Świętoszek - Molière (Molier) (czytac ksiazki przez internet TXT) 📖
Krótki opis książki:
Świętoszek to komedia, która powstała w roku 1661. Po raz pierwszy wystawiono ją 3 lata później. Molier w swoim utworze krytykuje m.in. obłudę i hipokryzję religijną.
Tytułowy bohater, Świętoszek bądź Tartuffe, który uchodzi za bardzo pobożnego, szybko przekonuje do siebie Orgona i jego matkę i zostaje zaproszony do ich domu. Przebywając tam ma coraz większy wpływ na decyzje podejmowane przez Orgona, co niepokoi jego bliskich. Reszta domowników, która nie dała się oszukać, ostrzega Orgona przed Świętoszkiem, lecz ten nie chce ich słuchać. Prawdę o Tartuffe odkrywa dopiero po podstępie swojej żony.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Molière (Molier)
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Świętoszek - Molière (Molier) (czytac ksiazki przez internet TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Molière (Molier)
class="h4">ORGON
Cóż więc robisz, niecnoto?
DORYNA
Ja? Mówię do siebie.
ORGON
na stronie
Dobrze. Jeszcze słóweczko, a, jak Bóg na niebie
Oberwie po facjacie dziewczyna zuchwała.
staje w pozycji, gotowy do wymierzenia policzka Dorynie, i po każdym słowie powiedzianym do córki odwraca się i spogląda na Dorynę, która stoi wyprostowana, nic nie mówiąc
Moja córko, bądź pewna, że troska ma cała...
Wierz mi, że mąż... że wybór... którego znaczenia...
do Doryny
Mówże co!
DORYNA
Nie mam sobie nic do powiedzenia.
ORGON
Jeszcze jedno słóweczko!
DORYNA
Na nic pańska sztuka.
ORGON
Czekam tylko.
DORYNA
Niech głupszej pan sobie poszuka!
ORGON
Słowem, dla córki prawem są ojcowskie chęci
I wkrótce rychły związek wybór ten uświęci.
DORYNA
uciekając
Ja bym go tam nie wzięła pewno, póki żyję.
ORGON
po daremnej próbie dania policzka Dorynie
Ha, dziecko, ty przy sobie chowasz istną żmiję!
Bez grzechu żyć nie mogę z tą dziewczyną dłużej!
Nie doścignę jej dzisiaj, bieganie mnie nuży84...
Do szaleństwa mnie swoim zuchwalstwem przywodzi! —
Pójdę wytchnąć, niech żółć mi nieco się ochłodzi!
SCENA TRZECIA
Marianna, Doryna
DORYNA
Cóż to, czy nagle język coś odjęło pannie?
Ja mam za nią nadstawiać karku nieustannie?
A panna znosi ojca szalone koncepta
I najlżejszego słówka nawet nie wyszepta?
MARIANNA
Cóż wyrzec przeciw ojca woli tak surowej?
DORYNA
To, co trzeba, by wybić mu ten zamiar z głowy.
MARIANNA
Cóż więc?
DORYNA
Że serce samo stanowi o sobie,
Że twój mąż ma być miły nie ojcu, lecz tobie,
Że, gdy ciebie na celu ma owo zamęście,
Ciebie pytać się godzi, w czym widzisz swe szczęście!
Gdy zaś jego tak nęci Tartufe swym powabem,
Może, choćby dziś jeszcze, żenić się z tym drabem.
MARIANNA
Cóż, gdy na widok ojca taki strach mnie zbiera,
Że wprost na ustach słówko mi każde zamiera.
DORYNA
Mówmy zatem rozsądnie! Walery cię kocha —
A ty? Kochasz go, czy nie? Zastanów się trocha!
MARIANNA
Doryno! Więc mą miłość ty cenisz tak mało?
Tobież stawiać mi takie pytanie przystało?
Ty, której setki razy czyniłam zwierzenie
Mych uczuć, możesz mniemać, że ja się odmienię?
DORYNA
Kto wie, czy serce twymi przemawiało usty
I czy to była miłość, nie zaś kaprys pusty!
MARIANNA
Ranisz wielce mą duszę, wątpiąc w moje słowa —
Dość jasną uczuć moich wszak była wymowa.
DORYNA
Zatem panna go kocha?
MARIANNA
Nie można goręcej.
DORYNA
On też, jak mniemam, pannę kocha coraz więcej?
MARIANNA
Tak sądzę.
DORYNA
I oboje chcielibyście wiecznie
Być z sobą połączeni?
MARIANNA
Koniecznie! koniecznie!
DORYNA
A o tym drugim związku jakiż sąd panienki?
MARIANNA
Gdy mnie doń zmuszą, raczej zginę z własnej ręki.
DORYNA
Wybornie! Wyznam szczerze, nie myślałam o tem:
Wystarczy tylko zginąć, by skończyć z kłopotem.
Przednie lekarstwo! Gniew mnie porywa szalony,
Gdy słyszę, jak ktoś takie wyplata androny.
MARIANNA
Doryno, czyż w istocie twej nieczułej duszy
Żadnej ludzkiej niedoli obraz nie poruszy?
DORYNA
Nie wzruszają mnie ludzie, którzy plotą baśnie,
A zaś w potrzebie tchórzą, tak jak panna właśnie.
MARIANNA
Lecz o cóż mnie obwiniasz? Że jestem trwożliwa...
DORYNA
Prawdziwa miłość śmielszą w swych żądaniach bywa.
MARIANNA
Dla Walerego wiarę gdy chowam tak stałą,
Czyż nie jemu się starać o resztę przystało?
DORYNA
Jak to? Że ojciec panny w zawziętym uporze
Poza Tartufem świata już dojrzeć nie może
I zrywa nagle związek z dawna ułożony,
Czyż winę w tym ponosi panny narzeczony?
MARIANNA
Mamże więc mą odmową jawną i wzgardliwą85
Prawdziwych uczuć zdradzić skłonność nazbyt żywą?
Mam dla niego, choć serce najlepiej mu życzy,
Zdeptać powinność córki i wstyd mój dziewiczy?
Chcesz, by ma tkliwość, w oczach świata tak naganna...
DORYNA
Nie, ja wcale nic nie chcę. Widzę już, że panna
Chce być żoną Tartufa, i zachodzę w głowę,
Czemu miałabym związki odradzać takowe?
Z jakiej przyczyny zwalczać twoje słuszne chęci?
Nie dziw, że taka partia młodą pannę nęci.
Pan Tartufe, ho, ho, to nie żadne bagatele,
Ba, ba, Tartufe, pi, pi, pi, można to rzec śmiele,
Jest człowiekiem nie lada i przyzna świat cały,
Że zostać jego żoną to zaszczyt niemały!
Z tak wyraźną skłonnością nie myślę wieść wojny.
Jest szlachetnego rodu, rozumny, przystojny,
Twarz ma pulchną, rumianą i uszy czerwone86—
Toż cię szczęście z nim spotka niczym niezmącone.
MARIANNĄ
O Boże mój!
DORYNA
Rozkoszy jakiż płomień żywy
Czeka tę, którą pojmie mąż tak urodziwy!
MARIANNĄ
Przez litość, przestań mówić tak, ja błagam ciebie,
I znajdź jakiś ratunek w tej ciężkiej potrzebie!
Ustępuję, na wszystko ważę się tym razem.
DORYNA
Nie, córka iść powinna za ojca rozkazem,
Choćby jej małpę stręczyć chciał zamiast człowieka.
O cóż się panna skarży: świetny los cię czeka.
Do rodzinnego miasta męża w koczobryku87
Nowiutkim zajedziecie; tam poznasz bez liku
Jego wujów, kuzynów, a gdy przyjdzie kolej,
Pośród wielkiego świata zasiędziesz powoli:
Będziecie odwiedzali w niedzielę i święta
To panią burmistrzową, to pana rejenta,
Gdzie na kanapie zajmiesz miejsce honorowe.
W karnawale co uciech! Wciąż rozkosze nowe:
Bal, orkiestra złożona z kobzy, klarynetu,
Czasem małpa uczona, marionetki... Gdzie tu
Znaleźć czas na rozrywek tyle...
MARIANNA
O Doryno,
Radź mi co, zamiast dręczyć, niedobra dziewczyno!
DORYNA
Sługa panny najniższa.
MARIANNA
Nie bądź tak uparta!
DORYNA
Nie, nie! lepszegoś losu z pewnością niewarta.
MARIANNA
Moja złota!
DORYNA
Nie.
MARIANNA
Wybacz słabości nagannej!
DORYNA