Darmowe ebooki » List » Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Julie de Lespinasse



1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 56
Idź do strony:
kochany, co jest zanadto zabawne; razem ton śliczny i tak pełen ufności! Przypomniało mi to: Filis, gdzie czas ów gdy etc., etc. Nie wiem, czy mnie kochasz, ale jesteś prawie równie niedorzeczny jak ja; czyżby to działało zaraźliwie? Gdybyś wiedział, ileś stracił na mym milczeniu! A nie mam na myśli wyrazów mej czułości, ale ciekawość twoja znalazłaby tyle zabawy, tyle podniet! Tyle widziałam, słyszałam rzeczy od twego wyjazdu! Mówiłam sobie: wszystko to byłoby dla mnie pełne życia i treści, gdybym mogła się z nim podzielić; ale z chwilą kiedy nie mam z nim mówić, nie warto słuchać; jakoż chowałam się w głąb swej duszy, gdzie znajdowałam bardzo smutne towarzystwo: wyrzuty, żale, nienawiść, dumę i wszystko, co może obudzić wstręt do życia.

Życzę sobie, abyś mi powiedział, od którego z listów zacząłeś; byłabym w rozpaczy, gdyby od tego; czytałbyś już resztę jak zeszłoroczną gazetę; a byłabym cię obraziła, mam nadzieję; byłabym cię wzburzyła; nienawidziłbyś mnie, to zawsze coś; ale cóż za głupota, co za słabość przekreślać z miejsca to, co ci wszak powiedziałam z najprawdziwszej głębi duszy.

Och! kiedy ci donosiłam, że należysz do konkursu, wymknęło mi się słowo, które bardzo sobie wyrzucałam! W istocie, jak nazywać swoim drogim przyjacielem istotę, którą ze wszystkich w świecie najbardziej się nienawidzi? Cóż za wspomnienia może to zbudzić? To nie do pojęcia. Czyżby ta nienawiść była pierwszym ogniwem owego łańcucha, który nie zostawia ani chwili swobodnej nieszczęśliwym skutym wbrew swej woli? Nie starczy twej inteligencji na to, aby pojąć wszystko, co się cierpi, kiedy się prawdziwie kocha człowieka zasługującego jedynie na miłość kobiet, których głaskałby próżność, nie zajmując nigdy duszy. Oto jak trzeba kochać, oto co jest przyjemne i nie wiem, w jaki sposób, przy tylu obustronnych urokach zdarza się wszelako umierać z nudów w tej zacnej kompanii.

Mój przyjacielu, tak, mój przyjacielu najdroższy memu sercu, nie bądźmy już źle z sobą! Przebaczmy sobie! Możemy jeszcze zdobyć się na pobłażanie, ale i pamiętaj, że ja jestem bardzo chora i bardzo nieszczęśliwa: jeżeli chcesz, abym żyła, pomóż mi, podtrzymuj mnie, daj mi zapomnieć wszystko złe, jakie mi uczyniłeś. Odpowiedz mi, należy mi się cały tom. Bądź zdrów, bądź zdrów, czy nie czujesz się zmęczony?

List CXXI

Wtorek, 4 lipca 1775

Bardzo mi przykro, drogi mój, ale dlaczego żądasz niepodobieństwa? Daj mi sposobność usłużenia ci w tym, co będziesz uważał za sprawiedliwe, a ręczę ci, że się to spełni i nawet bez mego udziału; wystarczy ci przemówić. Gdybyś wiedział, ile mnie kosztuje zamilczeć ci rzecz, która by mnie przepełniła radością, gdyby dusza moja była jeszcze do niej zdolna! Ale jest to szczęście, przyjemność, którą smakuję bodaj myślą, która przepełnia radością wszystko, co jest we mnie szlachetnego i tkliwego. Drogi mój, gdybyś był tutaj, postąpiłabym nieuczciwie: powierzyłabym ci tajemnicę, której powinnam dochować.

Muszą widać ludzie podejrzewać słabość mą dla ciebie, zaznaczając bowiem ważność sekretu, dodano: Ale dla całego świata, nawet dla p. de Guibert. Rozśmiałam się z warunku, i rzekłam: nie jest tedy objęty całym światem? — Nie, nie, dla pani nie jest. I widzisz, że ludzie mieli słuszność, ty bowiem jeden jesteś na świecie, któremu mogę powiedzieć, iż umieram z żalu, że nie wolno mi mówić. Mam pod ręką tę Pochwałę Katinata, zaraz ją przeczytam. Mój Boże, jakże wątłą moralność posiada uczucie! Oto ja, przez wdzięczność za zaufanie, jakie mi okazał autor, pragnę, aby jego utwór był dobry, ale w stopniu, który by nie pozwolił na wątpliwość między tobą a nim. Drogi mój, powiem ci prawdziwie, co myślę, ale nie ręczę, czy to będzie prawda; wiesz dobrze, że nie mam smaku i zdrowego rozumu też bardzo niewiele: osądzisz zatem mój sąd, jak na to zasłuży. Co mówisz o tym potoku pisma? Czy nie słuszniej mógłbyś się skarżyć na nadmiar niż na niedostatek? Bądź zdrów. Jeżeli nie będę miała jutro listu, nie ma sprawiedliwości.

List CXXII

Czwartek, 6 lipca 1775

Nie miałam wczoraj wiadomości od ciebie, drogi mój. Zmęczyłeś się mówieniem do mnie, a ja zbyt rychło zmęczyłam się milczeniem; przy nieco większym wytrwaniu tyle mąk, tyle wysiłków nie poszłoby może na marne. Mój Boże, powiedz mi, jeżeli wiesz, jak skończy się ta tortura? Czy wyzwoli mnie z niej nienawiść, obojętność czy śmierć? Mój przyjacielu, nie chcę być wspaniałomyślną w połowie, sądzę, że ci przebaczyłam, chcę zatem rozmawiać z tobą tak, jak gdybym nie miała do ciebie żalu.

Powiem ci rzecz, która za kilka dni stanie się publiczną: to iż pan de Malesherbes obejmie wszystkie stanowiska księcia de Vrilliére; książę wniesie dymisję za kilka dni; ma jeszcze odbyć jedną wizytację, która mu przyniesie dwadzieścia tysięcy franków. Pan de Malesherbes złożył przewodnictwo w Izbie obrachunkowej, gdzie zastąpi go pan de Barentin. Gdybyś wiedział, z jaką szlachetnością i prostotą pan de Malesherbes przyjął nowe stanowisko, podwoiłbyś jeszcze szacunek, sympatię i cześć dla tego wybornego człowieka.

Na ten raz bądź pewien, że idziemy ku dobremu, skoro prowadzi nas rozum, którym kierować będzie cnota i miłość publicznego dobra. Nigdy, nie, nigdy, dwóch ludzi bardziej cnotliwych, światłych, bezinteresownych, czynnych nie zeszło się i nie było ożywionych silniejszym ukochaniem większej i wznioślejszej sprawy. Przekonasz się, ich ministerium zostawi głęboki ślad w historii. Wszystko, co ci powiadam, to jeszcze tajemnica; wybór ten spotka się z zapałem publiczności; kilku ludzi będzie się wściekać, ale zmilczy. Intryganci niewiele będą mieli do mówienia, to cudowne! Zły czas nadszedł dla hultajów i dworaków! Czyż to nie jest zbytnia subtelność rozróżniać te miana? To się nazywa rozszczepiać włos na czworo.

A teraz słuchaj mnie i drżyj, mam bowiem sądzić dwie Pochwały Katinata, jedyne dwie, jak przypuszczam, którymi Akademia będzie się zaprzątać. Autorami tych dwóch Pochwał są pan de Guibert i pan de la Harpe. Pan de Guibert jest autorem doskonałego dzieła o taktyce oraz jednej tragedii. Te dwa dzieła dały go poznać jako człowieka pełnego miary i bystrości i zapowiadają duszę na wskróś podniosłą i męską; w duchu tego korzystnego pojęcia i uprzedzenia, jakie musi ono stwarzać na korzyść pana de Guibert, przeczytałam i osądziłam jego Pochwałę Katinata. Znasz pana de la Harpe lepiej ode mnie; wiesz, że jest to doskonały literat, który ma wiele dowcipu, a zwłaszcza smaku; oddawałam mu tę sprawiedliwość, nim jeszcze przeczytałam jego Pochwałę Katinata. A teraz słuchaj, co ośmieliła się orzec głupia, ślepa i niedorzeczna zarozumiałość, i rozważ, czy będziesz się czuł oburzony, czy też namyślisz się wzgardzić tym wyrokiem.

Pochwała pana de la Harpe napisana jest ze zwykłą jego płynnością, a zarazem poprawnością, na którą się nie silił, póki nie miał pana de Guibert za rywala. Styl jego jest równocześnie łatwy i podniosły; rzadko zdarza się jednoczyć te dwie zalety, przynajmniej w tym stopniu. Zdaje mi się, można by powiedzieć, że pisze prozą tak, jak Racine pisał wierszem. Jest to dzieło literata, którego umysł jest światły i bystry, dusza szlachetna, uczciwa i wzniosła; jest tam mnóstwo szczęśliwych wyrażeń, wzruszające szczegóły, delikatne myśli wyrażone jasno i szlachetnie; ale jest to dzieło doskonałego pisarza, człowieka o wielkim talencie; podczas gdy utwór pana de Guibert wydaje mi się dziełem człowieka wyższego, który ma więcej niż talent; ma geniusz.

Żaden z nich obu nie jest filozofem, jeden, ponieważ myśli nie dość zimno, drugi nie dość głęboko; ale dusza pana de Guibert sądzi ludzi i wypadki z taką górnością i energią, iż poryw jej więcej jest wart niż równowaga filozofa. Część wojskowa jest u pana de Guibert traktowana tak doskonale, iż czytając ją, nawet człowiek najbardziej nieświadom przedmiotu ma uczucie, iż jest zdolny ocenić zasługi Katinata. U pana de la Harpe, ta część jest zawiła, nużąca i bardzo nudna. Lektura pana de la Harpe zajmuje w sposób przyjemny i niekiedy wzrusza; oceniam talent autora. Czytając pana de Guibert, czuję, jak dusza moja rozszerza się, tęży, nabiera, nowej sprawności, energii. Ale niekiedy autor przechodzi miarę, styl jego nie zawsze jest dość jasny i poprawny, brak mu niekiedy harmonii: spotyka się wyrażenia zbyt potoczne albo zbyt śmiałe.

Gdyby się miało nagradzać sztukę pisania, styl, lepszą robotę, trzeba by, sądzę, uwieńczyć pana de la Harpe; ale jeżeli się przyzna nagrodę wymowie duszy, sile i podniosłości geniuszu, dziełu, które wywrze większe wrażenie, trzeba uwieńczyć pana de Guibert. Gdybym nie znała autorów, strawiłabym życie na żądzy poznania lub na ubolewaniu, iż nie znam pana de Guibert, a nie spytałabym nawet, czy pan de la Harpe mieszka w Paryżu. Mój przyjacielu, umieram z niecierpliwości, abyś już mógł osądzić mój sąd; ale proszę o słowo honoru, że nie udzielisz go nikomu, nawet osobie, która ci jest najdroższa; nie chcę mieć niesmaku albo chluby, którą mi przyniósł sąd dwóch Pochwał La Fontaine’a, dla ciebie, oczywiście, płaski i niedorzeczny. Powiesz to samo, jeżeli chcesz, ale nie dasz sposobności powiedzenia tego nikomu innemu.

Mój drogi, nie mam z tobą ani pretensji, ani miłości własnej; wygodnie mi jest być głupią i nie wysilam się; z innymi też się nie krępuję — nie mam już sił na to — ale nie mówię do nich; zadowalam się powiedzeniem: to dobre, to mierne albo liche i strzegę się pilnie podawać racje; nudziłoby mnie to w równym stopniu, w jakim znudziłabym ich. I na cóż by mi się zdało silić na dowcip z tymi, którzy nie wnikają do mej duszy!

To ja w istocie jestem zgaszona. Dusza moja jest jeszcze ożywiona nieszczęściem, ale wystygła; straciłam to, co mnie ogrzewało, co mnie oświecało, co podniecało; zostają mi jedynie wspomnienia, które zasnuwają krepą wszystkie przedmioty. Pana de Mora już nie ma, a ty nie pozwoliłeś mi iść za nim! Przez jaką fatalność wzbudziłam w tobie sympatię, która mi się stała tak złowrogą?

Piątek, 7 lipca

Zapomniałam ci powiedzieć, że pan de Sartine ma wejść do Rady: to będzie dla niego rodzaj pocieszenia. Pisałam panu przed kilku dniami, że jestem otoczona przyjaciółmi; ale od dwóch dni dezercja zupełna. Inspekcje, pułki, ziemia, wody wszystko mi porwały. Jedynie ambasador mi został i widuję go co dzień, ale jest zbyt wesoły dla mnie, nie licuje z mym stanem. Poczciwy Condorcet już wrócił; po długich naradach z wujem postanowiono, iż dobry Condorcet ożeni się, kiedy będzie miał ochotę; ta tyrania jest jeszcze do uniesienia. Zgodził się, że pozwoli przedstawić się królowi, że każe przywdziać żałobę służącemu, ponieważ głowa rodziny umarła, i po tych warunkach i przyrzeczeniach pożegnał się z wujem, który pocieszył się, iż ma siostrzeńca Akademika, ponieważ dowiedział się, że jest bliskim przyjacielem ministra. Mój Boże, cóż za głupstwa! Doprawdy, płakać się chce, o ile się nie ma ochoty do śmiechu.

Opowiem ci kiedyś furię, w jaką wpadłam z twojej przyczyny. Właściwie usłyszałam o tobie jedynie to, co ja sama pozwoliłam sobie napisać ci przed tygodniem, i to podrażniło mnie do szaleństwa. Nagadałam niegrzeczności, obelg, naraziłam się ludziom; ale mniejsza, uczyniłam sobie zadość, wystąpiłam w twej obronie. Zdawało mi się, że śmieć ciebie sądzić to szczyt niesprawiedliwości i zuchwalstwa. Chciałabym mieć wyłączne prawo myślenia źle o tobie; chciałabym, aby inni sądzili cię tak, jak ja cię czuję, szlachetnym, wielkim, wzniosłym i aby nigdy nie mówiono o tobie: miły jest. Och, cóż za głupia pochwała! Odziera człowieka z wszelkiej prawdziwej wartości. Jest miły — o ile by to przetłumaczyć i o ile wychodzi z ust ludzi światowych — znaczy: lekki, lichy, bez charakteru. Oto mili ludzie w tej krainie. Ale będziemy lepsi, jestem o tym głęboko przekonana.

Bądź zdrów, drogi mój; będziesz sobie dworował ze mnie, iż strzegłam przed tobą sekretu, o którym wróble na dachu śpiewają; ale jeżeliś się zanadto nie sprowincjonalizował, domyślisz się, że trzy dni mogą mieć niezmierną wagę w sekrecie tego rodzaju; zresztą przyrzekłam, a uczciwość nie powinna mędrkować. Donieś mi, czy miałeś regularnie wiadomości z Breteche95 i czy jesteś z nich zadowolony? Czy przyjaźń jest wciąż równie tkliwa jak wspaniałomyślna? Byłabym bardzo ciekawa widzieć list od... Ale nowe obowiązki nakazują z pewnością wyrzec się dawnego zaufania. Dobrze więc, ale bodaj nie wyrzekaj się prawdy; błagam cię, abyś się nigdy nie stawiał w tym upokarzającym położeniu.

Mam nadzieję, że jutro będę miała wiadomość od ciebie: jakieś parę słów bardzo suchych, bardzo chłodnych, które mnie dotkną może do tego stopnia, iż będę sobie gorzko wyrzucać moje pojednanie. Powinnam ci była wierzyć, nie byłeś godny złego, które mi wyrządzasz; te słowa odsłaniają samo dno duszy i rzuciłyby światło na dziesięcioletni stosunek: to to, co Klaryssa, umierając, mówi Belfortowi, przyjacielowi Lowelasa, i ta myśl pozwoliła im znajdować w śmierci słodycz i potrzebę. Ale bywaj zdrów; Richardson znał ludzi, miłość i namiętności; pani Riccoboni zna tylko miłość własną, dumę i niekiedy czułostkowość, ale na tym koniec.

List CXXIII

Poniedziałek 10 lipca 1775

Ha! rozedrzyjże tedy do reszty me serce! 
 

Doprawdy, jaka ja nieszczęśliwa! Jak ja nie mam taktu, miary! Jakąż omyłkę popełniłam, dobry Boże! Wystarczało ci, powiadasz z większą delikatnością niż uczuciem,

1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 56
Idź do strony:

Darmowe książki «Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz