Darmowe ebooki » Poemat dygresyjny » Podróż na Wschód - Juliusz Słowacki (lubię czytać po polsku TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Podróż na Wschód - Juliusz Słowacki (lubię czytać po polsku TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki



1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 41
Idź do strony:
I ziemia wyszła na morza błękicie 
Jak złocistego piasku dzierzgany obrąbek. 
Rzekłbyś, że biały siedzi na piaskach gołąbek, 
Przypatrując się sobie w zwierciadlanej fali... 
A to był pałac wielki Mahomeda-Ali450. 
Rzekłbyś, że przed nim resztki wieśniaczego płota 
Sterczą... to była Ali-Mohameda flota. 
Nad tym brzegiem, a z twarzą, jak ją widzę co dnia, 
Leżała niesplamiona purpura przedwschodnia; 
Na niej stada gwiazdeczek bladego lazuru — 
I jedna tylko palma na prawo z marmuru 
Otoczona rojami nieśpiących wiatraków. 
W przezroczu nieba stada wędrujące ptaków, 
Tak jak je ręka boża w jeden łańcuch sprzęże, 
Przede mną w czarne długie wiązały się węże... 
Tak mi się ukazały afrykańskie brzegi 
Smutne, obumarłymi południka śniegi 
Zasypane, pod nieba sklepionego łuną, 
Długą i rozciągniętą położone struną. 
Z niej jak z boskiego łuku na niebieskie stropy 
Strzał słonecznych wiązane wypadały snopy. 
Chciałbym się teraz zbliżyć teleskopu szkiełkiem 
Do brzegu — spoić tęczą kolorów i zgiełkiem. 
Tu przeszywany złotem, przetkany bławatem 
Chce być człowiek bawiącym oczy twoje kwiatem; 
Nawet w ubiorach ludu taka rozmaitość, 
Że cię wkrótce dusząca opanuje sytość, 
I szukasz znużonymi oczyma błękitu, 
Lecz próżno! — bo dom szczytem przyrasta do szczytu; 
Bo ledwo się oglądniesz, zaraz ciebie horda 
Oślarzy za złotego zwąchała milorda 
I osiołkami drogę zwężoną przegradza — 
Chwyta — piastuje — z ziemi podnosi — i sadza 
Na szybkolotnym ośle, razów mu nie szczędzi, 
Aż biegnąc, pod złotego orła cię zapędzi. 
Szczęśliwy, kto tak gnany, pod rozsądek ścisły 
Oczy podda i wszystkie razem zwiąże zmysły! 
Nieszczęsny, kto na boczne bramy się ogląda! 
Schyl głowy!... osioł wleciał pod juki wielbłąda — 
Patrzysz... nad tobą arka tłumoków i skrzyni — 
Rozbiłeś się na lądzie — a okręt pustyni 
Popłynął. I znów idzie całunem nakryta 
Jakaś trumna, szeroka, czarna — to kobieta! 
Płaszczami rozszerzona na całą ulicę, 
Z oczami błyszczącymi jako dwie gromnice 
Przez dwa białe otwory, z jedwabiu szelestem 
Biegnąca... zda się tobie, że pyta: „Kto jestem?” 
W łokciach ufaj, jak ryba pływająca w skrzelach, 
Rozpychaj tłum — błękitny ustępuje felach451. 
Tu pilnująca głową równowagi dzbanka, 
Wyprężona przy murach staje Egipcjanka, 
Podobna kariatydzie452 w ścianę wmurowanej; 
Jej koszula, posłuszna piersi z brązu lanej, 
Nad łonem się podnosi i na dół opada, 
O każdy kształt jak wodna łamiąc się kaskada. 
Tu europejski ubiór, wielki równacz stanów, 
Dalej żebrzące stado postaci bocianów453 
Goni za tobą, prośbą grzechocącą klaszcze — 
Czarne, wychudłe, w białe obwinięte płaszcze. 
Ledwoś wyrobił w tłumie ulicowym szczerby, 
Ledwoś dopadł do bramy — przy bramie, jak herby, 
Żywe wielbłądy, okiem przerastając kratę, 
Wodą w skórzanych workach zamkniętą skrzydlate, 
Stają ci się przed progiem domowym zagrodą, 
Odstraszając sączącą się przez skóry wodą. 
 
Nim się myślą o wiekach ubiegłych zasępię, 
Bawi mię to, co widzę i słyszę na wstępie: 
Dziś ludzi, kolorami rozkwiecone klomby — 
Jutro ujrzę pomniki — trumny — katakomby — 
Wszystko, co pozostało na tym piasku z wieków 
Od Egipcjan, przez Rzymian podbitych, i Greków. 
Dosyć już... Dziś, znużony arabskimi gwary, 
Siędę w oknie i będą patrzał na port stary 
Wielkiego Aleksandra, gdzie się jeszcze trzyma 
Latarnia morska, świecąc puszczyków oczyma. 
 
Aleksandria, 22 października 1836. 
 
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Piramidy
Wyjechałem z Kairu dziś ze słońca wschodem. 
Mgła biała nad palmowym Kairu ogrodem 
Kryła mi złote słońce... i łzy brylantowe 
Zawieszała na palmach; a gmachy różowe 
Zorzą mglistą, tysiącem wieżowych promieni 
Przesuwając się w tajnej ogrodu zieleni, 
Odchodziły gdzieś na wschód. Oślątko me chyże 
Leciało, aż się w starym oparłem Kairze. 
Łódka stała u brzegu, wsiadłem do niej — płynę. 
Za Nilem widać było zieloną równinę; 
Po obu stronach domki białe, pełne krasy; 
Za domkami dwa wielkie daktylowe lasy, 
Między lasami przestwór i na tym przestworze 
Trzy piramidy... dalej... żółte piasków morze 
I niebo blade — czyste... jak Ptolomeusza454 
Krąg z kryształu... Na oczach usiadła mi dusza... 
 
Przez Nil cichy prędkimi przeprawiony wiosły 
Wysiadam... już zbliżone daktyle przerosły 
Czoła dumne piramid — zniknęły pomniki 
I tylko las błędnymi pocięty promyki, 
Wystrzelony pod niebo, koronami szumny, 
Jak przysionek piramid bogaty w kolumny 
Przy ludzkich dziełach, ręką zasadzony Boga... 
I trzy godziny trwała pełna dumań droga, 
I więcej, bo Nil jeszcze nie wrócił do łoża. 
Przepływałem jeziora — aż na piasków morza 
Wyniosło mię oślątko... Na piaskowym wale 
Stały przede mną gmachy błyszczące wspaniale, 
Twarzami obrócone do słońca — i do mnie. 
Patrzałem na nie — potem na siebie... Jak skromnie 
Wyglądałem przy grobach takich — na osiołku, 
W pustyni piasku w każdym topiący się dołku. 
 
Bliżej — z pokorą wszystko opisywać muszę — 
W dolinie piasku stoją trzy drzewa: dwie grusze455, 
A we środku spleciona z kilku palma jedna. 
Chociaż w piasku zieloność je kryje niebiedna, 
Jak szmaragdy się błyszczą stojące na straży 
Przy dolinie piramid. Szczęśliwy, kto marzy 
Pod liściem rozłożystym tej szerokiej gruszy, 
Gdy lawiną kamieni grobowiec się kruszy 
I spada z wielkim hukiem. 
 
Na białym kamieniu 
Siadłem strudzony w drzewa szerokiego cieniu; 
Myślałem, jak ten wąwóz cały piasków przebrnę?... 
Co czuć będę? i oto... jakieś mrówki srebrne 
Pod nogami ujrzałem grzebiące się w piasku. 
Wziąłem do rąk stworzenie perłowego blasku, 
I bawiło mię małe jak ziarenko żyta... 
A domek ich jak ślady końskiego kopyta, 
Obłożony wałami w budowę półkolną; 
Przejrzałem cały — potem puściłem je wolno 
Obie do rozbitego sarkofagu żłobu, 
I wstawszy szedłem prosto do Cheopsa456 grobu. 
A kiedym był u piasków przebytych połowy, 
Wzniosłem czoło — spojrzałem górą ponad głow, 
I nie mogłem oczyma dolecieć do szczytu 
Grobów, co uleciały w krainę błękitu, 
A więc oczy ogromem piramid odparte 
Spuściłem... Wkoło były grobowce otwarte, 
W których i proch umarłych dawno powymierał. 
Sfinks457 czarną Kopta458 twarzą nad piasek wyzierał, 
I straszna była dzikość grobowej doliny. 
 
Wtenczas wypadli słońcem wyschli Beduiny, 
Brązowi, w białych płaszczach, jak grobowe sępy, 
I porwały mię czarnych szatanów zastępy, 
I wiedli z krzykiem w groby od wieków milczące, 
Paląc pochodnie — blado na słońcu płonące. 
 
Nim doszedłem zaściennej piramid ulicy, 
Schyliwszy się, podniosłem kamień soczewicy, 
Która dawniej karmiła królów robotniki 
I stała się pomnikiem pomiędzy pomniki; 
Ta sama kształtem, tylko wosku wziąwszy białość, 
Dziś — różniąca uczone głowy — skamieniałość! 
Postrzegłszy, żem krainę głazów ruszał senną, 
Jakby mi chcieli w piaskach zadać śmierć kamienną, 
Araby mię w grobowcach otoczyli gęściej, 
A każdy trzymał granit ważony na pięści — 
Od nowej się napaści obroniłem skoro, 
Głaz pamiątek kupiwszy za para pięcioro. 
I szedłem z Arabami w piramidy łonie, 
Szukając drzwi — te były na zachodniej stronie. 
Przed drzwiami — do niskiego podobną pagórka 
Piramidę maleńką ma Cheopsa córka. 
Stanąłem... tak pokornie tu się położyła 
Przy mogile ojcowskiej dziecięcia mogiła, 
Że łzy miałem na oczach... 
 
W piramidy ścianach 
Jest otwór, gdzie do grobu wchodzisz na kolanach. 
Arab z pochodnią wpełznął... i zniknął. — Musiałem 
Synom stepów się oddać i z duszą, i z ciałem.  
Dwóch zaprzęgło się do mnie, dłonie wzięli w kleszcze, 
Trzeci lazł rakiem, świecąc, a czwarty mię jeszcze 
Popychał — i w ciemnościach mnie gmachu pogrzebli, 
I śliskimi kominy, bez schodów i szczebli 
Wiedli w górę, aż wreszcie mogłem podnieść głowy, 
Obaczywszy się żywym w Komnacie Królowej. 
I dalej korytarzem trumnianego ula 
Pełznąc, obaczyłem się w Sali trupa Króla. 
Blask pochodni się lekko po ścianach rozpłonił. 
Sarkofag — próżny — ręką uderzyłem — dzwonił 
Jak rzecz pusta... 
 
Wyszedłem z granitowej skały 
Jak senny, zadziwiony dniem, co świecił biały, 
Palm zielonością, piasków oświeceniem złotem, 
Westchnąłem z głębi piersi... za niczym... a potem 
Obróciwszy się, czarne zapytałem guidy459, 
Gdzie — którędy się idzie na szczyt piramidy? 
Pokazali mi lewy brzeg nierówno zlany 
Z ciemnej, nieoświeconej promieniami ściany. 
Przemierzywszy, jak czynią podróżni roztropni, 
Wielkość każdego — mnogość do przebycia stopni, 
Wiedząc, jak się grobowce pod nogami kruszą, 
Arabom się oddałem ciałem, Bogu duszą. 
 
Z dwóch Beduinów tylko mój orszak się składał, 
Każdy na wyższy kamień wskakiwał, przysiadał 
I podawał mi ręce... i tak szedłem długo. 
Raz mi kamień był stołem, drugi raz framugą. 
Trzy a zaledwie z dołu widziane szczelinki 
Były jak trzy komnaty, na trzy odpoczynki. 
W głowy zawrocie jużem nie pomniał, gdzie idę, 
I tak wszedłem na pierwszą w świecie piramidę460. 
 
(1836, listopad) 
 
Na szczycie piramid
Jak dwaj czarni z białymi skrzydłami anieli, 
Dwaj Arabi na rogach pomnika stanęli, 
Ja na głazie najwyższym... Chciałem zebrać wzrokiem 
Cztery ściany, spadzistym lecące potokiem, 
I nie mogłem ogarnąć — bo na to potrzeba 
Być słońcem... i na królów groby patrzeć z nieba. 
Arabi stali cicho — za nimi zwierciadłem 
Był sklep461 błękitu... w niebo spojrzałem... i siadłem, 
Patrząc na różnych wkoło napisów kobierce. 
Cicho... zegarek słyszę idący... i serce... 
Czas i życie. — Spojrzałem na błękit rozciągły, 
Świat przybrał kształty Bogiem widziane — był krągły. 
Z dala Kair... Nil... łąki... daktylowe laski... 
Bliżej — pustynia... złotem oświecone piaski... 
Bliżej — trzy drzewa, figa, pod nią cienia chłodnik, 
A w nim stał mój osiołek i Arab przewodnik. 
Patrząc na nich, myślałem o mrówce ze srebra... 
Bliżej — dolina piasku, cała w równe żebra, 
Wichrem zmarszczona — i Sfinks, i grobowce białe462 — 
Ziemia widoma463... wszystko dojrzane, lecz małe... 
 
Inny widok na prawo, inna była scena: 
Naprzeciwko Cheopsa stał pomnik Cefrena464, 
Tak że orzeł po równej krainie błękitu 
Mógł płynąć od jednego do drugiego szczytu. 
Dwie piramidy wąwóz tworzyły głęboki,465 
A zachodniego słońca czerwone potoki 
Jakby falami ognia płynęły tamtędy, 
Lejąc się przez grobowców utworzonych rzędy. 
 
Ale większy był jeszcze widok z innej strony: 
Pustynia — i ogromny krąg słońca czerwony 
Chylił się do zachodu... 
 
I większy był jeszcze 
Widok — w myślach — na wieki, lecące jak deszcze 
Po granitowych ścianach; na pożarów łuny, 
Na ogromnych wypadków bijące pioruny... 
Kiedym to wszystko wsławił i w grobie pochował, 
Zdało mi się, że Aryman466 krwią Nil zafarbował 
I że płynął czerwoną wypadków posoką467; 
I tak myśląc, po głazach obłąkane oko 
Padło na jakiś napis — strumień myśli opadł... 
Krwi dwudziesty dziewiąty przypomniał listopad468, 
Polskim językiem groby Egipcjanów znacząc... 
Czytałem smutny... człowiek może pisał, płacząc. 
 
List do Aleksandra H.

(pisany na łódce nilowej)

Rozdzielił nas gościniec płynnego szafiru469, 
Ty w Tebach470, ja dopiero wypływam z Kairu. 
Spodziewałem się niegdyś, że miło nam będzie 
Złączyć na Nilu skrzydła okrętów łabędzie, 
Razem odwiedzać mumiów balsamiczne składy, 
Razem oczy w Nilowe rzucać wodospady; 
I razem jako dawniej kończyć spór zacięty 
O cień Chrystusa z drzewa przez Woltera zdjęty; 
Dziś próżno cię wyglądam i próżno mię czekasz, 
Wiatrem, który mię niesie za Tobą, uciekasz. 
A twój brak tak mi serce w podróży oziębia, 
Żem przedsięwziął do ciebie pisać przez gołębia. 
Nad leniwą więc myślą używając musu, 
Już zapisałem kołem listek papyrusu. 
Kupcząca ludzkim ciałem, łódź płynąca z Nubii471, 
Dostarczyła posłańca, co błękitami lubi 
Nosić listy, wracając pod rodzinne palmy. 
Tak więc piszmy do siebie; przeczytawszy — spalmy. 
 
A naprzód pytam ciebie, gdzie mułowy wrzątek472 
Wezbranych fal na Nilu ma bieg i początek? 
Bo gdym o tym rozmawiał z nadnilowym żeńcem473, 
Rzekł mi: „Nimfa lotusów ustrojona wieńcem, 
Siedząc smutna pod skałą czarnych Etyjopów, 
Ostrożnie sączy dzbanem ojca naszych snopów; 
Lecz kiedy się zapatrzy twarzą na kochanka, 
Wtenczas z przechylonego Nil wybiega dzbanka, 
Aż się na polach naszych strumieniem roztoczy.” — 
Powiedz mi, czy widziałeś tę Nimfę na oczy? 
Czy taka, jak wiezione Abissy na sprzedaż?474 
Czy nie zostaniesz przy niej? czy serca jej nie dasz? 
Lękam się, że ta Nimfa, do zniknienia skora, 
Z bliska widziana, w błotne zmieni się jeziora, 
Z których każde w dolinie, bez kwiatów i drzewa, 
Przez rok cały, deszczami tropików nabrzmiewa; 
Aż zwiększone ulewą i skalnymi ścieki 
Rzuci wszystko Nilowi gardłem białej rzeki. 
 
Wreszcie wszystko to twoje positive475rozwiąże. 
Ja wiem tylko, że dla mnie Nil dotąd — rzek książę; 
Piękny, kiedy błękitem żeni się z palmami, 
Co stoją wiatrem lekko wahane nad wsiami; 
Piękny, gdy pokazuje płaskie pustyń lądy, 
Gdzie o słońca zachodzie przechodzą wielbłądy, 
Mrówki pustyni; piękny dla oka poety, 
Gdy stojące nad sobą, białe minarety, 
Podwójne i w błękitach pokaże odwrotne; 
Gdy ma senne bociany, jak za Polską smutne; 
A jeszcze bardziej oczy i duszę zachwyca, 
Gdy w nim zapalmowego widzę wschód księżyca. 
 
Piękność
1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 41
Idź do strony:

Darmowe książki «Podróż na Wschód - Juliusz Słowacki (lubię czytać po polsku TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz