodząc z chusteczką przy oczach.

Domek na wsi, tak gorąco upragniony przez Karolinę, zmienił się w piekielny wynalazek Adolfa, w pułapkę, w którą ta nieboga dała się pochwycić.

Od czasu, jak Adolf przekonał się, że niepodobieństwem jest dysputować z Karoliną, pozwala jej mówić wszystko, co jej się podoba.

W dwa miesiące później sprzedaje za siedem tysięcy franków willę, która go kosztowała dwadzieścia dwa tysiące! Ale zyskał na tym tyle, że przekonał się, iż domek na wsi nie jest jeszcze tym, czego pragnie Karolina.

Kwestia staje się poważną: pycha, łakomstwo, dwa już z grzechów głównych zawiodły. Natura ze swymi lasami, górami, dolinami, Szwajcaria okolic Paryża, sztuczne strumienie, zdołały zająć Karolinę zaledwie na przeciąg pół roku. Adolfa bierze pokusa, aby dać za wygraną i zamienić się z Karoliną na rolę.

XV. Osiemnasty brumaire małżeństwa119

Pewnego poranku, Adolf umacnia się ostatecznie w tym tryumfalnym pomyśle, aby pozostawić Karolinie zupełną swobodę szukania samej, na co ma właściwie ochotę. Oddaje jej rządy domu, mówiąc: „Rób, co ci się podoba”. Zamienia system samowładztwa na system konstytucjonalny, ustanawia odpowiedzialne ministerium w miejsce absolutnej władzy małżeńskiej. Ten dowód zaufania, przedmiot tajemnych zazdrości, jest buławą marszałkowską kobiet. Wówczas kobieta staje się, według pospolitego wyrażenia, panią w swoim domu.

Od tej chwili nic, nawet wspomnienia miodowego miesiąca, nie dadzą się porównać ze szczęściem Adolfa przez przeciąg120 kilku dni. Kobieta staje się wówczas jak z cukru, zanadto z cukru! Byłaby zdolna sama wymyślić wszystkie pieszczoty, słodkie słówka, dogadzania, łaszenia się i czułości, gdyby wszystkie te konfiturki małżeńskie nie istniały już od czasów Raju ziemskiego. Po upływie miesiąca Adolf znajduje się w stanie przypominającym dzieci pod koniec pierwszego tygodnia po Nowym Roku. Toteż Karolina poczyna mówić, ale nie w słowach, lecz w uczynkach, w gestach, w wyrażeniach mimicznych: „Nie wiadomo już, co robić, aby przypodobać się mężczyźnie!”...

Pozostawić żonie ster łodzi małżeńskiej jest pomysłem niezmiernie prostym i który nie zasługiwałby na nazwę tryumfalnego, jaki przyznaliśmy mu na początku rozdziału, gdyby pod jego powłoką nie nurtowała myśl zdetronizowania Karoliny. Adolf dał się uwieść pokusie tej myśli, która zawsze pociągała i będzie pociągać ludzi rzuconych na pastwę jakiegoś nieszczęścia, mianowicie chęci przekonania się, dokąd może iść zło! Doświadczenia, ile szkody wyrządzić może płomień, jeżeli mu się zostawi swobodę działania, mając równocześnie tę świadomość lub to złudzenie, że w każdej chwili można go będzie opanować. Ta ciekawość ściga nas od dzieciństwa do grobowej deski. Otóż po pierwszym przesycie szczęśliwości małżeńskiej Adolf, który sam w swoim domu urządził sobie przedstawienie komedii, przechodzi przez następujące fazy:

PIERWSZA EPOKA. — Wszystko idzie aż za dobrze. Karolina kupuje małe liniowane książeczki do zapisywania wydatków, kupuje małą ładniutką szkatułkę, aby zamykać pieniądze, karmi Adolfa wspaniale, szczęśliwa jest z jego uznania, odkrywa mnóstwo rzeczy, których w domu brakuje, kładzie całą swą dumę w tym, aby być nieporównaną gospodynią domu. Adolf, który przygląda się wszystkiemu bacznym okiem cenzora, nie potrafiłby sformułować najmniejszego zarzutu.

Gdy ma się ubierać, znajduje wszystko już na swoim miejscu. Nigdy, nawet za czasów najczulszych przyjaciółek, nikt nie otaczał go tak inteligentną troskliwością jak Karolina. Ten feniks121 mężów zastaje pasek do ostrzenia brzytwy już pociągnięty pastą. Świeże szelki zastępują miejsce zużytych. Nigdy nie brak najmniejszego guziczka. Bielizna jest tak starannie utrzymywana jak bielizna spowiednika dewotki, mającej na sumieniu niejeden grzech śmiertelny. W skarpetkach ani śladu dziurki. Przy stole pani zwraca uwagę na wszystkie jego upodobania, kaprysy nawet; radzi się go o wszystko: Adolf utył! Na biurku lśni się atrament w kałamarzu i gąbeczka zawsze mokra. Nie może nic powiedzieć, nawet jak Ludwik XIV, że „o mało co nie czekał”. Wreszcie, ustawicznie i przy jakiejkolwiek sposobności dostaje nazwę najukochańszego mężulka pod słońcem. Zmuszony jest strofować Karolinę, że nie dosyć myśli o sobie: powinna więcej o sobie pamiętać. Karolina notuje sobie w pamięci tę słodką wymówkę.

DRUGA EPOKA. — Scena się zmienia; najpierw przy stole. Wszystko jest drogie. Jarzyny są wprost bez ceny. Drzewo trzeba płacić na wagę złota. Owoce, och! Owoce, chyba książęta, bankierzy, wielcy panowie mogą sobie na nie pozwolić. Deser grozi wprost ruiną domową. Adolf słyszy często, jak Karolina mówi do pani Deschars: „Ależ jak pani to robi?...”. Wówczas odbywają się w twojej obecności wykłady o sposobie trzymania w ryzach kucharki.

Kucharka, która weszła do waszego domu bez żadnych rupieci, bez bielizny, bez talentu, zjawia się po swoje zasługi w sukni z niebieskiego merynosu122, przystrojonej haftowaną chusteczką, z parą kolczyków z małymi perełkami w uszach, ubrana w porządne skórzane trzewiki, nad którymi widać dość cienkie bawełniane pończochy. Ma dwie walizki rzeczy i książeczkę w kasie oszczędności.

Karolina skarży się wówczas na brak moralności u ludu; żali się na zbytnią inteligencję i zmysł rachunkowy, jakim odznacza się służba. Rzuca od czasu do czasu małe aforyzmy w tym rodzaju: „Trzeba we wszystkim przejść szkołę”; „Tylko ci, którzy nic nie robią, w niczym nie błądzą”. Ugina się pod troskami władzy. „Ach, mężczyźni są szczęśliwi, że nie mają na głowie domu do prowadzenia. — Kobiety mają cały ciężar szczegółów, drobiazgów”.

Karolina ma długi. Ale ponieważ nie chce uznać swojej winy, stawia zasadę, że doświadczenie jest tak cenną rzeczą, iż nie można go opłacić zbyt drogo. Adolf śmieje się pod wąsem, przewidując katastrofę, która przywróci władzę w jego ręce.

TRZECIA EPOKA. — Karolina, przejęta tą prawdą, że nie żyje się, aby jeść, lecz jada, aby żyć, raczy Adolfa rozkoszami kuchni godnej pustelnika.

Adolf ma skarpetki podziurawione lub zgrubiałe od naprawek pospiesznie i byle jako wykonanych, bo żonie nie starczy dnia na wszystkie sprawy, jakie ma na głowie. Nosi szelki poczerniałe od zużycia. Bielizna znoszona i podarta. W chwili, gdy Adolf musi spiesznie wyjść na miasto w jakimś interesie, traci godzinę czasu na ubieranie się, szukając swoich rzeczy i przetrząsając ich całe mnóstwo zanim znajdzie jedną bez zarzutu. Za to Karolina ubrana jest bardzo gustownie. Ma ładne kapelusze, trzewiczki aksamitne, pełno mantylek123. Weszła na właściwą drogę; prowadzi gospodarstwo w duchu zasady: „Miłość bliźniego zaczyna się od siebie”. Gdy Adolf się żali na ten kontrast pomiędzy jego ogołoceniem a jej świetnością, Karolina odpowiada: „Ależ sam mnie łajałeś, że nic sobie nie sprawiam”.

Wymiana żartów i przycinków mniej lub więcej cierpkich zaczyna wchodzić w zwyczaj między małżonkami. Pewnego wieczoru, Karolina wśród pieszczot i uprzejmości przemyca wyznanie dość znacznego deficytu, zupełnie jak ministerium, które rozpływa się w pochwałach nad opodatkowanymi obywatelami i sławi wielkość kraju, wydając równocześnie na świat mały projekcik prawa żądającego nadzwyczajnych kredytów. Wynika z tego ta głęboka prawda, że system konstytucyjny jest nieskończenie bardziej kosztowny niż system monarchiczny. Dla narodu, tak samo jak dla małżeństwa, jest to rząd miernoty, przeciętności, drobnego kramarstwa itd.

Adolf, oświecony przez poprzednie niedole, czeka sposobności, aby wybuchnąć, Karolina zaś zasypia w złudzeniach zupełnego bezpieczeństwa.

W jaki sposób wszczyna się sprzeczka? Czyż kto kiedy wie, jaki prąd elektryczny spowodował lawinę lub rewolucję? Rodzi ją wszystko i nic zarazem. Wreszcie jednak, po pewnym czasie, którego długość należy ustalić według bilansu każdego małżeństwa, wymyka się wśród dyskusji Adolfowi to nieszczęsne zdanie: „Kiedy byłem kawalerem...!”.

Wspomnienie kawalerstwa jest w odniesieniu do żony tym samym, co owo „Mój biedny nieboszczyk” w odniesieniu do drugiego męża wdowy. Te dwa ciosy zadane językiem powodują rany, których nic nie zdoła kompletnie zabliźnić.

Adolf ciągnie dalej swą mowę jak drugi jenerał124 Bonaparte mówiący do Zgromadzenia Pięciuset: — Jesteśmy na wulkanie! — W naszym domu nie ma już rządu — chwila stanowczej decyzji nadeszła! — Mówisz o szczęściu, Karolino, sama je zniszczyłaś — wystawiłaś je na niebezpieczeństwo twymi wymaganiami, pogwałciłaś kodeks cywilny, mieszając się do spraw przekraczających twój zakres — popełniłaś zamach na legalną władzę małżeńską. — Trzeba zreformować podstawy naszego współżycia.

Karolina nie wydaje krzyków, jak je wydawało Zgromadzenie Pięciuset: Precz z dyktatorem! Bo nigdy nie krzyczy ten, kto ma pewność pokonania nieprzyjaciela.

— Kiedy byłem kawalerem, nosiłem zawsze tylko świeże trzewiki! Co dzień miałem przy stole czystą serwetkę! Restaurator okradał mnie tylko w pewnych oznaczonych granicach! Dałem ci moją wolność ukochaną!... Coś z niej zrobiła?

— Czyż tak bardzo jestem winna, Adolfie, że chciałam ci oszczędzić kłopotów — powiada Karolina, stając naprzeciw męża i przybierając pozę. — Odbierz więc klucze od kasy!... Ale cóż z tego wyniknie?... Wstyd mi doprawdy, będę zmuszona odgrywać komedię, aby zdobyć moje najkonieczniejsze potrzeby. Czy do tego dążysz? Doprowadzić do spodlenia się twoją własną żonę lub też rozdzielić nasze pożycie na dwa różne interesy sprzeczne z sobą, wrogie...

I oto dla trzech czwartych Francuzów mamy bardzo ścisłe określenie małżeństwa.

— Bądź spokojny, mój drogi — dodaje Karolina, siadając na kanapce z pozą Mariusza na ruinach Kartaginy — nic już nie żądam od ciebie! Nie jestem żebraczką! Wiem dobrze, co zrobię... Ty mnie nie znasz.

— Cóż u licha!... — powiada Adolf — więc z wami doprawdy nie można ani żartować, ani dysputować poważnie? Cóż zrobisz?...

— To cię nic nie obchodzi!...

— Przepraszam cię, bardzo mnie obchodzi. Godność moja, honor...

— Och!... Pod tym względem możesz być spokojny... Ze względu na ciebie, bardziej niż dla siebie samej, będę umiała zachować najgłębszą tajemnicę.

— Więc co? Powiedz! No, Karolino, Linko, co będziesz robić?...

Karolina obrzuca spojrzeniem żmii Adolfa, który cofa się i zaczyna się przechadzać.

— No, powiedz, co masz zamiar robić? — pyta wreszcie po upływie nieskończenie długiej chwili milczenia.

— Pracować!

Po tym szczytnym wykrzykniku Adolf zabiera się do odwrotu, spostrzegając u żony rozdrażnienie zbyt nabrzmiałe jadem i czując zbliżanie się burzy tak gwałtownej, jak jeszcze nigdy nie szalała w komnatach małżeńskich.

XVI. Sztuka stania się ofiarą

Począwszy od dnia Osiemnastego Brumaire’a125, pokonana Karolina chwyta się piekielnego systemu, który sprawia, iż nieustannie musisz opłakiwać swoje zwycięstwo. Staje się opozycją!... Jeszcze jeden tryumf w tym rodzaju, a Adolf dostałby się przed sąd przysięgłych, oskarżony o uduszenie swojej żony między dwoma materacami jak Otello Szekspira. Karolina nadaje swojej twarzy wyraz męczeński i okazuje uległość wprost morderczą. Co chwilę sztyletuje Adolfa słowami: „Jak chcesz, mój drogi!” — wygłaszanymi z przerażającą słodyczą. Żaden poeta elegijny nie mógłby walczyć o pierwszeństwo z Karoliną, która tworzy elegię po elegii: elegię w słowach, elegię w czynach, elegię w uśmiechu, elegię niemą, elegię ruchów, elegię gestów. Oto parę przykładów, w których wszystkie małżeństwa odnajdą swoje wspomnienia.

Po śniadaniu

— Karolino, mamy iść dziś wieczór do państwa Deschars, dziś u nich wielkie przyjęcie, wiesz przecie...

— Dobrze, mój drogi.

Po obiedzie

— Jak to, Karolino, tyś jeszcze nie ubrana?... — pyta Adolf, wychodząc ze swego pokoju wspaniale wystrojony.

Spostrzega Karolinę odzianą w szaty ubogiej i podeszłej126 wdowy; czarna mora zapięta pod szyją. Parę sztucznych kwiatków czyni jeszcze wymowniejszą melancholię fryzury niedołężnie upiętej rękami pokojówki. Do tego niezupełnie świeże rękawiczki.

— Gotowa jestem, mój drogi...

— To twoja tualeta127?...

— Nie mam innej. Nowa suknia kosztowałaby trzysta franków.

— Czemużeś mi nie powiedziała?

— Ja

1 ... 8 9 10 11 12 13 14 15 16 ... 29
Idź do strony:

Darmowe książki «Małe niedole pożycia małżeńskiego - Honoré de Balzac (książki czytaj online txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz