Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖
Wspomnienia Władysława Grabskiego, dwukrotnego prezesa rady ministrów II Rzeczpospolitej, obejmujące okres jego premierostwa w latach 1923–25 — czas reformy walutowej i powstania Banku Polskiego.
Treść jest próbą podsumowania własnych działań w perspektywie szerokiej oceny ówczesnej sytuacji geopolitycznej, a przede wszystkim uzasadnienia koniecznych z punktu widzenia Grabskiego zmian. Potrzeba usprawiedliwienia wynikała z reakcji społecznych — strajki i wzrost bezrobocia sprawiły, że reformy rządu nie były postrzegane jednoznacznie pozytywnie. Skomplikowana sytuacja w województwach wschodnich i relacje z mniejszościami narodowymi, podpisanie konkordatu ze Stolicą Apostolską, kulisy polityki — to tylko niektóre z tematów poruszanych w tekście Grabskiego, powstałym już po złożeniu jego rezygnacji ze stanowiska szefa rządu, w roku 1927.
- Autor: Władysław Grabski
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925) - Władysław Grabski (polska biblioteka internetowa .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Grabski
Kampanja polityczna przeciwko mnie prowadzona znalazła w pierwszej połowie 1926 roku, w czasie swego największego natężenia, uzupełnienie w kampanji oszczerczej. Początki jej sięgają namiętnego zwalczania mnie w prasie już w końcu 1925 roku. Rzucając szereg nieustannie powtarzających się insynuacyj, chciano ze mnie zrobić potwora. Jakkolwiek całe życie moje jest na widoku wszystkich, a stanowi ono jedno nieustanne pasmo działań w imię jedynie służby interesom publicznym, chciano mnie upodobnić do licznych niestety w społeczeństwie naszem jednostek chciwych i brudnych. Różne jednostki, zupełnie mnie nie znające, z pasją i namiętnością tworzyły, nie mające najmniejszych podstaw faktycznych, sensacyjne wersje o moich jakoby bogactwach i zyskach, nabytych na skutek urzędowania.
A gawiedź nie wiedziała co sądzić. Zaprawiona do upatrywania we mnie winowajcy ciężkiej sytuacji kraju przez kampanję polityczną, gotowa była potwornym wieściom dowierzać, a w każdym razie słuchała je chętnie. Jeszcze dziś istnieje sporo ludzi przekonanych o mojej dużej fortunie, o wpływach pieniężnych jakiemi rozporządzam, o możności wydawania czasopism. Zwracają się więc do mnie o protekcje, o poparcia, o danie pracy i t. p. Ludziom nie może się w głowie zmieścić, by człowiek, który tyloma funduszami rozporządzał i o którym tyle pisano, że robił co chciał przez dwa lata, mógł następnie pozostać zwykłym skromnym profesorem, którego całą ambicją życiową jest, jak było to i dawniej, we wszystkiem wystarczać samemu sobie, niczego od innych nie potrzebując i pozwalając sobie na jeden tylko luksus: śmiałego wypowiadania własnego zdania publicznie.
Wszystkie te kampanje nie osiągnęły celu. Gdy widziałem, że intrygi i napaści nienawistne przebrały miarę, wystąpiłem z listem otwartym i to oczyściło atmosferę. Cały szereg osób wybitnych wystąpił w obronie mojej. Przez jakiś czas nie śmiano mnie szarpać. Ale że wrogowie nie zasypiali w swej kampanji przeciwko mnie prowadzonej, więc znów zaczęły się w mniejszych tylko rozmiarach napaści i insynuacje.
Cały 1926 rok zeszedł na ciągłem odpieraniu fal nienawiści i rozpraszaniu wyziewów trujących, które z tych fal się wznosiły. W wzmaganiu się tem mogłem rachować tylko na ciasne grono osób bliżej mnie znajomych. Nie należąc do żadnego stronnictwa, nie mogłem liczyć na żadne siły zorganizowane. Kilku tylko przyjaciół stało przy mnie wiernie. Musiałem poprzestawać głównie na obronie moim własnem piórem, zanurzając je w głębie serca i sumienia ludzkiego. Nie żałuję tego, że rok 1926 dał mnie takie ciężkie przejścia. Widocznie były one konieczne.
Lata 1924 i 25 nie były zwyczajnemi latami, nie tylko ze względu na to, co zostało w nich dokonane, ale również na to, w imię jakich dążeń i ideałów państwowych praca rządowa była w nich prowadzona.
Dążenia te i ideały mają widocznie swoją moc niezależną od tego, czy kto jest w ich imieniu u władzy. Ten tylko można objaśnić sobie uporczywość walki prowadzonej z tymi ludźmi, którzy im służyli.
To co w imię tych ideałów zostało postawione u podstaw państwowości naszej w latach 1924–25, to przetrwało do dziś dnia, pomimo napaści i wyroków potępienia na tych, którzy te podstawy budowali. W ciągu 1926 i początku 1927 nie położono żadnej nowej podwaliny.
W 1927 r. powstało dążenie naturalne do dalszych ulepszeń i wzmocnień naszej budowy, ale wszyscy korzystają z możności opierania się na fundamentach, w latach 1924 i 25 założonych.
Gdy w czasie pisania obecnych moich wspomnień zauważyłem, że w opinji publicznej urabiany był pogląd, by złotego zdewaluować i zrezygnować z wszelkiej dalszej podwyżki jego kursu, co byłoby krokiem wstecz w stosunku do reformy walutowej z 1924 roku, wystąpiłem przeciwko temu z kampanją w prasie, wykazując, że taki krok, którego autorzy zasłaniali się autorytetem Kemmerera byłby sfałszowaną parodją rad jego. Gdy zaczęły przenikać wieści, że szykuje się dla Polski pożyczka zagraniczna kosztem ustanowienia kontroli obcej w Banku Polskim i przyjęcia obcego planu sanacyjnego, łącznie z dewaluacją złotego, wystąpiłem ostro przeciwko temu.
Moja kampanja prasowa wywarła ten częściowy skutek, że od kontroli obcej w Banku Polskim odstąpiono, ale za to rozpętała się przeciwko mnie nowa naganka, pełna przesadnej krytyki wszystkiego, co robiłem za rządów moich. Celem tej naganki było zmuszenie mnie do nie zabierania głosu publicznie w sprawach, w których miałem przecie wiele do powiedzenia. Nie osiągnęła ona swego celu. Nie opierając się ani o Sejm, ani o żadne stronnictwo, prowadzę linję torowania drogi tym idejom, którym służyłem, będąc u steru rządów, licząc jedynie na siłę wygłaszanych przezemnie argumentów, oraz na odczucie interesu państwowego przez tych, którzy za losy państwa niosą najwyższą odpowiedzialność.
Moje wyznanie wiary
Odszedłem, bo nie danem mnie było spełnić swojego zadania. Nie mogłem zabezpieczyć waluty na tak trwałych podstawach, by się nie zachwiała, nie mogłem sparaliżować agresywnej wobec nas pozycji Niemców, nie mogłem zażegnać kryzysu gospodarczego, nie mogłem zadowolnić rolników, nie mogłem doprowadzić do współdziałania Sejmu i Rządu.
Nie mogłem, bo byłem upartym i jednostronnym w swoich działaniach, a optymistą w swoich sądach. Z różnych stawianych mnie zarzutów, te trzy mają przynajmniej pewne cechy prawdopodobieństwa, inne są to wprost złośliwe wymysły. Ale i te trzy cechy jakże są względne! Czy wolno być nie upartym, gdy się coś chce przeprowadzić. Czy wszechstronność jest istotnie zawsze jedyną dobrą metodą rządzenia, a czy pesymizm nie jest gorszym od optymizmu? Czy zresztą byłem istotnie zawsze optymistą lub jednostronnym, o tem też wolno wątpić, gdy się rozważy przebieg dziejów przezemnie przedstawiony?
Ale niewątpliwie popełniałem błędy i miałem wady, bo jestem człowiekiem. Czyż można nie być człowiekiem? Ale wszystko co w człowieku jest poczuciem spełniania obowiązku, temu starałem się dać najpełniejszy wyraz i, przeglądając przebieg zdarzeń w ciągu dwóch lat pracy, tak samo jak i całego poprzedniego życia, nic nie mam sobie pod tym względem sam do zarzucenia.
A jednak po mojem odejściu jaka się toczy wciąż walka ze mną, który zeszedł w cień życia osobistego i prywatnego. Walki tej unikać nie mogę, bo widocznie, pomimo mego odejścia, pozostały po mnie pierwiastki takie życia publicznego, których się inni obawiają.
Pierwiastki te zawierają w sobie program, stanowiący całokształt zagadnień naszego bytu państwowego, niezależnie od takiego lub innego zabarwienia partyjnego. Daje się on ująć w następujące podstawowe założenia.
1) Najwyższem dobrem naszym jest nasza państwowość, którą musimy postawić na wysokim poziomie i zabezpieczyć jej całkowitą niezależność. Dla dobra tej naszej państwowości musimy dawać wszystko, co tylko jest w naszej mocy.
2) Pełnym wyrazem naszej państwowości powinna być władza Prezydenta Rzeczypospolitej, który powinien stanowić i posiadać autorytet, zabezpieczający państwu zupełnie prawidłowy sposób rozwoju. — Nie może być przeto Prezydent Rzeczypospolitej zredukowanym do roli czynnika udzielającego jedynie swoją sankcję dla decyzji, wypływających bądź z kombinacyj parlamentarnych, bądź z woli rządu, lecz musi sam oddziaływać na formowanie się rządów i stawiać mu naczelne wymagania państwowe oraz czuwać nad tem, czy są one spełniane.
3) Rola Sejmu powinna się mieścić w ustawodawstwie oraz we współdziałaniu z Rządem. — O ile Sejm, rywalizując z Rządem w zakresie autorytetu ogólno państwowego, chce wywyższać się po nad rząd i wpływać stale na kierownictwo spraw państwowych, osłabia on to kierownictwo, co staje się szkodliwem. Rząd jednak Sejmu poniżać nie powinien, bo przez to podkopuje najpoważniejsze źródła zaufania do państwa w społeczeństwie.
Rządy parlamentarne są bardziej odpowiednie od pozaparlamentarnych dla ustroju współczesnego, ale jedne i drugie rządy powinny być wolne od nieustannej ingerencji Sejmu do spraw rządzenia państwa. Rząd powinien być zależnym od zaufania Sejmu, ale tylko w pełnym składzie całego gabinetu.
4) W stosunku do państw obcych powinniśmy zachować całkowitą swobodę działania. — Nie powinniśmy robić ustępstw na żadnym z naszych frontów politycznych zewnętrznych w przypuszczeniu, iż przez takie ustępstwo na jednym z nich, uzyskamy swobodę działania na drugim. Nie możemy również uzależniać się od jakichkolwiek czynników międzynarodowych nawet nam życzliwych i to nawet za cenę najpoważniejszej pomocy finansowej.
5) Wobec tego, że pod względem gospodarczym Niemcy są od nas znacznie silniejsi, musimy wytworzyć naszą od nich niezależność gospodarczą w zakresie handlu międzynarodowego tak, by Niemcy nie mogły drogą wojny gospodarczej wywierać na nas żadnej presji politycznej.
6) Wobec społecznej agresywności w stosunku do nas Rosji musimy prowadzić politykę wielkiej przezorności w sprawach społecznych i narodowościowych z wyraźnem dominowaniem troski o spokój społeczny i bezpieczeństwo publiczne.
7) Całość władz administracyjnych, wojska i policji stanowi pień naszej samodzielności państwowej i niezależności politycznej. Temu całokształtowi należy się odpowiednie w społeczeństwie stanowisko oraz sprawiedliwe wynagrodzenie.
8) Podstawą zdrowego rozwoju życia gospodarczego oraz siły finansowej państwa jest zdrowa i silna waluta. — W celu jej stworzenia i zachowania musi całe społeczeństwo ponosić znaczne ofiary. Stanowią one niezbędny kapitał naszej młodej państwowości, kapitał, który musi zastąpić u nas to, co zostało nagromadzone w poprzednich wiekach przez inne państwa współczesne. — Waluta, raz zaprowadzona, nie może być następnie dopasowywana do chwilowego stanu osłabienia naszego życia gospodarczego, nie może być dewaluowana, by zyskać pozory nowej siły, tylko musi być utrzymana na poziomie odpowiadającym istotnym siłom, przy maksymalnym ich napięciu, z tendencją do tego, by powrócić z czasem może i odległym, ale dościgłym do swej właściwej pełnowartościowej normy.
9) Budżet państwowy musi być wyrazem prawdziwego ducha oszczędności. — Ale jednocześnie wydatki w nim na oświatę i wojsko muszą być stosunkowo znaczniejsze niż w innych państwach, bo co do pierwszego jesteśmy zbyt zapóźnieni w rozwoju umysłowym mas ludności, a co do drugiego mamy większe znacznie od innych niebezpieczeństwa, z którymi liczyć się poważnie musimy.
10) Interesy przemysłu i rolnictwa, producentów i konsumentów, dłużników i wierzycieli, handlu i banków winny być stale regulowane w duchu harmonizowania wypływających nieustannie sprzeczności, bez dozwolenia, by jedna dziedzina mogła dochodzić do wyraźnej supremacji kosztem zbytnich ofiar drugich dziedzin. Na czoło zadań polityki gospodarczej należy postawić samowystarczalność z jednej strony, a z drugiej wzmożenie eksportu dla zabezpieczenia waluty i podniesienia zdolności emisyjnej, a więc i kredytowej Banku Polskiego. W polityce kredytowej należy opierać się głównie na odtworzeniu gromadzenia oszczędności wewnątrz kraju przez szerokie masy ludności, a dla pożyczek zagranicznych należy wyznaczyć osobne zadania gospodarcze.
Zasadom powyżej wyłożonym służyłem w czasie pełnienia władzy.
Zasadom tym służę po mojem odejściu nadal piórem moim.
Niniejsze moje opracowanie jest niczem innem, jak służbą tym zasadom. Nie sądzę, by danem mi było jeszcze próbować ich w życiu państwowem, ale szczęśliwy będę, gdy inni się niemi przejmą i będą im służyli nie mniej gorliwie niż ja to czyniłem, a może bardziej będą szczęśliwi i będą mogli dobić do spokojnego brzegu, czego nie danem mi było się doczekać.
Zasady te jednak mają swoich wyraźnych przeciwników.
Ci są, byli i pozostaną moimi przeciwnikami. Jedni chcą byśmy się oparli na Lidze Narodów, inni na porozumieniu z Niemcami, jedni chcą byśmy w polityce gospodarczej państwa dali pierwsze miejsce rolnikom, bo są najliczniejsi, inni żeby dać je wielkiemu przemysłowi i bankom, jedni chcą by Sejm był wszechwładny, inni by Prezydent był malowany, jedni chcą, by złoty spadał i stwarzał wciąż nowe premje eksportowe, inni chcą by złoty został na dzisiejszym kursie zdewaluowany i zamieniony na nowy pieniądz, jedni chcą by urzędnicy państwowi byli na służbie stronnictw, inni by zostali zmuszeni do pracy na najgorszych warunkach i mechanicznie redukowani, jedni chcą, by podatki były powszechnie obniżone, drudzy by budżet był zredukowany mechanicznie poniżej niezbędnego minimum. Wszystkie te mniemania uważałem zawsze za antipaństwowe, za ślepe i nieopatrzne, przeciwstawiałem się im i nic przestaję się przeciwstawić i dlatego byłem i będę zwalczany, bo wszystkie te poglądy mają zakorzenione podstawy w naszej przeszłości. Są to te ponure widma, wypełzające z za kątów naszej przeszłości, o których wspominałem.
Miałem przeciwników w wielu posłach i to w różnych stronnictwach, ale również w wielu stronnictwach często tych samych, byli posłowie, na których lojalne, rzeczowe i zasadniczo przychylne stanowisko mogłem zawsze rachować. Bardzo to sobie ceniłem i cenię i stawiam wysoko z tego właśnie względu, że taki rzeczowy stosunek tych posłów do spraw poruszanych wynikał jedynie z pewnego bliskiego nam pojmowania dobra publicznego i państwowego, a wcale nie powodował jakichkolwiek wzajemnych zobowiązań i nie wynikał często nawet z żadnej bliższej znajomości.
We wspomnieniach moich pisałem bardzo mało o moich współpracownikach, bo pisałem rzecz moją jednym tchem i w dużym skrócie, ale na zakończenie pragnę uświadomić, jak pełną poświęcenia i wysokiego poczucia obowiązku były ich prace. Koledzy moi w gabinecie narażeni byli na ciągłe ataki, często gorsze znacznie niż te, jakie mnie wypadało znosić. A jakże wiele godności, powagi i wyrozumiałości okazywali oni.
Wśród goryczy, jakich mnie nie brakowało, świadomość, że w gronie gabinetu trwały pomimo licznych zmian stosunki lojalnej rozumnej i celowej współpracy, stanowiła wielką dla nas wszystkich zachętę dla dźwigania z całem oddaniem się ciężaru swoich obowiązków. Nie traciliśmy czasu na tarcia, bo ich nie było. A każdy był pewien, że mu nikt nie utrudni spełniania jego własnych zadań. Kto wątpi o zdolności natury polskiej do zgodnej i sharmonizowanej współpracy, ten jest w wielkim błędzie. Rząd, na czele którego stałem, był jasnym wyrazem tego, że taka współpraca w naszem społeczeństwie daje się zorganizować i może sprawnie działać.
Muszę też wspomnieć o moich pomocnikach, urzędnikach Skarbu i Prezydjum. Pierwszych znałem już z poprzednich moich rządów. Miałem w nich nieocenioną pomoc, zawsze gotową do największych wymaganych wysiłków. A było nad czem pracować. Te dwadzieścia trzy miesięcy moich rządów były terenem takiej pracy, jakiej dwa razy tyle miesięcy ani wstecz nie widziały, ani nie zobaczą zapewne i po mnie.
Uwagi (0)