Listy perskie - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (biblioteka polska txt) 📖
Listy perskie to powieść epistolarna autorstwa Charlesa de Montesquieu. Składa się ze 161 listów wymienianych między Persami, Usbekiem i Riką, którzy podróżują po świecie, a ich bliskimi i przyjaciólmi pozostałymi w Persji.
Usbek i Rika to muzułmanie, a ich podróż wynika z chęci poznania świata. Gdy przez kilka lat mieszkają we Francji, próbują oswoić nowy styl życia, z którym przyszło im się zetknąć. Listy perskie w interesujący sposób ukazują różnice obyczajowe, kulturowe i społeczne między dwoma kulturami — muzułmańską i chrześcijańską. Powieść to dla autora doskonała okazja, by podkreślić różne wady obu społeczeństw.
Charles de Montesquieu, znany bardziej jako Monteskiusz, był jednym z najsłynniejszych autorów francuskiego oświecenia. Był również prawnikiem, filozofem i wolnomularzem. Zasłynął przede wszystkim z popularyzacji koncepcji trójpodziału władzy.
- Autor: Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy perskie - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (biblioteka polska txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Charles de Montesquieu (Monteskiusz)
Mówiłem mu tysiąc razy o tobie, pokazuję mu twoje listy. Uważam, że mu to sprawia przyjemność, i widzę już, że nie znając go, masz w nim przyjaciela.
Znajdziesz tutaj jego główne przygody; mimo niechęci, z jaką zgodził się je spisać, nie mógł odmówić tego mej przyjaźni, ja zaś powierzam je twojej.
Urodziłem się wśród gwebrów, w religii najstarszej może ze wszystkich na świecie. Miałem to nieszczęście, iż miłość nawiedziła mnie wcześniej niż rozsądek. Od szóstego roku życia niezdolny byłem wyobrazić sobie istnienia inaczej, jak tylko w pobliżu siostry. Oczy moje wciąż się zwracały ku niej; kiedy mnie opuściła na chwilę, zastawała mnie we łzach. Każdy dzień mnożył miłość moją dla niej. Ojciec, zaskoczony tak gwałtowną sympatią, rad byłby pożenić nas wedle dawnego obyczaju gwebrów; ale obawa mahometan, pod których jarzmem żyjemy, nie pozwala myśleć o tych świętych związkach, których religia nasza nie tylko dozwala, ale je niemal nakazuje, i które są tak czystym obrazem spójni stworzonej przez naturę.
Ojciec, widząc, iż niebezpieczne byłoby iść tą godziwą skłonnością, postanowił zgasić płomień, o którym sądził, że jest w zarodku, a który w istocie był już u szczytu. Korzystając z jakiejś podróży, zabrał mnie z sobą, zostawiając siostrę pod opieką krewnej; matka bowiem umarła dwa lata wprzód. Nie umiem opisać bólu tej rozłąki. Tuliłem siostrę zalaną łzami; co do mnie, nie miałem już łez; boleść uczyniła mnie bezczułym. Przybyliśmy do Tyflisu; ojciec, powierzywszy me wychowanie jednemu z krewniaków, wrócił do domu.
W jakiś czas potem dowiedziałem się, iż, przy pomocy przyjaciół, ojciec umieścił siostrę w bejramie królewskim, w służbach jednej z sułtanek. Gdybym się dowiedział o jej śmierci, nie byłoby to dla mnie większym ciosem; pomijając, że traciłem nadzieję ujrzenia jej, wstąpienie do bejramu czyniło ją mahometanką; odtąd, zgodnie z uprzedzeniami tej religii, nie mogła patrzeć na mnie inaczej, jak tylko ze wstrętem. Mimo to, nie mogąc wytrwać w Tyflisie, znużony sobą i życiem, wróciłem do Ispahan. Pierwsze słowa moje do ojca były pełne goryczy; wyrzucałem mu, iż wtrącił córkę tam, gdzie wstęp daje jedynie zmiana religii. „Ściągnąłeś na całą rodzinę, rzekłem, gniew Boga i słońca, które ci przyświeca. Uczyniłeś więcej, niż gdybyś pokalał żywioły; pokalałeś duszę córki, nie mniej od nich czystej. Umrę z bólu i miłości; oby śmierć moja była jedyną karą, jaką cię Bóg dosięgnie! To rzekłszy, wyszedłem. Dwa lata trawiłem życie na tym, iż chodziłem patrzeć na mury bejramu i oglądać miejsca w których mogła się znajdować siostra. Codziennie narażałem się tysiąc razy na śmierć z ręki eunuchów, którzy pełnią straż dokoła tych straszliwych bram.
Wreszcie ojciec umarł; sułtanka zaś, w której służbach była moja siostra, widząc ją rosnącą z każdym dniem w piękność i krasę, uczuła w sercu zazdrość, i oddała ją w zamęście eunuchowi, który pożądał jej namiętnie. Dzięki temu siostra opuściła seraj i zamieszkała z eunuchem w Ispahan.
Upłynęło więcej niż trzy miesiące, nim mogłem się z nią zobaczyć. Eunuch, człowiek najzazdrośniejszy pod słońcem, wciąż, pod rozmaitym poborem, odprawiał mnie z niczym. Wreszcie, przestąpiłem próg bejramu; pozwolił mi z nią mówić przez gęstą żaluzję. Oczy rysia nie zdołałyby jej dojrzeć, tak była omotana w szaty i zasłony; mogłem ją poznać jedynie po głosie. Jakież było me wzruszenie, kiedy uczułem się tak blisko niej, a zarazem tak daleko! Zadałem sobie gwałt, śledzono mnie. Co do niej, zdawało mi się, iż uroniła kilka łez. Mąż jej próbował tłumaczyć się przede mną; potraktowałem go jak ostatniego z niewolników. Był bardzo zakłopotany, skoro spostrzegł, iż przemawiam do siostry w nieznanym mu języku: był to język staro-perski, nasze święte narzecze. „Jak to, siostro! rzekłem, więc to prawda, że opuściłaś religię ojców? Wiem, że wstępując do bejramu, zmuszona byłaś przyjąć wiarę Mahometa; ale, powiedz, czy i serce twoje mogło, jak usta, wyrzec się religii, która pozwala mi kochać ciebie? I dla kogo depcesz tę wiarę, która winna być nam tak droga? Dla nędznika, zbrukanego jeszcze kajdanami, które dźwigał: gdyby był człowiekiem, byłby najostatniejszym z ludzi. — Bracie, odparła, człowiek ten jest moim mężem; muszę go czcić, mimo iż ci się zdaje tak niegodny. Byłabym też ostatnią z kobiet, gdybym... — Ach, siostro, odparłem, wszak jesteś z rodu gwebrów; nie jest, ani nie może być twoim mężem: jeżeli jesteś prawowierna jak twoi ojcowie, winnaś nań patrzeć jak na potwora. — Ach, rzekła, jakże daleką zda mi się ta religia; ledwie poznałam jej nauki, a już trzeba mi było ich zapomnieć. Widzisz, że język, którym mówię do ciebie, nie płynie mi już swobodnie, zaledwie zdołam się nim wysłowić; ale bądź pewien, iż pamięć dzieciństwa zachowała dla mnie niezmienny urok. Od tego czasu, nie zaznałam chwili prawdziwej radości; nie upłynął jeden dzień, bym nie myślała o tobie. Jeśli zgodziłam się na zamęście, stało się to w znacznej mierze przez pamięć o tobie i w nadziei ujrzenia cię jeszcze. Ale jakże drogo przyjdzie mi jeszcze opłacić ów dzień, który kosztował mnie już tyle. Widzę, że ty odchodzisz od zmysłów; mąż drży cały z gniewu i zazdrości; już cię nie ujrzę; mówię z tobą ostatni raz w życiu! Ach, gdyby tak było, bracie, niedługo mi tego życia, to pewna”. Tu głos się jej załamał; niezdolna dłużej prowadzić rozmowę, opuściła mnie, pogrążonego w najgłębszej rozpaczy.
W kilka dni zażądałem znów widzenia z siostrą. Barbarzyński eunuch rad byłby się sprzeciwił; ale, pomijając, iż tacy mężowie nie mają nad żonami tej władzy, co inni, kochał ją tak szalenie, iż nie umiał jej niczego odmówić. Ujrzałem ją znowu spowitą w zasłony, w towarzystwie dwóch niewolnic; znowuż trzeba mi było wieść rozmowę w poufnym języku. „Siostro, rzekłem, czemu się dzieje, że nie mogę cię widzieć inaczej, jak tylko przechodząc nieopisane męki? Te mury, które cię więżą, te zamki, te kraty, nędzni stróże, którzy cię strzegą, wszystko doprowadza mnie do szału. Jak mogłaś wyrzec się lubej swobody, którą cieszyli się twoi przodkowie? Matka twoja, istota tak czysta, nie dawała mężowi innej rękojmi prócz cnoty: żyli szczęśliwi wzajemną ufnością. Prostota ich była dla nich bogactwem tysiąc razy cenniejszym niż fałszywy blask zbytku, który cię otacza. Tracąc wiarę, postradałaś swobodę, szczęście i tę szacowną równość, która stanowi chlubę twojej płci. Gorzej jeszcze: jesteś tu nie żoną, bo nie możesz nią być, ale niewolnicą niewolnika, którego uczyniono wyrzutkiem ludzkości. — Ach, bracie, rzekła, uszanuj mego małżonka, uszanuj religię, którą przyjęłam; wedle tej religii nie wolno mi ani słuchać cię, ani mówić z tobą bez zbrodni. — Jak to! siostro, wykrzyknąłem w uniesieniu, ty wierzysz, że ta religia jest prawdziwa? — Ach, rzekła, ileż szczęścia dla mnie, gdyby było inaczej. Zbyt wiele poświęcam tej religii, bym mogła w nią nie wierzyć. Jeśli moje wątpliwości...” Tu zamilkła. „Tak, wątpliwości twoje, siostro, jakie bądź są, mają głębokie przyczyny. Czego spodziewasz się od religii, która czyni cię nędzną na tym świecie, a nie zostawia nadziei na tamtym? Pomyśl, że nasza wiara jest najstarsza na ziemi; że kwitła od niepamiętnych czasów w Persji. Narodziny jej wspólne są z narodzinami państwa, którego początki giną w niepamięci. Przypadek jeno wprowadził tu mahometanizm; sekta ta zdobyła grunt nie siłą przekonania, ale podboju. Gdyby nasi prawowici książęta nie byli słabi, trwałby tu w mocy kult dawnych magów. Przenieś się myślą w te odległe wieki; wszystko ci będzie mówić o magizmie, a nic o sekcie mahometan, która, w kilka tysięcy lat potem, nie była nawet w kolebce. — Ale, rzekła, gdyby nawet moja religia była świeższa niż twoja, jest ona czystsza; uwielbia jedynie Boga, gdy wy uwielbiacie słońce, gwiazdy, ogień, nawet żywioły. — Widzę, siostro, nauczyłaś się od muzułmanów spotwarzać naszą świętą wiarę! Nie ubóstwiamy gwiazd ani żywiołów, ani nasi ojcowie nigdy nich nie ubóstwiali, nigdy im nie wznosili świątyń, nie składali ofiar; oddawali im cześć, ale niższego rzędu, jako dziełom i objawom bóstwa. Siostro, w imię Boga, który nas oświeca, przyjm tę świętą księgę, którą ci przynoszę: to księga naszego prawodawcy, Zoroastra. Czytaj ją bez uprzedzeń, przyjm światło, które oświeci cię podczas czytania; wspomnij ojców swoich, którzy tak długo czcili słońce w świętym mieście Balk, wspomnij wreszcie mnie, który cały los, nadzieję, dolę, życie pokładam w twej odmianie”. Opuściłem ją wzruszony i zostawiłem jej samej los najważniejszej sprawy mego życia.
Wróciłem w dwa dni. Nie odezwałem się nic: czekałem w milczeniu wyroku życia lub śmierci. „Kocham cię, bracie, rzekła, i kocham jako gwebryjka. Długo walczyłam; ale, bogowie! ileż trudności nie zwalczyłaby miłość! jakiejż ulgi doznaję! Nie lękam się już, iż nadto cię kocham: mogę nie stawiać już granic mej miłości: nawet bezmiar jej jest cnotą. Och! jak to zgodne jest ze stanem mego serca! Ale ty, któryś umiał skruszyć kajdany pętające mego ducha, kiedyż zerwiesz i te, które krępują me ręce? Od tej chwili oddaję się tobie; niechaj chyżość, z jaką przyjmiesz ten dar, okaże jak ci jest drogi. Bracie, pierwszy raz, kiedy cię będę mogła uściskać, myślę, że skonam w twych ramionach.”
Nie zdołam wyrazić radości, jakiej doznałem. Przez chwilę czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi; patrzałem niemal na spełnienie pragnień, jakimi oddychałem przez dwadzieścia pięć lat życia; rozwiały się wszystkie zgryzoty, które czyniły mi je tak uciążliwym. Ale, skorom się oswoił z tymi słodkimi myślami, spostrzegłem, że nie jestem tak bliski szczęścia, jak to sobie zrazu wyobrażałem, mimo iż zwyciężyłem największą przeszkodę. Trzeba było oszukać straże: nie śmiałem nikomu zwierzyć tajemnicy: miałem na świecie jedynie siostrę, ona tylko mnie. Gdyby mi się nie powiodło, narażałem się, że będę wbity na pal; ale najokrutniejszą karą byłoby mi samo niepowodzenie. Umówiliśmy się, że siostra pośle do mnie po zegar, który ojciec zostawił jej w spuściźnie: miałem ukryć w nim piłkę do przepiłowania żaluzji oraz mocny sznur. Od tego czasu nie miałem już jej odwiedzać, ale co noc pod oknem czekać chwili, w której będzie mogła spełnić zamiar. Wreszcie, szesnastej nocy, usłyszałem cichy zgrzyt piłki. Od czasu do czasu praca przerywała się; dech zamierał mi w piersiach. Po godzinie ujrzałem siostrę: przymocowała sznur, spuściła się po nim i osunęła się w me ramiona. Zapomniałem w tej chwili o niebezpieczeństwie, długo trwałem bez ruchu; następnie wyprowadziłem ją za miasto, gdzie miałem konia. Posadziłem ją za sobą na siodle i co żywo oddaliłem się z tych złowrogich miejsc. Przybyliśmy przed świtem do pewnego gwebra, który, schroniwszy się w pustyni, pędził ubogie życie z pracy rąk. Nie uważaliśmy za bezpieczne zostawać tam długo; idąc za jego radą, zapuściliśmy się w gęsty las, zamieszkaliśmy w dziupli starego dębu do chwili, gdy minie wrażenie naszej ucieczki. Żyliśmy w tym zakątku, bez świadków, powtarzając sobie, że będziemy się kochać zawsze i czekając, aż gwebryjski kapłan dokona ceremonii małżeństwa przepisanej przez święte księgi. „O, siostro, mówiłem, jakże ten związek jest czcigodny! natura zespoliła nas, święte prawo zespoli jeszcze silniej. Wreszcie kapłan pozwolił nam uśmierzyć goryczkę miłosną: dopełnił, w chatce wieśniaka, ceremonii, pobłogosławił nas, życząc krzepkości Gustaspa i świętości Hohoraspa47. Wkrótce opuściliśmy Persję, gdzie nie czuliśmy się bezpieczni; udaliśmy się do Georgii. Żyliśmy tam rok, z każdym dniem bardziej rozkochani. Ale, ponieważ zapasik mój był na ukończeniu, obawiałem się zaś ubóstwa nie dla siebie, ale dla siostry, rozstałem się z nią, aby szukać pomocy u krewnych — Niepodobna sobie wyobrazić czulszego pożegnania. Niestety, podróż okazała się nie tylko daremna, ale i zgubna. Zastawszy całe nasze mienie skonfiskowane, krewnych zaś w niemożności wsparcia nas czymkolwiek, wydostałem ledwie tyle, ile było trzeba na powrót. Jakaż była moja rozpacz! Nie zastałem już siostry. Na kilka dni przed mym powrotem Tatarzy wpadli do miasta: znęceni jej urodą, uprowadzili ją i sprzedali Żydom wędrującym do Turcji, zostawiając jedynie córeczkę, którą powiła kilka miesięcy wprzódy. Pospieszyłem za owymi Żydami i zdybałem ich o trzy mile: prośby moje, łzy, okazały się próżne; żądali trzydziestu tomanów, nie godząc się opuścić ani grosza. Zwróciwszy się, gdzie mogłem, o pomoc, nabłagawszy się daremnie tureckich i chrześcijańskich księży, udałem się do armeńskiego kupca; sprzedałem mu córkę; sprzedałem i siebie za trzydzieści pięć tomanów. Pospieszyłem z powrotem do Żydów, dałem im trzydzieści tomanów; pozostałych pięć wręczyłem siostrze, którą ujrzałem dopiero wówczas. „Jesteś wolna, siostro, rzekłem, i mogę cię uścisnąć; masz oto pięć tomanów; żal mi, że nie kupiono mnie drożej. — Jak to! rzekła, ty się sprzedałeś? — Tak, odparłem. — Och, nieszczęsny, i cóż uczyniłeś? czyż nie dość było mej niedoli, abyś ty jeszcze ją mnożył? Twa wolność była mą pociechą; twa niewola wpędzi mnie do grobu. Och, bracie, jakże okrutną jest twoja miłość! A córka! nie widzę jej! — Sprzedałem ją także”, odparłem. Wybuchnęliśmy płaczem; nie mieliśmy siły wyrzec słowa. Wreszcie udałem się do mego pana; równocześnie, siostra stanęła przed jego obliczem: rzuciła mu się do kolan. „Błagam cię, panie, rzekła, o niewolę, jak inni błagają o wolność; weź mnie, sprzedasz mnie drożej niż mego męża.” Zaczął się spór, który wycisnął łzy z oczu mego pana. „Nieszczęśliwy! rzekła, myślałeś, że przyjmę wolność kosztem twojej? Panie,
Uwagi (0)