Darmowe ebooki » Powieść epistolarna » Listy perskie - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (biblioteka polska txt) 📖

Czytasz książkę online - «Listy perskie - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (biblioteka polska txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Charles de Montesquieu (Monteskiusz)



1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 38
Idź do strony:
nawet do najśmielszych zabiegów ze spojrzeniem czystym i surowym.

Z chwilą gdym uznał ją godną ciebie, spuściłem oczy: zarzuciłem jej szkarłatny płaszcz; włożyłem na palec złoty pierścień; rzuciłem się do jej stóp, ubóstwiłem ją jako królową twego serca. Zapłaciłem Armeńczykom żądaną sumę, po czym usunąłem brankę wszystkim oczom. Szczęśliwy Usbeku! posiadasz więcej piękności, niż ich kryją wszystkie pałace Wschodu. Cóż za rozkosz będzie dla ciebie znaleźć, za powrotem, wszystko, co Persja ma najbardziej uroczego, i widzieć, jak w twoim seraju odradzają się wciąż pokusy, w miarę jak czas i nawyk silą się je niweczyć!

Z seraju Fatmy, 1 dnia księżyca Rebiab I, 1715.

Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
List LXXX. Usbek do Rhediego, w Wenecji.

Od czasu jak jestem w Europie, drogi Rhedi, widziałem wiele rodzajów rządu. To nie tak, jak w Azji, gdzie zasady polityki są wszędzie jedne.

Często zastanawiałem się, jaki rząd jest najzgodniejszy z rozumem. Zdawało mi się, że najdoskonalszy jest ten, który dochodzi do celu mniejszym kosztem; czyli ten, który powoduje ludźmi w sposób odpowiadający ich naturze i skłonnościom.

Jeżeli pod rządem umiarkowanym lud jest równie posłuszny jak pod rządem surowym, pierwszy jest doskonalszy, bo zgodniejszy z rozumem, surowość zaś jest pobudką obcą.

Zważ, drogi Rhedi, że w urządzeniu państwa mniejsza lub większa srogość nie rozstrzyga o posłuszeństwie. W krajach, gdzie kary są umiarkowane, budził one taki sam postrach, jak tam, gdzie są tyrańskie i ohydne.

Czy rząd będzie łagodny, czy okrutny, karze zawsze wedle stopni; większa lub mniejsza kara zależy od mniejszej lub większej zbrodni. Otóż, wyobraźnia nagina się do obyczajów: tydzień więzienia albo lekka grzywna tak samo działają na Europejczyka wychowanego w łagodności, jak utrata ręki przejmuje lękiem Azjatę. Ze stopniem kary wiąże się stopień obawy, przy czym każdy rozdziela ją na swój sposób: kara, która nie odjęłaby ani kwadransa snu Turkowi, okrywa hańbą Francuza i przywodzi go do rozpaczy.

Zresztą, nie uważam, aby porządek, sprawiedliwość i słuszność spotykały się z większym poszanowaniem w Turcji, Persji, w państwie Mogoła, niż w republikach Holandii, Wenecji, a nawet w Anglii; nie uważam, aby tam popełniano mniej zbrodni i aby ludzie, przerażeni ogromem kary, posłuszniejsi byli prawom.

Przeciwnie; widzę w tych właśnie państwach źródło niesprawiedliwości i prześladowań.

Uważam, że nawet monarcha, będący uosobieniem prawa, mniej jest tam panem, niż gdzie indziej.

Widzę, że w owych okresach srogości zawsze wszczynają się rozruchy, których głowy niepodobna dostrzec, i że skoro raz przemoc władzy zdeptano, nikt nie posiada dość powagi, aby ją przywrócić;

Iż samo zwątpienie o wymiganiu się od kary utwierdza bezład i czyni go tym większym;

Iż w państwach tych nie zdarzają się drobne bunty i że nie ma pośredniego stanu między szemraniem a wybuchem;

Że nie jest wcale konieczne, aby wielkie zdarzenia miały za źródło wielkie przyczyny; przeciwnie, najmniejszy przypadek może wydać wielką rewolucję, często równie nieprzewidzianą dla tych, którzy ją sprawili, jak dla tych którzy przez nią cierpią.

Kiedy Osmana, cesarza tureckiego, złożono z tronu, nikt z tych, którzy popełnili zamach, nie miał zamiaru go popełnić. Przyszli jedynie z prośbą, błagając, aby im wymierzono sprawiedliwość: jakiś głos, — czyj? tego nikt nie doszedł — ozwał się przypadkowo w tłumie: padło imię Mustafy i nagle Mustafa został cesarzem.

Paryż, 2 dnia księżyca Rebiab I, 1715.

List LXXXI. Nargum, poseł perski w Moskwie, do Usbeka, w Paryżu.

Ze wszystkich narodów w świecie, drogi Usbeku, żaden co do chwały i ogromu podbojów nie przewyższył Tatarów. Ten lud jest prawdziwym władcą świata; wszystkie inne zdają się stworzone po to, aby mu służyć. Jest on zarówno założycielem, jak niszczycielem królestw; we wszystkich wiekach był biczem bożym narodów.

Tatarzy podbili dwa razy Chiny i jeszcze dzierżą je pod swym panowaniem. Władają rozległymi krainami, tworzącymi cesarstwo Mogoła.

Jako panowie Persji, usadowili się na tronie Cyrusa63 i Gustaspy. Postawili nogę na Moskwie. Pod mianem Turków poczynili olbrzymie zdobycze w Europie, Azji i Afryce i panują nad tymi trzema częściami świata.

Jeśli zaś mamy mówić o odleglejszych czasach, z nich to wyszły niektóre ludy, które przyczyniły się do ruiny cesarstwa rzymskiego.

Czymże są podboje Aleksandrowe w porównaniu z czynami Dżyngis-chana?

Brakło temu zwycięskiemu narodowi jedynie historyków, zdolnych opiewać jego cudy.

Ileż nieśmiertelnych czynów utonęło w niepamięci! Ileż mocarstw, których początku nie znamy! Ten wojowniczy naród, wyłącznie zaprzątnięty obecną chwałą, pewien, że będzie zwyciężał po wsze wieki, nie myślał o przekazaniu potomności minionych podbojów.

Moskwa, 4 dnia księżyca Rebiab I, 1715.

List LXXXII. Rika do Ibbena, w Smyrnie.

Mimo że Francuzi mówią na ogół wiele, istnieje u nich rodzaj milczących derwiszów, których zowią kartuzami. Podobno, wstępując do klasztoru, ucinają sobie język; dobrze byłoby, aby inni derwisze również ucinali sobie wszystko, co jest zbyteczne w ich profesji.

Gdy mowa o milczkach, są inni znowuż, jeszcze osobliwsi. Ci mają nadzwyczajny talent: umieją gadać, nic nie mówiąc. Mogą podtrzymywać rozmowę dwie godziny, przy czym niepodobna pochwycić wątku ich myśli, ani zapamiętać bodaj słowa.

Ludzie tacy są ulubieńcami kobiet; nie w tym stopniu wszelako, co inni, którzy mają z natury uroczy talent uśmiechania się w porę, to znaczy w każdej chwili, i którym niebo użyczyło radosnego zachwytu nad wszystkim, co one mówią.

Ale szczytu genialności dochodzą, gdy umieją we wszystkim znaleźć ukrytą subtelność i odkryć tysiąc wdzięcznych szczególików w najpospolitszych rzeczach.

Znam innych, którym na dobre wyszła sztuka wciągnięcia w rozmowę rzeczy martwych. Tacy umieją mówić swym haftowanym ubraniem, jasną peruczką, tabakierką, laseczką, rękawiczką. Dobrze jest już z ulicy zdobyć posłuch turkotem karocy i młotkiem, którym ostro wali się do bramy. Ten wstęp korzystnie uprzedza dla dalszej rozmowy; kiedy introdukcja jest piękna, łatwiej przychodzi znieść osielstwa, które przychodzą później, ale, na szczęście, za późno.

Upewniam cię, że te drobne talenty, u nas bez wartości, doskonale służą szczęsnym posiadaczom, i że człowiek po prostu rozumny ginie sromotnie wobec ich blasku.

Paryż, 6 dnia księżyca Rebiab II, 1715.

List LXXXIII. Usbek do Rhediego, w Wenecji.

Jeśli istnieje Bóg, drogi Rhedi, nieodzownie musi być sprawiedliwy; inaczej bowiem byłby najbardziej złą i niedoskonałą z istot.

Sprawiedliwość to wykładnik realnego stosunku między dwiema rzeczami: wykładnik ten jest zawsze jednaki, jaka bądź istota by go rozważała, Bóg, anioł, czy wreszcie człowiek.

Prawda, że ludzie nie zawsze zdają sobie sprawę z tych stosunków, często nawet, spostrzegając je, oddalają się od nich, zawsze przede wszystkim widząc własny interes. Sprawiedliwość podnosi głos ile może; ale trudno jej o posłuch w zgiełku namiętności.

Ludzie mogą popełniać niesprawiedliwości, bo mają w tym korzyść i przekładają swoje zadowolenie nad cudze. Co bądź czynią, czynią zawsze dla siebie. Nikt nie jest zły bezinteresownie; musi być racja, która go skłania do tego, a racja ta płynie zawsze z interesu.

Ale nie jest możliwe, aby Bóg uczynił kiedy coś niesprawiedliwego. Z chwilą kiedy się przyjmuje, że widzi sprawiedliwość, musi ją wykonywać. Ponieważ nie potrzebuje niczego i wystarcza w zupełności sobie, czyniąc źle, byłby najgorszą z istot, ponieważ byłby złym bezinteresownie.

Zatem, gdyby nawet nie było Boga, winni byśmy i tak kochać sprawiedliwość, to znaczy czynić wysiłki, aby się upodobnić do Istoty, o której mamy tak piękne wyobrażenie i która, gdyby istniała, byłaby nieodzownie sprawiedliwa. Gdybyśmy się nawet czuli wolni od jarzma religii, nie powinni byśmy się zwalniać od jarzma sprawiedliwości.

Oto, Rhedi, co mnie naprowadziło na myśl, że sprawiedliwość jest wieczna i nie zależy od ludzkich układów. Gdyby nawet była od nich zależna, trzeba by tę straszliwą prawdę ukrywać zgoła przed samym sobą.

Jesteśmy otoczeni ludami silniejszymi od nas; mogą nam szkodzić na tysiąc sposobów; po największej części bezkarnie. Jakimż bezpieczeństwem jest wiedzieć, że istnieje w ludziach pierwiastek, który walczy na naszą korzyść i osłania nas od ich zakusów!

Gdyby nie to, musielibyśmy żyć w ciągłym przerażeniu; przechodzilibyśmy koło ludzi niby koło groźnych lwów; ani chwili nie czulibyśmy się pewni mienia, czci i życia.

Wszystkie te myśli uprzedzają mnie przeciw owym teologom, którzy przedstawiają Boga jako istotę wykonującą w tyrański sposób swą władzę, którzy każą mu postępować w sposób, w jaki nie chcielibyśmy postępować nawet my sami, z obawy aby go nie obrazić; którzy wkładają mu brzemię wszystkich niedoskonałości, jakie on w nas potępia, i, w ustawicznej sprzeczności, przedstawiają go to jako istotę złą, to jako istotę, która nienawidzi zła i karze je.

Kiedy człowiek wejrzy w siebie, jakimż zadowoleniem jest dlań czuć, że serce jego jest sprawiedliwe! Ta rozkosz, mimo iż raczej surowa, winna go napełniać szczęściem: czuje się o tyle ponad ludźmi nie posiadającymi w sercu tej sprawiedliwości, co ponad tygrysami i niedźwiedziami. Tak, Rhedi, gdybym był pewny, że zawsze będę się kierował sprawiedliwością, uważałbym się za pierwszego z ludzi.

Paryż, 1 dnia księżyca Gemmadi I, 1715.

List LXXXIV. Rika do ***.

Byłem wczoraj w domu Inwalidów; gdybym był władcą, większą sprawiałoby mi radość stworzenie tej instytucji, niż trzy wygrane bitwy. Wszędzie widać tam rękę wielkiego monarchy. Mam uczucie, że to jest miejsce najdostojniejsze na ziemi.

Cóż za wspaniałe widowisko, widzieć razem wszystkie te ofiary ojczyzny, które oddychają jedynie chęcią jej obrony i które, czując w sobie dawne męstwo, ale nie mając dawnych sił, skarżą się jeno na niemożność poświęcenia się raz jeszcze!

Cóż wspanialszego, niż widok tych okaleczałych rycerzy, którzy w tym miejscu spoczynku zachowują dyscyplinę równie ścisłą, co w obliczu wroga; którzy szukają ostatniej pociechy w tym obrazie wojny i dzielą serce i ducha między obowiązki religii i sztuki wojennej!

Chciałbym, aby imiona tych, którzy giną za ojczyznę, przechowywano w świątyniach i zapisywano w regestrach, iżby były niejako źródłem chwały i szlachectwa.

Paryż, 15 dnia księżyca Gemmadi I, 1715.

List LXXXV. Usbek do Mirzy, w Ispahan.

Wiadomo ci, Mirzo, że niektórzy ministrowie Szaha-Solimana w Persji zamierzyli zniewolić wszystkich Armeńczyków, aby opuścili królestwo lub przyjęli mahometanizm. Uczynili to w tym rozumieniu, iż państwo będzie zawsze skażone, póki zachowa w swym łonie niewiernych.

Gdyby w istocie, w tej sprawie, usłuchano ślepej zaciekłości, byłoby to zagładą Persji.

Nie wiadomo w jaki sposób plan ten chybił. Ani ci, którzy powzięli projekt, ani ci, którzy go odrzucili, nie zdawali sobie sprany z następstw; przypadek zastąpił w tym wypadku rozum i politykę i ocalił państwo od ciosu większego niż przegrana bitwa i utrata dwóch miast.

Proskrybując w czambuł Armeńczyków, gotowano się, w jeden dzień, zniszczyć wszystkich kupców i prawie wszystkich rękodzielników królestwa. Jestem pewien, że wielki Szach-Abas wolałby sobie obciąć obie ręce, niż podpisać podobny rozkaz. Wtrącając w objęcia Mogoła i innych królów indyjskich swych najskrzętniejszych poddanych, miałby uczucie, że im oddaje całe prowincje.

Prześladowania, jakich fanatyczni wyznawcy Mahometa dopuszczali się wobec gwebrów, sprawiły, iż ci zaczęli tłumnie chronić się do Indii; tym samym pozbawiono Persję tak pracowitego narodu rolników, jedynego, który pracą swą zdolny był pokonać jałowość naszej ziemi.

Pozostawał fanatyzmowi jeszcze tylko jeden zamach, mianowicie zrujnować przemysł: po czym królestwo padłoby samo z siebie, a z nim nieodzownie i religia której chcieli zapewnić rozkwit.

Jeśli mamy rozumować bez uprzedzeń, nie wiem, Mirzo, czy nie jest korzystne, aby w Państwie istniały rozmaite religie.

Zauważono, że ci, którzy należą do religii tolerowanych, stają się zazwyczaj użyteczniejsi państwu niż wyznawcy religii panującej, ponieważ, oddaleń od drogi zaszczytów, nie mogąc wę wyróżnić inaczej jak tylko zasobnością i bogactwem, skłonni są nabywać je wytężoną pracą i chwytać się najuciążliwszych funkcji.

Prócz tego, ponieważ wszystkie religie zawierają przepisy użyteczne społeczeństwu, dobrze jest, aby ich przestrzegano tym gorliwiej. Cóż lepiej zdoła ożywić tę gorliwość, jeśli nie mnogość wyznań?

Są to rywalki, które sobie nic nie przebaczają. Zawiść wciska się więc w prywatne życie jednostek: każdy ma się na ostrożności i lęka się uczynić coś, coby okryło wstydem jego stronnictwo, wystawiając je na wzgardę i krytyki przeciwników.

Toteż niejednokrotnie stwierdzono, iż powstanie nowej sekty w państwie najpewniej poskramia nadużycia dawnej.

Błędne są twierdzenia, jakoby było wbrew interesom władcy cierpieć w państwie kilka religii. Choćby nawet wszystkie sekty świata w nim się zebrały, nie przyniosłoby mu to szkody, gdyż nie ma wśród nich ani jednej, która by nie zalecała posłuszeństwa i uległości.

Przyznaję, że dzieje pełne są wojen religijnych: ale, jeśli dobrze zważyć, nie różność religii wydała te wojny, ale duch nietolerancji, ożywiający wiarę, która uważała się za panującą.

To ów duch prozelityzmu, który Żydzi wzięli od Egipcjan, i który, niby nagminna i zaraźliwa choroba, przeszedł od nich do mahometan i chrześcijan.

Jest to jak gdyby dur, którego rozwój można uważać jedynie za zupełne zaćmienie rozumu ludzkiego.

Ostatecznie, gdyby nawet nie było nieludzkie prześladować sumienie drugich, gdyby to nawet nie sprowadzało tylu opłakanych następstw, trzeba być szalonym, aby się na to porywać. Ten, który chce mnie skłonić do zmiany religii, czyni to bez wątpienia jedynie dlatego, iż sam nie zmieniłby swojej, gdyby go zmuszano. Uważa zatem za dziwne, że ja nie czynię rzeczy, której sam by może nie uczynił za wszystkie cesarstwa świata.

Paryż, 26 dnia księżyca Gemmadi I, 1715.

1 ... 17 18 19 20 21 22 23 24 25 ... 38
Idź do strony:

Darmowe książki «Listy perskie - Charles de Montesquieu (Monteskiusz) (biblioteka polska txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz