Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖
Julie de Lespinasse, francuska dama, stworzyła jeden z najsłynniejszych salonów paryskich XVIII wieku. Nazywana była Muzą Encyklopedystów, którzy odwiedzali ją niemal codziennie.
Początkowo nic nie wskazywało na to, że panna de Lespinasse odniesie taki sukces — urodziła się jako nieślubna córka hrabiny d'Albon i hrabiego de Vichy, była nieładna i po śmierci matki nie mogła odziedziczyć fortuny. Spotkanie z Madame du Deffand wprowadza ją w świat salonów. Tam rozpoczynają się również jej pierwsze relacje z mężczyznami — między innymi z Hrabią de Guibertem.
Hrabia de Gubiert był wojskowym i dużo podróżował. Z panną de Lespinasse pozostawał w kontakcie korespondencyjnym — to on jest adresatem zebranych listów. Listów bardzo osobistych, pełnych zwierzeń, tęsknot i rozważań, a także będących doskonałym świadectwem francuskich realiów tamtych czasów. Listy panny de Lespinasse po raz pierwszy zostały opublikowane w 1809 roku, w 1918 zostały przetłumaczone przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
- Autor: Julie de Lespinasse
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Julie de Lespinasse
Wtorek, jedenasta wieczór, marzec 1775
Wymówiłam się od spędzenia wieczoru z dwiema osobami, które się kochają, aby mówić z tym, kogo ja kocham, aby zająć się nim z większą swobodą i przyjemnością, niżbym jej mogła zaznać w towarzystwie ludzi. Nie mieliby mocy oderwać mnie zupełnie, ale już to jest przykrość, kiedy coś mąci miłe i zajmujące myśli. Tak, drogi mój, samotność ma wielki urok dla duszy pochłoniętej jedną rzeczą. Mój Boże, jakże silnie żyje człowiek, kiedy jest martwym dla wszystkiego, wyjąwszy dla przedmiotu, który jest nam całym światem i który tak pochłania całą zdolność czucia, iż niepodobna żyć czym innym niż chwilą obecną.
I jakże ty chcesz, abym powiedziała, czy będę cię kochała za kwartał? Jakże mogłabym wyzwolić się myślą ze swego uczucia? Chciałbyś, wówczas gdy cię widzę, gdy twoja obecność czaruje me zmysły i duszę, abym ci określiła wrażenie, które sprawi na mnie twoje małżeństwo? Mój drogi, nie mam pojęcia, ale to najmniejszego. Gdyby mnie wyleczyło, powiedziałabym ci, a jesteś dość sprawiedliwy, aby mnie nie potępiać; gdyby, przeciwnie, wniosło w duszę moją rozpacz, nie skarżyłabym się i cierpiałabym bardzo krótko. Wówczas miałbyś dość serca i uczciwości, aby przyklasnąć postanowieniu, które przyprawiłoby cię jedynie o przelotny wyrzut i którego twoja nowa sytuacja pozwoliłaby ci zapomnieć bardzo szybko. Upewniam cię, że ta myśl jest mi wielką pociechą; czuję się wolniejsza.
Nie pytaj już tedy, co uczynię wówczas, gdy zwiążesz swoje życie z inną. Gdyby rządziła mną tylko próżność i miłość własna, o wiele lepiej zdawałabym sobie sprawę z tego, co będę czuła; nie ma miejsca na omyłki w rachubach miłości własnej, przewiduje ona dość bystro. Namiętność nie zna czasu przyszłego; toteż powiadając: kocham cię, mówię wszystko, co wiem, co czuję. Nie przywiązuję żadnej ceny do tej stałości, którą nakazuje rozsądek, a częściej jeszcze drobne względy towarzyskie oraz próżnostki, którymi gardzę z całej duszy. Nie więcej też cenię ową płaską „siłę charakteru”, która każe cierpieć, kiedy można temu zapobiec, i która każe obracać rozum i hart na to, aby zmienić żywe uczucie w chłodne przyzwyczajenie. Wszystkie te kompromisy wobec siebie i tego, kogo się kocha, wydają mi się szkołą fałszu i obłudy, sposobikami próżności i ratunkiem niemocy.
Drogi mój, nie znajdziesz we mnie tego wszystkiego: to nie wynik zastanowienia, to nałóg mego życia, charakteru, odczuwania, słowem cała ma istota uniemożliwia mi udanie i przymus. Czuję dobrze, że gdybyś mógł urobić mą naturę, wyglądałaby ona odmiennie; dałbyś mi charakter bardziej pokrewny z postanowieniem, które chcesz powziąć; w tym, kto jest przeznaczony na ofiarę, pragniemy znaleźć nie opór i siłę, ale słabość i poddanie. Mój drogi, czuję się bardzo zdolna do wszystkiego, z wyjątkiem do tego, aby się ugiąć; miałabym siłę do męczeństwa; miałabym siłę — mamż wyznać? — tak, siłę do zbrodni, byle zadowolić namiętność swoją lub też tego, kto by mnie kochał; ale nie znajduję w sobie nic, co by mi mogło ręczyć, iż zdołam kiedykolwiek uczynić ofiarę ze swego uczucia. W porównaniu do tego życie jest niczym: przekonasz się, czy to są tylko majaczenia rozpalonej głowy! Tak, może to są myśli rozpalonej głowy, ale z jakiegoż źródła płyną silne czyny? Czyżby z rozumu, który jest tak przewidujący, tak mały, tak głupi w swych horyzontach?
Tak, miły mój, ja nie jestem rozsądna, może trawiąca mnie namiętność jest przyczyną, iż okazywałam całe życie tyle rozsądku we wszystkim, co podlega sądowi i mniemaniu obojętnych. Ileż słyszałam pochwał za swoje umiarkowanie, szlachetność, bezinteresowność, rzekome poświęcenia uczynione pamięci matki i domu d’Albon! Oto jak świat sądzi, jak patrzy. Ech, dobry Boże, wy, głupi ludzie, ja nie zasługuję na wasze pochwały; dusza moja nie była stworzona na miarę drobnych interesów, które was zaprzątają; cała pochłonięta szczęściem, że kocham i jestem kochaną, nie potrzebowałam uczciwości ani siły, aby znosić ubóstwo i wzgardzić monetą próżności. Tak mocno żyłam, tak czułam wartość życia, że gdyby trzeba było zacząć na nowo, pragnęłabym, aby to było w tych samych warunkach. Kochać, cierpieć: niebo, piekło; oto czemu bym się poświęciła, oto co chciałabym czuć, oto klimat, który chciałabym zamieszkiwać, a nie tę umiarkowaną strefę, ojczyznę wszystkich niewolników i wszystkich marionetek, jakimi jesteśmy otoczeni.
Jedyny mój, kiedy brałam pióro, miałam zamiar w dalszym ciągu malować ciebie: otóż przez wstrętny egotyzm zmieniłam przedmiot i odmalowałam samą siebie, poddając się jak szalona pędowi, który mnie porusza; ale to przez ciebie jestem szalona, przez najbardziej żywe, serdeczne uczucie, dobrze tedy uczyniłam, ulegając mu. Nie wiem, czy ci prześlę czy też oddam sama tę paplaninę; tak, oddam sama. Gdybym posłała, bałabym się, że jesteś na obiedzie u pani de Beauvau; jakże by to było nieszczęśliwie!
Północ, niedziela 1775
Ileż słodyczy i rozkoszy może jeszcze odczuć dusza upojona namiętnością! Drogi mój, czuję to, życie me zespolone jest z mym szaleństwem; gdybym się uspokoiła, wróciła do rozsądku, nie mogłabym żyć ani doby. Wiesz, co było zawsze pierwszą potrzebą mej duszy, kiedy uczuła gwałtowny wstrząs rozkoszy lub bólu? Napisać do pana de Mora. Wskrzeszam go, przywołuję do życia; serce me odpoczywa na jego sercu, dusza przelewa się w jego duszę; żar, chybkość mej krwi urąga śmierci; widzę go, żyje, oddycha we mnie, słyszy mnie, głowa moja rozpala się i mąci do tego stopnia, iż nie potrzebuje już złudzenia, to istna prawda. Tak, ty sam nie bardziej jesteś mi dotykalny, przytomny, niż był mi przez godzinę pan de Mora.
O, boska istota! Przebaczył mi, kochał mnie. Drogi mój, to, czego doświadczyłam, to jeszcze następstwo wstrząśnienia, jakiego dusza moja doznała dziś popołudniu. Mój Boże, jakże trzeba kochać, uwielbiać talent, który wlewa w nas jakby nowe istnienie! Och, nie, nie jestem dość wielka, dość silna, aby sławić ten dar nieba! Ale zostało mi dosyć czucia i żaru, aby się nim sycić do upojenia i aby przenieść doznane wrażenia na przedmiot, który tchnął duszę w me życie i jeszcze je podtrzymuje.
Cóż to za szczęście kochać! To jedyny pierwiastek wszystkiego, co piękne, co dobre i wielkie w przyrodzie. Tak, drogi mój, pan Roucher kochał; to miłość uczyniła go wzniosłym. Ale serce moje opływa smutkiem, kiedy pomyślę, że ten rzadki człowiek, ten cud przyrody, zna, co to nędza, że cierpi ją i sam, i przez istotę, którą kocha. Och, ten nadmiar ubóstwa zabija miłość: trzeba iście cudu, aby zachować energię i żar, jakie są w jego wierszach; dusza jego jest w ogniu, nigdzie nie czuć, aby ten człowiek był powalony nieszczęściem. Nie wiem, czy to objaw słabości, ale rozpłynęłam się we łzach, czując swoją niemoc, czując się niezdolną przyjść z pomocą temu człowiekowi. Gdyby moja krew mogła się zmienić w złoto, żona jego i on dziś jeszcze opływaliby w szczęście. Czemuż nie mogę tchnąć swoich uczuć w duszę hrabiego de Crillon! Jakiż piękny użytek uczyniłby ze swych bogactw! Och, gdyby pan de Mora żył, z jakąż rozkoszą, z jakimż szczęściem zadowoliłby moje serce! Tak, krwawymi łzami trzeba opłakiwać takiego przyjaciela; ubóstwiać go, to znaczy składać hołd cnocie.
Ale żegnaj mi, drogi mój; ty nie możesz nastroić się na ton mej duszy; patrzysz na mnie trzeźwo, czuję to. Ty przed chwilą może nurzałeś się w rozrywce; masz w sobie obojętność przesytu, podczas gdy ja mam cały dech namiętności. Siły moje są zupełnie wyczerpane; nie wiem, skąd wzięłam ich, aby gryzmolić tak długo. Bądź zdrów.
Jeżeli nie zmieniłeś planów, wstąpię po pana jutro o piątej do pana d’Argental; ale zwłaszcza, proszę o to, żadnych ustępstw, poświęceń; niewarta ich jestem, wiesz o tym.
Poniedziałek, dziesiąta, maj, 1775
Powiem jak Mahomet:
Cytując zaś ciebie samego, dodam:
Nie trzeba mnie chwalić; gdybyś był rad z pani de M., mniej byś ją chwalił, a uważałbyś, żeście się skwitowali. Dobranoc; ma pan tedy gorączkę; to mnie martwi. Ktoś mi mówił, że widział dziś rano u malarza pańską emalię i że jesteś podobny jak dwie krople wody.
Ta młoda osoba85 zasługuje w zupełności na ofiarę czasu, jaką jej złożyłeś, pozując do portretu; ale twoje życie będzie należało do niej: wspaniałomyślnie jest przyspieszyć tę chwilę. Wydała mi się urocza i godna sympatii, którą w panu zrodziła. Obejście, fizjognomia i ton matki w równym stopniu są miłe i zajmujące. Tak, będziesz szczęśliwy; zobaczysz, iż pani de M. powie ci kiedyś:
Poniedziałek, jedenasta wieczór, 13 maja 1775
I cóż, przebaczyłam ci, ale że to nie była wspaniałomyślność, jestem ukarana; i przez ciebie, czy to sprawiedliwie? Donieś mi co o sobie; czy piłeś serwatkę? Kąpałeś się? Czy weźmiesz we środę na przeczyszczenie? Słowem, czy raz w życiu zrobisz to, co miałeś zrobić? Czy wiesz, że ty byłbyś zdolny wyleczyć z siebie i to w niezawodny sposób: ta prawda zaczyna mi być niekiedy jasna w przerażającym stopniu. Tak, śmierć nie była mi niczym; ty mi ją uczyniłeś straszną. Ale odwracam myśl od wspomnienia, które mi mrozi krew i odciąga od ciebie.
Mój Boże, nie widziałam cię! Czekałam na ciebie, było to słodkie uczucie, kiedy nadszedł książę Pignatelli86. Obecność jego zabija mnie; dźwięk głosu przyprawia mnie o dreszcz od stóp do głów; kolejno czuję przypływ tkliwości i grozy: słowem, poruszył mą duszę do tego stopnia, iż zapomniałam o możliwości widzenia cię. Opuścił mnie aż o dziesiątej, od tego czasu jestem w stawie bezwładu, z którego ty jeden możesz mnie wyrwać. Drogi mój, czy otrzymałeś odpowiedź na ten uroczy list, jaki napisałeś do mnie dziś rano? Mimo wszystko co mówisz, ty wolisz czarować niż być kochanym: doświadczyłam tego; byłeś wówczas tak miły! Zdawało się, że tak słodko być kochaną!... Och, cóż za błąd! A wyrzuty, które idą w jego ślady, wypełnią ostatnie tchnienie mego życia.
Otrzymałam dziś zachwycający podarek, a sposób, w jaki mi go uczyniono, jest tak zręczny i oryginalny, że muszę ci go opowiedzieć. „Posyłam pani te e..... R......, które tak się pani podobają87; zachowa je pani tak długo, aż się przestaną podobać: dowiem się w ten sposób, ile czasu trzeba, aby to, co się pani podobało, sprzykrzyło się jej”. Jeżeli ten zwrot wyda ci się pospolitym, nie znam się na dowcipie ani na oryginalności; co do mnie, czuję się zbyt tępą, aby na to odpowiedzieć, a jednak trzeba przynajmniej podziękować. Odpowiedz za mnie; słówko, które mi włożysz w usta, zyska mi na zawsze pierwszeństwo przed panią de Sevigné: pierwszy to raz odczuję przyjemność uzurpowania sobie opinii i strojenia się w cudze piórka.
Drogi mój, żart na stronę, ale rusz za mnie konceptem. Pojmujesz, że to od mężczyzny podarek, nie pisałam doń nigdy; tedy nie będzie miał porównania. Dobranoc, jutro będziesz jadł obiad w towarzystwie mało ci znajomym; będziesz bardzo miły: zgadnij dlaczego? Ja będę na obiedzie u p. de Chatillon; będę bardzo zgaszona i to moja wina, dziś bowiem jeszcze ktoś mówił do mnie: Mam z nią wieczerzać dzisiaj: nigdy tak się na to nie cieszę jak wówczas, kiedy z nią jadłem obiad. To znaczy, że dosyć nie jest dosyć. Ty nie jesteś dość szczęśliwy, aby odczuwać ten pęd; jesteś raczej podobny do tego nieszczęśliwca, który nic nie kocha. Słuchaj: chcę mieć swój słownik i list pani d’Anville, i także pani de Boufflers, i moje własne: a potem chcę widzieć ciebie. Jeżeli chcesz uniknąć tego opłakanego towarzystwa, przyjdź o pierwszej lub o piątej. Miałam dziś popołudniu ze dwadzieścia osób; doprawdy, myślę, iż nawet sądząc je surowo, warte są prawie tyle, co te, które wypełniły twój dzień.
Drogi mój, wyjąwszy88 jednego jedynego punktu, bądźmy rozsądni i umiarkowani, jeśli to możliwe.
Poniedziałek, jedenasta, maj 1775
Drogi mój, co ty mi zrobiłeś? Czuję się tak głęboko smutna, tak nieszczęśliwa, tak przygnieciona brzemieniem życia, że to zdwojenie męczarni i bólu musi mieć źródło w tobie! Lęk, o który mnie przyprawiasz, nieufność, jaką budzisz we mnie, oto męczarnie, które bez ustanku torturują mą duszę; ta męka wystarczyłaby, aby mi kazać wyrzec się twego przywiązania lub przynajmniej tego, co jest doń podobne. Nie wiem, co za straszliwą przyjemność znajdujesz w tym, aby wnosić zamęt w mą duszę; nigdy nie starasz się mnie uspokoić; nawet kiedy mówisz prawdę, wkładasz w to akcent człowieka, który oszukuje.
Och, Boże mój, jakże mi ciężko! Jak żarliwie pragnę wyzwolenia, mniejsza o to jakim środkiem, ze stanu, w którym się znajduję! Czekam, pragnę twego małżeństwa: jestem niby chory skazany na operację — widzi swoje uleczenie, a zapomina o gwałtownym środku, który ma mu je sprowadzić. Drogi mój, wyzwól mnie
Uwagi (0)