Darmowe ebooki » Poemat » Wielki Testament - François Villon (biblioteki publiczne .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Wielki Testament - François Villon (biblioteki publiczne .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 François Villon



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 16
Idź do strony:
class="verse">A czasem, wręcz zadrwiwszy z Boga, 
Nędznego zbawi się żywota. 
 
XLV
Ieśli mu młodość była kwietna,  
Dziś dni nadeszły szare, brzydkie;  
Zawżdy iest stara małpa szpetna, 
Y takoż iey figlasy wszytkie.  
Gdy milczy, w onym smutnym czasie,  
Powiedzą: «Koniec iuż błaznowi»;  
Gdy gada, milczeć każą zasię,  
Iż nie ma smaku w tem, co mówi... 
 
XLVI
Tak one biedne kobiecięta,  
Stare ze wszytkiem y bez soku,  
Patrząc na młode, na dziewczęta 
Rade, budzące radość w oku,  
Pytaią Boga, czemu, czemu,  
Tak wcześnie dano im się zrodzić?  
Bóg milczy: bowiem, po dobremu,  
Niełacno racyą im wygodzić. 
 
Żale piękney płatnerki98 dobrze już siegniętey przez starość
Zda mi się, iakbych słyszał skargi  
Płatnerki piękney — gdzie te czasy! — 
Iak żali się zwiędłemi wargi  
Y het, do dawney wzdycha krasy:  
«Ha! Ty starości, coś tak wcześnie  
Z nóg mnie zwaliła, ty niedobra?  
Cóż dłoń mą trzyma, bych boleśnie 
Wnet się nie pchnęła miedzy ziobra?» 
 
«Zabrałaś mi tę iurną pychę, 
Iaką czerpałam z mey urody,  
Nad kupce, klechy, żaczki liche;  
Naówczas bowiem stary, młody,  
Wszelki człek dałby, co bych chciała,  
Choćby y dusił grosz natwardziey,  
Bylebych zwolić mu przystała 
Tego, czem dziad dziś wszawy gardzi!» 
 
«Ha! Nieiednemum odmówiła  
— Ileż-to czasu stradanego! —  
Dla chłopca, com go ulubiła 
Y com ta mogła, pchałam w niego; 
Ienszym płatałam to y owo, 
Tegom kochała, do stu katów, 
A on, ieśli mi dobre słowo 
Rzekł czasem, to dla mych dukatów!» 
 
«Ile chciał, mógł mnie poniewierać,  
Deptać — ot, tak iuż człek się wlubił — 
Mógłby mi kazać chrusty zbierać,  
Byleby czasem przyhołubił, 
Wraz99 przepomniałam mey niedoley!...  
Świntuch, chorobą żarty sprośną,  
Ściskał mnie... Wspomnieć serce boli!  
Cóż mi ostawił? Wstyd rzec głośno...  
 
«Umarł — iuż dawno! — Leży w grobie,  
A ia szedziwa tu ostałam;  
Gdy wspomnę, w oney szczęsney dobie  
Czem byłam, a czem dziś się stałam,  
Gdy w wieczór nagą się oglądam  
Y widzę się tak odmienioną,  
Nędzną, wyschniętą, śmierci żądam,  
Taka mi wściekłość szarpie łono». 
 
«Cóż się z tem czółkiem stało ślniącem, 
Kosą100 blond, brwią wygiętą w górę, 
Spoźrzeniem radem101 a palącem 
Co lazło chłopu het, za skórę? 
Z tym noskiem zgrabnym, wdzięczną bródką, 
Uszkami zmyślnie wyciętemi,  
Z tą buzią, taką iasną, słodką, 
Z pięknemi wargi rumianemi?» 
 
«Co się zrobiło z karczkiem gładkim, 
Ramionkiem krągło utoczonem, 
Z cycuszkiem drobnym, z iędrnym zadkiem, 
Wyniosłym, schludnym, wręcz stworzonym 
Na harców czułych przystań lubą; 
A lędźwie, a ten słodki Raik, 
Między ud parą krzepką, grubą, 
Niby zaciszny, śleczny gaik?» 
 
«Czoło zmarszczone, włosy siwe,  
Brwi oszedziałe102, oczy szkliste, 
Niegdy wesołe, rozkoszliwe,  
Niecące w krąg szaleństwo czyste;  
Nos zakrzywiony, szpetny zgoła,  
Uszy kosmate y pobladłe,  
Gardziel obwisła iak u woła,  
Broda y usta w głąb zapadłe:» 
 
«Otoć piękności kres człowieczey!  
Wyschnięte ręce y ramiona,  
Łopatki wcale nic do rzeczy,  
Szpetnie zmarszczony brzuch, wymiona,  
Biedra nie lepsze też od brzucha; 
Raik? Tfy! Udo, niechay zginę:  
Nie udo, ale gałąź sucha,  
Pstro nakrapiana w centki sine». 
 
«Tak dobrych czasów żałuiemy,  
Gromada starych wiedźm, siedząca  
W kuczki, w żałości grzęznąc niemey, 
Łachmanów kupa, ot, cuchnąca; 
Niby konopnych sznur paździerzy103,  
Co ledwo zatli się, iuż gaśnie;  
Niegdy kwiat ziemi, cudny, świeży:  
Otoć samicza dola właśnie».  
 
Ballada piękney płatnerki do dziewcząt letkiego obyczaju
«Pomniy ty, młoda Rozaliio,  
Co rady żądasz w oney dobie,  
Y ty, nadobna Cencyliio,  
Teraz iest myśleć czas o sobie.  
Bierz ieno chłopów, szaley z niemi, 
Bierz pilno, by pirszego z brzegu:  
Bo starzy są tu, na tey ziemi,  
Iak grosz, co wyszedł iuż z obiegu».  
 
«Y ty, szewczycho Wilhelmino104, 
W tańcu wszelakim dobrze szczwana, 
Też ty, rzeźniczko Katarzyno, 
Nie chciey obrażać Stwórcy Pana: 
Toć wszytkie, wszytkie, iakże wcześnie 
Starość powoła do szeregu! 
Tak lube, iako zgniłe trześnie 
Lub grosz, co wyszedł iuż z obiegu»... 
 
«Ioaśko, ty tam, młynarzowa,  
Omotać się iednemu nie day; 
Ty, Zośka, coś iak orzech zdrowa, 
Gdzie możesz, krasę swoią przeday; 
Minie uroda, gładkość luba  
Stopi się w kształt brudnego śniegu:  
Tyle wam będzie wasza chluba,  
Co grosz, wypadły iuż z obiegu».  
  Przesłanie
«Patrzcie, dziewczęta; łatam kiecki,  
Łzy roniąc przy każdziutkim ściegu,  
Iż mnie ostawił los zdradziecki  
Iak grosz, co wyszedł iuż z obiegu». 
 
XLVII
Tak oto, do posłuszney młodzi,  
Wczoraysza dziewka mądrze gada; 
Na złe czy dobre im to schodzi,  
Wiernie spisuję, jak powiada, 
Ręką Fremina105, co prowadzi  
Me pióro: pałka roztrzepana...  
Niechay go czort, ieśli mnie zdradzi:  
Toć wedle sługi sądzą pana. 
 
XLVIII
Owo, kto ima się kochania,  
Ten ci ku pewney bieży stracie...  
Nieieden, słyszę, mi przygania  
To słowo, mówiąc: «Hola, bracie!  
Gdy od miłości precz cię żenię,  
Pań tych hultaystwo zbyt nieznośne,  
Szaleństwem takie iest zwątpienie:  
Wszakci są nierządnice głośne. 
 
XLIX
Ieśli kochaią za grosz miły,  
My ie kochamy tylko w naiem; 
Łupią nas, ile maią siły, 
Y wdziecznem sercem świadczą wzaiem.  
Z tych każda ieno korzyść goni; 
Lecz zacny człek, pomagay Boże,  
Ku zacnym damom serce kłoni, 
Y szuka szczęścia w tym honorze». 
 
L
Rad106 słucham, co mi tu świadczycie,  
Lecz mędrszy z tego bydź nie umiem;  
Ot, wedle tego, co mówicie, 
Ieżeli dobrze was rozumiem,  
Trzeba miłować godne panie:  
Iakże? Skąd wiem ia, czy te gniotki, 
Które dziś wszytkim tak są tanie, 
Takoż nie strzegły kiedyś cnotki? 
 
LI
Tak, żyły w cnocie y porządku,  
Bez skazy y niiakiey zmazy:  
Ba, cóż! Toć prawda, iż z początku  
Każda z tych panien, bez obrazy,  
Wzięła se, zanim się sk... iła,  
Ta klerka107, owa żaczka, mnicha;  
Tak ie potrzeba przynagliła:  
Nie uśpić w kieckach złego licha! 
 
LII
Tak wzięły, co pisane komu, 
Którey ta przypadł kto do gustu: 
Miłować ięły po kryiomu, 
Inszy człek nie miał tam dopustu. 
Lecz cóż? Niedługo onych statków: 
Nieiedna z tego miłowania 
W insze się puszcza, y pośladków 
Nikomu w końcu iuż nie wzbrania. 
 
LIII
Co ie pcha k’temu? Nie chcąc cześci 
Samiczey kalać, tako mniemam, 
Że taki snadź iuż los niewieści: 
Inszego sądu o tem nie mam; 
Ba, powiedaią mądrzy ludzie 
Y dobrze sprawę tę znaięcy, 
Iż sześciu chwatów, w krzepkim trudzie, 
Niż trzech urobi pono więcey. 
 
LIV
Podawać piłkę, rzecz to gasza,  
A żeńska chwytać ią do siatki;  
Ot, cała słuszność, nasza, wasza, 
Takie miłości są zagadki;  
Wiary w tych igrach ty nie pytay, 
Choćby sto razy ią poprzysiąc,  
Y słówko stare pilnie czytay: 
«Za iedną rozkosz — bólów tysiąc». 
 
Podwóyna ballada w tymże samym przedmiocie
Miłuycie tedy, ile chcecie,  
Weselcie się y trząście zdrowo,  
Gdzie potrza y tak dopłyniecie, 
Nie ma ta nad czem robić głową.  
Miłości dur 108ogłupia ludzi; 
Salomon109 przez nią wszedł w pogany:  
Naymędrszy boday się spaskudzi... 
Szczęśliw, kto nie zna, co te rany! 
 
Orfeusz110, wdzięczny mistrz na fletni,  
Chcąc folgę dać miłosney męce, 
Omal nie zginął co naszpetniey 
W Cerbera srogiey psiey paszczęce;  
A Narcyz111, młodzian pięknolicy, 
W studni głębokiey pogrzebany  
Przepadł dla iakieyś krasawicy...  
Szczęśliw, kto nie zna, co te rany! 
 
Sardana, xiążę niezbyt słabe112,  
Co Kretę wyspę zawoiował, 
Rad był się przeinaczyć w babę,  
Iżby śród dziewcząt dokazował;  
Król Dawid, prorok w świecie rzadki,  
Boiaźni bożey zzuł kaydany  
Widząc gładziuchne dwa pośladki113...  
Szczęśliw, kto nie zna co te rany!  
 
Ammon114, udaiąc słabość ostrą,  
Gdy go z litości hołubiła,  
Sprosności czynił z Tamar, siostrą, 
Aż się dlań szpetnie przykurwiła;  
Herod, za tańce y figielki,  
Przez tanecznicę ubłagany, 
Ianowi zrobił despekt wielki...! 
Szczęśliw, kto nie zna, co te rany! 
 
O sobie biednym też rzec muszę: 
Zbito mnie, niby w rzece płótno, 
Na goło, drągiem... Na mą duszę,  
Tę kaźń któż ziednał mi okrutną, 
Ieśli nie Kasia115 czarnooka?  
Wzięły po grzbiecie y kompany:  
Ciurkiem płynęła tam posoka...  
Szczęśliw, kto nie zna, co te rany! 
 
Lecz, iżby przez to żaczek młody 
Dzierlatki młode miał ostawić, 
Nie! Chociaby go, łbem do wody, 
Iak czarownika miano spławić, 
Słodsze mu niż zbawienie własne! 
Ba, wierzy im, li116 obłąkany: 
Czarne brwi maią, czy tez iasne... 
Szczęśliw, kto nie zna, co te rany! 
 
LV
Gdyby ta, ktorey’m niegdy służył,  
Z wiernego serca, szczerey woley,  
Przez ktorą’m tyle męki użył 
Y wycirpiałem moc złey doley,  
Gdyby mi zrazu rzekła szczerze, 
Co mniema (ani słychu o tem!)  
Ha! byłbym może te więcierze117  
Przedarł, y nie lazł iuż z powrotem. 
 
LVI
Co bądź iey ieno kładłem w uszy,  
Zawżdy powolnie118 mnie słuchała 
— Zgodę czy pośmiech maiąc w duszy  
Co więcey, nieraz mnie cirpiała,  
Iżbych się przywarł do niey ciasno 
Y w ślepka patrzał promieniste 
Y prawił swoie... Wiem dziś iasno,  
Że to szalbierstwo było czyste. 
 
LVII
Wszytko umiała przeinaczyć;  
Mamiła mnie, niby przez czary: 
Zanim człek zdołał się obaczyć,  
Z mąki zrobiła popiół szary; 
Na żużel rzekła, że to ziarno,  
Na czapkę, że to hełm błyszczący, 
Y tak zwodziła mową marną,  
Zwodniczem słowem rzucaiący... 
 
LVIII
Na niebo, że to misa z cyny,  
Na obłok, że cielęca skóra,  
Na ranek, że to wieczór siny,  
Na głąb kapusty, że to góra;  
Na stary fuzel119, że moszcz120 młody,  
Na świnię, że to młyn powietrzny,  
Na powróz, że to włosek z brody,  
Na mnicha, że to rycerz grzeczny...  
 
LIX
Tak moie oto miłowanie  
Odmienne było y zdradliwe;  
Nikt tu się ponoś nie ostanie, 
By zwinny był iak śrybło żywe:  
Każdy, ścirpiawszy kaźń nieznośną,  
Na końcu będzie tak zwiedziony 
Iak ia, co wszędy zwą mnie głośno:  
Miłośnik z hańbą przepędzony.  
 
LX
Precz od się ścigam iuż Amory, 
Plwam na obłudne te nadzieie;  
Mógłby człek skapieć121 oney pory, 
Ni ie to ziąbi, ani grzeie.  
Na kołku wieszam me narzędzie,  
Galantów122 iuż nie pódę szlakiem:  
Ieżelim bywał wprzód w ich rzędzie,  
Gardzę iuż dziś rzemiosłem takiem, 
 
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
LXI
Sztandar rozwiiam móy swobodno:  
Niech idzie za nim, kto łaskawy;  
Rzucam materią123 mało godną,  
Y znów do inszey wracam sprawy;  
A ieśli na mnie kto zawarczy,  
Iż śmiem Amorom hańbę zadać,  
Niech za odpowiedź to mu starczy: 
«Kto zdycha, wszytko lża124 mu gadać».  
 
LXII
Wiem, że iuż czas mi
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 16
Idź do strony:

Darmowe książki «Wielki Testament - François Villon (biblioteki publiczne .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz