W klatce - Eliza Orzeszkowa (literatura naukowa online .TXT) 📖
Romans. Po przypadkowym spotkaniu w pociągu główny bohater przez pół książki usiłuje dowiedzieć się, kim w ogóle jest piękna kobieta przedstawiająca się jako „Kameleon”.
„Wierzę, iż miłość mężczyzny dla kobiety nie powinna być alfą i omegą ludzkiego istnienia, że ugiąć się, złamać się pod nią może tylko człowiek słaby, albo taki, któremu ona zastąpić musiała wszystko: czyn, ideę, sławę”. Powieść o tyle nietypowa, że zazwyczaj ulubione przez Orzeszkową sprawy społeczne schodzą na drugi plan. Oczywiście, tak całkiem się ich nie pozbędziemy, ale na pierwszym planie mamy pełnokrwiste love story. Refleksja na temat instytucji małżeństwa, miłości i realnych relacji między płciami w XIX-wiecznym społeczeństwie przychodzi dopiero później i niejako mimochodem.
- Autor: Eliza Orzeszkowa
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «W klatce - Eliza Orzeszkowa (literatura naukowa online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Eliza Orzeszkowa
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3658-7
W klatce Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Część I. Kameleon I. W podróży II. Doktor III. W teatrze IV. Z dziennika kobiety V. W kościele VI. Nie mów hoc, póki nie przeskoczysz VII. W miasteczku VIII. Kobieta-zagadka IX. Na co się przydał Konwalius Konwaliorum Część II. Wrażenie i miłość I. Jodłowa II. Byłażby to ta sama? III. Nie chcą się zejść, a schodzą się IV. Odpust V. Sielanka VI. Pytanie VII. Odpowiedź VIII. Urzeczony IX. Syn i matka X. Narzeczeni Epilog Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjna„Wierzę, iż miłość mężczyzny dla kobiety nie powinna być alfą i omegą ludzkiego istnienia, że ugiąć się, złamać się pod nią może tylko człowiek słaby, albo taki, któremu ona zastąpić musiała wszystko: czyn, ideę, sławę. W klatce niéma wyboru pożywienia; zgłodniały bierze taki pokarm, jaki znajduje, a jeśli pokarm ten jest trucizną, żyje nią czas jakiś, a potém... umiera, i tém się kończy jedna z tragi-komedyi ludzkiego istnienia na świecie.”
„Jeden uśmiech spod małego kapelusika wprowadza duszę w świat marzeń.”
Było to w miesiącu Wrześniu, przy schyłku krótkiego jesiennego dnia.
Przed jedną z największych stacyi kolei żelaznéj, wiodącéj z Wilna do Warszawy, stał długi szereg wagonów, a w jednym z nich, zasunięta w głąb powozu, z książką w ręku i gęstą zasłoną z czarnéj koronki na twarzy, siedziała kobieta.
Zmrok zapadał coraz ciemniejszy. Pod dużym gmachem stacyi błyskały latarnie, chodzili i gwarzyli ludzie, — w górze między chmurami wypływały gdzieniegdzie gwiazdy, a w dali ciemniał las, szerokim i nieruchomym pasem łącząc szare niebo z szarą ziemią.
Zadzwoniono po raz piérwszy.
Do wagonu, w którym siedziała kobieta z zasłoną, lekko i zręcznie wskoczył młody mężczyzna. Postać jego zgrabna i smukła, mimo zmroku, wdzięcznie zarysowała się na otaczającém ją ciemném tle; błysnęły stalowe ozdoby przewieszonéj przez ramię jego podróżnéj torebki i widać było wymykające się z pod czapeczki gęste i bardzo jasne włosy. Wskoczył do wagonu, stanął przy drzwiczkach i obejrzał się, jakby pytając losów, jakie towarzystwo zsyłają mu na długą może podróż.
Kobieta zwróciła twarz na wchodzącego i z po-za zasłony swojéj patrzyła na młodego człowieka.
I on patrzył na nią, ale, niestety! nic nie widział, oprócz niewyraźnéj postaci kobiecéj. Byłaż ona młoda czy stara, piękna czy brzydka? — nie mógł dojrzéć, bo siedziała w głębi powozu, a cienie były za nią, przed nią, wkoło niéj.
Znowu rozległ się głos dzwonka.
Na stopniu, prowadzącym do wagonu, w którego drzwiach rysowała się postać młodego mężczyzny, ukazała się otyła kobieta, od chłodu jesiennéj nocy zaopatrzona w futro z ogromnym lisim kołnierzem i w kaptur watowy z czarnego atłasu, zasłaniający część jéj czoła i twarzy. W ręku trzymała niemałéj objętości wór podróżny, dwa dosyć spore pudełka i drugi mniejszy worek, z którego sterczały, jak się zdawało, rogi oprawnych książek. Bagaże te i niepomierna tusza utrudniały jéj dźwignięcie się na wysoki stopień wagonu.
Młody człowiek nie zwracał uwagi na mozolne wspinanie się podróżnéj, gdy nagle słuch jego uderzyły słowa, dość ostrym wymówione głosem:
— Mój panie kochany! a bądź-że łaskaw podać mi rękę!
Odwrócił się, spojrzał, lekki, ledwie dojrzany uśmiech przebiegł mu po ustach; ale z grzecznością człowieka, należącego do oświeconych towarzystw, schylił się, jedną ręką ujął wór podróżny zakłopotanéj pani, drugą jéj pudła i, postawiwszy to wszystko w głębi wagonu, podał jéj obie dłonie.
Podróżna dźwignęła się z ciężkiém westchnieniem; po chwili cała masa podniosła się do wysokości drzwiczek, a zawsze wsparta na silnych i usłużnych dłoniach młodego człowieka, wtoczyła się do wagonu.
W czasie téj operacyi, kobieta z zasłoną na twarzy siedziała ciągle nieruchoma, przez szybę powozu patrząc gdzieś daleko, może na wielką złotą gwiazdę, która sama jedna wypłynęła z pod chmury i zawisła nad pasem dalekich lasów, jakby świecić chciała ciemnym ich głębiom.
Zadzwoniono po raz trzeci.
Ze stukiem zaczęły zamykać się drzwi wagonów, rozległy się dwa ostre, przeciągłe gwizdnięcia i po chwili poważna, wspaniała, niby królowa, wojsko na bój wiodąca, ruszyła się lokomotywa i, coraz szybsza, coraz silniejsza, żelazną piersią poczęła pruć gęste i mgliste powietrze, rzucając pod obłoki kłęby dymu, jakby słane ku niebu potęgi ziemskiéj świadectwa.
W wagonach zapalono lampy. Przy jednéj z nich młody człowiek, o jasnych, kędzierzawych włosach, z ciekawością patrzył na siedzącą w głębi powozu kobietę, któréj twarz kryła gęsta czarna koronka. A tak gęstą była ta zasłona, że przez nią dojrzéć mógł tylko wielką białość gładkiego, wysokiego czoła kobiety i, przeciskający się przez tkankę koronki, blask jéj oczu. Ale kolor tych oczu, ich kształt, wielkość, ale reszta twarzy, usta, nosek i, co ważniejsze od tego wszystkiego,
Uwagi (0)