Darmowe ebooki » Pamiętnik » Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Grabski



1 ... 34 35 36 37 38 39 40 41 42 ... 47
Idź do strony:
Gdy tworzyłem w końcu 1923 roku gabinet pozaparlamentarny bezpartyjny, nie był on urzędniczym.

Jeżeli dobrze rozważymy wszystkie trudności powoływania rządów parlamentarnych ogólno koalicyjnych, lewicowych, prawicowych i centrowych oraz urzędniczych, jeżeli rozważymy, że stosunek rządu do Sejmu i odwrotnie wciąż się układa nienormalnie i szkodliwie, to musimy się zgodzić na to, że dobro Polski wymaga poważnych zmian w naszym ustroju politycznym.

Zmiany te wielu widzi w monarchizmie. Uważam to za myśl ludzi, chyba doprowadzonych do rozpaczy. Monarchizm grozi Polsce tyloma niewiadomymi, że dyktować go może tylko zupełna rezygnacja z możliwości dochodzenia do skutku zapomocą racjonalnego rozumowania.

Ustrój nasz obecny demokratyczny i parlamentarny jest za świeży, by mówić o jego przeżyciu się. Wszystkie wady nasze i błędy — to błędy młodości. Na to istnieje doświadczenie, by się uczyć i błędy naprawiać, a nie na to, by skakać w przepaść niewiadomych eksperymentów. Monarchizm, czy dyktatura — to eksperymenty na dnie przepaści dokonywane.

Trzeba trzymać się bardziej gruntu realnego. Nie wiele na nim próbowaliśmy istotnej naprawy. Wszak konstytucję wszystkie narody naprawiają, nie raz, a wiele razy, by ją do swoich potrzeb dostosować. A ordynacje wyborcze też nie są na to, by trwać bez naprawy.

Ażeby stosunek Rządu do Sejmu mógł być normalny, należy zmienić konstytucję w tym duchu, by ograniczyć odpowiedzialność rządu przed Sejmem do odpowiedzialności całego gabinetu, znosząc odpowiedzialność poszczególnych ministrów. Naganki na ministrów przy oszczędzaniu rządu, jako takiego, są zawsze zjawiskiem gorszącem. Doświadczyłem to sam. Gdy wyrywano z mego gabinetu poszczególnych ministrów, uważałem to zawsze za bolesny ze stanowiska poczucia interesu państwowego objaw. Zmuszało to rząd do dobierania ministrów pod kątem widzenia nie pożytku samej sprawy, a kombinacyj taktyki parlamentarnej.

Pierwszy zatem wniosek, który doświadczenie nasuwa, to konieczność zmiany konstytucji w tym duchu, by znieść odpowiedzialność poszczególnych ministrów, zachowując odpowiedzialność przed Sejmem całego rządu. Ale ta zmiana wielkiego wpływu na uzdrowienie naszego ustroju politycznego nie wywrze, bo zło leży w dotychczasowym charakterze naszych partyj sejmowych, co znów jest ściśle związane z obecną ordynacją wyborczą.

Czy po stwierdzeniu tego można przypuszczać, żeby się dało znaleźć sposób na naprawienie tego zła, jeżeli ono leży tak głęboko? Jest to rzeczą trudną, ale możliwą. Wady w usposobieniu mas wyborczych nie są to objawy bezwzględne i stałe. Wytworzyły się one i mogą przeto ulec zmianom. Idzie o to, by ustrój państwowy nie naginał się do tych wad i nie dawał im nadmiernego pola, a przeciwnie, by się z nimi liczył. Wąski, subjektywny, a więc i partyjny pogląd na rzeczy i brak poczucia odpowiedzialności, są to wady nie tylko stronnictw obecnego Sejmu, ale i całego społeczeństwa. W tych warunkach ordynacja wyborcza powinna być taka, by pola ona wadom tym nie dawała. Duże okręgi wyborcze, proporcjonalność posunięta za daleko, listy partyjne i duża ilość mandatów wogóle, są to znamiona ordynacji wyborczej takiej, która wady samego usposobienia politycznego tylko spotęgowała, zamiast je łagodzić. Zmiana ordynacji wyborczej jest przeto rzeczą konieczną. Prócz konieczności zmiany wyżej wskazanych wad ordynacji obecnej, istnieje najważniejsza sprawa, polegająca na tem, że ani ordynacja, ani ogólne prawodawstwo, nie liczą się wcale z tem, by na losy państwa nie mogły wywierać wpływu stronnictwa, stojące na gruncie negacji państwowości polskiej.

W ustroju demokratycznym rządzić winna większość, która za losy swego państwa odpowiadać pragnie i może. Wszelka inna konstellacja większościowa nie jest demokratyzmem. Z tem musi się liczyć nasz ustrój parlamentarny i nasze prawodawstwo. Mniejszości narodowe oczywiście muszą być w Sejmie reprezentowane, ale Sejm nie może służyć za przytułek dla działalności antypaństwowej.

Zmiany konstytucji, ordynacji wyborczej i prawodawstwa, tyczącego się posłów, są to te konieczności, na które naprowadzać nas powinno doświadczenie. Jeżeli z niego nie korzystamy, źle na tem wyjdziemy. Bez zmiany ordynacji wyborczej przyszły Sejm nie zdobędzie autorytetu, jaki jest koniecznie potrzebny, by stosunek między rządem i Sejmem oparty był na zdrowych zasadach.

Sejm musi być wyrazicielem większości opinji publicznej, za losy państwa polskiego odpowiedzialnej. Jest to absolutnie koniecznem w tym celu, by w Polsce mogła istnieć i rozwijać się współczesna demokracja parlamentarna. Jeżeli ordynacja wyborcza i prawodawstwo o posłach temu postulatowi nie uczyni zadość, nie będziemy mieli ustroju demokratycznego, gdyż prowadzić to będzie do tego, że będą musiały rządzić Polską stale czynniki pozasejmowe. Rządy pozasejmowe powinny mieć charakter przejściowy, a nie stały. Celem politycznym rządu pozaparlamentarnego powinno być obecnie przygotowanie przyszłych rządów parlamentarnych w Polsce. Doszedłem do tego wniosku w 1925 roku i zrobiłem tego próbę, ustępując miejsca parlamentarzystom. Ale ta pierwsza próba nie dała dostatecznych rezultatów i nie da ich wszelka inna próba, o ile nie zostanie zmieniona ordynacja wyborcza. Dopiero po zmianie ordynacji wyborczej okaże się celowem przeprowadzenie nowych wyborów, ale te mogą dać Sejm z autorytetem tylko wtedy, gdy zostaną przeprowadzone bez żadnej presji z góry i w atmosferze możliwie spokojnego nastroju opinji publicznej.

Ufności i wiary w to, że Polskę potrafimy utrzymać i podnieść wyżej, potrzebujemy wszyscy. W imię tego trzeba zespolić wysiłki wielu takich czynników, które dziś wydają się nam nie do pogodzenia i trzeba zdobyć się na postanowienie, że musi być inaczej, niż było dotychczas, by stało się lepiej.

Rozdział III

Niedomagania rządu, wady urzędników i nadużycia

W każdym państwie stosunki wzajemne rządu i społeczeństwa pozostawiają wiele do życzenia. Zasadniczo prawie wszędzie istnieje niezadowolenie społeczeństwa ze swego rządu. Tam zaś, gdzie niezadowolenie jest silniejszem, tam również i rząd stara usprawiedliwić swoje ujemne właściwości stanem społeczeństwa. Jest to rzecz zupełnie zrozumiała, często się mówi: taki rząd, jakie i społeczeństwo.

Krytykowanie rządu jako takiego jest u nas szczególnie silnie rozwinięte. Każda dzielnica przytem stwarza sobie specjalnych kozłów ofiarnych. W Warszawie i wogóle w dawnej Kongresówce ogół jest przekonany, że dlatego jest tak źle, że na naczelne stanowiska w rządach dostali się biurokraci ze złej szkoły austrjackiej, w Małopolsce znów odwrotnie sądzą, że całe zło wynikło z tego, że, zawładnęli sterem dyletanci z Królestwa, a wytrawne siły galicyjskie odsunięto na bok. W zaborze pruskim pogodzono ten spór w ten sposób, że wszystko złe przypisują zarówno urzędnikom z zaboru austrjackiego jak i rosyjskiego.

Cały nasz aparat rządowy utworzony jest z kadrów naszej inteligencji, systematycznie odsuwanej od wszelkich poważniejszych funkcyj przez rządy zaborcze.

Jedynie w zaborze austrjackim polacy mogli nabywać wprawy w technice sprawowania rządów. Ale w Wiedniu polacy na urzędach mniejszą odgrywali rolę niż czesi i pole ich pracy nie było dostatecznie rozległe. Również i służba w autonomji krajowej galicyjskiej nie stanowiła właściwego przygotowania do obejmowania tak szerokich widnokręgów pracy, jak te, które się w Polsce otwierały.

W zaborze pruskim polacy zostali zupełnie i radykalnie z wszelkiej służby państwowej wyeliminowani. Zajmowali oni za to placówki gospodarcze, które sami wytworzyli i stworzyli typ inteligencji o solidnych zaletach. Dla pracy państwowej temu typowi bardzo wiele jednak brakowało.

W zaborze rosyjskim polacy zajmowali niższe stanowiska w służbie państwowej na ziemiach polskich, a różne średnie a czasem i wyższe na tejże służbie w głębi Rosji. Dobrą szkołą ani tu, ani tam służba ta nie była. Dużo było inteligencji polskiej na stanowiskach społecznych i ekonomicznych na ziemiach polskich zaboru rosyjskiego. Ta inteligencja zaofiarowała swoje usługi państwu Polskiemu w dużej mierze. Poziom jej ideowy i ogólno umysłowy był wysoki, ale technika pracy urzędowej zupełnie niedostateczna.

Z tak słabo przygotowanego materjału musiał być stworzony wielki aparat służby państwowej o rozległych zadaniach powojennych, aparat któremu całe społeczeństwo stawiało bardzo daleko posunięte wymagania.

W jakiej mierze aparat ten sprostał zadaniom na nim leżącym.

W Polsce granice Państwa zostały dzięki temu aparatowi, rozumiejąc pod nim i wojsko, zdobyte i utrzymane, bezpieczeństwo wytworzone i ustalone, wymiar sprawiedliwości zapewniony. Jeżeli idzie przeto o kardynalne podstawy zadań państwowych, to aparat nasz państwowy spełnił całkowicie swoje zadanie. Nie jest to i nie było rzeczą prostą i łatwą. Złożyć się na to musiało wiele poświęceń i talentów organizacyjnych, wiele dodatnich właściwości charakteru i umysłu. Wszak we Włoszech w wiele lat po zjednoczeniu grasował bandytyzm w całej pełni i wymiar sprawiedliwości w wielu częściach kraju był fatalny. Ale nie zrobiliśmy na wielu polach wewnętrznej pracy naszej tyle postępów, jak tego po Polsce się spodziewaliśmy. Linji kolejowych, szos, budynków szkolnych przybyło nam bardzo mało, mamy dużo bezrobotnych, mamy duże podatki, dużo urzędników, zdarzają się jeszcze ogonki osób czekających w biurach na załatwienie. Publiczność traktowana jest w urzędach z góry i niedbale, mamy licytacje ruchomości za podatki skarbowe i miejskie, mamy brak mieszkań i zastój budowlany, mamy nieustanne tarcia między Sejmem i Rządem. Można tę litanję naszych bolączek mnożyć, a jednak przy głębokiem wejrzeniu w stan rzeczy, cała taka litanja naszych bolączek nie jest tego rodzaju, by mogła usprawiedliwić to, co wiele osób wypowiada z lekkiem sercem: „nie tego się po Polsce spodziewaliśmy”. A znajdują się i tacy, którzy dodają: „Polska rządzić sobą nie potrafi”.

Rządzimy sobą zaledwie osiem lat, a inne kraje całe wieki. Bezstronni obserwatorzy zdumieni są postępami jakie u nas widzą. My jedni nie chcemy widzieć, że te postępy na bardzo wielu polach są znaczne i nieustanne.

Pewien brak wyrozumiałości dla wszelkich niedomagań rządu jest właściwy wielu narodom. Ale u nas bodaj jest większy niż gdzie indziej. Objaśnia się to tem, że wyidealizowaliśmy sobie w czasach niewoli przyszłą Polskę Niepodległą.

To wyidealizowanie sobie przyszłej Polski miało podłoże przeważnie jednostronne. Mało było takich osób, które pragnęły Polski dla tego, by módz wiele pracować dla dobra publicznego i więcej łożyć własnych środków na użytek ogólny. Ogół rozumował i czuł zupełnie inaczej. W przyszłej Polsce powinno być łatwiej o dobrą posadę dla siebie i swych krewnych, przyszła Polska powinna być lepiej urządzona, mieć dużo szkół, dróg, kolei budynków, ale bez większych wysiłków i ofiar społeczeństwa.

Zbyt pospolity i poziomy sposób pojmowania przyszłej Polski był tym gruntem, na którym wyrosło następnie rozczarowanie i niezadowolenie naszej inteligencji. — Inteligencja ta jednak znalazła w aparacie państwowym ogromną ostoję swojego bytu materjalnego, zajęła bowiem wielką ilość posad. Wprawdzie są one słabo płatne, ale wiele osób, gdyby nie stanowisko w urzędzie państwowym, nie znalazło by zupełnie żadnego innego sposobu do życia. To, że do urzędów państwowych weszło wiele osób z inteligencji, które wojna wogóle i przewrót bolszewicki w szczególności zmusiły do szukania jedynego oparcia życiowego właśnie w zajmowaniu posad rządowych, ta okoliczność wcale nie sprzyjała specjalnemu wyrobieniu się i udoskonaleniu naszego aparatu administracyjnego. Ale dla wielu rodzin, dzięki temu aparatowi, Polska stała się jedynym ratunkiem i ma ona tytuły do wdzięczności z ich strony, rzadko jednak okazywanej.

Jeżeli idzie o stosunek ludu do Polski współczesnej, to przyczyny niezadowolenia są inne, niż wśród inteligencji. Ta część ludu, która miała świadome dążenie polityczne, wyobraziła sobie, że przyszła Polska — będzie to Polska ludowa, w której znajdzie urzeczywistnienie wszechwładztwo ludu. Ideał ten został rozpowszechniony na cały nasz lud w epoce tworzenia się naszego Państwa. Gdy przeto się okazało, że w Polsce są urzędnicy i policja, podobni do tych jacy byli przedtem, stworzyło to stan nieustannego narzekania na nasze organy wykonawcze. Wśród interpelacyj sejmowych ogromna większość odnosi się do zachowania się policji i niższych urzędów. W porównaniu z urzędnikami przedwojennymi nasi funkcjonarjusze postępują bez porównania poprawniej, ale mimo to są nie lubiani za to, że wogóle wymagają posłuszeństwa i stosowania się do ustaw i przepisów. Słyszałem z ust ludu, że lepszy był policjant i urzędnik rosyjski od naszego, bo był bardziej przystępny. Tego, że ustroje demokratyczne wymagają większej dokładności w wykonywaniu ustaw i rozporządzeń od despotycznych monarchji, tego prowodyrzy naszego ludu nigdy sami świadomi nie byli, a więc i ludowi wytłómaczyć nie umieli.

Widząc tak liczne narzekania szerokich sfer ludu i inteligencji na naszą biurokrację, należy przyznać, że obok wad i usterek, płynących z młodości i niewyrobienia całego naszego aparatu rządowego, istnieją zapewne również i takie wady naszej biurokracji, które widocznie wypływają z naszego charakteru narodowego. W sposobie sprawowania rządu okazują się różne właściwości tego charakteru. Francuzi n. p. na urzędach słyną ze swej bezwzględności w przestrzeganiu przepisów prawa, są wymagający od innych, ale również są sumienni w pełnieniu swoich obowiązków. Na naszych urzędników narzekają powszechnie, że są formalistami i że przytem lekceważąco odnoszą się do osób, które zmuszone są udawać się do urzędów. Jest to zdaje się nie tyle wynik niewyrobienia, co ujemna właściwość charakteru, którą powinno się dopiero odpowiednio przerobić. Właściwość ta polega na lekceważeniu bliźniego wogóle. Znanem to jest, że wielu polaków kocha Polskę, ale wcale nie kocha polaków. Ci, którzy kochają Polskę, często stronią od polaków. Przy takiej psychice narodowej trudno spodziewać się, by nasz urzędnik odznaczał się uprzejmością dla interesantów.

Gorsze przytem jeszcze słyszy się wyrzekania na naszych urzędników, zarzuca się im bowiem, że są sprzedajni.

Że wśród całego społeczeństwa są jednostki sprzedajne, to wiadomo. Czy wśród urzędników państwowych jest ich więcej niż wśród prywatnych, trudno to osądzić. Na niższych stanowiskach zawsze i w dawnej Polsce i w czasach Królestwa Kongresowego i w autonomji krajowej galicyjskiej i w starostwach tamtejszych, obsadzonymi polakami, i na niższych urzędach w zaborze rosyjskim, na których polacy się utrzymywali, wszędzie potworzyły się gniazda łapownictwa. Gniazda te po wojnie ożyły i rozpleniły się.

Przed wojną powszechną była opinja, że łapownictwo to właściwość par exellence rosyjska i twierdzono, że rosjanie nas Polaków demoralizowali. Niektórzy dodawali, że była to właściwość rosyjska i austrjacka w jednakowej mierze. Co do urzędników w Prusach, opinja była lepsza, ale podczas okupacji niemieckiej przekonano się powszechnie, że funkcjonarjusze niemieccy również nie gardzą łapówkami. Po powstaniu Państwa Polskiego okazało się, że łapówka wyrobiła sobie swoje tereny expansji na naszym własnym gruncie.

Czy jednak ta plaga, tak dawno znana i tak powszechna, jest u nas bardziej dzisiaj rozpowszechnioną, niż w innych krajach lub niż

1 ... 34 35 36 37 38 39 40 41 42 ... 47
Idź do strony:

Darmowe książki «Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz