Darmowe ebooki » Idylla » Herman i Dorota - Johann Wolfgang von Goethe (co czytać w wakacje .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Herman i Dorota - Johann Wolfgang von Goethe (co czytać w wakacje .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Johann Wolfgang von Goethe



1 2 3 4 5 6 7 8 9
Idź do strony:
i lejce powierzył opiece zacnego plebana, 
Który zręcznie je ujął i usiadł na miejscu woźnicy. 
Lecz aptekarz się wahał i jakoś lękliwie spoglądał. 
«Chętnie — rzekł — wam powierzam staranie o duszy i sercu, 
Ale ciało i kości — nie sądzę, by były bezpieczne 
Tam, gdzie ręka duchowna prowadzi wodze światowe». 
 
Na to odparł z uśmiechem ksiądz pleban: 
«Siadajcie bez trwogi, 
Powierzając mi ufnie zarówno ciało, jak duszę; 
Umiem dobrze powozić, bo kiedyś, bawiąc110 w Strasburgu. 
Często z młodym baronem jechałem lekkim wolantem111, 
Sam kierując nim zwykle i tłumy ludu mijając». 
 
Pocieszony na poły, aptekarz siadł do powozu, 
Z miną taką, jak człek, co myśli zawczasu o skoku; 
I ruszyli pośpiesznie, bo konie dążyły do stajni, 
A spod kopyt się rączych tumany pyłu wzbijały. 
Herman długo stał w miejscu i patrzył w głębokiej zadumie, 
Jak kurzawa się w górę kłębiła i nikła w oddali. 
 
VII. Erato112

Dorota

Jako wędrowiec, co długo wpatrywał się w tarczę słoneczną, 
Zanim znikła na niebie, dostrzega wszędzie przed wzrokiem 
Widmo słońca promienne; czy spojrzy w krzewy cieniste, 
Czy na skałę — jaśnieje mu ono w blasku jaskrawym: 
Tak przed wzrokiem Hermana nadobne kształty dziewicy 
Wdzięcznie się przesuwały, jak gdyby szła miedzą przez pole. 
Ale młodzian się otrząsł z widziadeł marnych i zwrócił 
Oczy swoje ku wsi; lecz wkrótce się zdumiał na nowo, 
Bo i tutaj zobaczył wyniosłą postać dziewczyny. 
Silnie wpatrzył się w nią: nie była to żadna ułuda, 
Lecz Dorota w istocie. Kroczyła, niosąc dwa dzbany, 
I zmierzała do zdroju. Więc młodzian zastąpił jej drogę, 
Ośmieliwszy się wnet i tak do zdziwionej przemówił: 
«Znów was tedy spotykam, panienko, gdy ludziom strapionym 
Pomoc nieść pośpieszacie. Lecz czemuż wy jedna po wodę 
Aż do zdroju idziecie, gdy inne ją czerpią ze studzien? 
Prawda, że przewyborna, i pewno niesiecie ją chorej». 
 
Mile witała młodzieńca dziewczyna i rzekła uprzejmie: 
«Już nagrodził mi Bóg tę drogę daleką do zdroju, 
Gdy zacnego szafarza113 rozlicznych darów spotykam. 
Pójdźcie sami zobaczyć, co litość wasza zdziałała 
I odbierzcie podziękę od tych, co ulgi doznali. 
Ale żebyście też świadomi byli, dlaczego 
Tu zaczerpnąć przychodzę w naczynie wody krynicznej, 
Powiem wam: w naszej wsi ludziska nam studnie zmącili 
Nierozważnym pławieniem i koni i bydła przy zdroju, 
Który wody dostarcza mieszkańcom; również zbrudzone 
Wszystkie we wsi koryta, bo tam znów piorą i płuczą. 
Każdy tylko o sobie i o potrzebie najbliższej 
Dziś rozmyśla, a nikt nie patrzy następstw późniejszych». 
 
Tak mówiła dziewczyna i zeszła po schodach szerokich 
Wraz z towarzyszem; oboje usiedli na zdroju cembrzynie. 
Ona z jednym się dzbanem schyliła po wodę, on z drugim, 
I ujrzeli swe lica odbite w zwierciadle krynicy. 
«Dajcie mi napić się», wesoło rzekł młodzian dziewczynie. 
Ona podała mu dzban. I razem siedząc, poufnie 
O tym i owym gwarzyli, aż ona się wreszcie ozwała: 
«Skądże tędy wam droga wypadła, bez koni, kolasy, 
I opodal od miejsca, gdziem was po raz pierwszy ujrzała?» 
Zadumany spoglądał ku ziemi Herman, a potem 
Podniósł wzrok i namiętnie nim objął swa towarzyszkę; 
Ale nie śmiał jej prawić miłosnych słów, bo jej oko 
Tak rozumnie patrzyło, że mówić kazało rozumnie. 
Więc opamiętał się szybko i rzekł poufale a cicho: 
«Powiem wręcz, bo i na cóż ukrywać, że tu przybyłem, 
Aby z sobą was zabrać do domu moich rodziców. 
Jam jedynak, i skrzętnie w zarządzie im mienia pomagam: 
Do mnie pola należą, do ojca dom, a mateczka 
Gospodarstwo wewnętrzne ochoczo i z ładem prowadzi. 
Ale wiecie zapewne, jak często miejska czeladka 
Zwykła grzeszyć niedbalstwem, jak często zmieniać ją trzeba. 
Dawno też matka już pragnęła mieć przy swym boku 
Kogoś, coby ja mógł wyręczyć jak córka rodzona114, 
Pomagając nie tylko ramieniem, lecz myślą i sercem. 
Otóż kiedym was dziś na drodze ujrzał tak żwawą, 
Kiedym słowa z ust waszych usłyszał rozumne i zacne, 
Tom obojgu rodzicom zachwalił was według zasługi 
I przychodzę zaprosić.... wybaczcie mowę jąkliwą». 
 
«Nie wstrzymujcie się — rzekła dziewczyna — mówcie mi wszystko, 
Nie obrażę się wcale, i owszem, wdzięczna wam jestem. 
Więc rodzice mnie wasi do służby zgodzić by radzi, 
Licząc na to, żem jest zabiegła i niezbyt prostacza. 
Krótkie to bardzo żądanie, i krótka też moja odpowiedź. 
Chętnie pójdę za wami, gdzie głos przeznaczenia mnie woła, 
Bom zrobiła już swoje: przywiozłam chorą do wioski, 
Gdzie się złączyła z rodziną. I inni już się zebrali, 
Marząc o rychłym powrocie, jak zwykle biedni wygnańcy. 
Lecz co do mnie, zaprawdę, nie łudzę się taką nadzieją, 
Wiem, że po smutnych dniach smutniejsze jeszcze nastąpią; 
Bo rozprzęgły się więzy społeczeństw i nic ich nie spoi, 
Chyba wspólna i ciężka niedola, która nas czeka. 
Jeśli w domu poczciwym dziś znaleźć mogę przytułek, 
Pod kierunkiem szanownej niewiasty, przyjmę go rada; 
Zawszeć dziewczę tułacze, samotne, wątpliwej jest sławy. 
A więc idę za wami: pozwólcie tylko te dzbany 
Odnieść do wsi i tam pożegnać moich przyjaciół. 
Zobaczycie ich także; niech oni mnie wam oddadzą». 
 
Młodzian słuchał z radością roztropnej mowy dziewczęcia, 
Sam nie wiedząc, czy ma jej wyznać wszystko, czy milczeć. 
Ale uznał za lepsze zostawić ją w błędzie chwilowo, 
Póki w domu rodziców miłości jej nie pozyska. 
Zresztą trwożyła go także obrączka na palcu dziewczyny; 
Więc zamilczał i tylko skwapliwie słowa jej chwytał. 
 
«Powracajmy — mówiła Dorota — bo ludzie to ganią, 
Gdy dziewczęta za długo u studni wieczorem zostają, 
Choć tak miło jest gwarzyć przy szmerze żywej krynicy». 
I powstali oboje, i jeszcze raz się przejrzeli 
W czystym zdroju zwierciadle, z uczuciem słodkiej tęsknoty. 
 
Milcząc potem ujęła obydwa dzbany za ucha 
I kroczyła schodami pod górę. Herman szedł za nią, 
Prosząc ją, aby połowę ciężaru jemu oddała. 
«Dajcież pokój — odrzekła — tak lepiej trzyma się wagę. 
Zresztą przyszły mój pan i dziś nie powinien mi służyć. 
Nie spoglądajcie tak smutnie, jak gdyby mój los był wątpliwy! 
Służyć niech się nauczy zawczasu każda niewiasta, 
Bo przez służebność jedynie do rządów w końcu dojść może. 
Toć dziewczyna od młodu rodzicom służy i braciom, 
Całe życie jej schodzi na żmudnym zajęciu i pracy. 
Na krzątaniu się wiecznym dla drugich, rzadko dla siebie. 
Niech szczęśliwą się mieni115, gdy wcześnie przywyknie do znoju, 
Gdy poświęcać się umie wytrwale dla swojej rodziny. 
Jako matce, zaprawdę, potrzeba jej cnoty wytrwania, 
Skoro niemowlę zakwili, żądając pokarmu, i zbudzi 
Osłabioną i senną, gdy z troską troska się zejdzie. 
Takim trudom nie sprosta dwudziestu mężczyzn złączonych». 
Tak mówiła, przechodząc z milczącym swym towarzyszem 
Poprzez ogród, aż pod stodołę, kędy leżała 
Chora. I weszli i oboje. 
Tymczasem ze strony przeciwnej 
Przybył sędzia, prowadząc za ręce dwie drobne dzieciny, 
Które w ciżbie zginęły, a teraz odszukał je starszy. 
Więc się dziatwa cisnęła do matki naprzód z pieszczotą 
I do małego braciszka, którego jeszcze nie znała; 
Potem wesoło skoczyła ku swojej Dorotce, żądając 
Z krzykiem chleba lub bułki, owoców, a pić przede wszystkim. 
Ona dzban pochyliła. Napiły się dzieci, napiła 
I położnica, i sędzia skosztował wody zdrojowej, 
Chwaląc smak jej wyborny. 
Wtem rzekła poważnie dziewczyna: 
 
«Drodzy moi! Już dziś zapewne po raz ostatni 
Tę przysługę wam świadczę. Niechętnie was rzucam, zaprawdę, 
Ale w chwilach tułactwa ciężarem są jedni dla drugich 
I rozproszyć się trzeba w obczyźnie, gdy wracać nie można. 
Oto młodzian, co hojnie przez moje was ręce obdarzył, 
Dziś przybywa tu sam, by zabrać mnie z sobą do domu, 
Ku usłudze bogatym i zacnym jego rodzicom. 
Ja z nim pójdę, boć każdy pracować musi na siebie. 
Więc bywajcie mi zdrowi! Ty, matko, ciesz się dziecięciem, 
Co tak mądrze już patrzy, a gdy je przyciśniesz do piersi 
W tych powijakach wzorzystych, to wspomnij o dawcy szlachetnym, 
Który odtąd i mnie opiekę przyrzeka uczciwą. 
I wy, mężu czcigodny — dodała, zwrócona do sędzi — 
Przyjmcie podziękę, że ojcem byliście mi w każdej przygodzie». 
 
I uklękła przy łożu, całując płaczącą niewiastę, 
A ta cichym ją szeptem żegnała i błogosławiła. 
Wtedy głos zabrał sędzia i rzekł do Hermana z powagą: 
 
«Słusznie, chłopcze, do dobrych zaliczyć się możesz szafarzy, 
Co to dbają, by mieć w domostwie czeladkę116 dobraną. 
Częstom bardzo widywał, jak ludzie koniom i bydłu 
Bacznie się przyglądają przy kupnie i przy zamianie; 
Lecz człowieka, co wszystko w porządku trzyma, gdy dzielny, 
A marnuje i niszczy, gdy sam niezaradny lub próżniak, 
Tego bierze się zwykle na chybił trafił do domu. 
Ty stanowisz wyjątek, boś wybrał rozważnie dziewczynę, 
Która wiernie i skrzętnie rodzicom twoim się sprawi. 
Bądźcie dla niej dobrymi, i wiedzcie, że ona we wszystkim 
Wam gospodynię zastąpi, i córkę, i siostrę życzliwą». 
 
Skończył. Kilka tymczasem przybyło krewnych do chorej 
I chwaliły Dorotę, rzucając znaczące spojrzenia 
Na Hermana. «Jeżeli — szeptała jedna do drugiej — 
Pan w oblubieńca się z czasem przedzierzgnie117, to nasza dziewczyna 
Dobrze się tam pokieruje». — A Herman wziął ją za rękę. 
«Pójdźmy, rzekł, bo już wieczór zapada, a droga daleka». 
Więc niewiasty Dorotę całować jęły118, i ledwo 
Z objęć ich się wydarła: aż tu rozżalone dzieciaki 
Z krzykiem i płaczem okrutnym do sukni jej się przypiły. 
«Cicho, dzieci! — ozwała się wtedy któraś matrona — 
Ona idzie do miasta i stamtąd przyniesie wam ciastek, 
Które braciszek w przelocie w cukierni tam dla was zamówił, 
Gdy go bocian przynosił». Więc dziatwa puściła Dorotkę 
I odeszła dziewczyna z Hermanem. Długo chustkami 
Z oddalenia wiewały kobiety, na znak pożegnania. 
 
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
VIII. Melpomena119

Herman i Dorota

Tak oboje kroczyli ku słońcu, co na zachodzie 
W czarne chmury się kryło, gromami grożące i deszczem, 
A spoza gęstej zasłony płomienne ciskając wejrzenia, 
Tu i ówdzie po łanach świeciło smugiem120 jaskrawym. 
«Byle ta nawałnica — powiedział Herman — gradobić 
Nie przyniosła ze sobą, bo pola piękny plon wróżą». 
I cieszyli się razem wysokim, chylącym się kłosom, 
Które im niemal sięgały po głowy. 
Dziewczyna zaś rzekła: 
«Chciejcież mnie przede wszystkim zapoznać teraz choć trochę 
Ze skłonnościami rodziców, bo szczerze dogodzić im pragnę. 
Sługa zadość uczyni najlepiej, gdy wolę zna pana; 
Więc powiedzcie mi, proszę, jak ująć sobie oboje?» 
 
Na to swej towarzyszce statecznie odrzekł młodzieniec: 
«Macie słuszność, i chętnie objaśnię was, ile potrafię. 
Matce łatwo dogodzić; krzątajcie się tylko po domu 
Zabiegliwie i żwawo, jak dobrej przystoi gosposi, 
A zjednacie ją sobie, i z serca was pewnie pokocha. 
Ojciec bardziej wybredny, u niego i pozór121 coś znaczy. 
Ceni wielce i to, co zdobi życie człowieka, 
Pragnie oznak zewnętrznych należnej mu czci i miłości, 
I pozyska go snadnie122, kto tego dopełnić potrafi». 
 
Na to odrzekła radośnie Dorota, kroku zdwajając, 
Bo ciemniało na polu: «Da Bóg, obojgu dogodzę; 
Matki bowiem życzenia z własnego spełnię popędu, 
A zewnętrzna ogłada nieobca mi także od młodu, 
Więc rodzica waszego otoczę czcią i staraniem. 
Ale kto mi poradzi, jak z wami postąpić należy, 
Z wami, synem jedynym, i chlebodawcą wygnanki?» 
 
Tak mówiła, gdy właśnie stanęli pod gruszą na wzgórzu. 
Cudnie księżyc na pełni123 przyświecał z niebios wyżyny; 
Noc zapadła; ostatnie już blaski słońca zagasły 
I kupiły się wkoło na łąkach kłęby pomroczne 
Sprzecznych świateł i cieni. 
W tym miejscu, tak mu pamiętnym, 
Herman rad był usłyszeć pytanie owo. Więc siadłszy 
Na ławeczce z dziewczyną, pochwycił dłoń jej i odrzekł: 
«Poradź się serca swojego, a co ci powie, to uczyń». 
Więcej wyznać jej nie śmiał, choć pora zwierzeniom sprzyjała, 
Bo odmowy się lękał i czuł obrączkę złowrogą. 
I siedzieli tak chwilę przy sobie w milczeniu głębokim; 
Aż ozwało się dziewczę: «Jak księżyc świeci nam jasno, 
Blaskiem równym dziennemu! Toć widzę w dali domostwa 
I tam w szczycie okienko, którego bym szyby zliczyła». 
«Co widzicie — rzekł młodzian — to moich rodziców siedziba, 
A okienko należy do mego pokoju pod strychem. 
Ale śpieszmy do domu, bo ciężka zbliża się burza». 
 
I powstali oboje, i szli przez żyta wysokie, 
I dosięgli winnicy, gdzie ciemność wędrowców objęła. 
Herman z wolna po stopniach sprowadzał swą towarzyszkę; 
Lecz na drodze nierównej zachwiała się z nagła dziewczyna, 
I padając, spoczęła na chwilę w objęciach młodziana; 
Pierś zetknęła się z piersią i czoło z czołem. On stanął, 
Niby posąg z marmuru. Potęgą woli wstrzymany, 
Nie przycisnął jej silniej, choć poczuł bicie jej serca, 
Choć mu twarz pałającą owionął oddech dziewicy. 
Ona w żart obróciła wypadek i rzekła z uśmiechem: 
«Zła to wróżba, gdy komu przed progiem zwichnie się noga; 
Więc spocznijmy tu trochę, by matka was nie złajała, 
Że wiedziecie jej w dom kulawą służącą niezdarę». 
 
IX. Urania124

Powikłanie

Muzy! wy, które zawsze sprzyjacie miłości prawdziwej, 
Któreście dotąd szczęśliwie dzielnego wiodły młodziana 
I w objęcia mu trafem
1 2 3 4 5 6 7 8 9
Idź do strony:

Darmowe książki «Herman i Dorota - Johann Wolfgang von Goethe (co czytać w wakacje .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz