Darmowe ebooki » Powieść epistolarna » Prowincjałki - Blaise Pascal (książki online biblioteka .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Prowincjałki - Blaise Pascal (książki online biblioteka .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Blaise Pascal



1 ... 29 30 31 32 33 34 35 36 37 ... 46
Idź do strony:
pełno bezbożności, jak List okrężny Jansenistów; ale bezczelny styl tego Listu czyni szalbierstwo zbyt grubym, i zbyt jawnie odsłania niegodziwość waszego O. Meynier, który ośmielił się nim posłużyć, str. 28, aby poprzeć swoje najczarniejsze oszczerstwa. Cytujecie niekiedy książki, które nigdy nie istniały, jak Konstytucje św. Sakramentu; czerpiecie z nich ustępy, sfabrykowane przez was samych, od których włosy powstają na głowie prostaczkom, nie znającym waszej śmiałości w wymyślaniu i ogłaszaniu kłamstw. Nie ma bowiem rodzaju oszczerstwa, którym byście się nie posłużyli. Zaiste, maksyma, która je usprawiedliwia nie mogła się znaleźć w lepszych rękach.

Ale te szalbierstwa są zbyt łatwe do odparcia; dlatego też macie i subtelniejsze, w których nic nie określacie po szczególe, aby odjąć wszelki chwyt i wszelką możność obrony; jak np. kiedy O. Brisacier powiada: „Iż jego wrogowie dopuszczają się ohydnych zbrodni, ale że nie chce ich przytaczać”. Czy nie zdawałoby się, że niepodobna dowieść oszczerstwa wobec tak nieuchwytnego zarzutu? Pewien zdatny człowiek wszelako znalazł na to sposób; a był to znów Kapucyn, moi Ojcowie; nie macie dziś szczęścia do Kapucynów; a boję się iż kiedyś możecie go nie mieć i do Benedyktynów.

Kapucyn ów nazywa się O. Walerian, z domu hrabiów Magni. Dowiecie się z tej opowiastki, w jaki sposób odpowiedział na wasze oszczerstwa. Powiodło mu się szczęśliwie nawrócić landgrafa darmstadzkiego. Wasi Ojcowie, jak gdyby ich bolało patrzeć na nawrócenie panującego księcia bez ich pomocy, sporządzili natychmiast książkę przeciw niemu (prześladujecie bowiem zacnych ludzi wszędzie), gdzie, fałszując jego cytaty, pomawiają go o herezję. Puścili też w obieg list przeciw niemu, gdzie powiadają: „Ha! ileż rzeczy moglibyśmy odsłonić” (nie mówiąc co), „które by ci bardzo były dotkliwe! Jeżeli bowiem nie opamiętasz się, będziemy zmuszeni przestrzec o tym papieża i kardynałów”.

To jest wcale zręcznie, moi Ojcowie: nie wątpię też, iż w podobny sposób mówicie i o mnie. Ale posłuchajcie w jaki sposób on na to odpowiada w swojej książce wydrukowanej w Pradze w zeszłym roku, str. 112 i nast: „Cóż pocznę” (mówi) „przeciw tym mglistym i nieokreślonym oszczerstwom? W jaki sposób odeprę zarzuty, których nie określają?? Oto wszelako sposób. Oświadczam mianowicie głośno i publicznie tym, którzy mi grożą, iż, o ile nie ogłoszą moich zbrodni całemu światu, uważam ich za zuchwałych szalbierzy, przebiegłych i bezwstydnych kłamców. Wystąpcie tedy, moi oskarżyciele, i okrzyczcie te sprawy na dachach, zamiast je szeptać do ucha, i kłamać bezpiecznie szepcąc do ucha. Niektórzy uważają, iż takie spory są gorszące. To prawda, iż jest to straszliwe zgorszenie wmawiać mi zbrodnię taką jak herezja, i czynić mnie podejrzanym o wiele innych zbrodni. Ale ja jeno usuwam to zgorszenie, broniąc swej niewinności”.

W istocie, moi Ojcowie, srogo się z wami obszedł, i nigdy chyba nie widziano pełniejszego usprawiedliwienia. Musiało wam bowiem zbywać najlżejszych dowodów przeciw niemu, skoroście nie odpowiedzieli na takie wyzwanie. Zdarzają się wam niekiedy takie przykre chwile. Ale to wam nie służy za naukę. Albowiem, w jakiś czas później, napadliście go w podobny sposób w innym przedmiocie; i znowuż obronił się tak samo, pag. 151, w tych słowach: „Ludzie ci, którzy się stają nieznośni całemu Chrześcijaństwu, dążą, pod pozorem dobrych uczynków, do potęgi i panowania, nakręcając do swoich celów prawie wszystkie prawa boskie, ludzkie, pisane i naturalne. Zwabiają, albo swoją nauką, albo lękiem, albo nadzieją, wszystkich możnych tej ziemi, i nadużywają ich powagi aby snuć swoje diabelskie intrygi. I zamachy ich, mimo że tak zbrodnicze, nie znajdują kary ani hamulca ale przeciwnie nagrodę: spełniają je też z taką śmiałością, jak gdyby oddawali usługę Bogu. Wszyscy uznają to; wszyscy mówią o tym z obrzydzeniem; ale mało kto zdolny jest stawić czoło tak potężnej tyranii. Ja to uczyniłem wszelako. Poskromiłem ich bezwstyd, i powstrzymam go jeszcze raz tym samym środkiem. Oświadczam tedy, iż skłamali najbezwstydniej: MENTIRI IMPUDENTISSIME. Jeżeli to, co mi zarzucili, jest prawdą, niech udowodnią, albo okażą się jawnie kłamcami pełnymi bezwstydu: ich postępowanie w tej mierze ujawni kto ma słuszność. Proszę wszystkich aby dawali baczenie i aby zauważyli, jak ci ludzie, którzy nie cierpią najmniejszej obrazy o ile mogą się obronić, udają iż znoszą bardzo cierpliwie te, których nie mogą odeprzeć, i okrywają fałszywą cnotą swą istotną bezsilność. Dlatego to chciałem dotkliwiej przyprzypiec ich wstyd, iżby i najtępsi mogli poznać, że, jeżeli milczą, milczenie to nie jest skutkiem ich łagodności, ale nieczystego sumienia”.

Oto co powiedział, moi Ojcowie, i jeszcze to: „Ci ludzie, których sprawy znane są całemu światu, są tak oczywiście niegodziwi, i tak zuchwali w swej bezkarności, iż musiałbym się wyprzeć Chrystusa i jego Kościoła, gdybym nie napiętnował publicznie ich postępowania, zarówno aby się usprawiedliwić, jak aby nie dozwolić prostaczkom wpaść w ich sidła”.

Tak, Wielebni Ojcowie, nie ma już sposobu się cofnąć. Trzeba zgodzić się z rolą zdemaskowanych potwarców, i uciec się do waszej maksymy: iż tego rodzaju potwarz nie jest zbrodnią. Ów Ojciec znalazł sposób aby wam zamknąć usta: tak właśnie trzeba czynić za każdym razem kiedy oskarżacie kogoś bez dowodów. Starczy jeno odpowiedzieć każdemu jak ów O. Kapucyn: mentiris inpudentissime. Cóż bowiem można by odpowiedzieć innego, kiedy wasz O. Brisacier, na przykład, powiada iż ci, przeciw którym pisze, to są „bramy piekielne, kapłani czarta, ludzie wyzuci z wiary, nadziei i miłości, budujący skarbiec Antychrysta? A nie mówię tego”, dodaje, „w kształcie zniewagi, ale jako najistotniejszą prawdę”. Maż się kto parać dowodzeniem, że nie jest „bramą piekielną, i że nie buduje skarbca Antychrysta”?

Cóż odpowiedzieć, tak samo, na wszystkie owe mętne gadaniny i wasze oszczerstwa w przedmiocie moich Listów, jak np: „Są tacy, którzy przywłaszczają sobie restytucje, zostawiając wierzycieli w nędzy; iż ofiarowywali wory pieniędzy uczonym Zakonnikom, którzy je odtrącili; iż dają beneficja aby siać szyzmę i herezję; iż posiadają pensjonarzy między najznamienitszymi duchownymi i na monarszych dworach; iż ja też pobieram pensję od Port-Royalu, i że przed moimi Listami pisywałem romanse”, ja który nigdy nie czytałem nawet żadnego, i nie znam nawet tytułu tych, które spłodził wasz Apologista! Cóż można na to odpowiedzieć, moi Ojcowie, jeśli nie: mentiris impudentissime, o ile nie wymienicie wszystkich tych osób, czasu, miejsca. Trzeba bowiem albo milczeć, albo przytoczyć i udowodnić wszystkie te okoliczności, jak ja czynię kiedy opowiadam historię O. Alby i Jana z Alby: inaczej zaszkodzicie jeno samym sobie.

Wszystkie wasze baśnie mogły może wam być pożyteczne zanim poznano wasze zasady, ale obecnie wszystko już odkryto; kiedy zechcecie szeptać na ucho: „iż czcigodna osoba, życząca sobie ukryć swoje nazwisko, opowiadała wam okropne rzeczy o tych ludziach”, przypomni się wam bezzwłocznie mentiris impudentissime dobrego Ojca kapucyna. Zbyt długo już oszukujecie świat i nadużywacie wiary, jaką pokłada w waszych szalbierstwach. Czas zwrócić dobrą sławę tylu spotwarzonym osobom. Jakaż bowiem niewinność może być tak powszechnie uznana, aby nie poniosła jakiegoś uszczerbku przez tak śmiałe oszczerstwa Towarzystwa rozpowszechnionego po całej ziemi, które, pod nabożną suknią, kryje dusze tak bezbożne, iż zbrodnie takie jak oszczerstwo popełnia się tam nie wbrew zasadom, ale zgodnie z zasadami?

Tak więc, nikt mnie nie potępi, iż zniweczyłem wiarę jaką mógłby ktoś w was pokładać; toć sprawiedliwsza jest zachować tylu osobom, któreście osławili, reputację pobożności, której nie powinny były utracić, niż wam zostawiać reputację szczerości, której nie warci jesteście posiadać. Że zaś jedno nie było możliwe bez drugiego, jakże ważnym było ukazać światu, kim jesteście! To właśnie zacząłem czynić; ale wiele czasu trzeba aby dokończyć. Świat ujrzy to wreszcie; i cała wasza polityka, moi Ojcowie, nie zdoła was tu ubezpieczyć; wszystkie bowiem wysiłki aby temu przeszkodzić ujawniłyby jedynie najmniej przenikliwym żeście się zlękli i że, czując we własnym sumieniu to wszystko co wam miałem powiedzieć, poruszyliście wszystkie sposoby aby to odwrócić.

Szesnasty list do Wielebnych OO. Jezuitów

(Straszliwe potwarze jezuitów na pobożnych księży i święte zakonnice).

4 grudnia 1656

Wielebni Ojcowie!

Oto dalszy ciąg waszych potwarzy; najpierw odpowiem na te, które zostały mi jeszcze z waszych Uwag. Ale, ponieważ wszystkie wasze książki są ich jednako pełne, znajdę w nich dość przedmiotu aby z wami pomówić w tej materii ile tylko uznam za potrzebne. Powiem wam tedy krótko, w przedmiocie tej bajki, którąście rozpuścili we wszystkich waszych pismach przeciw biskupowi z Ypre194, iż nadużywacie przewrotnie paru dwuznacznych słów z jego listów. Ponieważ te słowa można rozumieć w dobrem znaczeniu, powinno się je, wedle ducha Kościoła, wziąć w ten sposób, a inaczej mogą być wzięte jedynie wedle ducha waszego Towarzystwa. Skoro bowiem mówi do przyjaciela195: „Nie kłopocz się tyle o swego siostrzeńca, dostarczę mu czego potrzeba z pieniędzy, które mam w rękach”, czemu wmawiacie koniecznie, że on tym chciał powiedzieć, iż weźmie te pieniądze, aby ich nie zwrócić, a nie iż zalicza je sobie, aby je oddać? Ale, w istocie, jesteście bardzo nieostrożni: dostarczyliście bowiem sami dowodów przeciw sobie w innych listach tegoż biskupa, któreście ogłosili, a które świadczą wyraźnie, że chodziło jedynie o zaliczkę którą miał zwrócić. Okazuje się to z przytoczonego przez was listu z 30 lipca 1619, mianowicie ze słów: „Nie kłopocz się o ZALICZKI, nie zbraknie mu niczego, póki będzie tutaj”; oraz z 6 stycznia 1620, gdzie mówi: „Zbytnioś nagły; gdyby nawet chodziło o zdanie rachunków, mam tu jeszcze na tyle kredytu, aby znaleźć pieniądze w potrzebie”.

Jesteście tedy prostymi oszczercami, moi Ojcowie, zarówno w tym przedmiocie, jak w waszej śmiesznej bajce o skarbonce w Saint-Merry. Jakąż bowiem przewagę możecie wyciągnąć z oskarżenia, które jeden z waszych konfidentów rzucił na znienawidzonego wam kapłana? Czy oskarżenie równoznaczne jest z winą? Nie, moi Ojcowie. Ludzie świątobliwi jak on zawsze mogą być oskarżeni, dopóki będą istnieli potwarcy tacy jak wy. Nie z oskarżenia tedy trzeba sądzić, ale z wyroku. Otóż wyrok wydany 23 lutego 1656 uniewinnia go w całej pełni, nie mówiąc iż tego, kto wszczął lekkomyślnie tę brudną sprawę, wyparli się właśni koledzy i zmusili do odwołania. Co zaś do tego co powiadacie, w tym samym miejscu o „sławnym duszpasterzu, który w mgnieniu oka wzbogacił się o dziewięćset tysięcy franków”, wystarczy was odesłać do ks. ks. proboszczy Św. Rocha i św. Pawła, którzy dadzą całemu Paryżowi świadectwo jego bezinteresowności w tej sprawie oraz waszej karygodnej przewrotności w owej potwarzy.

Ale dość już o tak czczych fałszach. To są jedynie ćwiczenia waszych nowicjuszów a nie wytrawne ciosy waszych Mistrzów. Przechodzę tedy do nich, moi Ojcowie; przechodzę do tego oszczerstwa, jednego z najczarniejszych jakie wyszło z waszego ducha. Mówię o tym bezczelnym zuchwalstwie, z jakim ośmieliliście się wpierać świętym zakonnicom i ich nauczycielom: „że nie wierzą w tajemnicę Przemienienia, ani w istotną obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii”. Oto, moi Ojcowie, szalbierstwo godne was. Oto zbrodnia, którą tylko sam Bóg zdolny jest ukarać, jak wy tylko sami zdolni jesteście ją popełnić. Trzeba być równie pokornym jak te pokorne spotwarzone istoty, aby to znieść cierpliwie, i trzeba być równie niegodziwym jak ci niegodziwi oszczercy aby temu uwierzyć. Nie silę się tedy ich oczyszczać: nie ciąży na nich żadne podejrzenie. Gdyby potrzebowały obrońców, znalazłyby lepszych ode mnie. To, co powiem tutaj, nie ma na celu wykazania ich niewinności, ale tylko waszej złej wiary. Chcę jedynie wzbudzić grozę w was samych, i ukazać całemu światu, że po tym uczynku nie masz nic, do czego byście nie byli zdolni.

Powiecie oczywiście, że ja należę do Port-Royal to bowiem pierwsza rzecz, którą rzucacie każdemu kto zwalcza wasze ohydy; jak gdyby tylko w Port-Royal znajdowali się ludzie dość gorliwi aby bronić przeciw wam czystości Chrześcijaństwa! Znam, moi Ojcowie, zacność pobożnych samotników, którzy się tam schronili; wiem ile Kościół zawdzięcza ich zbożnej i wytrwałej pracy. Znam ich pobożność i wiedzę. Mimo bowiem iż nie należę do ich grona, — jak to chcielibyście wmówić, nie wiedząc kim jestem — znam niejednego z nich a szanuję cnotę wszystkich. Ale Bóg nie ograniczył jedynie do owego grona tych, których chce przeciwstawić waszym wyuzdaniom. Mam nadzieję dać wam to uczuć, moi Ojcowie, przy jego pomocy; i, jeżeli raczy mnie podtrzymać w zamiarze obrócenia dlań wszystkiego co odeń otrzymałem, przemówię do Was w taki sposób, iż może pożałujecie że nie macie do czynienia z kimś z Port-Royal. I tak, moi Ojcowie, podczas gdy ci, których znieważacie tak haniebną potwarzą, zasyłają jeno do Boga modły aby wam ją odpuścił, ja, którego nie dotyczy ta krzywda, czuję się w obowiązku rzucić wam ją w oczy w obliczu całego Kościoła, i przyprawić was o ów zbawczy wstyd, o którym mówi Kościół, będący jedynym niemal lekarstwem w podobnej zatwardziałości: Imple facies eorum ignominia; et quaerent nomen tuum Domine.

Trzeba poskromić to zuchwalstwo, które nie oszczędza najświętszych miejsc. Któż bowiem będzie bezpieczny, po takiej potwarzy? Jak to, moi Ojcowie, śmiecie rozszerzać po całym Paryżu tak gorszącą książkę, pod nazwiskiem O. Meynier, jednego z waszych, i pod tym ohydnym tytułem: Port-Royal i Genewa w zmowie przeciw Przenajświętszemu Sakramentowi Ołtarza! Oskarżacie w tej książce o kacerstwo nie tylko ks. de Saint-Cyran i p. Arnauld, ale także siostrę jego, matkę Agnieszkę, i wszystkie zakonnice z tego klasztoru, mówiąc o nich, na str. 96: „Iż wiara ich, w przedmiocie Eucharystii, jest równie podejrzana jak wiara p. Arnauld”, o którym twierdzicie, na str. 4, „że jest szczerym Kalwinem”.

Pytam całego świata, czy istnieją w Kościele osoby, na które moglibyście miotać podobne zarzuty z mniejszym prawdopodobieństwem? Powiedzcie mi bowiem, moi Ojcowie, gdyby te zakonnice i ich duszpasterze byli „w zmowie z Genewą przeciw

1 ... 29 30 31 32 33 34 35 36 37 ... 46
Idź do strony:

Darmowe książki «Prowincjałki - Blaise Pascal (książki online biblioteka .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz