Darmowe ebooki » Poemat » Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 George Gordon Byron



1 ... 37 38 39 40 41 42 43 44 45 ... 103
Idź do strony:
pono 
Zgodni: w pieszczeniu małego szatanka. 
Ojciec rozsądny, miast się kłócić z żoną, 
Do szkoły posłałby młodego panka 
Albo go w domu zapoznał z brzeziną; 
Chłopiec z mniej gęstą w świat by poszedł miną. 
  XXVI
Don José z doñą Inez tym sposobem 
Wiedli czas jakiś nieszczęśliwe życie, 
Pragnąc już raz się rozdzielić — choć grobem. 
Dla ludzkich oczu żyli przyzwoicie, 
Jako że byli dobrego wyrobem 
Chowu; nikt nie zgadł, że się gryzą skrycie, 
Aż ogień długo tłumiony wybuchnął 
I cały sekret jawną wieścią gruchnął. 
  XXVII
Pani wezwała doktory, znachory, 
Chcąc dowieść, że jej mąż cierpi na „głowę”. 
Lecz że „lucida momenta39” miał chory, 
Godziła się, że „serce” ma niezdrowe. 
Gdy tłumaczono jej, że to pozory, 
Niosła w zeznaniach dowody jałowe. 
„Bóg mnie — mówiła — oskarżyć przymuszał.” 
Na to eskulap40 ramionami ruszał. 
  XXVIII
W dzienniczku błędy męża spisywała 
I gromadziła stosy bilecików, 
Skąd argumenty oskarżeń czerpała. 
W Sewilli mnogich liczyła stronników,  
A wśród nich babkę, co już zdziecinniała. 
Wszyscy zaś dużo wyprawiali krzyków: 
Inkwizytorzy, sędziowie, juryści, 
Ci dla uciechy głupiej, ci z zawiści. 
  XXIX
A potem słodki ten ideał żony 
Z taką pogodą znosił męża bole, 
Jak owe dawniej spartańskie matrony, 
Co nie wydały skargi, gdy mąż, w pole  
Wyszedłszy — legł; nie biły w płaczu dzwony. 
Chłodna, choć go kto oszczerstwem zakole,  
Na męki męża z takim jasnym czołem 
Patrzała, że świat krzyknął: „Jest aniołem!” 
  XXX
Cenić przyjaciół, choć im w oczy plwano, 
To filozofia prawdziwa i czysta. 
„Wspaniałomyślność” też jest piękne miano, 
Zwłaszcza gdy z miana tego się korzysta. 
Nigdy jej na tym grzechu nie złapano, 
Co go zwie malus animus41 jurysta42. 
Że nie jest zemsta osobista cnotą,  
To prawda — ale czyż ja mam dbać o to? 
  XXXI
Gdy stare waśni z grobu wywołają 
Skandal zwietrzały i w kłamstwa ubiorą, 
To ludzkie złości roli tu nie grają; 
Skandal trwa, bo się stał tradycji zmorą. 
Naszym czcigodnym przez kontrast umają 
Czoło, moralność zyska w dziesięcioro. 
Wiedza się przez to zmartwychwstanie wzmoże: 
Skandal jest dobry pod sekcyjne noże.  
  XXXII
Zadyszeli się w pojednawczym dziele 
Znajomi; krewnym poszło jeszcze gorzej 
(Doprawdy, iż się sądzić nie ośmielę, 
Komu w tym razie powierzyć „ład boży”, 
Czy krewni lepsi, czy też przyjaciele); 
Juryści chcieli rozkucia obroży 
Ślubów — lecz ledwo wzięli pierwsze raty, 
Nagle don José odszedł w lepsze światy. 
  XXXIII
Umarł — w wyborze pory niełaskawy, 
Bo, ile mogłem wyczuć ze wskazówek 
Biegłych, co znali już podobne sprawy, 
Z szeptów ostrożnych, mrugań i półsłówek,  
Śmierć jego proces przerwała ciekawy, 
A co smutniejsza — spędziła z placówek 
Mieszczańskich uszu czaty, co z tej racji 
W wielkiej zaczęły się wznosić sensacji. 
  XXXIV
Ach! umarł — a z nim razem pogrzebiono 
Opinię tłumów, jurystów zasługi; 
Pałac sprzedano, służbę rozpędzono; 
Żyd zabrał jednę z kochanek, przy drugiej 
Ksiądz został — tak mi przynajmniej mówiono... 
Gdym pytał, co mu przerwało niedługi 
Żywot, eskulap rzekł: Febris quartana43. 
— Żonie w sumieniu pozostała rana. 
  XXXV
Zresztą don José był dobre człeczysko; 
Staję w obronie, bom go dłużej badał; 
Więc nie wystawiam go na pośmiewisko 
Ni o słabostkach będę rozpowiadał.  
Wprawdzie przekraczał czasem stanowisko 
Przyzwoitości, żądzami nie władał, 
Jako ów Numa, Pompiliuszem zwany44, 
Ale — żółciowy był, źle wychowany. 
  XXXVI
Choć pamięć jego dzisiaj nic nie waży, 
Biedny on! Nieraz ból mu dojął srogi. 
Przyznaj, hart ducha najtęższy się zwarzy 
W dniu jak ów, kiedy wstąpił w domu progi 
I u zwalonych, sierocych ołtarzy 
Stanął... skruszone łkały u nóg bogi. 
Wybrać musiało serce tkliwe, dumne 
Śmierć albo sprawę w sądach — wzięło trumnę... 
  XXXVII
Bez testamentu zmarł. Ustawą prawną 
Juan wziął proces, domy, lasy, pola,  
W spadku; pod ręką opiekunów wprawną 
Ogromne zyski rokowała rola. 
Regencję matka objęła — jak dawno 
Uświęca zwyczaj i natury wola: 
Synek jedynak z rąk jedynej matki 
Wyjdzie rozsądny, uczony i gładki. 
  XXXVIII
Najmędrsza z niewiast i wdów zapragnęła, 
By Juan wzorem był dobrego tonu. 
Nie godnyż, by się przed nim szlachta gięła?... 
(Ojciec z Kastylii był, a z Aragonu 
Matka). W rycerskie go szeregi pchnęła; 
W wypadku wojny miał się trzymać tronu. 
Uczył się rąbać, strzelać, jeździć konno, 
Brać szturmem bramę forteczną, zakonną... 
  XXXIX
Lecz jeden, imperatywnej natury, 
Punkt ponad inne wzniósł się punkty walne. 
Zapowiedziała pedagogom z góry, 
Że wychowanie ma być skroś moralne; 
Wszelakie książki przez rodzaj cenzury 
Miały przejść, zanim stały się czytalne,  
Z wszystkich gałęzi wiedzy Juan młody 
Mógł szczknąć prócz jednej: nauki przyrody.  
  XL
Wszystkie języki, zwłaszcza starożytne; 
Wszystkie nauki, zaś metafizyczne 
Specjalnie; sztuki, mające zaszczytne 
W dziedzinie piękna miejsce — nie uliczne. 
Te wiadomości były dlań aż zbytne, 
Lecz omijano rzeczy skandaliczne: 
O ras przerództwie ni najmniejszych wzmianek, 
By się — broń Boże! — nie zepsuł Juanek. 
  XLI
Klasyczne studia bruździły okrutnie, 
Bo był w nich Jowisz45, Mars46, Juno47, Wenera48, 
Co zbytkowali w miłości wierutnie, 
Lecz bez staników, majtek et cetera49... 
Ochmistrze wiedli z doñą częste kłótnie, 
Aby ocalić z Wergilim50 Homera51, 
Często musieli użyć apologii, 
Bo nie cierpiała Inez mitologii. 
  XLII
Owidiusz52 raptus — znać to w każdym słowie;  
O skromność nie jest Anakreon53 dbały;  
Katullus54 rzadko coś grzecznego powie, 
Nawet w Safonie55 nie tkwią ideały, 
Choć Longin56 twierdzi, że w hymnów osnowie 
Szczytniejszych wzniesień oczy nie widziały. 
Czysty jest Wergil, ale gdzież miał rozum, 
Gdy pisał: Pastor Corydon formosum57?  
  XLIII
Lukrecjusz58, brzydki dla swojej niewiary, 
Młodym żołądkom nie da zdrowej strawy; 
Juwenal59 — wierzę — miał czyste zamiary, 
Lecz użył środków złych dla zacnej sprawy.  
W szczerocie myśli nie zachował miary 
I gruby, szorstki jest, nawet plugawy, 
A już chcę wierzyć, że nikt nie pochwala 
Nieprzyzwoitych wierszyków Marcjala60. 
  XLIV
Z najlepszych wydań uczono Juana; 
Takie przez biegłych trzebione wydanie 
Mądrze uchyla sprzed oczu młodziana 
Jaskrawsze zwroty; lecz że obrzezanie 
Kaleczy szpetnie skromnego kapłana 
Muz i żal widzieć go w tym smutnym stanie, 
Wyimki swoje notują w przypisku, 
Tak spis obscoenów młodzieniec ma w zysku. 
  XLV
W indeksie razem wszystkie zgarniesz dłonią, 
Miast je jak ryby zganiać do więcierzy61; 
Stoją w szeregu jak wojsko pod bronią, 
Gotowe potkać się z rzeszą młodzieży, 
Aż mniej surowi wydawcy je zgonią 
I każdy ustęp wsuną, gdzie należy, 
Nie chcąc, by stały tak nagością widne 
Jako w ogrodach boginie — bezwstydne. 
  XLVI
Mszał — familijny skarb — jak wszystkie mszały 
Oraz kościelne książki, daty starej, 
Był malowany po krawędziach cały 
W figlarne grupy; a już nie dam wiary, 
Żeby ktoś, patrząc, jak się całowały 
Owe osóbki, zwracał okulary 
W tekst książki; toteż matka, myśląc zdrowo, 
Wzięła ją sobie, a on — dostał nową. 
  XLVII
Musiał Juanek oczyma, uszyma 
Badać homilie, kazania, żywoty 
Złotoustego Jana62, Hieronima, 
A czynił owe studia bez ochoty. 
Jak się dochodzi wiary, jak utrzyma, 
Augustyn63 bieglej od onej hołoty 
Pogańskiej prawi w Wyznaniach tak lubo, 
Że jego grzechy wydają się chlubą. 
  XLVIII
Było to chłopca dzieło ulubione; 
Muszę jej oddać hołd wedle zasługi 
Za cne zamiary — urzeczywistnione. 
Miała go zawsze na oku; gdy sługi 
Brała, to stare; gdy przyjęła bonę64, 
To nie znalazłbyś równie brzydkiej drugiej, 
Tak zabiegała już za nieboszczyka, 
Na wzór mężatkom, roztropna podwika65. 
  XLIX
Juan tymczasem rósł piękny jak kwiatek; 
Miluchny chłopczyk z jedenastym rokiem 
Już zapowiadał, że za kilka latek 
Zaćmi spółczesnych męskości urokiem. 
Uczył się, sił miał młodzieńczych dostatek, 
Zdał się do nieba iść stanowczym krokiem, 
Bywało, pół dnia w kościele przepędza, 
Pół w gronie matki, mentora i księdza. 
  L
W szóstym — jak rzekłem — czarujące dziecię, 
W dwunastym piękny chłopiec, choć za cichy. 
W dzieciństwie był jak młody wilczek; przecie 
Tak go głaskali, aż oskromniał z pychy; 
Myśleli: dobrze, gdy się żywość zgniecie 
W chłopcu; potulny zdał się i uśmiechy 
Wywabiał matce na twarz mędrzec mały; 
Tak był stateczny, roztropny, wytrwały. 
  LI
Czy był? Wątpiłem; jeszcze mi wątpliwe 
Dzisiaj; nie bój się! złe stąd nie wypadnie, 
Znałem Joségo, a mam przenikliwe 
Oko — lecz bardzo byłoby nieładnie, 
Wnioskując z ojca o synu, złośliwe 
Czynić uwagi; z żoną żył nieskładnie, 
To prawda; ale zgorszeniem się brzydzę, 
Obmowy nawet w żarcie nienawidzę. 
  LII
Więc nic nie mówię — nic; nawet jedynym 
Domysłem nie chcę cię, słuchaczu, męczyć, 
Lecz gdyby Pan Bóg obdarzył mnie synem 
(Że nie obdarzył, pragnę się wywdzięczyć), 
Nie robiłbym go, jak ona — rabinem, 
Nad katechizmem nie kazałbym ślęczeć, 
Nie — nie! — posyłałbym chłopca do szkoły, 
Gdzie sam zbierałem wiedzę, jak miód pszczoły. 
  LIII
Kwitnież tam wiedza! Nie chcę się nadymać 
Z tego, com zyskał; com zyskał — pominę. 
Nie wszystko wprawdzie zdołał mózg poimać66,  
Daremnie kułem grekę i łacinę; 
Od innych za to nie mogłem się wstrzymać 
Studiów — nie powiem jakich — język zwinę. 
Jestem kawaler, ale śmiem wnioskować, 
Że syna trzeba całkiem nie tak chować. 
  LIV
Rok już szesnasty Juanowi mijał. 
Przystojny, żywy, młodością wiośnianą 
Wiotki, lecz silny, jak dąb się rozwijał, 
Każdy prócz matki dawał mu już miano 
Mężczyzny; jej zaś mało nie zabijał 
Gniew, gryzła wargi, kiedy tak go zwano, 
By nie wybuchnąć, bo dojrzałość wczesna 
Była w jej oczach rzecz bardzo bezczesna67. 
  LV
Śród przyjaciółek wielu naszej donny, 
Dla68 pobożności cennych i rozsądku, 
Jaśniała doña Julia. Byłby płonny 
Zamiar w porównań różnych kreślić wątku 
Piękność, co była dla niej tym, czym wonny 
Pyłek dla kwiatka, a ciepło dla wrzątku, 
Czym dla Amorka łuk, pas dla Wenery... 
(To porównanie chroma69 — jestem szczery). 
  LVI
Czarne jej oczy widocznie zdradzały, 
Że mauretańskiej krwi zdroje w niej płyną, 
W istocie różne krwi się pomieszały 
— Hiszpan pogardza taką mieszaniną — 
Grenady dumnej gdy runęły wały, 
Boabdil70 smętny zbiegł, zbiegli z rodziną 
Przodkowie Julii nazbyt wrogom znani; 
Jej pra-prababka została w Hiszpanii. 
  LVII
Z hidalgiem jakimś — nie pomnę pieczęci — 
Wstąpiła w związki; szlachcic krew swą skalał, 
Prawa szlacheckie mając w niepamięci; 
Dziad jego pewno w grobie się przewalał, 
Bo stara szlachta stary zwyczaj święci. 
Co na mezalians nigdy nie pozwala; 
Żenią też z sobą braci, siostrzenice, 
Skąd świetność rodu obraca się w nice. 
  LVIII
I teraz ród się obrócił na nice, 
Krew się zepsuła, odrodziło ciało; 
Drzewo szpecące hiszpańską ziemicę 
Znowu strzelistą latorośl wydało, 
Przestawszy rodzić karły i karlice, 
Lecz próżno chciałbym zdusić wieść rozgrzmiałą, 
A wstrząsającą owej damy sławę, 
Że... w dom wnosiła prawe i nieprawe. 
  LIX
Bądź co bądź ród ten najpiękniejszym sprostał 
I piękniał jeszcze w późne pokolenia, 
Aż wreszcie w rodzie jedynak pozostał, 
Co miał znów jedynaczkę; bez wątpienia 
1 ... 37 38 39 40 41 42 43 44 45 ... 103
Idź do strony:

Darmowe książki «Don Juan - George Gordon Byron (warszawska biblioteka cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz