Bettina - Alfred de Musset (co czytać przed snem .TXT) 📖
Bettina, piękna śpiewaczka operowa zakochana w baronie Steinbergu, porzucadla niego scenę i zamieszkuje w jego wiejskiej posiadłości we Włoszech.
Dopałacu przybywa Rejent, który ma spisać kontrakt małżeński, nie zastajejednak pana domu. Baron o świcie udał się na polowanie: w przeciwieństwie doBettiny, nie zamierza rezygnować ze swoich pasji. Niestety jedną z nich jestgra w karty u mieszkającej po sąsiedzku księżnej. Wierny służący Calabriobezskutecznie usiłuje go odwodzić od sprawiających przykrość Bettiniecałodniowych wizyt u sąsiadki. Steinberg trwoni w grze większość swegomajątku i uświadamia sobie, że nie będzie stać go na utrzymywanie żony, anie potrafi dopuścić myśli, by wróciła na scenę. Postanawia jeszcze tegosamego wieczora się odegrać. Tymczasem w pałacu pojawia się margrabiaStefani, dawny wielbiciel Bettiny…
- Autor: Alfred de Musset
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Bettina - Alfred de Musset (co czytać przed snem .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Alfred de Musset
Stefani!
Tak, oczywiście, proś. No, Calabro, tyś jeszcze nie w drodze?
CALABROAch, pani...
BETTINANie kłopocz się, powiadam. Słyszałam przed chwilą, o ile mi się zdaje, żeś ofiarował swemu panu piętnaście tysięcy franków.
CALABROTak, pani; i gdybym mógł...
BETTINACzy posiadasz dużo więcej?
CALABROTego nie mówię; ale w podobnych okolicznościach...
BETTINAI nie chcesz, abym ja zrobiła to, co ty chciałeś zrobić? Idź, Calabro, idź, stary przyjacielu — kiedy będę zrujnowana, poratujesz mnie, a ja przyjmę twoją ofiarę.
CALABROWsiądę na naszą starą szkapę. Pęciny ma jeszcze mocne; i ja także, choć na to nie wyglądam. W mig będę tam i z powrotem. Ha! jeżeli pan baron ma serce, za kwadrans będzie u pani stóp.
BETTINAIdź już, nie mów mi o tym.
SCENA SIEDEMNASTAA wszelako żywię tę nadzieję!
STEFANISzlachetny to uczynek, droga Bettino, godny ciebie ze wszech miar, ale ma on swoje niebezpieczeństwa.
BETTINATo pan, margrabio? O czym mówisz?
STEFANINo! o tym coś właśnie uczyniła.
BETTINABył pan tu? Słuchałeś?
STEFANINie, niech mnie Bóg broni! Ale słyszałem.
BETTINAMargrabio!
STEFANINie gniewaj się, jeśli łaska, i nie broń się również. Przyszedłem, całkiem po prostu, jak zapowiedziałem, pożegnać się z panią. Nie było nikogo w sieniach, nikogo w saloniku. Czekałem, przyglądając się obrazom, aż się zjawi ktoś ze służby, kiedy mnie doszedł twój głos. Nie słyszałem wszystkiego dokładnie, ale zrozumiałem mniej więcej. Płaci pani mały dług i nie chce pani, aby wiedziano o tym. Kryje się pani nawet pod obcym imieniem — poznaję cię po tym, Elżbieto. Czy panią to rani, że miałem jeszcze jeden dowód więcej, ile szlachetności i delikatności mieszka w twojej duszy?
BETTINAAle... czy pan od dawna tu jesteś?
STEFANINie, nie więcej niż dwie minuty i, powtarzam pani, zrozumiałem tylko tak, mglisto. Kiedy wchodziłem do domu, ujrzałem twego pana von... Steinberg, który wychodził ogrodem. Nie odkłonił mi się. Czy ja mu co zawiniłem?
BETTINAŻartuje pan. Zaledwie pana zna.
STEFANIMogłaby pani powiedzieć: wcale.
BETTINANie widział pana z pewnością. Był pochłonięty myślami.
STEFANITak... rozumiem... te pieniądze, nieprawdaż? Młody człowiek grywa trochę grubo.
BETTINATak.
STEFANITak, i nie umie grać.
Nie trzeba mniemać, aby lancknecht58, mimo iż gra tak głupia, był czystym hazardem. Jest sposób i sposób. Wiem dobrze, iż ściśle wziąwszy jest to gra równie inteligentna jak cetno i licho59. Obojętny widz nie dostrzeże nic więcej; ale spytajcie tego, kto bierze karty do rąk, czy przedstawiają dlań tylko tyle. Te kawałki malowanego kartonu nie wyrażają dlań tylko czarnego i czerwonego koloru; one znaczą szczęście lub nieszczęście. Los, z chwilą gdy się go woła, mniejsza o to, jakim sposobem, przybiega i krąży koło stołu, to uśmiechnięty, to surowy; aby go sobie zjednać, trzeba studiować nie malowane kartki albo kości, ale jego kaprysy, dąsy, które trzeba przeczuć, odgadnąć, pochwycić w lot... Więcej jest wiedzy na dnie kubka z kośćmi, niż o tym śnił d’Alembert60.
BETTINAMówisz jak prawdziwy gracz, margrabio. — Czyś grywał?
STEFANITak, i dość szczęśliwie, ponieważ byłem bardzo śmiały, kiedy wygrywałem, z chwilą zaś, kiedy los odwracał się do mnie plecami, gra zaczynała mnie nudzić.
BETTINAPowiadają, że z tej namiętności nie można się wyleczyć.
STEFANIBa! jak z innych. Ale ja tu gawędzę... Chciałem tylko ucałować pani ręce i umykam; byłbym bowiem...
BETTINANie, Stefani, zostań pan, proszę o to. Skoro znasz mniej więcej moje tajemnice, nie będziemy o nich mówili, nieprawdaż? I daruje mi pan, jeżeli będę roztargniona. Zgryzota nie bywa uprzejma.
STEFANIPani zgryzota jest czymś więcej: jest godna czci i przynosi pani chlubę. Znam ludzi, którzy są usłużni na kształt niedźwiedzia z bajki. Każą się prosić, drożą się61 i kiedy uważają, że jesteś dostatecznie pełen wiekuistej wdzięczności, miażdżą cię ohydnym dobrodziejstwem. W ten sposób niweczą całą istotną wartość rzeczy, wdzięk dobrego uczynku. Ale pani jest inna: ręka twoja jest jeszcze lżejsza wówczas, gdy jest posłuszna twemu sercu, niż kiedy biegnie po tym klawikordzie62, aby wyrazić swą myśl.
BETTINANiechże pan siada, błagam pana.
STEFANINajchętniej, byleby mi pani przyrzekła, iż na minutę przedtem, zanim będę zbyteczny, wyrzuci mnie pani, ot, po przyjacielsku, za drzwi.
BETTINAPo przyjacielsku, margrabio? A, prawda! Czy wiesz, że przysłałeś mi wspaniały bukiet i to doprawdy tak wspaniały, że z pewnością nie przyjęłabym go od nikogo w świecie, prócz pana.
STEFANINie ma perły ani diamentu, które by były warte takiego słowa z pani ust. — Ale jest coś, co mnie dręczy. — Niech mi pani pozwoli sobie zadać jedno pytanie. Czy w tego rodzaju sprawach nie szuka pani jakiegoś zabezpieczenia?
BETTINACo za zabezpieczenia?
STEFANINo, cóż! Podpisu, hipoteki, rękojmi.
BETTINANie rozumiem się na tym wszystkim.
STEFANITo źle, dalibóg, to źle.
BETTINATo to pan miał na myśli, mówiąc zaraz z początku o niebezpieczeństwie?
STEFANIWłaśnie.
BETTINAWytłumacz się pan tedy.
STEFANIAle bo to sprawa bardzo delikatna, a przy tym tym więcej zaniepokoiłbym panią.
BETTINANajpewniej to osiągniesz, mówiąc półsłówkami.
STEFANIMa pani słuszność; zbłądziłem. Nie mówmy o tym więcej: niech pani uważa, że nic nie powiedziałem.
Wcale nie; rozumiem bowiem pana obawy... Zna pan księżnę?
STEFANIOch, tak! och, tak! znam.
BETTINACzy uważa ją pan za zdolną do nieuczciwego postępku?
STEFANIThi! nie wiem.
BETTINAAle ja myślę... do zdrady... niegodziwości...
STEFANIBa! któż może ręczyć?
BETTINAMargrabio, przerażasz mnie. Słuchaj pan: dziś rano widziałeś, że byłam prawie zazdrosna o tę kobietę.
STEFANINawet troszeczkę całkiem.
BETTINATak, chwilami; ale pan wie, jak to bywa, drogi przyjacielu: — można myśleć, że się podejrzewa człowieka, którego się kocha, obsypywać go wymówkami, nazywać wiarołomnym, niewiernym... a na dnie duszy nie wierzy się temu ani słowa: podczas gdy usta oskarżają, serce rozgrzesza. Nieprawdaż?
STEFANIBez wątpienia. A więc? droga Bettino...
BETTINAA więc, margrabio, szczerze, nigdy nie myślałam, nie uważałam za możliwe, aby on kochał tę kobietę. Ta straszna myśl nawiedziła mnie w tej chwili. Pan go widziałeś u niej; co o tym sądzisz?
STEFANIMój Boże, droga pani, co za pytanie? Nie widzimy niczyjego serca, jak powiada Molier. Szczerze mówiąc zresztą, nie przypuszczam.
BETTINACo znaczyło w takim razie to niebezpieczeństwo, o którym mówiłeś?
STEFANIA ba! bo to są księżne i księżne...
BETTINAI pan przypuszcza, że ta...
STEFANIRobi na mnie po trosze wrażenie, że nie pochodzi z najlepszej fabryki i że ją kupiono gdzieś na wyprzedaży.
BETTINAJeżeli tak...
STEFANINie jestem tego pewny; ale wyznaję, iż przykro mi widzieć los osoby takiej jak pani w rękach kobiety takiej jak ona.
BETTINANie mogę uwierzyć, aby Karol...
STEFANIMógł panią zdradzać? Jestem pani zdania. Ech! do kaduka! Jeżeli pani nie ubóstwia, szczerze go żałuję. Oho, ktoś idzie, to on, uciekam. Nie, to nie on, to jego pokojowiec.
SCENA OSIEMNASTAI cóż, Calabro, coś uczynił?
CALABROWszystko, co pani kazała.
BETTINADług zapłacony?
CALABROTak, pani.
BETTINAWidziałeś barona?
CALABROAch, tak.
BETTINACo powiedział?
CALABROOto list.
BETTINAA! bardzo dobrze... doskonale... to cudownie.
Pani! Pani!
STEFANICóż się stało?
CALABRONiech pan czuwa nad panią, ja pójdę przynieść, co trzeba.
STEFANITen flakon wystarczy. Cóżeś ty pani nagadał?
CALABROOch! panie, to okropne, okropne!... Pojechał z księżną.
STEFANIPojechał! — Oho! otwiera oczy. Trzeba jej wziąć ten list...
Nie, nie! och! nie zabierajcie mi tego... Gdzież ja jestem? Śniło mi się coś. To ty, margrabio? Przepraszam cię.
STEFANINiech pani siedzi spokojnie; proszę nie wstawać.
BETTINAOch! ja nieszczęśliwa! Już wiem. Pojechał; nieprawdaż, Calabro? Czy wiesz, margrabio? — Pojechał z tą kobietą! Masz, czytaj ten list, czytaj głośno.
STEFANIWiem wszystko, droga Bettino.
BETTINAA! doprawdy? Ta wiadomość już się rozeszła? Czy obnoszą mnie już po całym mieście? Och, tak: historia bardzo ucieszna; dostarczy strawy powszechnej wesołości; ale jak oni ważą śmiać się ze mnie, nim się dowiedzą, jak ja postąpię? Jeszcze nie koniec; sądzę, że też mam prawo wtrącić słówko w tej komedii.
STEFANINikt się nie będzie śmiał z pani. W tym, że ktoś ukradł komuś pieniądze z kieszeni, nie ma nic uciesznego.
BETTINAUkradł! Kto mówi o czymś podobnym? Dałam tę sumę dobrowolnie, błagałam, aby ją przyjął. Byłam zmuszona uciec się do podstępu, aby zwalczyć upartą odmowę. Prawda, iż mój wybieg nie wyszedł mi na korzyść; ale kto ma prawo powiedzieć, że tego żałuję? Jeżeli z tej przyczyny mnie żałujesz, margrabio, posądzasz mnie w istocie o szczególną zgryzotę.
Nie znam wysokości sumy, ale zdaje się, że to nie jest drobnostka.
BETTINAEch! cóż mi o to! Cóż za osobliwe pojęcia masz o mnie, którą jakoby wysoko cenisz, skoro widzisz tu jedynie kwestię interesu? Ach! gdyby Karol był wrócił do mnie, czyż reszta liczyła się za cokolwiek? Ale oto sądy świata. — Zawiedziona miłość, cóż to znaczy? Porzucić kobietę, zdradzić przysięgę, stargać święty węzeł, to tylko drobnostki! To się zdarza codziennie, o tym się paple, tym bawi się wytworne towarzystwo! Ale niech chodzi o ubytek paru talarów, o kilka nędznych garści liczmanów63 straconych przypadkiem, och! wówczas każdy będzie cię żałował! Twoje pieniężne niedole staną się przedmiotem plugawej litości, zdolnej przyprawić o rumieniec wstydu.
STEFANICierpienie twoje, Bettino, sprawia, iż źle zwracasz swoje wymówki.
BETTINATak, drogi margrabio, masz słuszność. Wiem, kim jesteś, obrażam cię; ale to, co przechodzę, jest tak straszne, że trzeba darować mi, co mówię, nie wiem bowiem nic, jestem na dnie otchłani. Masz, Stefani, przeczytaj mi to. Czytaj głośno, proszę cię.
MARGRABIA„Droga Bettino!
Mimo że działałaś bez mego zezwolenia, zniewolony jestem podziękować ci za to, co uczyniłaś dla mnie...”
BETTINAZniewolony podziękować!
STEFANI„Ale rozumiesz, że pierwszym mym staraniem musi być znaleźć środki, celem zwrócenia ci kwoty, którą zechciałaś mi zaliczyć...”
BETTINACóż by innego można napisać do adwokata?
STEFANI„Ponieważ projekt, jaki ułożyliśmy, nie może się ziścić, sam wzgląd przyzwoitości nie pozwala mi dłużej mieszkać z tobą...”
BETTINACóż ty na to, margrabio?
STEFANI„Opuszczę tedy te strony. Pewna osoba, przyjaciółka nasza...”
BETTINACóż za bezczelność!
STEFANI„...przyjaciółka nasza jedzie właśnie do Rzymu i ofiaruje się towarzyszyć mi. Wiem zresztą, że cię nie zostawiam samej...”
BETTINADalej, dalej.
STEFANI„Czy będę mógł powrócić, czy nie, możesz być pewna, droga Bettino, że niebawem otrzymasz ode mnie wieści.
Steinberg.”
BETTINASteinberg! Niechaj świat cały wymawia twoje imię, kiedy zechce nazwać niewdzięcznika!
STEFANITak, to nie jest ładnie. W istocie, to by wymagało zemsty.
BETTINAZemsty! Och, tak, to pewna. Ale jaką zemstę mogę znaleźć? Mówisz jak mężczyzna, Stefani, i odczuwasz jak mężczyzna zniewagę. Ty sam wszelako, co możesz zrobić, kiedy masz wroga? Co możesz więcej, niż zabić go? Mniemasz, iż w ten sposób się mścisz... Ach, przyjacielu, dla szlachetnego serca istnieją cierpienia okropniejsze niż śmierć; ale dla nikczemnika najstraszliwsze, co być może, to śmierć, która jest niczym.
STEFANIZałożyłbym się, że ten bezczelny list nie jest wyłącznie dziełem barona. W tym tkwi kobieta — to potwór o dwóch głowach — po cóż mu bowiem było uprzedzać cię, że nie jedzie sam? Nikczemność to on, obelga to kobieta.
BETTINAOdczułam to jak i pan. On również wie to dobrze i chciał stworzyć między nami zaporę nie do przebycia. Bał się, że zechcę jechać za nim, lękał się mego przebaczenia i obrał ten sposób, aby go uniknąć; wiedział, że kiedy kobieta ugodzi drugą w serce, wszelki powrót staje się niemożebny, rana się nie goi. O przewrotny! W ten sam dzień, który był naznaczony, który on wybrał na nasz ślub! Trzeba go było widzieć wczoraj wieczór, jak on umiał udawać! Zdawało się, iż męki cierpi, nie mogąc się doczekać, aż wejdzie ten dzień. O nieba! i to ze mnie zadrwiono w ten sposób! W ten sposób odpłacono moją szczerość, prawość! Znasz mnie, margrabio, nieprawdaż? Otóż, przemogłam mój
Uwagi (0)