Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖
Julie de Lespinasse, francuska dama, stworzyła jeden z najsłynniejszych salonów paryskich XVIII wieku. Nazywana była Muzą Encyklopedystów, którzy odwiedzali ją niemal codziennie.
Początkowo nic nie wskazywało na to, że panna de Lespinasse odniesie taki sukces — urodziła się jako nieślubna córka hrabiny d'Albon i hrabiego de Vichy, była nieładna i po śmierci matki nie mogła odziedziczyć fortuny. Spotkanie z Madame du Deffand wprowadza ją w świat salonów. Tam rozpoczynają się również jej pierwsze relacje z mężczyznami — między innymi z Hrabią de Guibertem.
Hrabia de Gubiert był wojskowym i dużo podróżował. Z panną de Lespinasse pozostawał w kontakcie korespondencyjnym — to on jest adresatem zebranych listów. Listów bardzo osobistych, pełnych zwierzeń, tęsknot i rozważań, a także będących doskonałym świadectwem francuskich realiów tamtych czasów. Listy panny de Lespinasse po raz pierwszy zostały opublikowane w 1809 roku, w 1918 zostały przetłumaczone przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
- Autor: Julie de Lespinasse
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Julie de Lespinasse
Och! tak, miły mój, twoje łzy wypowiadały te złowrogie słowa; nie słyszałam ich, a mimo to wyryły się w mym sercu; drży jeszcze i kocha ciebie!
Przez litość, zrób, abym cię mogła widzieć jutro; jestem smutna, niespokojna... Mój Boże, rok temu o tej godzinie pan de Mora padł rażony śmiertelnym ciosem; a ja w tej samej chwili, o trzysta mil od niego, byłam bardziej okrutna i występna niż barbarzyńskie nieuki, które go zabiły! Umieram ze zgryzoty: oczy moje i serce pełne są łez. Bądź zdrów, miły, nie powinnam cię była kochać.
Jedenasta, 1775
Od dwóch godzin czekam; wreszcie jest ta broszura; niech pan zatem pamięta, że Pochwała rozumu sprawiła ci przyjemność, nie cofaj tego sądu, jak masz zwyczaj. Mój przyjacielu, robisz się gorszy, niż jesteś. Powtarzasz, co słyszysz, nigdy bowiem sam z siebie nie byłbyś zdolny powstawać przeciw najbardziej wartościowym ludziom. Nie są filozofami, nie są doskonali, są stronniczy! Dobrze więc! niech i tak będzie, ale głupcy, którzy ich sądzą, źli, którzy ich potępiają, czymże są? We wszystkim, mój przyjacielu, mimo że głosisz umiarkowanie, ponosi cię zapał; nie ma rozmowy, w której byś nie miał sobie do wyrzucenia, iż wystawiłeś się sam na sztych, nie nawróciwszy nikogo; ale ponieważ i mnie w tej chwili czeka nie lepszy los, zakończę kazanie i powiem, że byłabym nieskończenie rada cię widzieć. Przyjdź wcześnie; pomyśl, że minął już tydzień, jak cię nie widziałam.
Zgadnij, czy jestem bardzo oczarowana pana bilecikiem? Mój Boże, czemu wkładasz tyle zapału i ognia w to, aby mnie pognębić, aby wykazać mój brak konsekwencji i niedorzeczność, a czemu jesteś z lodu, gdy chodzi o to, aby wniknąć w mą duszę? Dlaczego? Dlatego, że jesteś szczery; że gdybyś mnie nie był kochał, nienawidziłbyś mnie; że jedyne nieszczęście to żeśmy się spotkali; ale ponieważ niepodobna cofnąć przeszłości, proszę, byś mnie pocieszył po niej, przychodząc wcześnie. Bywaj zdrów. Piszę, rozmawiając z panem d’Alembert; to niezbyt wygodnie.
Południe, wtorek, 1775
Ależ doprawdy, wierzę bardzo, że nie przybierasz niczyjego sposobu ani tonu; jesteś jak Bóg, nieskończenie doskonały i sądzę, że jesteś równie zadowolony jak on. Wszystko, co jest prawdziwie wielkie, mogłoby tylko stracić na zamianie; Aleksander nie chciałby może nie mieć skrzywionej szyi. Zachowaj że tedy, mój przyjacielu, swoje piękne ukłony, swoje zalotne przegięcia, a zwłaszcza swą niepamięć wszystkiego, co dotyczy osób rzekomo ci drogich.
Ot, na przykład, objawiasz wyrafinowaną delikatność, która jest twoim wyłącznym wynalazkiem: nie przyjdziesz, ponieważ cię drażni nie móc mnie widzieć samej! W istocie, wzruszająca tkliwość, zwłaszcza kiedy miałbyś zupełną swobodę przyjść do mnie rano lub o czwartej: to pora, w której prawie na pewno można mnie zastać samą. Ale twoim zdaniem o wiele delikatniej jest nie przyjść i aprobuję to; równie bowiem nie pragnę twoich poświęceń, jak ty nie masz ochoty ich czynić. Nadmiar twej przyjaźni zadowoli się tymi dwoma słowami: Byłam cierpiąca. Bądź zdrów. Nie, nie przypuszczaj, aby to był wpływ dzielnicy; serce, to wszystko, powiedział La Fontaine.
Do widzenia zatem; we czwartek. Żyję w towarzystwie innych; co do pana, pana tylko widuję; to w porządku.
Proszę przeczytać zaraz
Wpół do pierwszej, poniedziałek 20 lutego 1775
Przyjdą mnie porwać w tej chwili; nie zobaczę pana i nie dowiem się, czy chcesz, abym wstąpiła po ciebie. Czy wie pan, że dają Tom Jonesa wraz z Fałszywą magią? To by panu zrobiło przyjemność, a twoja przyjemność jest moją. Oddaj zatem wieczór pani de M., a komedię mnie; ale zwłaszcza decyduj się, bo wielu konkurentów czyha na twoje miejsce. Był pan tak uprzejmy pozbawić mnie w zeszłym tygodniu dwóch wieczorów, na które liczyłam; to wzbiło mą duszę do wyżyn wspaniałomyślności i bez urazy zwracam panu wolność dziś wieczór.
Jeszcze mam zamęt w głowie po wczorajszym wieczorze i dniu; trzeba mi samotności, skupienia, a z tobą znalazłabym tylko niepokój. Idź tedy spędzić wieczór z osobą, którą kochasz, która ci jest miła i która ciebie kocha, i daj mi zanurzyć się, upić się boleścią, która jest warta więcej niż wszystkie rozrywki osób, z którymi wieczerzałeś wczoraj.
Tak, występek więcej jest wart niż te dusze z kartonu i te puste głowy; występek oburza, przejmuje grozą, podczas gdy owi ludzie czarują swoim obejściem i tonem, i dławią na zawsze umysł, duszę i talent. Mój Boże, nie zmuszaj pana Roucher do tego upokorzenia, aby miał się wydać na sąd tych nieżywo-urodzonych lub tych żyjących zmarłych; nie zrozumieją go, a zranią jego duszę niedelikatnością, z jaką będą mówili o jego ubóstwie. Miałeś wielką słuszność, mówiąc im, że z tym talentem jest się bogatszym, większym i szczęśliwszym niż wszyscy tam obecni.
Opowiem ci szlachetny postępek pana de Beauvau, który da ci miarę jego duszy lub tego, co stanowi jej wyraz. Pan Turgot usłyszy pana Roucher; on go zrozumie; to zacny człowiek, nie będzie trzeba nastrajać go na jego korzyść.
Pan de Vaines odpowiedział mi również i ręczę ci zań. Twoi siostrzeńcy mogą być spokojni; to pewne. Oddaj jedną z tych trzech kartek: poleciłam, aby mi ją zaniesiono do św. Józefa, gdzie jestem na obiedzie: powiedz, czy nie jestem genialna! Odrobiłam twoje wypracowanie na trzy sposoby: ale przynajmniej prześlij mi tylko jedną kartkę!
Sobota, wpół do jedenastej, 1775
Tak, spodziewałam się ciebie, czekałam cały dzień; było to pragnienie mej duszy: ale jakieś głębsze jeszcze poczucie mówiło mi, że cię nie zobaczę. Gdybym słuchała zawsze tego głosu, dusza moja zamarłaby lub też życie moje skończyłoby się rychło. Znam cię tak dobrze, czuję się tak winna, że nigdy nie usłyszysz skarg ani wymówek. Sądzę, że dobrze robisz, że jedziesz do Wersalu; trzeba pomówić raz o tej sprawie, aby ostatecznie z nią skończyć.
Pani Geoffrin przyniosła mi sztych dla ciebie; posyłam ci go, abyś się nim rychlej ucieszył. Ta kobieta jest piękna, ale, w istocie, zimna jak Muza. Poślijże swoją kopię pani Geoffrin; spieszno jej. Ludzie bardzo młodzi i bardzo starzy chcą się prędko cieszyć wszystkim. Byłam dziś mocno cierpiąca; to zwykły mój stan; nie ma co współczuć z cierpieniem, które trwa ciągle, to dosyć, jeżeli mnie znoszą. Dobranoc. Skoro wrócisz, trzeba będzie może zajść do pana Turgot.
Godzina siódma, poniedziałek, 1775
Wczoraj o tej porze, miły mój, czekałam na ciebie i cierpiałam; dziś dusza moja jest smutna i przybita, ponieważ nie podtrzymuje jej nadzieja widzenia ciebie. To co czuję, przypomina mi wiersze pana de la Harpe:
Drogi mój, jak mi cię żal, że nie możesz podzielić uczucia, które mnie ożywia! Poznałbyś jeszcze raz szczęście, ale to szczęście, które daje pojęcie o Niebie i które dałoby siłę kupienia go przez męczarnie piekła.
Tak, czuję to, dusza moja stworzona jest tylko dla krańców: kochać słabo jest mi niepodobieństwem; ale też jeżeli ty mi nie odpowiadasz, jeżeli moja dusza nie może porwać twojej, jeżeli chcesz żyć w podziale, jeżeli ci wystarcza być ciągle zajętym, a nigdy szczęśliwym, czuję w sobie jeszcze dość siły, aby się wyrzec ciebie na zawsze i zostawić cię całkowicie temu, co mogło ci wystarczać dotąd.
Mój przyjacielu, wiesz o tym, ilekroć człowiek czuje siłę, a nawet pragnienie, aby umrzeć, może wszystkiego żądać, wszystkiego wymagać; nie ma czasu zasługiwać sobie, nabywać przez czas i powolne środki tego, czego potrzebuje natychmiast. Miłość twoja to nie jest kwestia mego szczęścia, ale wręcz mego życia; w tych warunkach haniebnym byłoby mnie oszukiwać: szlachetnością będzie raczej odebrać mi wszelką nadzieję. Ale nie to zupełnie chciałam ci powiedzieć, kiedy brałam pióro do ręki: widzisz, jak człowiek włada sobą, kiedy ma zamęt w duszy! Chciałam uprzedzić cię, abyś nie przychodził jutro przed południem, ponieważ przypomniałam sobie, że mam fryzjera i że wstrętne mi jest widzieć pana podczas tego utrapienia. Będę wolna o wpół do pierwszej w południe najpóźniej.
Gniewaj się, jeżeli chcesz, ale nie umiem ci wyrazić, jaka byłam szczęśliwa, żeś odszedł dziś rano: dziesięć minut dłużej, a nie wiem, co by się stało ze mną. Przyszedł pan de Magallon, a wkrótce po jego odejściu zrobiło mi się zupełnie niedobrze; miałam gwałtowne konwulsje; organizm nie może wytrzymać wzruszeń mojej duszy. Nie przeraża mnie to, ani niepokoi, nie lękam się ani cierpienia, ani kresu cierpień; ale, drogi mój, wytłumacz mi, co daje tę siłę w samej otchłani nieszczęścia: czyżby rozpaczliwe sytuacje umacniały i podnosiły duszę? W takim razie trzeba by znosić swój los i nie skarżyć się.
W pokoju moim toczy się rozmowa, która nie kusi mnie do brania w niej udziału, ale przeszkadza mi. Bądź zdrów, jedyny mój; nie czułeś potrzeby widzenia mnie dziś wieczór, a ja nie mogłam cię opuścić przez cały dzień i mimo wszystkich twoich rozrywek i przyjemności nie zazdroszczę ci niczego; spędziłam czas w lepszym towarzystwie. Byłam zajęta Katinatem75; przeczytałam część i jestem bardziej zachwycona, bardziej rada, niż mogę wyrazić. To pewna, że autor zajdzie daleko; to nie dość powiedzieć, że ma talent, duszę, rozum, polot; ma to, czego zbywa prawie wszystkim dobrym utworom: wymowę i żar, który sprawia, iż czytelnik czuje wprzód, nim sądzi. To jest powodem, iż bez zarozumienia mogę chwalić, zachwycać się z taką prawdą, co gdybym miała rozum i smak. Nie umiem rozprawiać ani mierzyć; ale to co piękne, porywa mą duszę; wówczas mam słuszność, co bądź byś o tym mówił.
Bądź zdrów, bądź zdrów nareszcie.
Środa wieczór, 1775
Drogi mój, oto pudło z zarękawkiem; osoba, która ci go daje, nie pochlebia sobie, aby ci był tak drogi, jak ów Zofii był Tomowi Jonesowi. Czy zamknąłeś się w domu? Czy mnie zostawisz jutro samą? Niech wiem bodaj, na co zużyję moją myśl i czucie: na żale czy na oczekiwanie? Co bądź mnie czeka, jedno i drugie wypełnione będzie tobą; czy pozbawisz mnie swej obecności czy też dasz mi jej kosztować, zawsze będę cię kochała równie tkliwie.
Nie mówisz mi, czyś był na Gustawie? O ile sobie mogę przypomnieć, to wielka lichota i napisana barbarzyńskim językiem. Dobranoc. Zgadnij, dla kogo cię opuszczam? Opuściłabym teraźniejszość, przyszłość, świat cały dla ciebie: jedynie wspomnienia moje cenniejsze mi są niż życie, niż śmierć nawet, ponieważ pomagają mi jej czekać.
Poszukaj dwóch moich listów, które byłeś tak łaskaw zarzucić gdzieś na stole. Przez litość, ale naprawdę przez litość, skończ tłumaczyć ten rozdział. Dam ci moje tłumaczenie; to dla zachęty.
Czwartek, południe
Jakie to głupie! Jakie brzydkie! Och, Boże, uspokój się: dowód, że to nie jest drogie, to że ja ci go daję76. Mój przyjacielu, wszystko, co mówisz w tym przedmiocie, jest bardzo, bardzo pospolite: „Za duży jest; zgubisz go, chcesz mi zwrócić!”... Och! fe! cicho siedź! Umieraj ze wstydu, abyś zaś nie umarł z zimna, jadąc na obiad, spieszę przesłać ci go z powrotem; nie waż się odsyłać jeszcze raz, nie mięszajmy77 służby do naszej zabawy czy sprzeczki.
Drogi mój, kiedy powiadasz mi tylko: Będę się starał wpaść, silę się nie mieć nadziei i powiadam sobie: nie zobaczę go. Masz więcej spraw na głowie niż Opatrzność, czuwasz bowiem nad szczęściem dwóch osób: trzeba najpierw, aby pani de M. była zadowolona; potem przychodzę ja, ale bardzo daleko potem, rozumie się: mogłabym powiedzieć jak Kanaenka: Zadowolę się okruchami, które spadną ze stołu mego pana78. Ale, widzi pan, ten morał, ten ewangeliczny ton, to coś tak niskiego, że tylko poziomy chrześcijanin może się tym zadowolić: co do mnie, która nie mam pretensji wejść do Nieba, nie chcę się żywić w tym życiu okruchami z niczyjego stołu.
Bywaj zdrów. Jeśli cię zobaczę, będę uszczęśliwiona; jeżeli nie przyjdziesz, powiem sobie: jest w milszym towarzystwie, i ta słodka myśl uspokoi mnie z pewnością.
Sobota, dziesiąta wieczór 1775
Drogi mój, jakiś ty dobry, jaki miły, iż zechciałeś mi wynagrodzić
Uwagi (0)