Darmowe ebooki » Poemat alegoryczny » Boska Komedia - Dante Alighieri (gdzie można czytać książki online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Boska Komedia - Dante Alighieri (gdzie można czytać książki online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Dante Alighieri



1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 85
Idź do strony:
żyje nowym życiem, powraca mu światło i natchnienie. Odtąd poczynają się pieśni, w których ją opiewa, jak bez żalu porzuciła to ziemskie wygnanie dla wiecznego pokoju, to święci rocznicę dnia, w którym ona stanęła obok Maryi Panny, w niebie. Ostatnią kartę pamiętników swojego serca kończy w te słowa:

„Po napisaniu ostatniego sonetu nawiedziło mnie cudowne widzenie, w którym widziałem takie rzeczy, że odtąd postanowiłem nic nie mówić o tej niewieście błogosławionej, aż do godziny, kiedy będę mógł godniej o niej przemówić; a teraz usiłuję, ile sił jest we mnie, ażeby ten ślub wypełnić, ona wie o nim! Jeśli się podoba Temu, dla którego i przez którego żyją wszystkie stworzenia, przedłużyć mi jakie kilka lat życia, spodziewam się powiedzieć o niej to, czego jeszcze nikt drugi nie powiedział. A kiedy ślub mój wypełnię, oby się podobało Bogu powołać moją duszę do chwały swojej wespół z ukochaną i błogosławioną Beatrycze, która stoi przed obliczem Boga błogosławionego przez wszystkie wieki!”

Ten krótki wykład pierwszego utworu Dantego wyświeca i historyczny byt Beatrycze i całą czystość miłości platonicznej, jaka natchnęła poetę. Przez tło tego młodzieńczego utworu poety prześwieca wyraźnie zamysł przyszłej apoteozy; Beatrycze i dwoiste znaczenie jej roli w Boskiej Komedii.

Dante swoją Beatrycze, której za jej życia winien był, jak sam wyznaje, poprawę samego siebie, a która po zgonie odrywając jego duszę od ziemi, podniosła ją do ideału chrześcijańskiego, sam będąc uczonym teologiem, zrobił patronką nauki boskiej, a z kolei figurą teologii. W ostatnich pięciu pieśniach Czyśćca Beatrycze jako triumfatorka zjawia się na scenie. Tam chór błogosławionych i ewangelistów pozdrawia ją słowami z pieśni Salomona: Veni sponsa de Libano! Spostrzegłszy Dantego, nazywa siebie po imieniu: Ben, ben son Beatrice. Któż nie odgadnie w tym poetycznym widzeniu, że Beatrycze jest tą mistyczną oblubienicą Salomona, wyobrażającą naukę bożą, czyli teologię!

W przedostatniej pieśni Raju, kiedy Beatrycze siedząca na najwyższym szczeblu róży mistycznej, u stóp Królowej niebios Maryi Panny w chwili, gdy poeta za świętym Bernardem powtarzając słowa jego modlitwy wzywa pośrednictwa Matki Miłosierdzia; kiedy taż sama Beatrycze wespół ze świętymi składa ręce i całym chórem modlą się o przyczynę za nim: w tej uroczystej chwili tajemnicza florentynka staje się patronką i orędowniczką poety.

 

Znawcy Boskiej Komedii w jej rodzinnym języku najlepiej ocenią ciężkie powołanie jej tłumacza i trudności, z jakimi, że pominę Dantowskie wysłowienie poetyczne, tłumacz ledwo nie na każdej karcie walczyć musiał, ażeby myśl poety, często spowitą zasłoną symbolu lub ideą teologiczną, wyrazić jasno i niebłędnie. Biorąc na siebie ciężar niestosowany może do sił moich, mogłem nie wszędzie sprostać wzniosłemu lotowi orła florenckiego; dość dla mnie będzie stać się w literaturze dobrym przykładem i zachęcić sobą szczęśliwsze pióro do drugiego tłumaczenia Boskiej Komedii, wołając z chrześcijańską pokorą słowami samego Dantego:

Może kto po mnie w potężniejszej mowie 
Wymodli, że mu Apollo odpowie. 
 
Piekło
Pieśń I

(Wstęp: Las. Zwierzęta. Wirgiliusz.)

Z prostego toru w naszych dni połowie12 
Wszedłem w las ciemny13; jaka gęstwa dzika, 
Jakie w tym lesie okropne pustkowie, 
Żyjący język tego nie wypowie; 
Wspomnienie gorzkie i zgrozą przenika, 
Śmierć odeń gorzką nie więcej być może. 
Lecz o pomocach mówiąc dobroczynnych, 
Jakie spotkałem, zszedłszy w to rozdroże, 
Powiem, com widział, wiele rzeczy innych. 
Jak w ten las wszedłem, przypomnieć nie mogę. 
Senny, prawdziwą opuściłem drogę. 
Ledwo mnie dzika przywiodła drożyna 
Pod górę, gdzie się kończyła dolina, 
W której mi serce zakrzepło od trwogi. 
Podniosłem oczy, wierzch góry wschodzące 
W promienie złote ubierało słońce14: 
Pewny przewodnik nasz na wszystkie drogi. 
Wtenczas uciszył strach mój, choć niesporo, 
Wzburzone serca mojego jezioro, 
Gdy w tę noc straszną ziębiły mnie dreszcze. 
I jak tonący, gdy z morza wyskoczy, 
Dysząc piersiami rozbit15 nieszczęśliwy, 
Ku niebezpiecznym wodom zwraca oczy, 
Podobnie duch mój w ten spacer złowrogi, 
Skąd nigdy człowiek nie wychodzi żywy16, 
Spojrzał za siebie, choć uciekał jeszcze. 
Wytchnąwszy trochę zmordowanym ciałem, 
Ruszyłem kroku, ale jeszcze stałem 
Silnie tą stopą, co była najniżej17. 
I oto w chwili, gdym postąpił wyżej, 
Pantera z góry, pochyłą jej ścianą, 
Biegła okryta skórą cętkowaną18; 
Zwinna i rącza, ile pomnieć mogę, 
Tak mi stanowczo zastąpiła drogę, 
Że nieraz cofać wstecz19 musiałem nogę. 
Był ranek, słońce wschodziło na niebie, 
Mając też same gwiazdy wkoło siebie, 
Gdy boża miłość te tak piękne twory 
Nowymi pchnęła po raz pierwszy tory. 
Poranek, wiosna rzeźwiąca naturę, 
Budziły we mnie nadzieję różową, 
Że świetną zwierza upoluję skórę, 
Choć nie bez trwogi. Gdy przeszła pantera, 
Lew szedł naprzeciw i z zadartą głową 
Głodowym rykiem grzmiał na paszczę całą, 
Zda się powietrze od przestrachu drżało. 
W ślad szła wilczyca z wpadłymi bokami20, 
Jakby żądz wszystkich wyschła suchotami, 
Dla której nędzą część świata przymiera. 
Przez strach, co na mnie spoglądał z jej oczu, 
Czułem się w jakimś bezwładnym omroczu, 
Wstąpić na górę straciłem nadzieję. 
Jak ten, co w zysku z nałogu podoba21, 
Gdy przyjdzie strata, los i siebie wini, 
Płacze, wszystkimi myślami boleje, 
W takiej wilczyca stawiła mnie doli; 
Pchnąc22 mnie przed sobą, powoli, powoli, 
W końcu zepchnęła tam, gdzie milczy słońce. 
Kiedym w dolinę cofał kroki drżące, 
Patrzę, aż jakaś przede mną osoba 
Długim milczeniem ochrypiała23 stoi24. 
Ledwiem ją zoczył25 na wielkiej pustyni, 
Krzyknąłem: «Błagam, bądź mi litościwym, 
Kto jesteś, marą, czy człowiekiem żywym?» 
Głos rzekł: «człowiekiem nie jestem, lecz byłem, 
Mantuańczycy są rodzice moi, 
Pod Julijuszem26 wszedłem na próg świata, 
Późno, ostatnie gdy doliczał lata. 
W Rzymie wesoło pod Augustem żyłem, 
Gdy bogom fałszu stawiano ołtarze. 
Byłem poetą i śpiewałem męża 
Z krwi Anchizesa, który przybył z Troi, 
Gród Ilijonu27, gdy dymił w pożarze. 
Lecz ty, czy dawna troska cię zwycięża, 
Czemu dojść nie chcesz tej pięknej wyżyny, 
Pełnego szczęścia źródła i przyczyny?» 
Odrzekłem, wstydem czerwieniąc me czoło: 
«Tyżeś Wirgili? Zdroju, co daleko 
Tryskasz szeroką poezyi rzeką, 
Zaszczycie, światło spółpoetów28 tylu, 
Jam pieśń twą zbadał jak nikt może drugi, 
Z wielką miłością i długim mozołem, 
Policz to teraz na karb mej zasługi! 
Mistrzu! Od ciebie wziąłem piękno stylu, 
Co mnie tak wielkim honorem zaszczyca. 
Patrz, oto za mną w ślad pędzi wilczyca, 
Broń mnie! Patrz, chudą jak wyciąga szyję, 
Drżą we mnie żyły, krew pulsami bije». 
Widząc mnie we łzach mędrzec tak powiada: 
«Inną idź drogą, taka moja rada, 
Jeśli chcesz umknąć z tej dzikiej ustroni; 
Zwierzę to często podróżnych napada, 
Zachodzi w drogę, pożre, gdy dogoni. 
Zwierzę to niczym chuci nie ostudza29, 
W nim nowy pokarm nowy głód rozbudza. 
Wiele jest zwierząt, z którymi się para, 
I więcej będzie; lecz wilczyca stara 
W paszczę brytana30 gdy przyjdzie, zachrzęści. 
Na koniec skona w mękach i boleści. 
Ziemia i kruszec głodu w nim nie wzmaga, 
Żywi go miłość, mądrość i odwaga; 
On między Feltro a Feltrem się zjawi31, 
Upokorzoną Italiję32 zbawi, 
Dla której prócz tych, co rym nie wylicza, 
Umarli Turnus, Kamilla dziewicza33. 
Podłą wilczycę, jej plemię wszeteczne, 
Przepędzi z grodów jego ręka chrobra34, 
W końcu w triumfie strąci ją do piekła, 
Skąd pierwsza zazdrość na świat ją wywlekła. 
Teraz ci radzę dla twojego dobra, 
Idź za mną, będę twoim przewodnikiem35 
I przeprowadzę przez królestwo wieczne. 
Tam płacz posłyszysz z rozpaczy wykrzykiem, 
Tam starożytne ujrzysz potępieńce, 
Co o śmierć drugą wołają w swej męce36, 
I tych, co radzi w płomieniu goreją 
Z cichym wytrwaniem, bo żyją nadzieją 
Spółobcowania z błogosławionymi; 
Chcesz dojść aż do nich i pogościć z nimi; 
Tam duch godniejszy wprowadzi już ciebie37. 
Bo królujący na wysokim niebie 
Nie chce, by tacy, co ufają we mnie, 
W królestwo Jego wchodzili przeze mnie, 
Nieposłusznego Jego wierze świętej. 
On świat ma u stóp swojej wielmożności, 
Tron Jego twierdzą tam na wysokości, 
Błogi, kto w poczet Jego sług przyjęty». 
«Poeto!» rzekłem, «wzywam cię na Boga, 
Któregoś nie znał, jeśli chcesz, bym zdrowo 
Miejsc tych uniknął według twojej rady, 
Albo, co gorsze, wilczycy paszczęki: 
Prowadź, gdzieś mówił! Moją twoja droga, 
Abym oglądać mógł bramę Piotrową 
I tych, co cierpią wiekuiste męki». 
Duch ruszył naprzód, jam szedł w jego ślady. 
 
Pieśń II

(Dalszy ciąg wstępu: Beatrycze. Łucja.)

Dzień gasnął38, wszystko, co żyje na ziemi, 
Ukołysane trudy i niewczasy39 
W czarniawe nocy topiło wezgłowie; 
Jam się uzbrajał jeden iść w zapasy 
Z drogą, z rzeczami litości godnymi, 
Co pamięć moja bez błędu opowie. 
O genijuszu40, bądź po mojej chęci! 
Ty, co pisałeś, com widział, pamięci! 
Tu się pokaże twoje uszlachcenie. 
«Poeto!» rzekłem, «wprzód osądź, czy mogę 
O własnej sile iść w tak wielką drogę? 
Ty opowiadasz, jak pomiędzy cienie 
Z ciałem, co czułe, mdłe i skazitelne, 
Zstąpił Eneasz w państwo nieśmiertelne41. 
Jeśli wróg złego był nań tak łaskawy, 
Myśląc o wielkich skutkach, jakiej sławy 
Krew jego będzie w bohatery płodna; 
Rzecz ta uwagi wszystkich mędrców godna, 
Bo był wybrany w empirejskim niebie 
Na ojca Romy i państwa dla siebie. 
Wprawdzie zrąb jednej i drugiej budowy 
Miastu świętemu za fundament służy42, 
Gdzie w kolej siedzi następca Piotrowy. 
W sławnej przez ciebie tej jego podróży 
Już przepowiednie wróżyły prorocze, 
Że on zwycięży i płaszcz papieżowy. 
Na koniec Paweł, ta urna wyboru, 
Był w zachwyceniu ducha wniebowzięty, 
Gdzie duch swój ogniem wiary zapłomienia, 
Która zasadą jest drogi zbawienia. 
Lecz ja dlaczego i po co tu kroczę? 
Jam nie Eneasz, jam nie Paweł święty, 
Nie jestem godzien takiego honoru, 
Straszy mnie zamiar nieroztropnej drogi. 
Ty jako mędrzec przyczynę mej trwogi 
Lepiej pojmujesz, niż się ja wysłowię». 
Jak ten, co w niechęć odpada ze chcenia, 
Dla nowej myśli nagle zdanie zmienia 
I rzuca zamysł dojrzały w połowie, 
Ważąc się w myślach, nagle ostudzałem 
Zamiar poczęty z tak wielkim zapałem. 
A cień szlachetny: «Zgaduję z twej mowy, 
Że ciebie przestrach opanował43 nowy. 
Często gdy trwoga ogarnie człowieka, 
Człowiek od czynu wielkiego ucieka. 
Jak zwierzę cofa cień widma kłamany. 
Aby ci koniec położyć tej trwodze, 
Powiem, com słyszał, dlaczego przychodzę, 
Co moją litość wzbudziło dla ciebie. 
Wśród tych, co nie są ni w piekle, ni w niebie, 
Byłem rozkazem niewiasty wezwany, 
A ona była tak piękna i święta, 
Że ją sam o jej prosiłem rozkazy. 
Więcej jak gwiazdy błyszczały jej oczy, 
Z ust jej szły pełne słodyczy wyrazy, 
Głos jej anielski, dźwięk mowy uroczy: 
»Duszo na chlubę Mantui poczęta, 
O! której sława przez tak długie lata 
Trwa i trwać będzie aż do końca świata! 
Wiedz, mój przyjaciel zabłąkał się nocą, 
W strachu z pół drogi cofa kroki swoje; 
Z wieści powziętych w niebie, ja się boję, 
By za daleko nie zbłądził w pustkowie, 
Abym za późno nie przyszła z pomocą. 
Idź, śpiesz i twojej wymowy ozdobą, 
Czym tylko możesz zbawić, całym sobą, 
Dopomóż jemu, uspokój mnie w trwodze; 
Jam Beatrycze, która, byś szedł, mówię. 
Z miejsca, gdzie żądam powrócić, przychodzę, 
Miłość aż tutaj przywiodła mnie rada, 
Miłość te słowa w moje usta wkłada. 
Przed moim Panem gdy stanę na niebie, 
Nieraz mi przyjdzie chwalić za to ciebie«. 
Ona umilkła, jam począł na nowo: 
»Przez ciebie, pani i wszech cnót królowo44, 
Wyżej w godności człowieczeństwo sięga 
Od wszystkich istot w kole niebokręga; 
Twój rozkaz taką ma moc, że w tej chwili 
Słuchać i spełnić będzie mi najmilej, 
Więcej twej chęci otwierać nie trzeba. 
Lecz powiedz, czemu schodzisz nieostrożnie, 
Bez żadnej trwogi na dno tego środka, 
Aż z wysokości bezmiernego nieba, 
Gdzie wrócić sercem tęsknisz tak pobożnie«. 
»Gdy chcesz do tyla wiedzieć, przyjacielu,« 
Rzekła, »opowiem ci w słowach niewielu. 
Schodzę tu śmiało, bo mnie zło nie spotka, 
Lękać się rzeczy, która drugim szkodzi, 
Słuszna, lecz innych lękać się nie godzi. 
Ja tak stworzona jestem z łaski Boga, 
Mnie nie doścignie waszej nędzy trwoga, 
Waszej otchłani płomień i pożoga. 
Jest w niebie pełna miłosierdzia Pani45 
Ona boleje tak nad przeszkodami, 
Które usunąć dziś twój trud i praca, 
Że niebo łamie sprawiedliwość dla niej. 
Ona do Łucji46 z prośbą się obraca 
I mówi do niej: — Twój wierny cię wzywa, 
Ratuj, polecam jego twej opiece! 
Łucyja47 czuła na ten głos, ze łzami 
Przychodzi do mnie, gdzie duchem szczęśliwa 
Przy starożytnej siedziałam Racheli48, 
I mówi: — Boga pochwało prawdziwa! 
Idź, ratuj tego, który cię tak kochał, 
Wzniósł się przez ciebie, po tobie tak szlochał: 
Czy cię nie wzrusza jego skarga tkliwa? 
Nie widzisz śmierci, z jaką on na rzece 
Walczy burzliwszej od morskiej topieli? 
O! Nie tak szybko pędzi myśl człowieka 
Za swoim zyskiem lub od strat ucieka, 
Jak ja, gdy ścichła ta strzelista mowa, 
Schodzę tu z mego błogiego siedzenia, 
Pełna ufności w mądrość twego słowa, 
1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 85
Idź do strony:

Darmowe książki «Boska Komedia - Dante Alighieri (gdzie można czytać książki online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz