Darmowe ebooki » Poemat alegoryczny » Boska Komedia - Dante Alighieri (gdzie można czytać książki online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Boska Komedia - Dante Alighieri (gdzie można czytać książki online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Dante Alighieri



1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 85
Idź do strony:
na wyrok pośpiesza, 
Mówi i słucha — i wnet w głąb zapada. 
Minos, postrzegłszy, że z mym mistrzem wchodzę, 
Na chwilę straszne swe sądy zawiesza 
I krzyknie ku mnie: «Zuchwały, nim wejdziesz, 
Obacz, gdzie wchodzisz, zważ, na kogo liczysz, 
Wchód tu szeroki, lecz wstecz nie odejdziesz». 
A mistrz ofuknął wzajem: «Co tak krzyczysz? 
Nie tobie naszej sprzeciwić się drodze; 
Ten mu ją wskazał, który wszystko może, 
Co chce. — Dość na tym! Nie wstrzymuj nas dłużej». 
Wtem usłyszałem łkania i jęczenia 
I wszedłem w miejsce, gdzie mrok nieprzejrzany, 
Noc bez żadnego światła i promienia, 
A w głębi jego ryczy jakby morze, 
Kiedy nim wiatry przeciwne śród burzy 
Szamocą, tłuką, aż do białej piany. 
Wicher piekielny ciągle się tam sroży, 
Porywa duchy, unosi i ciska 
O potrzaskanej skały rumowiska, 
Gdzie jęcząc, płacząc, bluźnią mocy bożej. 
Grzesznicy owi te cierpią katusze80, 
Co swe zmysłami ścieleśnili dusze. 
A jako w jesień, w czas odlotu ptaków, 
Gęstymi pułki81 lecą stada szpaków, 
Tak owe duchy wiatr prądem zawiei 
Gnał tu i owdzie: i znać z ich wejrzenia, 
Że już na wieki pozbyły nadziei 
Nie tylko kresu, lecz ulgi cierpienia. 
I jak żurawie w powietrznej przestrzeni 
Lecą i nucą żałośnie: tak ku mnie, 
Jęcząc, gromady nieszczęśliwych cieni 
Pędzone wiatrem zbliżały się tłumnie. 
«O! Mistrzu!» rzekłem, «I któż są te dusze, 
Tak udręczone w ciągłej zawierusze?» 
A mistrz: — «Ta pierwsza, co widzisz, po przedzie 
Rej chóru duchów na powietrzu wiedzie, 
Przed wieki była wielu ziem królową 
I wielu ludów różnych krwią i mową, 
Lecz oszalała krewkością namiętną, 
Prawem zatarła kazirodztwa piętno, 
By hańbą w dziejach nie ciężyło na niej. 
To Semiramis82, dziedziczka i pani 
Krajów azyjskich83, gdzie dziś Turczyn broi. 
Ta druga 84 z sercem miłością zranionem, 
Dni swe przecięła dobrowolnym zgonem, 
Łamiąc przysięgę cieniom Sycheusza. 
To Kleopatra na chuć rozpasana. 
Helena, Parys, sprawcy nieszczęść Troi; 
Achilles, można, ale krewka dusza, 
Obok błędnego rycerza Tristana85». 
I tłum dusz innych wskazał mi Wirgili, 
Co żądz gorączką życie przetrawili; 
A ja, gdym słyszał zwane po imieniu 
Starego świata niewiasty i męże, 
Litość, myślałem, zmysły mi rozprzęże, 
I jak wpół martwy stałem w osłupieniu. 
I mówię: «Mistrzu! kto są te dwa duchy, 
Które wiatr lekko unosi jak puchy? 
Chcę mówić z nimi». — «Czekaj», mistrz powiada 
«Aż je tu ku nam wiatr przywieje bliżej 
Zaklnij na miłość, która nimi włada, 
A zlecą ku nam». — Gdy lecieli niżej, 
Rzekłem — «Pomówcie z nami, nieszczęśliwi! 
Przez miłość, którą pałaliście żywi». 
A jak gołębi para szybko leci 
Z rozpiętym skrzydłem do gniazda swych dzieci 
Tak one spośród orszaku Dydony, 
Przez prąd wichrowy, w powietrznym zamęcie 
Ku nam zwróciły swój lot przyśpieszony: 
Taką moc miało miłosne zaklęcie. 
«O! czuła», rzekły, «i szlachetna duszo! 
Co nas odwiedzić szedłeś w te otchłanie 
I masz snadź86 litość nad naszą katuszą! 
Gdybyśmy śmieli wznieść nasze wołanie 
Ku Panu świata i gdyby On w niebie 
Przyjąć je raczył, wnet byśmy oboje 
Prosili Jego o pokój dla ciebie, 
Tak nam jest miłe to współczucie twoje. 
Pytać lub o czym chcesz rozmawiać z nami? 
Mów, będziem słuchać albo odpowiemy, 
Póki wiatr będzie, jak w tej chwili, niemy». 
«Kto wy?» im rzekłem, «powiedźcie to sami». 
Jeden z nich na to: «Ziemia ma rodzima87 
Leży nad morzem, gdzie doń swoje wody 
Rzeka powiedzie z towarzyszki swymi88. 
Miłość, co łatwo tkliwe serca ima89, 
Ujęła jego wdziękiem mej urody, 
Którą, niestety! słynęłam na ziemi, 
Nim śmierć ją nagle zniszczyła sposobem, 
Co mnie przeraża nawet poza grobem. 
Miłość, co prawem tajemniczym skłania 
Serca kochanych wzajem do kochania, 
Tak mnie ku niemu nakłania nawzajem, 
Że się, jak widzisz, nigdy nie rozstajem. 
Miłość nas o śmierć przyprawiła wspólną, 
Kaina90 czeka naszego mordercę». 
Gdy duch to mówił, głos jego za serce 
Tak mnie ujmował, że z łzą mimowolną 
Schyliwszy czoło, stałem, aż po chwili: 
«O czym tak myślisz?» spytał mnie Wirgili. 
«O mistrzu!» rzekłem, «ileż słodkich myśli, 
Ile żądz wrzało w ich sercu i głowie, 
Nim do upadku i do zguby przyszli!» 
Potem się do nich zwróciłem i mówię: 
«Franczesko! widzisz, że mi słowa twoje 
Łzy wyciskają; ale pozwól spytać, 
Jak was snadź91 miłość przywiodła oboje 
Tajoną wzajem głąb serc waszych czytać?» 
A ona na to: «Ach, nic tak nie boli, 
Jak chwile szczęścia wspominać w niedoli92! 
Lecz gdy ty, gościu, chcesz wiedzieć początek 
Miłości naszej, na mój ból nie baczę; 
Powiem, jak pierwszy zawiązał się wątek, 
Podobna temu, co mówi i płacze. 
Raz dla zabawy wzięła nas ochota 
Czytać w głos dzieje przygód Lancelota, 93 
Jako go miłość przemogła swą siłą. 
Byliśmy sami, bez żadnej złej myśli. 
Oko się nasze nieraz łzą zaćmiło, 
Nieraz twarz zbladła, aż w końcuśmy przyszli 
Do tego miejsca, co nas zwyciężyło: 
Gdyśmy czytali, ile jest uroku, 
Ile rozkoszy w pocałunku lubej —  
Oczy się nasze nawzajem spotkały. 
Ten, co już odtąd wiecznie przy mym boku, 
Powstał niepomny na me cudze śluby 
I pocałował mnie w usta drżąc cały. 
Pisarz tej księgi był nam Galeotą94 
Już żeśmy więcej w tym dniu nie czytali». 
Gdy jeden mówił, duch drugi zgryzotą 
Zdjęty, tak płakał, żem zwątpił, azali95 
Zniosę tę boleść, i czułem, że bladłem. 
Straciłem siły i jak martwy padłem. 
 
Pieśń VI

(Krąg III. Żarłocy. Cerber. Ciacco.)

Kiedym odzyskał zabłąkane zmysły, 
Co się nad losem dwojga moich krewnych 
W żalu, w litości i smutku rozprysły, 
Nowy się obraz przede mną rozrzucił: 
Gdziem tylko spojrzał, kędym się obrócił, 
Widziałem inne męki i męczonych. 
Był to krąg trzeci96, krąg deszczów ulewnych, 
Deszcz jak z upustów spadał otworzonych 
Ciężki i chłodny; śnieg zmieszany z gradem 
W ciemnym powietrzu szumiał wodospadem, 
Ziemia deszcz chłonąc, oddychała czadem. 
Cerber tam szczekał swą paszczą troistą 
Na duchy, które w ziemię ugrzęzły bagnistą, 
A oczy jego świeciły czerwono; 
Wełna nań czarna, sam szerokobrzuchy, 
Łapy niejedną uzbrojone szponą, 
Nimi darł w pasy potępione duchy. 
Jak psy pod deszczem potępieńcy wyją, 
Zmokłą za siebie obracając szyją, 
Kręcą się ciągle w tę i ową stronę, 
Tworząc nawzajem z swych boków zasłonę. 
Cerber, ów robak wielki97, gdy nas zoczył98, 
Troista jego paszcza się rozwarła, 
A gniew członkami konwulsyjnie miota; 
Wirgili dłońmi po ziemi zatoczył 
I w nie nabrawszy, co tylko mógł, błota, 
Cisnął oburącz w łakome trzy gardła. 
Jak pies drży cały, kiedy oszczekuje, 
Lecz gdy mu spadnie kawał chleba z ręki, 
Przylega cichy i chleb, milcząc, żuje; 
Tak szatan Cerber plugawe paszczęki 
Zamknął, którymi tak zagłuszał duchy, 
Że każdy raczej wolałby być głuchy! 
Szliśmy płaszczyzną bagna ruchomego. 
Gdy stopa nasza po cieniach deptała, 
Zdało się, żeśmy deptali ich ciała. 
Cienie leżały w bagnie prócz jednego, 
Który wstał szybko i siadł, właśnie w chwili, 
Około niego gdyśmy przechodzili. 
«O! Kto bądź ciebie w te piekła prowadzi, 
Poznaj mnie», mówił, «wprzód nim się rozstałem 
Z mą klatką, jeszcze byłeś obleczony ciałem». 
Ja na to: «Zda się, że ciebie widziałem, 
Ale mi za to ma pamięć nie ręczy, 
Może to boleść, co ciebie tak męczy, 
W niej tak dalece rysy twoje gładzi. 
Kto taki jesteś, zaspokój pielgrzyma, 
Wtrącony tutaj i na karę taką? 
Jeśli jest większa, równie przykrej nie ma». 
A on: «W twym mieście, gdzie zawiść tak płuży99, 
Wesół przeżyłem czas ziemskiej podróży, 
Przez ziomków twoich przezwany Ciakko100. 
Za chuć obżarstwa niską i nikczemną, 
Jak widzisz, leje wieczny deszcz nade mną. 
Tu ja niejeden, wszystkie cierpią dusze 
Za grzech ten samy też same katusze». 
I zamilkł, snadź101 się nagadał do woli. 
— «Ciakko», rzekłem «twa kara mnie boli, 
Lecz powiedz, proszę, do jak smutnej doli 
Dojść może naszych byt obywateli, 
Gdy ich do tyla duch stronnictwa dzieli? 
Czy sprawiedliwy jest mąż między nimi? 
Skąd się tam pożar zapalił niezgody?» 
A on: «Znużeni sporami długimi, 
Krwią chyba zgaszą te żagwie pożarne. 
Stronnictwo Białe przecz wypędzi Czarne102. 
O, któż obliczy ich klęski i szkody! 
Nim słońce trzeci swój obrót dokona, 
Upadną Biali; strona zwyciężona 
Znów się podniesie za pomocą męża, 
Który w spoczynku ostrzy żądło węża, 
I harde czoło podniesie na długo, 
I w ciężkie jarzmo wprzęże stronę drugą; 
Nad nimi płaczę i za nich się wstydzę. 
Dwóch między nimi sprawiedliwych widzę103, 
Nikt ich nie słucha w ślepym żądz zapale, 
Duma, łakomstwo i zawiść, trzy głownie, 
Serca ich pieką swym żarem gwałtownie». 
Na tym Ciakko zakończył swe żale. 
«O! nie przerywaj» rzekłem doń «rozmowy, 
Obdarz mnie jeszcze choć niewielu słowy. 
Mów: Tedżiajo, Moska, Farinata104, 
Gdzie Rustikuci, Arigo i inni, 
Pragnący dobra ziomków, dobroczynni, 
W niebo czy w piekło zstąpili ze świata?» 
On: «Grzechy inne, z żalem wyznać muszę, 
Między czarniejsze strąciły je dusze, 
W krąg głębszy; gdy śmiesz zstąpić tak głęboko, 
Wszystkich ich społem tam ujrzysz na oko. 
Gdy cię świat słodki do powrotu znęci, 
Przypomnij, proszę, mnie ziomków pamięci. 
Dłużej nie mówię, ucinam rozmowę». 
Wtenczas utkwione we mnie prosto oczy 
Wykrzywił zezem i trochę z uboczy 
Popatrzał na mnie, potem schylił głowę 
I zapadł w błoto. Przewodnik mój rzecze: 
«On już nie wstanie, aż prochy człowiecze 
Wstaną budzone trąbą Archanioła, 
Aż nieprzyjaciel grzechu nań zawoła105. 
Wtenczas z nich każdy znajdzie swą mogiłę. 
W niej ciało z kością, z żyłą zwiąże żyłę. 
Wstanie i sądu wiecznego wysłucha». 
Tak szliśmy z wolna brudną mieszaniną 
Z deszczów i cieni, jak grząską drożyną, 
O przyszłym życiu rozmawiając ducha. 
«Mistrzu», spytałem, «ból, co im dokucza, 
Po wielkim sądzie, który ich potępi, 
Żądło swe więcej zaostrzy czy stępi?» 
A mistrz: «Nauka twoja cię poucza, 
Im doskonalszej jaka rzecz jest treści, 
Tym żywiej czuje rozkosze, boleści. 
Lud ten przeklęty nigdy, jako krzywy, 
Doskonałości nie dojdzie prawdziwej; 
Ale po sądzie, takie ma ufanie106 
Że do niej trochę zbliżonym zostanie». 
Idąc po kręgu przez błoto ogromne 
I mówiąc wiele, czego tu nie wspomnę, 
Doszliśmy kresu, gdzie na schyłku drogi 
Stał Plutus, ludzi wróg nad wszystkie wrogi. 
 
Pieśń VII

(Plutus. Krąg IV. Skąpcy i marnotrawcy. Krąg V. Popędliwi.)

«Ojcze szatanie! Patrz no, jakie dziwy107!» 
Tak Plutus krzyczał głosem ochrypiałym108. 
Mądry przewodnik rzekł do mnie: «Bądź śmiałym, 
Pokrzepmy w sobie umysł bojaźliwy; 
Jaką bądź władzę mieć może ten potwór, 
Nie wzbroni wejść nam w tych skał ciemny otwór». 
Potem w potwora policzek nadęty 
Spojrzał i mówił: «Milcz, wilku przeklęty!109 
Niechaj cię strawi własny wybuch gniewu. 
Podróży naszej nie wstrzyma zawada: 
Tam, tam chcą tego, gdzie hardy łeb smoka 
Michał Archanioł zdeptał w mgnieniu oka». 
Jak żagiel wzdęty od wiatrów powiewu, 
Gdy maszt się łamie, zwija się, upada, 
Równie jak długi legł potwór zażarty, 
My schodziliśmy powoli w krąg czwarty 110, 
Bliżej zważając to miejsce boleści, 
Kędy złe świata całego się mieści. 
Sprawiedliwości boża! Kto ogarnie 
Nowe, com widział, kary i męczarnie, 
Nagotowane tam przez twoje rządy? 
Dlaczego błędy nasze tak nas toczą? 
Jak gdy Charybdy dwa przeciwne prądy 
Zetrą się z sobą, od siebie odskoczą, 
Tak się ścierają tam duchy z duchami111 
A potępieńcy, widziałem, bez liku, 
Jako dwa wojska szły w bojowym szyku, 
Tocząc ogromne ciężary piersiami. 
W pierwszym natarciu zwarli się, a potem 
Nagle bezładnym pierzchnęli odwrotem, 
Krzycząc: Precz, skąpcy! Precz, marnotrawniki! — 
Tak z obu krańców po tym kręgu czarnym 
Lud bieżąc tłumem niezgodnym i gwarnym, 
Miotał bez przerwy obelgi i krzyki: 
Każdy od kręgu swojego połowy 
Powracał, turniej rozpoczynać nowy. 
Patrzając112 na nich z żalem nad ich biedą, 
Rzekłem: «Mów, mistrzu, co to za gmin lichy? 
Ci postrzyżeni, co na lewo idą, 
Czy byli świeccy za życia, czy mnichy?» 
A mistrz: «Ci wszyscy, co na siebie godzą, 
Miary pojęciem nie dostrzegli płytkiem. 
Jedni zgrzeszyli skąpstwem, drudzy zbytkiem. 
Głos ich wyraźnie brzmi w dwoistym echu, 
Gdy się z dwóch krańców tego kręgu schodzą 
Gdzie ich rozdziela przeciwieństwo grzechu. 
Ci, co bez włosów nagą czaszką świecą, 
Są to łakomcy, mnich, papież, kardynał, 
Co ducha w jarzmo łakomstwa uginał113». 
«Mistrzu», mówiłem, «jakoś mi się roi, 
Że wśród tej ciżby, którą brudy szpecą, 
Brudy tych piekieł, są znajomi moi». 
A mistrz mi na to: «Tak, proszę, nie myślij, 
Oni już tutaj z brudem życia przyszli. 
Tu wiecznie będą tłuc się jak obecnie, 
Tak skąpcy, jak ci, co tracili mienie; 
Ci wstaną na sąd z głową pozbawioną 
Włosów, a tamci z pięścią zacieśnioną114. 
Ci, co skąpili, i ci, co trwonili, 
Za grzech ten piękny świat nieba stracili; 
Patrz na ich karę, ta więcej ci powie, 
Niżbym w wymownym wypowiedział słowie. 
Teraz, mój synu, możesz widzieć jasno, 
Jak szybko bańki pękają i gasną 
Dóbr powierzonych Fortunie, a człowiek 
Goni za nimi do zawarcia
1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 85
Idź do strony:

Darmowe książki «Boska Komedia - Dante Alighieri (gdzie można czytać książki online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz