Wyznania - Jean-Jacques Rousseau (jak czytać książki w internecie za darmo txt) 📖
Najsłynniejsza powieść autobiograficzna w literaturze światowej.
Nie są totypowe, znane od wieków pamiętniki i wspomnienia, w których autor jestświadkiem, a nierzadko współtwórcą historii. W tym przypadku zdarzeniahistoryczne stanowią zaledwie mgliście zarysowane tło. Rousseau bowiemzamierzył swoje Wyznania jako utwór literacki zupełnie innego, nowegorodzaju, jako bezprecedensowe w swojej szczerości studium ludzkiej duszy: „Chcę pokazać moim bliźnim człowieka w całej prawdzie jego natury; a tymczłowiekiem będę ja”. Z bezlitosną prawdomównością opowiada o swoim życiu,począwszy od dzieciństwa i lekkomyślnej młodości. Opisuje wydarzeniastawiające go w korzystnym świetle, ale nie skrywa także intymnych iwstydliwych faktów, niskich, godnych potępienia uczynków. „Powiem głośno:oto co czyniłem, co myślałem, czym byłem. Wyznałem dobre i złe równieszczerze”.
- Autor: Jean-Jacques Rousseau
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wyznania - Jean-Jacques Rousseau (jak czytać książki w internecie za darmo txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Jean-Jacques Rousseau
Ta rozmowa, mimo iż krótka, oświeciła mnie, przynajmniej pod pewnym względem, co do mego położenia i pozwoliła zrozumieć, że chodzi tu w istocie o mą osobę. Ubolewałem nad fatalnością, która obraca na mą zgubę każdą mą dobrą myśl i uczynek. Mimo to, czując się w tej sprawie osłoniony tarczą pani de Luxembourg i pana de Malesherbes, nie pojmowałem, w jaki sposób dałoby się osiągnąć to, aby ich usunąć i dotrzeć aż do mnie; poza tym bowiem czułem dobrze od tej chwili, iż nie będzie już mowy o słuszności ani o sprawiedliwości i że nikt nie będzie sobie zadawał trudu badania, czy jestem winny czy nie. Tymczasem burza huczała coraz bliżej. Nawet Néaulme w gadatliwym swoim sposobie wyrażał ubolewanie, iż mieszał się do tego dzieła i zdawał się nie mieć żadnych wątpliwości co do losu, jaki grozi książce i autorowi. Jedna rzecz wszelako dodawała mi ciągle otuchy: pani de Luxembourg była cały ten czas tak spokojna, zadowolona, wesoła nawet, iż musiała snadź być bardzo pewna swojej sprawy, aby nie odczuwać najmniejszego niepokoju za mnie, aby mi nie rzec ni słówka współczucia lub usprawiedliwienia, aby patrzeć na obrót, jaki przybiera sprawa z tak zimną krwią, jakby wcale nie była w nią wmieszana i jak gdyby w żadnej mierze nie była się mną interesowała. Najbardziej zdumiewało mnie, iż nie ma mi zgoła nic do powiedzenia. Miałem uczucie, że coś by mi się należało z jej strony. Pani de Boufflers zdawała się mniej spokojna. Krążyła tam i z powrotem z bardzo ważną miną, rozwijając wielką ruchliwość i upewniając mnie, że książę de Conti również gorliwie się krząta, aby odwrócić cios, który mi gotują. Obawy jej opierały się na okolicznościach danej chwili, w których parlamentowi zależało na tym, aby jezuici nie mogli mu zarzucać obojętności w sprawach religii. Zdawało się wszelako, iż niewiele ma wiary w starania księcia i swoje. Odezwania jej, raczej alarmujące niż uspokajające, zmierzały nieodmiennie do tego, aby mnie skłonić do usunięcia się. Hrabina radziła mi zawsze Anglię, gdzie przyrzekała mi wielu przyjaciół, między innymi słynnego Hume’a808, który od dawna liczył się do jej bliskich. Widząc, iż nadal trwam w niewzruszonym spokoju, przeszła do środków snadniej809 mogących mnie zachwiać. Dała do zrozumienia, że w razie mego uwięzienia i śledztwa będę zmuszony wymienić panią de Luxembourg i że jej przyjaźń dla mnie zasługuje, abym się nie wystawiał na niebezpieczeństwo narażenia jej. Odpowiedziałem, iż w podobnym wypadku księżna może być spokojna i że jej nie narażę. Na to hrabina odparła, iż postanowienie takie łatwiej powziąć niż wykonać; w czym miała słuszność, zwłaszcza gdy chodziło o mnie, wobec mego stanowczego zamiaru, aby nigdy nie zaprzeć się samego siebie i nie skłamać przed sędziami, bez względu na niebezpieczeństwo, jakim groziłoby powiedzenie prawdy.
Widząc, iż ta refleksja wywarła na mnie pewne wrażenie, niedostateczne wszelako, aby mnie skłonić do postanowienia ucieczki, hrabina natrąciła mi o Bastylii na przeciąg kilku tygodni jako o sposobie usunięcia się spod jurysdykcji parlamentu, który nie na mocy nad więźniami stanu. Nie nadmieniłem nic przeciw tej osobliwej łasce, byleby nie dopraszano się jej w moim imieniu. Ponieważ hrabina nie wspomniała mi już o tym, sądziłem później, iż poddała tę myśl jedynie, aby mnie wybadać, i że nie życzono sobie środka, który by położył kres wszystkiemu.
W niedługi czas później marszałek otrzymał od proboszcza z Deuil, przyjaciela Grimma i pani d’Epinay, list zawierający ustrzeżenie, jakoby z dobrego źródła, iż parlament zamierza postąpić ze mną z ostateczną surowością i że tego a tego dnia (który wymienił) ma być wydany rozkaz uwięzienia. Osądziłem, iż ostrzeżenie to pochodzi z fabryki holbachowskiej; wiedziałem, iż parlament jest bardzo czuły na formy i że zaczynać w tym wypadku od dekretu uwięzienia bez stwierdzenia prawnego, czy przyznaję się do tej książki i czy jestem w istocie jej autorem, byłoby jaskrawym tych form naruszeniem. „Jedynie — rzekłem do pani de Boufflers — pod zarzutem zbrodni godzących w bezpieczeństwo publiczne wydaje się rozkaz uwięzienia na proste poszlaki, z obawy, aby obwiniony nie umknął przed karą. Ale kiedy chodzi o ukaranie przestępstwa takiego jak moje, które zasługuje na cześć i nagrodę, wytacza się postępowanie przeciw książce, a unika się, o ile można, tykania autora”. Na to hrabina uczyniła subtelne rozróżnienie, nie pomnę jakie, aby mi udowodnić, że to przez wzgląd na mnie samego uchwalono uwięzienie, miast wezwać mnie do przesłuchania. Nazajutrz otrzymałem list od Guyego, który mi donosił, iż będąc tego dnia u generalnego prokuratora, ujrzał u niego na biurku brulion aktu oskarżenia przeciw Emilowi i jego twórcy. Zważcie, iż Guy był to wspólnik Duchesne’a, który wydrukował dzieło, i że to on, zupełnie spokojny o siebie, udzielał przez współczucie tego ostrzeżenia autorowi! Można ocenić, jak bardzo mi się to wszystko wydawało prawdopodobne. To było tak proste, tak naturalne, aby księgarz, dopuszczony na audiencję do generalnego prokuratora, czytał spokojnie akta i bruliony rozrzucone na biurku dygnitarza! Pani de Boufflers i inni potwierdzili mi to samo. Sądząc z niedorzeczności, jakimi kotłowano mi bez ustanku uszy, byłem skłonny przypuszczać, iż cały świat oszalał.
Czując dobrze, iż pod tym wszystkim tkwi jakaś tajemnica, której mi nie chcą powiedzieć, czekałem spokojnie wypadków, spuszczając się810 na swoje prawo i niewinność w całej tej sprawie. Bez względu na to, jakie prześladowania mnie czekają, czułem się szczęśliwy, iż jestem powołany do zaszczytu cierpienia za prawdę. Daleki od lęku i ukrywania się, chodziłem co dnia do zamku i odbywałem po południu zwykłą przechadzkę. Ósmego czerwca, w wilię dekretu, odbyłem ją w towarzystwie dwóch profesorów Oratorium, ojca Alamanni i ojca Mandard. Zabraliśmy z sobą do Champeaux skromny podwieczorek, który spożyliśmy z wielkim apetytem. Zapomnieliśmy szklanek: zastąpiliśmy je słomkami zerwanymi w polu, którymi ciągnęliśmy wino z butelki, siląc się wyszukać rurki o ile możności szerokie, aby ciągnąć na wyprzódki811. W życiu nie byłem równie wesoły.
Opowiadałem, w jaki sposób postradałem w młodości sen. Od tego czasu przywykłem czytać co wieczora w łóżku, aż uczuję, że oczy zaczynają mi ciążyć. Wówczas gasiłem świecę i starałem się usnąć, co zwykle następowało niebawem. Zwykłą lekturą wieczorną była Biblia, którą przeczytałem w ten sposób co najmniej pięć lub sześć razy w całości. Tego wieczora, czując się bardziej rozbudzony niż zazwyczaj, odczytałem całą księgę, która się kończy lewitą efraimowym812. Jeżeli się nie mylę, jest to Księga Sędziów; nie miałem jej bowiem w rękach od tego czasu. Historia ta przejęła mnie wielce; dumając nad nią, popadłem w stan marzenia, kiedy nagle wyrwał mię zeń hałas i światło. Była to Teresa; świeciła panu La Roche, który widząc, że się zrywam, rzekł: „Niech się pan nie przestrasza, to od pani marszałkowej: pisze sama i przysyła list od księcia Conti”. W istocie, w piśmie pani de Luxembourg znalazłem list, który umyślny księcia właśnie przyniósł, zawierający ostrzeżenie, iż mimo wszelkich starań zdecydowano wystąpić przeciw mnie z całą surowością. „Wzburzenie — pisał — nadzwyczajne; nic nie może odwrócić ciosu; dwór się go domaga, parlament życzy go sobie. O siódmej rano będzie podpisany dekret; równocześnie wyprawią ludzi, mających go wykonać. Uzyskałem tyle, iż nie będą go ścigać, jeżeli się usunie, ale jeżeli będzie się upierał, aby się dać schwytać, wezmą go”. La Roche zaklął mnie, imieniem marszałkowej, abym wstał i udał się do zamku na naradę. Była druga; właśnie położyła się do łóżka. „Księżna oczekuje pana — dodał — i nie uśnie, póki go nie zobaczy”. Ubrałem się spiesznie i pobiegłem.
Marszałkowa wydała mi się niespokojna. Pierwszy raz widziałem ją w tym stanie. Pomieszanie jej wzruszyło mnie. Zaskoczony tak niespodzianie, w nocy, sam nie byłem wolny od wzruszenia, ale widząc ją, zapomniałem o sobie samym. Myślałem jedynie o niej i o smutnej roli, jaką przyszłoby jej odegrać, w razie gdybym pozwolił się uwięzić. Czując w sobie dosyć odwagi, aby powiedzieć zawsze tylko prawdę, choćby mi miała zaszkodzić i zgubić mnie, nie czułem w sobie dość przytomności umysłu, dość zręczności, ani może dość stałości, aby uniknąć narażenia księżnej, gdyby zaczęto mnie przyciskać. To skłoniło mnie, aby poświęcić własną chwałę dla jej spokoju i aby w tej okoliczności zrobić dla niej to, czego za nic nie uczyniłbym dla siebie. Raz powziąwszy postanowienie, natychmiast oznajmiłem je księżnej, nie chcąc obniżać jego wartości żadnym targiem. Pewien jestem, że nie mogła się omylić co do mych pobudek; mimo to nie zdradziła ni słowem, że jest mi za nie wdzięczna. Obojętność ta dotknęła mnie przykro, tak że wahałem się już, czy się nie cofnąć; ale zjawił się pan marszałek, a w chwilę później przybyła pani de Boufflers z Paryża. Dopełnili tego, co powinna była uczynić pani de Luxembourg. Dałem się ugłaskać; wstyd mi było odwoływać słowo i odtąd była już mowa tylko o miejscu schronienia i porze wyjazdu. Pan de Luxembourg ofiarował się zatrzymać mnie kilka dni incognito813, abym mógł swobodnie naradzić się i powziąć postanowienie; nie zgodziłem się na to, jak również na propozycję udania się tajemnie do Temple814. Upierałem się, aby odjechać tegoż samego dnia raczej niż musieć się ukrywać gdziekolwiek bądź.
Czując, że mam we Francji ukrytych a potężnych nieprzyjaciół, osądziłem, iż mimo przywiązania do tego kraju trzeba mi go opuścić, aby zapewnić sobie spokój. Pierwszą myślą było schronić się do Genewy: chwila zastanowienia wystarczyła, aby mnie odwrócić od tego głupstwa. Wiedziałem, że rząd francuski, jeszcze potężniejszy w Genewie niż w Paryżu, nie zostawiłby mnie w spokoju tak samo w tym mieście, jak i w tamtym, jeżeli postanowił mnie ścigać. Wiedziałem, że Rozprawa o nierówności obudziła przeciw mnie w Radzie nienawiść tym bardziej niebezpieczną, ile że nie ośmielono się jej objawić. Wiedziałem, iż świeżo, kiedy pojawiła się Nowa Heloiza, taż Rada czym prędzej pokwapiła się zabronić jej obiegu na wniosek doktora Tronchin; ale widząc, że nikt nie poszedł za jej przykładem nawet w Paryżu, zawstydziła się tego błazeństwa i cofnęła zakaz. Nie wątpiłem, iż znajdując tutaj bardziej sprzyjającą okoliczność, pospieszy z niej skorzystać. Wiedziałem, iż mimo pięknych pozorów panuje wobec mnie we wszystkich sercach genewskich tajemna zawiść, która czeka jeno sposobności. Mimo to miłość ojczyzny wołała mnie do mojej ziemi; gdybym mógł czynić sobie nadzieję, że będę tam żył w spokoju, nie wahałbym się, ale ponieważ honor ani rozsądek nie pozwalały mi chronić się tam jako zbiegowi, postanowiłem zbliżyć się tylko i udać się do Szwajcarii, aby tam czekać, co Genewa postanowi. Czytelnik ujrzy niebawem, że niepewność nie trwała długo.
Pani de Boufflers bardzo nierada była temu postanowieniu; podjęła nowe wysiłki, aby mnie skłonić do przeprawy do Anglii. Nie zdołała mnie zachwiać. Nigdy nie lubiłem Anglii ani Anglików; wymowa pani de Boufflers nie tylko nie zwyciężyła mej odrazy, ale, nie wiem czemu, pogłębiła ją raczej.
Zdecydowany byłem jechać tegoż samego dnia. Rano już oświadczono wszystkim, żem wyjechał; La Roche, którego posłałem po swoje papiery, nie chciał nawet Teresie powiedzieć, czy jestem jeszcze czy mnie już nie ma. Od czasu jak postanowiłem spisać kiedyś moje pamiętniki, nagromadziłem wiele listów i innych papierów, tak iż trzeba mu było kilka razy wracać. Część papierów, już przebranych, odłożyłem na stronę; przez resztę ranka zająłem się przebieraniem innych, aby wziąć z sobą tylko to, co mogłoby mi być użyteczne, a spalić resztę. Pan de Luxembourg zechciał pomóc mi w tej pracy, która okazała się tak długą, że nie mogliśmy jej skończyć w ciągu rana i nie miałem czasu nic spalić. Pan marszałek ofiarował się dokończyć tej pracy, spalić samemu odpadki, nie zdając się z tym na nikogo, i przesłać mi wszystko, co odłoży. Przyjąłem ofiarę, bardzo rad, iż wolny jestem od tego trudu i że resztę godzin, które mi pozostały, będę mógł spędzić z tak drogimi osobami, które miałem opuścić na zawsze. Książę wziął klucz od pokoju, w którym zostawiłem papiery; po czym na me gorące prośby posłał po biedną Teresę, która była w śmiertelnym niepokoju o to, co się ze mną
Uwagi (0)