Darmowe ebooki » Pamiętnik » Wyprawa Cyrusa (Anabaza) - Ksenofont (czytaj ksiazki za darmo online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Wyprawa Cyrusa (Anabaza) - Ksenofont (czytaj ksiazki za darmo online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ksenofont



1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 40
Idź do strony:
jak mówiono, ludem niepodległym i bitnym, jako broń mieli długie, plecione tarcze i włócznie. Same zaś wzgórza, na których byli ustawieni, były oddalone od rzeki na trzy albo cztery pletry. Jedyna droga, jakby ręką ludzką zrobiona, prowadziła w górę. W tym więc miejscu Hellenowie próbowali się przeprawić. Jednak podczas tej próby woda sięgała im powyżej piersi, a dno rzeki było nierówne z powodu wielkich śliskich kamieni. Nadto nie mogli trzymać tarcz w wodzie, gdyż wtedy porywał ich prąd rzeki; jeżeli zaś ktoś niósł tarczę na głowie, odsłaniał się na strzały i inne pociski. Wobec tego wszystkiego zawrócili i rozbili obóz tuż nad rzeką. Ale tam, gdzie sami spędzili poprzednią noc, ujrzeli od strony gór liczne zastępy zbrojnych Karduchów. Wtedy Hellenów ogarnęło głębokie zwątpienie: przed sobą widzieli trudną do przekroczenia rzekę i oddziały pilnujące przeprawy, a za sobą Karduchów, mających zamiar uderzyć na nich, gdy będą usiłowali przejść rzekę w bród.

W wielkim kłopocie cały dzień i noc pozostawali na tym samym miejscu. Ksenofont zaś miał taki sen: zdało mu się, że był spętany kajdanami, które jednak same z niego spadły, tak że był oswobodzony i mógł stawiać tak duże kroki280, jak chciał. Kiedy zaświtało, idzie do Chejrisofosa i wyraża swą nadzieję, iż przeprawa pójdzie dobrze, i opowiada mu sen. Ten ucieszył się, a skoro tylko nastał dzień, wszyscy obecni wodzowie złożyli ofiarę. Również wróżby były od samego początku pomyślne. Odchodząc od ofiar, wodzowie wydali rozkaz wojsku, aby zabrało się do śniadania. Podczas gdy Ksenofont jadł śniadanie, przybiegło do niego dwóch młodzieńców, gdyż wszyscy wiedzieli, że wolno było do niego przychodzić, czy to przy śniadaniu, czy przy obiedzie siedział, a jeżeli spał, można było go zbudzić i powiedzieć, jeżeli ktoś miał jakąś sprawę tyczącą się wojny. Tak też i ci poczęli opowiadać, że zbierając przypadkowo chrust na ognisko, ujrzeli na skałach, które rozciągały się na przeciwległym brzegu aż do samej rzeki, jakiegoś starca, kobietę i dziewczęta, chowających w skalnej jaskini coś jakby worki z odzieniem. Na ten widok wydało im się, że można tędy bezpiecznie przekroczyć rzekę, tym bardziej, że miejsce było niedostępne dla nieprzyjacielskich jeźdźców. Rozebrali się, mówili dalej, do naga i zatrzymali przy sobie tylko noże, przeświadczeni, że przyjdzie im płynąć. Tymczasem idąc naprzód, dostali się na drugi brzeg, nie zamoczywszy nawet bioder. Przekroczywszy tedy rzekę i zabrawszy odzież, wrócili.

Ksenofont więc natychmiast wylał wino na ofiarę i kazał młodzieńcom uczynić to samo i modlić się do bogów, którzy pokazali sen i bród, o dalszą łaskawą pomoc. Złożywszy płynną ofiarę, prowadzi zaraz młodzieńców do Chejrisofosa, a oni powtórzyli swoje opowiadanie. Usłyszawszy to, Chejrisofos także złożył płynną ofiarę. Po libacji281 rozkazali innym przygotować się do wymarszu, sami zaś zwołali wodzów na naradę, jakby najlepiej przeprawić się, zwyciężyć przeciwników przed sobą, a od nastających z tyłu nie ucierpieć niczego złego. I postanowili, że Chejrisofos będzie szedł przodem i przekroczy rzekę z połową wojska, druga zaś połowa jeszcze jakiś czas zostanie z Ksenofontem, a pachołkowie z bydlętami jucznymi przeprawią się między nimi.

Gdy to było w należytym porządku, zaczęli maszerować, prowadzeni przez wspomnianych młodzieńców, mając rzekę po lewej ręce. Droga do brodu wynosiła około cztery staje. Równocześnie z nimi posuwały się równolegle po drugiej stronie oddziały konnicy nieprzyjacielskiej. Kiedy już byli koło brodu i nad brzegiem rzeki, zatrzymali się, a sam Chejrisofos, uwieńczywszy się282 i rozebrawszy, wziął broń i to samo nakazał wszystkim innym, setnikom zaś wydał rozkaz prowadzić swoje oddziały uformowane w głębokie kolumny, jedne po jego ręce lewej, drugie po prawej. Wieszczkowie zabili bydlęta na ofiarę i krew puścili do rzeki283, nieprzyjaciele zaś strzelali z łuków i ciskali z proc, ale jeszcze nie dosięgali. Gdy wróżby z bydląt ofiarnych wypadły pomyślnie, wszyscy żołnierze zanucili pieśń wojenną i podnieśli okrzyk bojowy, a radośnie zawtórowały im swym wysokim głosem wszystkie kobiety; trzeba bowiem wiedzieć, że wojsku towarzyszyło wiele kobiet.

Chejrisofos wstąpił do rzeki ze swymi ludźmi. Ksenofont zaś wziął spomiędzy tylnej straży najlżej uzbrojonych i biegł ze wszystkich sił z powrotem do brodu naprzeciw drogi w góry Armenii, udając, iż zamierza przeprawić się w tym miejscu, by odciąć jeźdźców nad rzeką. Nieprzyjaciele, widząc, że ludzie Chejrisofosa łatwo przeprawiają się przez rzekę, a ludzie Ksenofonta biegną z powrotem, obawiając się, aby ich nie odcięto, uciekają z całych sił, chcąc się dostać na drogę powyżej rzeki. Gdy tam dotarli, podążyli w góry. Lykios zaś, który miał pod sobą oddział jazdy, i Ajschines, który dowodził oddziałem peltastów należących do Chejrisofosa, ujrzawszy uciekających co tchu nieprzyjaciół, puścili się za nimi w pościg, a reszta żołnierzy nawoływała ich, żeby nie ustawali, tylko podążali za uciekającymi w góry. Chejrisofos natomiast, przeszedłszy na drugą stronę, nie ścigał jeźdźców, lecz natychmiast wyruszył na nieprzyjaciół stojących na wzgórzach sięgających do rzeki. Znajdujący się na górze, widząc swych jeźdźców w ucieczce i nacierających hoplitów, opuszczają pagórki nad rzeką.

Ponieważ Ksenofont widział, że po drugiej stronie rzeki wszystko idzie dobrze, zaczął jak najprędzej zawracać do przeprawiającego się wojska. Już bowiem widać było, jak Karduchowie schodzą na równinę, chcąc uderzyć na tylną straż. Chejrisofos tymczasem zajął wzgórza, a Lykios, który z małą garstką zaczął ścigać nieprzyjaciół, zabrał pozostawioną część taborów, a z nimi piękne suknie i naczynia do picia. Właśnie przeprawiały się tabory Hellenów i pachołkowie. Ksenofont zaś, obróciwszy się, stanął frontem do Karduchów i rozkazał setnikom, aby każdy ustawił swoją kompanię plutonami, każąc zachodzić na lewo celem uformowania falangi284. Przednie szeregi kompanii i plutonów miały iść przeciwko Karduchom, żołnierze zaś tylnej straży zająć stanowisko przy rzece.

Gdy Karduchowie zobaczyli tylną straż oddzieloną od tłumu pachołków i wyglądającą teraz na niewielki oddział, zaczęli się zbliżać coraz prędzej, śpiewając jakieś pieśni. Chejrisofos więc, ponieważ po jego stronie wszystko było bezpieczne, posyła do Ksenofonta peltastów, procarzy i łuczników na jego rozkazy. Ksenofont, ujrzawszy, że mają oni zamiar przekroczyć rzekę, przez posłańca każe im tam nad rzeką pozostać i nie przeprawiać się. Kiedy zaś on ze swymi ludźmi zacznie przechodzić przez rzekę, niech z obu stron wchodzą do wody, jak gdyby mając zamiar przekroczyć rzekę: włócznicy z gotowymi do rzutu pociskami, a łucznicy ze strzałami nałożonymi na cięciwę. Niech się jednak nie zapuszczają daleko w rzekę. Swoim zaś ludziom rozkazał, żeby gdy tylko dosięgną ich pociski z procy, a trafiona tarcza wyda odgłos, z pieśnią bojową na ustach puścić się pędem na nieprzyjaciół. Gdy zaś nieprzyjaciele obrócą się do ucieczki, a od strony rzeki trębacz da znak do ataku, niech wszyscy zwrócą się w prawo, tak aby ci na końcu pochodu zamienili się w prowadzących pochód. Niech wszyscy biegną i jak najprędzej przeprawiają się, a przy tym niech każdy utrzymuje stanowisko w szyku, aby nie zawadzać jedni drugim. Ten zaś będzie najwaleczniejszy, który pierwszy dostanie się na przeciwległy brzeg.

Karduchowie, widząc, że już mała liczba pozostała — wielu bowiem spomiędzy tych, którzy mieli nakaz pozostać, oddaliło się, jedni, aby pilnować zwierząt jucznych, drudzy bagaży — wtedy dopiero śmiało natarli i zaczęli ciskać z proc i strzelać z łuków. Hellenowie zaś, śpiewając pieśń bojową, rzucili się pędem na nich. Ci nie dotrzymali placu, byli bowiem wprawdzie dostatecznie uzbrojeni do ataku i ucieczki w górach, lecz niewystarczająco do walki wręcz.

W tej chwili trębacz dał znak, a nieprzyjaciele zaczęli jeszcze prędzej uciekać. Hellenowie zaś, obróciwszy się w przeciwną stronę, uciekali jak najprędzej przez rzekę. Niektórzy z nieprzyjaciół, spostrzegłszy to, podbiegli znowu do rzeki i strzelając z łuków, zranili kilku. Jednak było widać, że większość z nich uciekała jeszcze wtedy, kiedy Hellenowie byli już na drugim brzegu. Ci z Hellenów, którzy chcąc się popisać odwagą, wyruszyli przeciw nieprzyjaciołom i zapuścili się dalej, niż było potrzeba, przeprawili się z powrotem przez rzekę dopiero po ludziach Ksenofonta. Także niektórzy spośród nich zostali zranieni.

4. Dokonawszy przeprawy — a było to już około południa — ruszyli w swym zwykłym szyku w pochód przez Armenię. Była to jedna wielka równina, gdzieniegdzie usiana łagodnymi pagórkami. Ponieważ w pobliżu rzeki z powodu wojen Armeńczyków z Karduchami nie było żadnych wsi, przeszli co najmniej pięć parasangów. Wreszcie doszli do wielkiej wsi, w której wznosił się pałac satrapy. Większość domów była zaopatrzona w wieżyczki; wielka obfitość zapasów żywności.

Stąd zrobili w dwóch dniach dziesięć parasangów, aż minęli źródła rzeki Tygrys.

Stąd, zrobiwszy w dwu marszach dziennych piętnaście parasangów, doszli do rzeki Teleboas. Ładna to była rzeka, choć niewielka, otoczona wkoło mnóstwem wiosek. Okolica ta zwała się Zachodnią Armenią, namiestnikiem jej był Tyribazos, „królewski przyjaciel”285, który pomagał królowi dosiadać konia286 i w czasie jego obecności na dworze nikomu nie wolno było tego czynić. Ten to Tyribazos, nadjechawszy na czele konnicy, przekazał przez tłumacza, że chciałby się rozmówić z wodzami. Gdy wodzowie zgodzili się na to, wyszli na odległość głosu i pytali, czego żąda. Ten odpowiedział, iż pragnie zawrzeć układ tej treści, że on sam nie będzie krzywdził Hellenów, a oni nie będą palili domów, tylko brali żywność w miarę potrzeby. Taki wniosek wodzowie przyjęli i zawarto układ na tych warunkach.

Stąd odbyli przez równinę trzy marsze dzienne, parasangów piętnaście, a Tyribazos towarzyszył im ze swą siłą w odległości około dziesięciu staj. I przybyli do zamku królewskiego oraz wsi, które go otaczały. Wsi tych było mnóstwo, a obfitość ich zapasów ogromna. Gdy tam obozowali, spadł w nocy obfity śnieg287. Wobec tego postanowiono oddziały z dowódcami rozkwaterować po wsiach. Wydawało się to rzeczą bezpieczną, gdyż nigdzie nie było widać nieprzyjaciela, a śnieg był bardzo głęboki. Tam znaleźli wszelakiego rodzaju dostatki: bydło opasowe na rzeź, zboże, wina stare i wonne, rodzynki i rozmaite owoce strączkowe. Niektórzy z tych, którzy oddalili się w różnych kierunkach od wojska, opowiadali, że widzieli w nocy wiele płonących ognisk. Wodzom więc nie wydawało się bezpieczne pozostawać na kwaterach, lecz postanowili z powrotem zgromadzić wojsko. Następnie zeszli się razem. Zdawało się, że się wypogadza. Ale gdy tam nocowali, spadły takie masy śniegu, że gruba warstwa pokryła oręż i leżących ludzi. Także i zwierzęta juczne śnieg niejako spętał. Toteż bardzo nie chciało się wstawać, bo póki się leżało, warstwa śniegu była ciepłym okryciem, byle tylko nie osunęła się na bok. Kiedy jednak Ksenofont zdobył się na to, by w lekkiej spodniej szacie wstać i rąbać drwa, zaraz i ktoś inny wstał i odebrawszy mu siekierę, sam rąbał. Wtedy i inni wstali i poczęli rozpalać ogień i nacierać się. Do nacierania zamiast oliwy używali świńskiego smalcu, którego znaleźli tu wielką obfitość, a także tłuszczu z sezamu, gorzkich migdałów i olejku terpentynowego. Z tego wszystkiego można wyrabiać wonne olejki i takie olejki także znajdowano.

Potem uznano, że trzeba z powrotem zakwaterować się pod dachem. Z wielką, rzecz jasna, i głośną radością szli żołnierze pod dachy, gdzie czekała ich żywność. Ci, którzy przedtem w czasie wymarszu z zuchwalstwa podpalili domy, musieli za karę obywać się bez dobrej kwatery. Stąd wysłano w nocy ludzi pod wodzą Demokratesa z Temnos288 do tych gór, na których owi wałęsający się żołnierze mieli widzieć ognie. Wybrano tego człowieka, gdyż od dawna uchodził za wiarygodnego wywiadowcę i można było wierzyć, jeśli coś stwierdzał czy przeczył. Wróciwszy, powiedział, że nie widział żadnych ogni, ale przyprowadził ze sobą jeńca, zbrojnego w perski łuk, kołczan i bojowy topór z podwójnym ostrzem, jaki na obrazach mają Amazonki289. Na pytanie, co za jeden, odpowiedział, że jest Persem, wysłanym z obozu Tyribazosa po żywność. Wypytywali go następnie, jak silne jest to wojsko i przeciw komu zebrane. Ten odpowiedział, że Tyribazos stoi na czele własnej siły, a prócz tego prowadzi najemnych Chalibów i Taochów. Przygotował się zaś do napadu na Hellenów na przełęczy, w czasie przeprawy górskiej, w jedynym miejscu, przez które można przejść. Wodzowie, wysłuchawszy tego, postanowili zgromadzić wojsko i ruszyli w tej chwili za schwytanym człowiekiem jako przewodnikiem. Na miejscu pozostawili załogę pod komendą Sofajnetosa ze Stymfalos. Kiedy przechodzili przez góry, idący przodem peltaści na widok nieprzyjacielskiego obozu nie czekali na hoplitów, lecz z nieludzkim wrzaskiem rzucili się biegiem na obóz. Barbarzyńcy, usłyszawszy wrzawę, nie dotrzymali placu, lecz rzucili się do ucieczki. Kilku z nich mimo to padło, ujęto około dwudziestu koni, a w ręce Hellenów wpadł namiot Tyribazosa z łóżkiem o srebrnych nogach, pucharami oraz ludzie, którzy się podawali za jego kucharzy i podczaszych. Kiedy dowiedzieli się o tym dowódcy hoplitów, uważali za stosowne jak najszybciej wrócić do obozu, w obawie, by nie przedsięwzięto jakiegoś napadu na pozostawionych. Natychmiast ruszyli w drogę, dawszy trąbą znak do odwrotu, i jeszcze tego samego dnia wrócili do obozu.

5. Następnego dnia postanowiono maszerować dalej jak najśpieszniej, zanim wojsko nieprzyjacielskie znowu się zbierze i obsadzi wąwozy. Spakowawszy się tedy, natychmiast ruszyli w drogę za przewodnikami, których mieli wielu, brnąc w głębokim śniegu. Przeszedłszy jeszcze tego samego dnia przez wierzchołek, gdzie Tyribazos chciał na nich uderzyć, rozbili obóz. Stąd zrobili trzy dni drogi przez pustą okolicę, piętnaście parasangów, do rzeki Eufratu i przekroczyli ją, zamoczywszy się tylko po pępek. Powiadano, że jej źródła są niedaleko od tego miejsca. Stąd ciągnęli dalej głębokim śniegiem po równinie przez trzy dni, trzynaście parasangów.

Trzeci dzień był bardzo uciążliwy, a północny wiatr dął w twarz, ścinając zgoła wszystko i przejmując mrozem ludzi. Tutaj któryś z wróżbitów kazał złożyć ofiarę dla boga wiatru, co też zrobili i istotnie odnieśli wrażenie, że ostrość wiatru zelżała. Głębokość śniegu wynosiła jeden sążeń, tak że zginęło wiele zwierząt jucznych i niewolników, a także około trzydziestu żołnierzy. Przez

1 ... 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... 40
Idź do strony:

Darmowe książki «Wyprawa Cyrusa (Anabaza) - Ksenofont (czytaj ksiazki za darmo online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz