Darmowe ebooki » Poemat dygresyjny » Beniowski - Juliusz Słowacki (biblioteka szkolna online TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Beniowski - Juliusz Słowacki (biblioteka szkolna online TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki



1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 43
Idź do strony:
spojrzał — ruszył głową: 
„0j!... jutro będzie deszcz skrwawiony padał! 
Pomyśl ty, synu, na walkę stepową... 
Bo jutro będziesz ty w krzyże układał 
Trupy na trupach. Krwawe moje słowo, 
Ale i krwawy dzień jutro zaświeci... 
Oj! żurawiany to klucz małych dzieci 
 
„Przyleciał tobie... Wróżę, czy nie wróżę, 
A ty się gotój w bój!... idzie godzina — 
Ciemne ja w uchu mam dzwony i stróże 
I dusza we mnie dla ciebie ojczyna. 
Wozy na wozach postaw — koła w górze, 
Tak jak dom, co się podnosić zaczyna; 
A z kawaleryi zrób szpichlerz sieni 
A tak do Baru pidem931, śród płomieni. 
 
„Każy932 Tatarom wstać, ty budowniczy, 
Póki spokojna noc... taj dom stawity933, 
Bo jutro cały step ludem zakrzyczy, 
A ty ze swego domu budesz byty934 
Jak pan starosta... słuchaj... ja 
Sławny na stepy. — Teraz .... 
Czerwone w oczach łyskają ..... 
Śpiewają we mnie srebrne ........ 
.................................................. 
.................................................. 
.................................................. 
 
VII
Potem głos dźwięczny — nie drzący i młody, 
Głos Beniowskiego wyszedł z głuchej ciszy; 
— „Od harmat lękam się w taborze szkody, 
Na ochotnika kto mi towarzyszy? 
Nim dzień zabłyśnie, wrócim do gospody, 
Wpadłszy na wroga prędzej, niż usłyszy; 
A jeśli śpiące porozstawiał czaty: 
Zaszpuntujemy złapawszy harmaty. 
 
„Harmaty bowiem słyszę; z harmat będzie 
Obrona memu drewnianemu miastu. 
Panowie szlachta, kto szkapy dosiędzie, 
Za mną!” — Stanęło szlachty stu trzynastu; 
Ci w niedobranym wystąpili rzędzie; 
Reszta została niby dla balastu 
W taborze szarym, jak na dnie okrętu 
Fuzje bez kurka, szable bez pendentu935... 
 
.................................................. 
.................................................. 
.................................................. 
.................................................. 
 
Potem ze złotych słonecznych promieni 
Rycerze jacyś konni i wysoko, 
Jakby w powietrznym blasku zawieszeni, 
Schodzili na dół; oblani posoką 
Husarzów zdają się lecących cieni. 
Ale już widać — szlachta działa wloką 
Za nimi leksza druga złota chmura, 
A nad nią szable — jak kłosy i pióra, 
 
Lekkie i krzywe. Za tą znów gromadą 
Widma czarniejsze, na zwinnych rumakach 
Spisy936 i ciała swe na spisach kładą, 
I tak schyleni leżą na kulbakach; 
Czasem Tatarów na stepach dojadą — 
Strzelą... i pierzchną — wiją się po krzakach — 
Znowu się łączą... Ałłach dają nowy, 
W którym sam El Dżin szablą ściął dwie głowy. 
 
Tymczasem wozy Borejsza odmyka, 
Na szlachtę czeka, rozsuwa kolaski; 
Rzekłbyś, że widzisz dobrego ptasznika, 
Który otworzył swoje samotrzaski. 
Leci szarego chmura wojownika, 
Turkocą działa, idą z szabel blaski, 
Wpadają w tabor... Wódz nie przewodniczy; 
Stanął przy bramie i rycerzy liczy. 
 
Jak pasterz stary, gdy pastuszki wiodą 
Bydło, nie idzie spocząć do piekarni, 
Lecz przy oborze rozlicza się z trzodą; 
Tak i wodzowie — gdy są gospodarni, 
Wyżsi od ludu sercem i urodą, 
A jako żołnierz krwią i prochem czarni — 
Nim pójdą w namiot, to wiedzą najpierwsi, 
Ile kul padło w sztandar — ile w piersi. 
 
Przed wodzem szlachta przepędza zwycięska, 
El Dżin przeleciał, jak wiatr, z Tatarami; 
W Beniowskim twarz się stała prawie męska, 
A krew mu szablę po rękojeść plami; 
Tabor jak harfa szumów czarnoksięska 
Wre pieśnią — działa czyszczą żupanami, 
Bowiem je wzięto ze krwią bombardierów937, 
Rozciąwszy wiele czaszek i giwerów. 
 
Pułkownik także Salmur w piersi ranny 
Wzięty w niewolę; Szwed posępnej twarzy, 
Piękny jak młody kochanek Dyjanny, 
Który przy działach właśnie stał na straży, 
Na Zygmuntówce938 miecz strzaskał, jak szklanny, 
I już mu głowę mieli ściąć Tatarzy — 
Beniowski strasznym przywiedziony krzykiem 
Wziął go, gdy z lontem już stał nad jaszczykiem939. 
 
Takie dnia tego było powodzenie; 
Cokolwiek także wzięto karabinów, 
Prochu, kul — ważne dla taboru mienie, 
Droższe niż beczki pereł i rubinów. 
I tak Barowi stepem szło zbawienie 
I stepem szła wieść Beniowskiego czynów. 
Dalsze taboru walki i turnieje 
Następna wam pieśń powie i opieje. 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
VIII
Wystawcie sobie nową Salaminę940, 
Drewnianym murem wkoło opasaną; 
Wystawcie sobie idącą mieścinę, 
Wystawcie sobie fortecę drewnianą; 
Wystawcie sobie tę smutną równinę, 
Gdzie mogiłami o wiekach pisano, 
Jako na karcie najpiękniejszej świata 
Najcudowniejsze dawne poemata941, 
 
Które dziś śpiewa wiatr, gadają krzyże, 
Kraczą sokoły, w szumach niosą chmury... 
Dziś tabor koła posuwa niechyże 
Po wielkiej trawie, a strzelb wytknął rury, 
A ma na nogach swoich złote spiże — 
Jak ćma, gdy złoty wąs niesie do góry, 
Albo jak ślimak, co z domem się toczy, 
Wysuwa rogi, na rogach ma oczy... 
 
Wystawcie sobie, że się tak posuwa 
Stepem; a wkoło są moskiewskie szyki. 
Moskal — wokoło rozwinięty czuwa, 
Kozackie błyszczą kulbaki942 i piki; 
W środku głód wszczął się i męstwo zatruwa; 
Jedzą kobyły, skóry i trzewiki, 
Skra gorączkowa głodu w oczach stoi; 
Nie atakuje wróg — lecz niepokoi... 
 
Zaledwie cztery mil na dzień uchodzą — 
Do Baru jeszcze takiej drogi trzy dni, 
Moskale ciągle lub ranią lub głodzą; 
Tatarzy stali się jak psy ohydni — 
Chcą zacząć trupy jeść. — Węże się rodzą 
W sercach — krew harda oczy im rozwidni; 
Patrzą po sobie — i milczą głęboko, 
Lecz jak szakale mają twarz i oko. 
 
Zda się, że szczęki wzięły kształt zwierzęcy 
I wyciągnęły się, zbielały zęby. 
Słońce szło wyżej i piekło goręcej, 
A par943 wychodził czerwonemi kłęby; 
I nawet wróble, co w kilka tysięcy, 
Licząc w to szczygły, czyżyki i zięby, 
Żyły w taborze — ze strasznego grodu 
Wygnała je dziś czarownica głodu. 
 
I poleciały chmurą do Moskali 
Ptaszęta owe, jako zdrajce944 kraju; 
Głód został — i gry, w karty zawsze grali, 
Brzęk złota, jak brzęk trupiego ruczaju, 
Mięszał się z brzękiem rozpłakanym stali; 
A głód, jak Mojżesz straszny na Synaju, 
Siadł na wysokim wozie, w ognia chmurze, 
Czarny, jak szabla schowana w jaszczurze945 — 
 
I patrzał na tę ćmę, co stawia złoto 
Na karty, i tem wnętrzności ucisza... 
Beniowski jeden nad szarą hołotą 
Został bez druha i bez towarzysza; 
Sposępniał — smutek zrobił go istotą 
Wyższą, na głód ma cierpliwość Derwisza, 
Na skargi szlachty, wymówki okrutne — 
Czoło spokojne, blade — ale smutne... 
 
Jeszcze dziś odparł szturm i na temlaku946 
Ma lewą rękę — noc spokojną zyska; 
Postawił straże i sam na rumaku 
Obejrzał tabor, wrogów stanowiska; 
Pewnie noc cała przejdzie bez ataku, 
Moskal zapalił czerwone ogniska, 
Leży po bitwie; pora jest dogodna 
Natrzeć, lecz konie chude — szlachta głodna. 
 
Tatarzy także przy wielbłądach siedli 
I patrzą w ogień straszni, zadumani... 
Skra się w zrennicy suchej tak zwierciedli, 
Jakby krew ludzka z ogniem były na niej; 
Coś grzybów czarnych zebrali i jedli — 
Może to z worków swoich ci szatani 
Dobyli, aby głód umorzyć krwawy, 
Straszniejszy jeszcze, niż szatańskie strawy... 
 
Koło ich kwater przeszedł — nie zagląda 
W usta, nie patrzy, co pod jataganem947; 
Śród klęczącego zostawił wielbłąda 
Te straszne sfinksy, będące kurhanem; 
Bóg od nich jak od grobowców zażąda, 
Aby krew cudzą ust wylali dzbanem, 
I z prochu swego proch oddadzą cudzy 
I z potępionych ludzi — wyjdą drudzy... 
 
Beniowski przeszedł mimo. Noc gorąca, 
Step parzy; niebo — choć noc — czerwienieje; 
Nie było ani gwiazd, ani miesiąca, 
Ani tej rosy, co po stepach sieje 
Narcyzy, ani wiatru; — pieśń płacząca, 
Co w ukraińską noc po kwiatach wieje, 
Odezwała się; — wszystko pokój wróży, 
Jednak powietrze gęste — pełne burzy... 
 
Beniowski straże postawiwszy wkoło, 
Wszedł do namiotu; tam po jednej stronie 
Lirnik, na lirze położywszy czoło, 
Leżał, w przegrodzie drugiej stały konie. 
Namiot wyglądał odarto i goło, 
Ze skór był owczych; kaganiec948 w nim płonie, 
O szable różne i o bronie trąca 
Blady, jak złota gwiazda czuwająca... 
 
Lirnik w postawie lwa, na wilczej skórze 
Leży na ziemi — włos ma pełny prochu, 
Zwinięty, srebrny — jak gniazdo jaszczurze, 
Które wylęgła krew i wilgoć lochu. 
Blisko przy drugim i skórzanym murze 
Siedział pułkownik; garść suchego grochu 
Od Perkunasa kupił: — dał zegarek, 
I ma to jeszcze prawie za podarek...... 
.................................................. 
.................................................. 
 
Pieśń XII949
Gdy więc zabrano podstępem Ladawę, 
Zamek się ten stał jak główna kwatera, 
Obaczono tam orła, pana Sawę950, 
Pułaskich951 obu i Dumuriera952, 
Wiele szlachcianek, które przez obawę 
Kozaków, jako w powieści Homera 
Strwożone nimfy przed młotem Cyklopów, 
Zbiegły się, woląc tę szlachtę, niż chłopów. 
 
Była tam księżna Elżbieta, co ongi 
Z książęciem saskim w wiejskim pałacyku 
Widywała się... i przez swe pociągi, 
Perły łez, tęcze uśmiechów — bez liku 
Serc zdobywała. Inne dziwolągi 
W kornetach953, z kwiatem nawet na trzewiku 
Jako w Noego zeszły się korabie954 
W tym zamku — wojny zaczynając babie. 
 
Jedna żądała Sasa... i fontazie955 
Robiła z wstążek żółtych saskiej maści 
I przypinała je, żółtej zarazie 
Podobna. — Druga miała do napaści 
Szkaplerze, tarte przy świętym obrazie 
Loyoli956. — Trzecia, podobna przepaści 
Robiła vacuum957 wielkie, jako sfera, 
Sama rządzona przez słońce Woltera. 
 
Przy niej Wybicki958 pisał pamiętniki, 
Nauce baby dziwiąc się... w rozpaczy, 
Że się nie uczył w szkołach botaniki... 
(Nie takiej, która mówi, co kwiat znaczy, 
Ale tej, która każdy listek dziki 
Zwie po łacinie). Przez co się tłumaczy 
Cała ówczesna Polska za nauką 
Lecąca, jak dziś pan Hugo959 — za sztuką; 
 
Jak Wagner, sługa Fausta, gap uczony, 
Któremu zda się, że już wiele umie, 
A jeszcze słów są ogromne szwadrony, 
Których rozumem swoim nie rozumie... 
Słowem, zamek był szlachtą przepełniony. 
Potrzeba było jak przy morskim szumie 
Używać trąby akustycznej — aby 
Powiedzieć jedną prawdę, że kraj słaby. 
 
Szlachta uczona była na Alwarze960 
Przypadkowania i strachu herezji961 — 
Przez ludzi, którzy nie patrzali w twarze, 
Ale na nogi; a zaś dla poezji 
Pisali złote i srebrne ołtarze, 
Podobne pięknym balladom Świtezi 
Lub Dziadów... w których spotykał wyrostka 
Nie Gustaw — lecz Jan Kapistran lub Kostka, 
 
Z kobiet zaś święta Tima lub Agnieszka 
Z kleszczami, które rwą zęby. — Do róży 
Poezji trudna bardzo była ścieżka; 
Dlatego nikt nie przedsiębrał podróży. 
Szlachcic, co w domku pod lipami mieszka 
I Panu Bogu czasem szablą służy, 
A czasem rąbał łeb przy trybunale — 
Że poetycznym był... nie wiedział wcale. 
 
Pułaski, który w szarej się czamarce962 
Po salach włóczył — a czasem przez wonny 
Kłąb lip wyprawiał na swym koniu harce, 
Jakoby młody, srebrny anioł konny, 
Gdy pod lipami stali chłopy starce 
Kiwając łbami — że był jednotonny 
W rozmowie, śród bab stał zawsze z daleka 
I nie uchodził za orła człowieka. 
 
Za to był pewien książę Lubor, młody, 
Rumiany, pięknej postaci topornej, 
Który z Warszawy właśnie przywiózł mody, 
Z Warszawy wówczas jeszcze bardzo wolnej. 
Ten był brylantem najpiękniejszej wody 
U pań, w dowcipie na kształt żupy963 solnej 
Niewyczerpany, pełny zawsze szeptów; 
Bo tyle miał par butów — co konceptów... 
 
Z nim zwykle
1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 43
Idź do strony:

Darmowe książki «Beniowski - Juliusz Słowacki (biblioteka szkolna online TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz