Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖
Wspomnienia Władysława Grabskiego, dwukrotnego prezesa rady ministrów II Rzeczpospolitej, obejmujące okres jego premierostwa w latach 1923–25 — czas reformy walutowej i powstania Banku Polskiego.
Treść jest próbą podsumowania własnych działań w perspektywie szerokiej oceny ówczesnej sytuacji geopolitycznej, a przede wszystkim uzasadnienia koniecznych z punktu widzenia Grabskiego zmian. Potrzeba usprawiedliwienia wynikała z reakcji społecznych — strajki i wzrost bezrobocia sprawiły, że reformy rządu nie były postrzegane jednoznacznie pozytywnie. Skomplikowana sytuacja w województwach wschodnich i relacje z mniejszościami narodowymi, podpisanie konkordatu ze Stolicą Apostolską, kulisy polityki — to tylko niektóre z tematów poruszanych w tekście Grabskiego, powstałym już po złożeniu jego rezygnacji ze stanowiska szefa rządu, w roku 1927.
- Autor: Władysław Grabski
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Grabski
Słaba wartość naszej pracy produkcyjnej stworzyła to, że nieurodzaj 1924/25 r. dotknął nas silniej niż Niemcy; ta słaba wartość sprawiła, że przemysł nasz nie przystosowywał się do okresu stabilizacji waluty i powoli poszedł po drodze kurczenia się, by tylko uniknąć trudności kredytowych, a nie wykazał większych przekształceń i dostosowań technicznych. Słaba ta wydajność kładzie swe piętno na pasożytniczym charakterze wielu naszych banków i instytucyj publicznych oraz przedsiębiorstw prywatnych, czy państwowych. Słaba ta wydajność, obok nadmiernej konsumpcji, jest istotnie najgłębszą z przyczyn spadku złotego.
Wskazałem w części historycznej na to, że rewizja naszego ustawodawstwa socjalnego mogłaby w najlepszym razie stanowić jedynie pewien częściowy przyczynek do podniesienia wydajności naszej pracy, której niski stan tkwi w ogólnych właściwościach układu naszych stosunków i w usposobieniu charakteru i umysłu naszych mas ludności, zarówno pracujących fizycznie jak i umysłowo, zarówno pracowników jak i prawodawców.
Wyjaśniłem, że przy usposobieniu wszystkich naszych stronnictw robotniczych interesy państwowe nie pozwoliły w 1924/25 r. rządowi występować z jakąkolwiek inicjatywą co do ustawodawstwa socjalnego. Ale nie mniej nie sposób konstatować, że w dzisiejszym stanie naszego ustawodawstwa socjalnego jest wiele rzeczy nadzwyczaj rażących ze stanowiska ogólnych interesów państwa. Kasy chorych są źle administrowane, pomoc lekarska udzielana bez istotnego zadowolenia ludności, a wywołuje zbyt duże koszty i obciążenia, urlopy obowiązkowe są zbyt długie, a odstępstwa od słusznej zasady ośmiogodzinnego dnia pracy w ruchu budowlanym, czy w innych sezonowych zajęciach zbyt utrudnione i szczupłe. Rewizja tych ustaw nie może przecież stanowić groźnego ciosu dla zdobyczy socjalnych rzesz robotniczych, które słusznie powinny być do tych zdobyczy przywiązane. Rewizja taka, o ile będzie dokonana przez tych, którzy by sami byli wierni głównym ich zasadom, winna zachować ogólny całokształt tych zdobyczy, usuwając największe i najbardziej rażące niewłaściwości, ciążące zbytnio na naszej produkcji i wydajności pracy. Stronnictwa robotnicze nie powinny się bać tego tematu i nie powinny się odżegnywać od jego rozpatrywania. Lepiej przecież, żeby one same się nad najbardziej istotnemi nienormalnościami zastanowiły, niż żeby trwał dzisiejszy stan rzeczy, tak fatalny dla całej masy robotników, stan narażający ogromny procent tej masy na stałe bezrobocie.
Główna przyczyna małej wydajności naszej pracy nie jest to ustawodawstwo, które niewątpliwie jest wadliwe i powino być naprawione, ale zespół naszych warunków i usposobień naszego ogółu. Jak przerobić ducha naszego społeczeństwa, jak zaszczepić nowe ideały, jak wytworzyć nowy charakter całego narodu? Kto ma to uczynić? Czy zrobi to rząd, samorząd, szkoła, społeczeństwo, stronnictwa, prasa?
Świadomość potrzeby, by wszyscy lepiej niż dotychczas i bardziej wydatniej umieli i chcieli pracować, jest słaba a działalność organów życia publicznego często zupełnie tej świadomości jest pozbawiona. Dla tego też jest wielkiem zadaniem, by świadomość ta przeniknęła wszędzie i dokonała poważnych zmian w sposobach oddziaływania na masy ludności produkcyjnej jak i na przyszłe pokolenia. Usposobienie ludności, to rzecz która ulega zmianom; Niemcy po 1870 roku masowo zmieniali się na energicznych i przedsiębiorczych organizatorów życia ekonomicznego. We Włoszech zmiany wielkie w usposobieniu nastąpiły w ostatnich latach, już na naszych oczach. Więc i u nas to jest możliwem, by się podobny wzrost usposobień dokonał; tego wymaga od nas doświadczenie całej dotychczasowej naszej egzystencji w odrodzonem naszem państwie.
Pod kątem widzenia przedewszystkiem przerobienia całej psychiki naszych mas ludności, w szczególności wiejskiej, stanowiącej większość naszego narodu i zaszczepienia im dążenia do wydajności pracy, opartej na podstawach wyrobienia charakteru i rozumu ludzkiego, powinno być przeprowadzone wychowanie publiczne w szkołach powszechnych. Świadomości tej konieczności państwowej niestety nie widzimy prawie wcale. Plany reorganizacji szkół powszechnych i innych, zupełnie się z tą misją naszego szkolnictwa i odpowiedzialnością jego za nasze przyszłe losy w rywalizacji międzynarodowej społeczeństw nie liczą. Oderwane są one od tych naglących dla naszego bytu państwowego zadań. Opinja publiczna również nie zdradza w tej dziedzinie zrozumienia tego, że najważniejszym warunkiem, by nas nie rozebrano z powrotem jest, byśmy się okazali zdolni i mieli chęć więcej i lepiej pracować, tak byśmy byli w stanie więcej dawać na cele doskonalenia naszego organizmu państwowego i społecznego od tych społeczeństw i narodów, które czyhają na to, by nas z powrotem do swoich organizmów państwowych, jako bierną masę, wchłonąć.
Od tej ewentualności nie obronią nas wcale wyższe zalety uduchowienia szczytów naszego społeczeństwa, jeżeli szary dół będzie indolentny i jeżeli tempo pracy wytwórczej będzie u nas tak słabe, iż szukać będziemy ochrony waluty w reglamentacjach, a ochrony produkcji w niskim budżecie państwowym. Marazm, który tego będzie musiał być wynikiem, podetnie nasze siły zupełnie i odbierze nam wiarę w to, byśmy byli zdolni oprzeć się jakimkolwiek poważniejszym niebezpieczeństwom. A wtedy nie uratujemy największego skarbu, jaki dziś posiadamy i którego nie doceniamy — naszej państwowości, naszego rządu polskiego.
Rządy w Polsce będą dobre i silne i dla społeczeństwa korzystne, gdy społeczeństwo będzie umiało tak pracować, by stać je było na utrzymanie naprawdę dzielnego aparatu rządzącego, cywilnego i wojskowego. Wtedy tylko będziemy mogli być co do naszej przyszłości bezpieczni.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Państwo Polskie i rolnicy
Tragedją naszych losów porozbiorowych było to, że dwa państwa zaborcze Rosja i Austrja zdołały skutkiem naszych własnych błędów, oraz ich zręczności politycznej, zjednać sobie szerokie masy ludności włościańskiej, co w roku 1846 w jednym zaborze oraz po 1863 r. w drugim wyraźnie się uwidoczniło. W jednym tylko zaborze pruskim, włościanin polski nie stawał nigdy po stronie wrogów naszego narodu. Ten bolesny stan psychiczny naszych włościan w zaborach rosyjskim i austrjackim uległ w końcu XIX„ a głównie w XX wieku, znakomitej poprawie i przy powstawaniu państwa Polskiego włościanie wszędzie okazali zupełną dojrzałość państwową polską, na równi z całym społeczeństwem.
Ziemianie długo byli środowiskiem, wśród którego najłatwiejszy znajdowały dostęp myśli i czyny ruchów zbrojnych przeciwko najeźdźcom wymierzone. Z czasem zmienił się jednak ten nastrój bardzo silnie i zwykły materjalizm życiowy stworzył zupełnie odmienne usposobienie, nawskróś oportuniczne, podobnie jak u większości społeczeństwa. Idea państwa Polskiego żyła jednak wyraźne w tej sferze na równi z całą sferą inteligencji polskiej.
Pomimo tego, że powstanie na nowo państwa polskiego znalazło w sercach rolników, małych czy dużych, grunt dobry, nastąpiło stopniowe oziębienie się tego stosunku. Drobny rolnik sądził, że w Polsce nastąpi wielka zmiana na lepsze w jego stosunkach rolnych i rozczarował się. Doznał różnych trudności walutowych, kredytowych, gospodarczych, których dawniej nie było. Urzędnik Polski stał się dla niego mało zrozumiałym, bo był zbyt zamkniętym w swoim formaliźmie. Drobny rolnik nie rozumie dzisiejszej Polski, chciałby ją kochać, ale nie wie za co.
Ziemianie doznali również w nowopowstałem państwie Polskiem dużo rozczarowań. Wprawdzie w pierwszych latach wszyscy odczuli jako błogosławieństwo, że na Polsce załamały się okrutne fale niszczące większą własność, a idące ze wschodu, ale wkrótce uznano to za rzecz zbyt naturalną, by ją brać w rachubę. Natomiast uwidoczniły się trudności gospodarcze i kredytowe. Ustawodawstwo podatkowe u nas nabrało charakteru wyraźnie przeciwko ziemianom skierowanego nacisku, gdy przeto do tego dołączyło się uchwalenie ostateczne ustawy o reformie rolnej, znaczna liczba ziemian zupełnie upadła na duchu.
W gazetach i pismach rolniczych nie było numeru, nie było zebrania z odczytami publicznemi, gdzie by nie były wypowiedziane z całą apodyktycznością głosy, że dotychczas wszystkie rządy w Polsce lekceważyły i gnębiły rolników. Jakże można kochać państwo, którego rząd kogoś systematycznie gnębi.
W sprawozdaniu Centralnego Towarzystwa Rolniczego za 1925 r., we wstępie na pierwszej stronnicy odmalowana jest polityka rządu, jako wysoce dla rolnictwa nieprzychylna, a dalej w treści samej sprawozdania wydziału ekonomicznego znajdujemy całą pełną litanję wyjednanych od rządu ulg, kredytów, pozwoleń, subwencji, zmian rozporządzeń. Okazuje się, że te fakty, których bogaty spis mówi za siebie i wskazują na przychylność rządu dla postulatów rolników, nie liczą się za nic przy odtwarzaniu nastroju ogólnego. Że rolnicy byli nieustannie krzywdzeni, jest to dziś dogmat wiary, którzy wyznają oni wszyscy, wielcy czy mali.
Podobno taki jest nastrój nie tylko w Polsce. We Francji zdumiono się nie dawno, że w jednym okręgu czysto rolniczym o drobnej własności komuniści uzyskali sporo głosów.
Że taki nastrój rolników jest wysoce szkodliwym, to wszyscy rozumieją, ale że jest on wysoce niesprawiedliwym, to niestety sami światli nawet rolnicy nie chcą tego przyznać.
Faktem jest, że rolnikom jest ciężko. Czyż to jednak jest winą rządu. We wszystkich krajach i we wszystkich epokach po ustaniu wojen zwykle dla rolników przychodzą ciężkie czasy.
Takim był okres po wojnach napoleońskich, okres depresji konjunktur gospodarczych dla rolników, który trwał bardzo długo, bo od 1813 do 1824 roku. W ciągu tego okresu czasu bardzo wiele fortun zupełnie zmarniało, ziemianie i dzierżawcy zupełnie z niczem wychodzili ze wsi do miast, spadali do rzędu proletarjatu inteligencji, a włościanie również często musieli porzucać gospodarstwa, tworząc zawiązki proletarjatu robotniczego. W zaborze pruskim były okresy czasu, gdy ziemianie wyprzedawali się z majątków i byli licytowani za długi, a gospodarstwa włościańskie były licytowane za podatki. Ale to wszystko było dawno tak, że już pamięć ludzka w te czasy nie sięgała. Natomiast przed wojną dobrze się działo rolnikom. Jeżeli właściciel ziemski nie mógł wyżyć z dochodów z gospodarstwa, to majątek parcelował i wyciągnął z ziemi dosyć kapitału, by módz żyć w mieście spokojnie, a włościan stać było na to, by nawet i bez reformy rolnej dokupywać rocznie gruntów więcej, niż to się stało dla nich dostępnem po 1920 roku, pomimo istnienia ustawy o reformie rolnej. Te czasy wszyscy pamiętają i sądzą, że krzywda im się dzieje, skoro nie jest tak dobrze, jak to było na polu życia materjalnego przed wojną.
Nie mogąc sięgać wspomnieniami swemi daleko, nie uświadamiają sobie rolnicy, że nie było żadnego okresu powojennego, w którym by rolnicy tak mało, jak obecnie, odczuli klęski, jakie na nich zwykle w takich okresach spadały.
Objawem, który zwykle klęskom takim towarzyszył, było to deklasowanie się rolników. Miało to miejsce po wojnach napoleońskich, jak wspomniałem. Miało miejsce i wcześniej jeszcze. Magnaci wówczas tracili często zupełnie swe fortuny, ziemianie zamienili się w proletarjat szlachecki, gospodarze pańszczyźniani spadali do rzędu chałupników i komorników.
Procesy takiej degradacji społecznej były masowym skutkiem czasów wojennych i powojennych w różnych okresach naszego życia państwowego. Objawu takiej masowej degradacji uniknęliśmy po ostatnich wielkich wojnach, jakie się na naszym terytorjum odbywały. Jest to wielkie szczęście dla rolników, szczęście, którego nie umieją oceniać i które zawdzięczać winni Polsce.
A wieluż to rolników, zrujnowanych na kresach poza granicami Polski, znalazło w Polsce możność życia na poziomie nie deklasującym ich społecznie. Jakże to wielkiem było dla nich ratunkiem, który Polsce zawdzięczają.
O tem, jak przesadnemi były żale rolników w 1924/25 r. pisałem w części historycznej. Widzieliśmy tam, jak obfitą była pomoc rządu dla rolników w postaci kredytów i subwencji. Żaden rząd w świecie nie daje takich dogodnych warunków kredytowych przy meljoracjach, jak rząd polski to czyni na mocy ustawy z 1925 roku.
Wszystkie instytucje rolnicze korzystają u nas z poważnych subwencyj rządowych, a te z nich, które rozwinęły się już za czasów państwa polskiego i powstały pod hasłem organizowania drobnej własności, otrzymują tak obfite fundusze rządowe, że stanowią one znacznie więcej, niż składki członków i inne dochody własne. W wielu instytucjach rolniczych liczny personel urzędniczy prawie całkowicie jest przez państwo utrzymywany. Za pieniądze rządowe personel ten często pracuje nad wytwarzaniem atmosfery niechęci i pretensji do rządu, często nieuzasadnionych.
Praca naszych instytucyj rolniczych, to praca nie samych rolników, a płatnego przez państwo przeważnie personelu.
Niższe szkoły rolnicze są tak hojnie wyposażane przez rząd, że niektóre z nich wyglądają wprost imponująco i trudno w Europie znaleźć równie wspaniałych co do wyglądu budowli. Obok jednak położone role wiejskie wyglądają marnie. Kooperatywy rolnicze wciąż uzyskują to kredyty rządowe, to gwarancje rządu dla ich pożyczek i kredytów zagranicznych. W razie klęsk elementarnych rząd w Polsce pomaga rolnikom w rozmiarach znacznie większych, niż to dawniej było czynione. Ale rolnicy są przekonani, że im jest źle i że winien temu rząd. Tak ich nauczono i w to wierzą.
Przyczyną tego, że pomimo znacznych pomocy rządowych, o które się reprezentanci rolników stale dopominają, ogół rolniczy nie czuje się zadowolonym, jest ten, że wszystkie te kredyty, pomoce, subwencje, szkoły są to dobrodziejstwa, z których wielka masa ogółu rolniczego wcale nie korzysta i nie widzi. Jest pewna mniejszość zorganizowana, która o wszystko się upomina, ale dla której wszystko co otrzyma jest zwykle za mało. Ogromna większość stoi od tego zdala.
Państwo polskie nie wyrobiło sobie polityki bezpośredniego stosunku władzy z ludnością rolniczą włościańską. Organy państwowe potrzeb tej ludności nie znają. Wyrazicielami tych potrzeb są organizacje, które są bardzo często przepojone duchem służenia partjom politycznym. Często urzędnik organizacji i reprezentant partji na dany okręg to jedna i ta sama osoba.
To, że organizacje rolnicze są przepojone zadaniami politycznemi i że władze nie mają bezpośredniego stosunku z ludnością włościańską w zakresie jej potrzeb ekonomicznych, jest jedną z przyczyn, że wszelka pomoc rządowa dotychczasowa nie jest należycie doceniania i na usposobienie umysłów nie wywiera tego wpływu, jaki powinien by się uwidoczniać.
Z tego, że podkreślam istnienie znacznej pomocy rządowej dla rolników, nie wypływa, bym twierdził, że rolnikom w Polsce miało być istotnie dobrze. Pomoce te dla ogromnej większości
Uwagi (0)