Darmowe ebooki » Pamiętnik » Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Grabski



1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47
Idź do strony:
Wiadomo z części historycznej, że Sejm właśnie te części pełnomocnictw w znacznej mierze odrzucił. W końcu 1925 r. wniosłem projekt ustawy o Radzie oszczędnościowej, złożonej z przedstawicieli Sejmu, Senatu i Rządu dla przygotowania całego wielkiego planu, wymagającego zmian ustawodawczych. Szło mnie o nadanie temu planowi takiego autorytetu, by przejście jego przez Sejm mogło być zapewnione. Ten mój projekt został odrzucony, gdyż po moim odejściu został zupełnie zaniechany.

Wzamian za to zaniechanie rząd koalicyjny przygotował i przeprowadził ustawę sanacyjną szkolną i obciął wskaźniki drożyźniane przy wypłacie pensji urzędnikom. Były to środki doraźne. Okazała się wkrótce konieczność by od nich częściowo przynajmniej odstąpić. Należało zatem zamiast poprzestawania na nich, zabrać się do istotnego planu oszczędności, wymagających zmian ustawodawczych.

Wnieść jakikolwiek projekt takich zmian, a go nie przeprowadzić, to praca, która by zrobiła dużo rozgoryczenia, a nie przyniosła żadnego pożytku. Żaden przeto rząd pozaparlamentarny, czy koalicyjny takiego planu sam opracować nie potrafi, o ile nie dostanie pełnomocnictw dla ich przeprowadzenia. Ale i w tym wypadku rząd o tyle skorzysta z takich pełnomocnictw, o ile będzie to moment odpowiedni, w którym napięcie sił państwowo-twórczych wzniesione zostanie na wyższy poziom. Bo w oszczędnościach bez ofiar obejść się nie można. A ci, którzy pierwsi domagają się oszczędności, zwykle wcale nie chcą nic wiedzieć o konieczności ponoszenia ofiar i sami jeszcze przeszkadzają w ich przeprowadzaniu. Dzisiejszy rząd ma pełnomocnictwa takie, że mógłby przeprowadzać oszczędności, wymagające zmiany ustaw, ale ani sam do tego się nie zabiera, ani opinja publiczna tego od niego nie wymaga.

Jedną z najtrudniejszych, a jednak dających największe rezultaty metod przeprowadzania oszczędności, jest to kasowanie całych ogniw czy placówek organizacyjnych przez łączenie większej ich ilości w jedno.

We Francji zdecydowano się na to, by zmniejszyć ilość okręgów sądowych i jednostek administracji politycznej. U nas dawno już wszyscy wiedzą, jak wielkie są różnice w rozległości i zaludnieniu województw, powiatów, gmin, okręgów sądowych itp.

Małe jednostki ogromnie podrażają administrację, więc należy przeprowadzić ich komasację. Dotychczas wszelkie próby w tym kierunku napotykały na nieprzezwyciężony opór różnych czynników politycznych. A jednak bez takich poważnych zmian organizacyjnych nie zaprowadzimy istotnie poważnych oszczędności.

Dla tego, byśmy mogli przeprowadzić istotne oszczędności, musimy się doczekać chwili i warunków, w których stanie się możliwem wniesienie się czynników rządowych i ustawodawczych na poziom interesów całego społeczeństwa ponad partykularne interesy grup najrozmaitszych. Taką chwilą nie był ani 1924 r., ani 25 r., ani 26 rok. Leży ona jeszcze całkowicie przed nami.

W poprzednich wywodach moich wskazywałem na przesadę wielu działaczy politycznych w narzekaniu na nadmiar urzędników u nas istniejących i w upatrywaniu w tym nadmiarze głównej przyczyny ciężaru podatkowego. Podkreślałem, że nadmiar ten i w innych krajach istnieje. Nie dowodziłem przytem wcale, by nie można było i nie należało zmniejszyć liczby u nas urzędników. Przeciwnie za tem zmniejszeniem się wypowiadam całkowicie. Ale nie widzę możności, by takie zmniejszenie można nadal robić mechanicznie, jak to dotychczas się odbywało. Trzeba sięgnąć głębiej i reorganizować zarówno system naszej biurowości i pojęcia nasze o sposobie rządzenia jak i podział administracyjny kraju. Wtedy można będzie osiągnąć oszczędności nietylko na wydatkach personalnych, ale i na rzeczowo administracyjnych. Takie oszczędności osiągnąć należy nie dlatego, by stąd dała się uzyskać możliwość ulżenia ciężaru podatkowego, ale że wtedy łatwiej będzie można polepszyć warunki wynagradzania tych urzędników państwowych, od których istotnie należy wymagać dużej odpowiedzialności, ale też i którzy nie mogą być nadal tak słabo wynagradzani, jak obecnie, bez największych dla państwa niebezpieczeństw.

Rozdział IX

Podniesienie wydajności podatków

Powszechnem stało się wykazywanie, że ciężar podatkowy, który istniał w 1924 i 25 r., był nadmiernym. Już w poprzednich rozdziałach wyjaśniłem, że nie ja ten ciężar ustanowiłem. Wyjaśniłem również, że mylnym jest pogląd, jakoby ogólna wysokość dochodów z podatków była u nas za wysoką, natomiast prawdą jest, że rozkład podatków u nas jest nieodpowiedni.

Podałem wyżej cytaty z Rybarskiego, wskazujące, jak w przeszłości naszej największą naszą bolączką, była słaba wydajność naszego kraju pod względem podatkowym. Dziś przeto trzeba się bardzo zatroszczyć o to, czy obecny nastrój, potępiający nadmiar ciężaru podatkowego nie poszedł za daleko. Mówi się, że kraj za mnie uginał się pod ciężarem podatków, że na szczęście spadek złotego ulżył producentom, ale, że ci obecnie nie znieśliby żadnej nowej podwyżki podatków.

Ci, którzy dowodzą, że w 1924 i 25 r. producenci ugięli się pod ciężarem podatków, przejaskrawiają sytuację i fałszywie ją oświetlają. Producenci ugięli się pod ciężarem konjunktury, przy której nie umieli i nie mogli wygospodarować potrzebnych i na ich i życie i na podatki zysków, zadłużyli się i utracili zdolność wypłacania się z należności wszelkich, a w tej liczbie i z należności podatkowych. Ci, którzy najwięcej się w 1924–25 r. pozadłużali, ci często najmniej popłacili podatków, gdyż ratowali się prolongatami, a jednak długów nie uniknęli.

Dzisiejsze podatki są na tyle wadliwe, że podnosić je w ogólnej skali procentowo nie byłoby oczywiście dobrą i wskazaną rzeczą. Ale podatki w Polsce muszą dać większe sumy ogólne dochodów, to dla mnie nie ulega żadnej wątpliwości. Przy dzisiejszej stopie dochodów państwowych, my jako państwo między Niemcami i Rosją się nie utrzymamy. Już poprzednio to wykazałem.

Czego nas jednak uczy doświadczenie w zakresie naszej polityki podatkowej? Tego, że Rząd z Sejmem razem żadnego rozumnego systemu podatkowego nie stworzą i nie zaprowadzą. Każdy projekt rządowy w zakresie podatków bądź ulegnie w Sejmie zniekształceniu (jak podatek gruntowy oraz majątkowy w 1923 r.), bądź będzie leżał bez rozpatrywania, (jak dwie nowelizacje podatku majątkowego w 1925 r.).

Co jednak robić, gdy Sejm zazdrośnie strzeże swego prawa odnośnie do uchwalania systemu i wysokości podatków? Każdy Sejm w każdej epoce był taki sam. Otóż w tej sprawie: albo sejm następny okaże się wielkim Sejmem reform gospodarczych i skarbowych, a więc i podatkowych, albo musi nastać w Polsce okres takich pełnomocnictw dla rządu, ażeby mógł objąć on wszystkie dziedziny ustawodawstwa i podatkowego i socjalnego i mógł istotnie ugruntować siłę Polski na powszechnych dla jej najwyższych konieczności bytu ofiarach i wysiłkach.

Poza zagadnieniem lepszego ustawodawstwa państwowego stoi sprawa lepszego wymiaru podatków, w granicach istniejących niedoskonałych ustaw. I w tej dziedzinie musimy się doczekać nowej ery: powszechnego zapału do uczciwości w zeznaniach i szacowaniu dochodów i obrotu gospodarczego. Dziś demoralizacja w tym zakresie jest zabójcza i jest, co gorsza, uświęconą przeświadczeniem, że trzeba siebie bronić i innych przed Skarbem, przed wampirem fiskalizmu i biurokracji.

Taka psychika jest nędzną i marną, bo jest to bronienie samego siebie i swoich bliźnich przed potrzebami Polski. Złe ustawy do wytworzenia takiej psychiki się przyczyniają. Ci z urzędników, którzy są bądź niedość inteligentni, bądź złośliwie do całego społeczeństwa usposobieni, do wytworzenia się tej psychiki swojem postępowaniem się przyczyniają. Ale przecież ci większości nie stanowią. Większość urzędników ma te same wady i charaktery, co i ogół społeczeństwa. Tak samo i w ustawach naszych, obok niektórych wad, jest bardzo dużo słusznych i mądrych rzeczy, zaczerpniętych z doświadczeń i wzorów państw zachodnich. Czemuż zatem psychika antypodatkowa mogła się u nas tak zagnieździć? Bo największem jej sprzymierzeńcem jest chciwość ludzka, by swego grosza nie dać, ze swego nie popuścić i złe przyzwyczajenie przeszłości, by się przed każdem wymaganiem ofiar materjalnych ze strony państwa bronić i to solidarnie.

W początkach 1924 r. odwołałem się do pomocy Stowarzyszenia przyjaciół Skarbu Polskiego, które zostało zorganizowane. Ale stowarzyszenie to natrafiło na grunt bardzo nieprzyjazny dla jego rozwoju. O ile dla zapisywania się na akcje Banku Polskiego była w naszem społeczeństwie chwila powszechnego entuzjazmu, o tyle nie doczekaliśmy się jeszcze tego, by każdy uznał za punkt honoru i ambicji własnej nie tylko podać swoje własne zeznanie zgodnie z istotnym stanem rzeczy, ale dopilnować i nalegać, by inni to samo robili. Miałem jednego znajomego, który sobie ten ostatni punkt ambicji postawił. Widywałem go w r. 1924 i 25 i śledziłem jego borykanie się, by na swojem postawić i być przynajmniej zrozumianym przez otoczenie. Jeden z faktów, który na jesieni 1925 r. na mnie oddziałał najbardziej przygnębiająco było to, gdy ostatni raz widziałem mego znajomego, który oznajmił mnie, że został przez wszystkich znienawidzony, że wszyscy czyhają na jego własną zgubę i dodał, że ani ja, ani nikt nie może mu nic pomódz, bo jest zupełnie wyczerpany i do dalszej walki z usposobieniem całego społeczeństwa niezdolnym.

Było coś beznadziejnego w tem wyznaniu, a rozmówca mój unikał nawet tego, bym go do wytrwania na jego drodze zachęcał.

A jednak jest rzeczą konieczną, by przełamać tę psychikę wzajemnej asekuracji społeczeństwa przed własnem państwem. Albo istotnie państwo polskie jest naszem najwyższem dobrem, któremu dać to, co się należy, jest chlubą i szczęściem, albo będziemy podcinali jego konary, broniąc się, by mu nie dawać tego, co mu się należy, aż powalimy go zupełnie i oddawać zaczniemy z powrotem nasze środki na usługi, jak dawniej, państw obcych.

Rozumiem, że wyczekiwać ze strony społeczeństwa porywów idealizmu w sprawach tak poziomych, jak płacenie z własnej kieszeni, jest rzeczą nierealną, o ile jednocześnie nie doprowadzimy do tego, ażeby i służba państwowa podatkowa mogła stanąć na istotnie wyższym poziomie.

Nic tak nie demoralizuje podatników jak to, gdy prawdzie nie daje się wiary, gdy samowolnie i bez podstaw wmawia się w kogoś, że miał więcej dochodu lub obrotu, niż miał istotnie. Gdy kto raz zmuszony zostanie zapłacić więcej, niż należy, już on sam więcej prawdą kierować się nie będzie, a dziesięć innych osób rozgrzeszy się też w swoim sumieniu, widząc, że takiego, wtóry chciał być sprawiedliwym, spotkała krzywda. O takich krzywdach ciągle się słyszy. Czyżby to robili ludzie złośliwi? Nie, robią to ludzie zwykli. Nie znają oni swego społeczeństwa. A przedewszystkiem są zgorzkniali, zmuszeni do pracowania za zbyt marne wynagrodzenie, są zgnębieni biedą i nieufni. Nie wiedzą oni, komu wierzyć, komu nie, wolą nie wierzyć nikomu. Robią według własnego sumienia najlepiej, a przynoszą krzywdę państwu i społeczeństwu.

Zagadnienie podatkowe, choć jest na ustach wszystkich, nie jest dostatecznie badane i naukowo rozważane. Zrobiliśmy w tej materji bardzo wiele, ale z pośpiechem. Do tego, co zrobiliśmy, wnieść musimy poważne korektywy i stworzyć aparat ludzi, wzbudzających zaufanie społeczeństwa i umiejących jednocześnie z tego społeczeństwa wydobyć siły potrzebne dla utrzymania państwa.

Rozdział X

Pożyczki zagraniczne i krajowe

W naszej opinji publicznej szczególną wagę wszyscy przywiązują do zaciągnięcia przez rząd większej pożyczki zagranicznej. W pojęciach wielu osób pożyczka taka ma się stać czemś wprost epokowem dla odrodzenia gospodarczego kraju. W sądach takich dużą rolę odgrywa zapatrywanie się na przykład Niemiec, gdzie istotnie pożyczka udzielona przy realizowaniu planu Dawes’a, odegrała wielką rolę. Nasze pożyczki z 1924 i 25 roku były za małe, by mogły podobną rolę spełnić.

Pożyczki zagraniczne rządowe, jak to zaznaczyłem w moich wspomnieniach historycznych, są zawsze tylko złem koniecznem. Czy konieczność tego zła w 1927 r. jeszcze istnieje, wydaje się rzeczą wątpliwą. Ale pęd ogółu do tego, by rząd zawarł umowę pożyczkową jest zbyt wyraźny. Rząd ulega temu nastrojowi ogólnemu.

O ile w opinji publicznej ustalonym jest pogląd na pożytek a nawet na konieczność zaciągania pożyczek zagranicznych, o tyle na ogół panuje przekonanie, że właściwie rząd nie powinien wcale zwracać się do społeczeństwa o pożyczki krajowe.

W takiem ujęciu sprawy tkwi częściowo przekonanie, że przecież społeczeństwo, które samo potrzebuje kredytu, nie może go ze swej strony udzielać rządowi, a prędzej do rządu winno się o to zwracać. — Istotnie w ciągu całego 1925 r. i 1926 społeczeństwo stale się zadłużało w Bankach państwowych i w P. K. O., a jednocześnie emisje pożyczek wewnętrznych stały na martwym punkcie. Tak jednak nie było w 1924 roku i w latach poprzednich. W 1924 roku część pożyczki kolejowej oraz bonów krótkoterminowych znalazła na rynku nabywców, co zasiliło ówczesny budżet wydatków nadzwyczajnych.

W roku 1926, kurs papierów państwowych stał na tyle nisko, że zdawało się, iż o pożyczkach państwowych wewnętrznych w Polsce na długo nie może być mowy. Znaleźli się wnet przemądrzy ekonomiści, którzy zaczęli dowodzić, że rząd sam zawinił tak ciężko wobec suskrybentów pożyczek, narażając ich jakoby na straty i z racji waloryzacji i z racji spadku kursu giełdowego, że nie może być na długie lata mowy, by zaufanie ludności do pożyczek państwowych mogło się w Polsce ujawnić. — Ale w rok po ogłoszeniu takich teoryj okazało się, że kurs pożyczek państwowych podniósł się powyżej parytetu przy oprocentowaniu na 10%. Kurs pożyczek jest zasadniczo wyższy znacznie, niż akcyj, oczywiście dla tego, że te ostatnie ani 8% rocznie nie dają. Dowodzi to, że wywody o winie rządów w zniechęceniu publiczności do pożyczek państwowych były bezpodstawnemi i zdradzały wyraźnie brak należytego poziomu moralnego tych osób, które je głosiły.

Niski kurs pożyczek był wynikiem ogólnym kryzysu kredytowego, objawiającego się drożyzną kredytu. Papier 10% przy drogim kredycie stał nisko, gdy kredyt staniał, kurs jego się podniósł. — Gdy kredyt jeszcze potanieje, pożyczki państwowe 8% będą stały powyżej pari i będzie można śmiało wypuszczać pożyczki o niższej stopie procentowej.

Czego dowodzi fakt, że w marcu 1927 r. już pożyczka kolejowa 10% przewyższyła pari. Jest to oznaka, że nastała chwila, w której rząd powinien się zatroszczyć o to, by wypuścić nowe serje pożyczek wewnętrznych i oprzeć na nich częściową realizację budżetu nadzwyczajnego.

Widzimy tymczasem, że na 1926 i 1927 r. rząd zrezygnował zupełnie z tego, by dla pokrycia częściowego wydatków nadzwyczajnych wprowadzać do budżetu dochody z pożyczek wewnętrznych, jako dochodów nadzwyczajnych. Dla 1926 r., było to smutną koniecznością, gdyż kryzys kredytowy był tak świeży, że nie można było rachować na żaden dopływ z tego źródła. Ale każdy kryzys kredytowy zawsze ma swój koniec i o tem trzeba było wiedzieć. — Wyraźnie to już w styczniu 1926 roku wyjaśniłem

1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47
Idź do strony:

Darmowe książki «Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz