Zmysły... zmysły... - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteka nowoczesna TXT) 📖
Zmysły, zmysły to zbiór felietonów autorstwa Tadeusza Boya-Żeleńskiego dotyczące tematyki różnych kwestii związanych z seksualnością: antykoncepcją i aborcją, ale także edukacją seksualną, świadomością młodzieży oraz relacjach partnerskich młodych ludzi.
Boy, znany ze swoich mistrzowskich felietonów, porusza tematy związane z miłością fizyczną w sposób wolny od zbędnej pruderii, choć elegancki, humorystyczny i lekki, ale mocno uderzający w XX-wieczne realia. Autor krytykuje ściśle konserwatywne i nieugięte stanowisko, wytykając Kościołowi marginalizowanie trudnych sytuacji, niedostrzeganie faktycznych problemów społecznych i nieodpowiadanie na rzeczywiste potrzeby ludzkie. Przeciwny jest wrogiemu stanowisku wobec homoseksualistom i pragnie dostrzec, że młodzież podejmuje życie seksualne coraz wcześniej, przez co potrzebuje fachowych wskazówek, a nie kar i zawstydzania. Głos Tadeusza Boya-Żeleńskiego był na początku XX wieku jednym z najgłośniejszych w kwestii seksualności i praw oraz obyczajów z nią związanych.
- Autor: Tadeusz Boy-Żeleński
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Zmysły... zmysły... - Tadeusz Boy-Żeleński (biblioteka nowoczesna TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Boy-Żeleński
To wszystko zmieniło się stanowczo. Od w. XVIII przeciętna wieku55 ludzkiego podniosła się z 36 lat na 57. Higiena uczyniła tak olbrzymie postępy, że gwarancja szczęśliwego wyhodowania zdrowego dziecka jest niemal zupełna, gdy dawniej trzeba było mieć dziesięcioro dzieci, aby się dochować trojga czy czworga. Zorientowały się w tym wszystkim klasy zamożniejsze, bardziej oświecone, i urządziły sobie życie w tym sensie. Spytajcie się każdego, kto się oburzy na mój artykuł, ile ma dzieci! Nie istnieje natomiast regulacja w klasach najbiedniejszych, nie tyle wskutek posłuchu wobec zasad, ile wskutek ciemnoty, niedbalstwa i niezaradności. Tam płodzi się wciąż dzieci masowo, a dziesiątkuje je nędza, zrodzona właśnie z tego nadmiaru płodności. Ale ta sama nędza wpływa opłakanie na wartość tych, które się uchowają. A rezultat? — Straszny. Zamiast uśmiechniętej i szczęśliwej mamusi, widzi się wynędzniałą, przedwcześnie postarzałą kobietę, jeszcze karmiącą, a już w ciąży, widzi się dzieci bez opieki, zaniedbane, zbiedzone, zwyrodniałe; widzi się ojca rodziny, uciekającego od tego piekła domowego do szynku56. Posiadanie dwojga czy trojga chorowitych dzieci opłaca się nędzą, rozpaczą, kilkoma trupkami i nie mniejszą ilością partackich poronień, zwykle mających za skutek chorobę, czasem więzienie. W imię czego to wszystko? W imię moralności chrześcijańskiej, wołają jedni. — W imię ciemnoty, obłudy i wyzysku — szepcą drudzy.
Krucjatą przeciw nędzy nazwano regulację urodzeń w Anglii. Gdy do tej krucjaty mobilizuje się niemal cały świat, w Polsce dotąd nie zgłosił nikt swego udziału. W tej najdonioślejszej kwestii, która się rozstrzyga, mieszczącej w sobie wszystkie inne, od eugeniki57, oświaty, kultury, aż do pacyfizmu, panuje u nas najbardziej małoduszne i obłudne milczenie. A wszak są wszelkie warunki do tego, aby zacząć działać. Socjologia polska dawno opowiedziała się za regulacją. Jesteśmy w tym szczęśliwszym od wielu narodów położeniu, że prawo nasze, nie będąc w tym obciążone zadawnionymi uprzedzeniami, nie stawia nikomu przeszkód w tej mierze. Ludzie pracujący społecznie niemniej przeświadczeni są o dobrodziejstwach regulacji. Czemuż tedy, na tylu przekonanych o słuszności sprawy, wobec braku istotnych zapór, nie znajdzie się nikt, kto by przeszedł od teorii do praktyki? Czemu nie starają się o to ci, dla których ograniczenie daremnego rodzenia jest najistotniejszą kwestię bytu? Czemu nie zawiąże się organizacja, która by przystąpiła do światowej Ligi regulacji urodzeń? Jest to akcja, która powinna być prowadzona wspólnie, aby nie można było wygrywać jednego narodu przeciw drugiemu. Czemu nie ma u nas poradni dla kobiet, a jeżeli są, czemu działają w tej mierze tak cicho i nieśmiało? Powrócę jeszcze do zawiązków tej idei, które istnieją u nas.
Krucjata przeciw nędzy. I jak szybką może być ta krucjata! Poradnia dla kobiet, jest to instytucja społeczna wyjątkowa tym58, że nie wymaga większych kosztów, a oddać może nieobliczalne i doraźne59 niemal dobrodziejstwa. Spadnie ilość urodzeń? Oczywiście: o to chodzi, aby spadła; ale w tym samym stosunku spadnie śmiertelność dzieci, a podniesie się ich wartość zdrowotna; znikną poronienia, dzieciobójstwa, katastrofy rodzin i jednostek. Czy chodzi o bogatą statystykę urodzeń, którą publikuje się głośno, podczas gdy małe trupki grzebie się po cichu? W ciągu niewielu lat mogą się zmienić stosunki; nie, jak strachajły twierdzą, w sensie wyludnienia, ale w sensie poprawy warunków materialnych, moralnych i kulturalnych. A kiedyś, w przyszłości, gdy regulacja urodzeń stanie się prawnie obowiązującym państwowym urządzeniem, zaledwie będą ludzie chcieli wierzyć, że istniał czas, gdy to błogosławieństwo boże, jakim jest dziecko, mogło być nieraz nieszczęściem, przekleństwem, a często i zbrodnią.
Nie ma chyba takiego mądrali, który by twierdził, że wszystko jest na świecie doskonałe i że nic na nim zmieniać nie potrzeba. Wręcz przeciwnie, patrząc wstecz, widzimy, że wszystko się wciąż zmieniało i to raczej na lepsze. Tak samo i nasze życie zawiera wiele rzeczy, które się wnukom naszym wydadzą potworne; mimo to, każdego, kto by chciał je ruszyć z miejsca, zakrzykuje się przeraźliwym wrzaskiem. Obserwować to można dziś u nas lepiej niż gdziekolwiek, dzięki okoliczności, na którą nieraz zwracałem uwagę. Znajdujemy się w momencie tworzenia sobie praw, tworzenia naszego kodeksu; otóż wystarczy nieraz w jakiejś kwestii stanąć na gruncie tego nowego kodeksu, który będzie obowiązywał może za kilka lat, a już rozlegają się krzyki, że się pochwala „czyny zbrodnicze”. Tak jakby o ich zbrodniczości nie ten właśnie kodeks miał rozstrzygać!
Nie ma większego wroga szczęścia ludzkiego na ziemi niż owa jakaś zdumiewająca bezmyślność przywiązująca się fanatycznie do rzeczy dawnych, choćby najmniej odpowiadających obecnej rzeczywistości. Dlatego też nie ma ważniejszego zadania dla pisarzy, niż rozbijać te skostniałe kompleksy pojęć, rewidować je nieustannie i wciąż podważać tzw. moralność. Mówię „tak zwaną”, bo z istotną moralnością nie ma ona nic wspólnego. Moralność, to jest gojenie krzywd, ucisku i nieszczęść; to jest ład społeczny, a nie bezład, jaki powstaje między formułkami a życiem. Nie ma nic niemoralniejszego niż wtłaczanie życia w formy, w których ono pomieścić się nie może i poza które wszystkimi szczelinami pryska.
Nigdzie nie występuje to tak jaskrawo, jak w dziedzinie życia płciowego. Sprawa ta, wszystko co się z nią wiąże, wysuwa się dziś na czoło zagadnień domagających się zmian. Bo w istocie, od czasu jak obowiązują stare kanony60, ileż tymczasem przemian zaszło w życiu! Powszechna demokratyzacja, wyzwolenie kobiet, usamodzielnienie ich w pracy i zarobkowaniu, zdobycze nauki i techniki — wszystko to stwarza nową rzeczywistość, za którą człapią leniwo i bezradnie prawo i „moralność”, pozostając z nią w coraz to słabszym kontakcie.
Godne uwagi jest, że najżywsza przemiana pojęć w zakresie tworzenia nowej etyki seksualnej spełnia się dziś w krajach anglosaskich. Czy to reakcja przeciw panującej tam właśnie tak długo obłudzie? Być może; faktem jest, że najśmielsze tezy rewizjonistyczne idą dziś z Anglii, tak jak w Ameryce zachodzą najradykalniejsze zmiany ustawowe.
Mam w ręku małą książeczkę angielską z popularnej kolekcji filozoficzno-społecznej pod tytułem Today and tomorrow („Dziś i jutro”). Każdy tomik zajmuje się jedną kwestią i odpowiada na pytanie, jak się ona może w przyszłości ukształtować. Ten, o którym chcę mówić, ma za godło Przyszłe małżeństwo. Autorem jest poważny lekarz i działacz społeczny, Norman Haire, jeden z założycieli Światowej Ligi Reformy seksualnej. Pragnę przytoczyć niektóre rzeczy z tej książeczki, głównie dla pokazania, jak śmiało w tym zrównoważonym społeczeństwie można się oddawać grze myśli dopuszczającej wszystkich najdalszych możliwości.
Dr. Haire stwierdza na wstępie względność wszelkiej etyki seksualnej, którą każde państwo już w starożytności kształtowało najrozmaiciej, w duchu swoich potrzeb. Zalecano lub ograniczano płodność; tworzono takie lub inne pojęcia moralne, zależnie od takich lub innych warunków polityki społecznej. Wiele zasad przeszło do nas ze Starego Testamentu, gdzie również miały utylitarne61 znaczenie, dobre w swoim czasie i miejscu. W innym czasie i miejscu, te same rzeczy mogą być absurdem, ale w ciągu wieków zdążyły już porość62 mchem, skostnieć w rodzaj tabu, nikt ich nie kontroluje, nie bada ich początków.
Aby rzecz oświetlić jaskrawo, autor przytacza następujące dwa echa z dzienników:
48-letni wdowiec żył od paru lat z własną córką, 28-letnią wdową, za jej zgodą. Żyli szczęśliwie, dzieci się wystrzegali. Na doniesienie sąsiadów wytoczono im proces; dzienniki ryknęły gromem oburzeń, sędzia wygłosił płomienną mowę, skazano ich na najwyższą karę.
Pobrało się dwoje głuchoniemych. W pismach pojawiły się ich fotografie, rozczulenia, powinszowania, życzenia licznego potomstwa. Któryś uczuciowy reporter nakreślił sielankowy obrazek tej pary głuchoniemych, siedzących kiedyś po latach, przy kominku, w otoczeniu dzieci, wnuków...
Dr. Haire zestawia te dwa fakty. Nie znaczy to, aby występował w obronie kazirodztwa; ale rozważa genezę ustaw przeciw niemu: obawa o zwyrodnienie rasy. Sama tego możliwość sprowadziła tu na występnych ciężkie kary; istoty czynu grożącego społeczeństwu właściwie nie było, bo nie było potomstwa.
Niezawodne natomiast zwyrodnienie rasy wyda połączenie dwojga głuchoniemych, których dzieci będą również głuchonieme i będą ciężarem dla społeczeństwa. Zamiast rozczulać się nad nimi, powinno by się sterylizować ich, tak jak już się to czyni w wielu stanach Ameryki. Czyli że pierwotne pojęcia eugeniki63 oderwały się od swoich celów i zmieniły się w tabu: obraża to tabu pożycie ojca z córką, choćby bezdzietne, nie obraża go połączenie się (byle legalne) głuchoniemych, którzy mogą „wśród powszechnego aplauzu bezkarnie niszczyć zdrowie społeczne”.
Inny obrazek. Troje dzieci jednych rodziców kolejno traci wzrok, co wtrąca rodzinę w rozpaczliwe położenie. Dzienniki apelują do publiczności, aby tym rodzicom pomóc finansowo. Po to oczywiście, aby mogli dalej płodzić ślepców. Czy zamiast tego nie powinno się ich sterylizować, co dziś da się wykonać łatwo za pomocą promieni Roentgena?
Szereg twardych ustaw przeciw różnym zboczeniom, które domagają się raczej pomocy lekarza niż miecza praw, wynikał z dogmatu maksymalnej płodności. A skąd ten nakaz? Znów przeniesiony z innych warunków. „Bądźcie płodni” powiedział Bóg. Ale komu powiedział? Raz Adamowi i Ewie, którzy byli sami na świecie, a drugi raz rodzinie Noego po wyludnieniu ziemi przez potop. Ten cytat i dość niejasna historia Onana64 w Biblii wystarczają, aby się przeciwstawiać opiniom ekonomistów, socjologów, higienistów w sprawie regulacji urodzeń. Najważniejsze tedy zagadnienie społeczne regulujemy „polityką populacyjną” z epoki Noego.
Prostytucja. Skoro, jak dotąd, jest nieunikniona, pyta Haire, czemu robić z niej co może być najohydniejszego? Czemu upadlać kobietę społecznie nieodzowną, czemu wyrzucać ją za nawias? Znowuż rutyna myślenia. Biorąc społecznie, czyż prostytutka nie jest wartościowsza, niż kobieta, która wyda potomstwo nędzne fizycznie i umysłowo?
Co się tyczy prostytucji, Haire przypuszcza, że ze wzrostem zarobkowania kobiet wzmoże się prostytucja męska.
Haire jest zwolennikiem wczesnego uświadamiania dzieci. Trzeba prowokować ich ciekawość i ich pytania w tej mierze; ewentualnie rozwijać ją, wprowadzając umyślnie do domu parę psów lub kotów.
Wychowanie dzieci przejdzie zapewne w znacznej mierze na państwo, co zmieni niewątpliwie ducha małżeństwa, uprawniając wielożeństwo i wielomęstwo. Większość ludzi nie jest zdolna do życia w idealnie wyłącznym małżeństwie. Przed ślubem mogłaby być składana deklaracja w duchu monogamii czy poligamii; zmiana poglądów w tej mierze byłaby powodem do rozwiązania małżeństwa.
Wielomęstwo nadałoby się dla kobiet — często najwartościowszych — które chcą mieć dzieci, a nie chcą mieć stałego męża.
Nie wierzmy, jak to nam wmawiają — powiada dr. Haire — że reforma ustaw spowodowałaby rozpustę. Wręcz przeciwnie: ekscesy bywają raczej reakcją przeciw zakazom i ograniczeniom.
(To jest słuszne: tak samo przypuszczam, że projektowane zniesienie ustaw przeciw pederastii65 spowoduje zmniejszenie się ich cyfry: odpadną wszystkie snoby).
Państwo tedy — snuje dalej dr. Haire — przejmie wychowanie dzieci, co będzie raczej z pożytkiem, gdyż rodzice wychowują je przeważnie źle. Tym samym, państwo będzie miało prawo głosu co do dzieci, które się mają urodzić. Już dziś 23 stany w Ameryce przyjęły przymusową sterylizację z przyczyn natury eugenicznej. Jednostka niezdrowa i nienadająca się do wydania potomstwa będzie musiała się temu poddać, w przeciwnym razie dziecko będzie zniszczone jako embrion, lub też po jego urodzeniu będzie orzeczone czy ma żyć, czy też nie. Byłby to powrót do starożytności; dzieci kalekie lub niewydarzone będą zabijane po urodzeniu, oczywiście w sposób najbardziej humanitarny.
(Nie łudźmy się, aby zabijanie dzieci nie istniało; praktykuje się je na wielką skalę u „fabrykantek aniołków” i w rodzinach nędzarzy, tylko w sposób barbarzyński i na dziko).
Z początku będą sprzeciwy przeciw temu, z przyczyny możliwości omyłek lub nadużyć. Nadużycia — odpowiada dr. Haire — możliwe są zawsze, przy najpożyteczniejszych rzeczach: chodzi o to, aby ich było jak najmniej. Noworodki byłyby badane przez ławę doświadczonych lekarzy. Szansa omyłek będzie nie większa niż dla dzisiejszych sędziów, którzy decydują o karze śmierci, albo lekarzy, którzy decydują o ciężkiej operacji.
Może będzie istniało sztuczne zapłodnienie dla kobiety, która chce dziecka, a nie chce mężczyzny. Może będą, jak u pszczół, specjalne kobiety matki...
Tu już wkraczamy w dziedzinę fantazji. Ale jest w książce doktora Haire wiele rzeczy, które dają do myślenia. Tak też ją przyjęto w Anglii. „Dr. Haire (czytamy w opiniach o tej książce) ma do powiedzenia rzeczy poważne i wartościowe; jest na szczęście równie jasnowidzący jak śmiały”... „Książka elektryzująca”... „Jego poglądy oburzą tylko tych, którzy twardo stoją na gruncie konwencjonalnym”...
A teraz wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby ktoś u nas choć małą cząstkę takich hipotez wygłosił? Co mnie spotkało już za samo ich przytoczenie! Ale czynię to umyślnie: w celach pedagogicznych.
W felietonie Krucjata przeciw nędzy zastanawiałem się, czemu nie ma dotąd u nas poradni dla kobiet w sprawie zapobiegania ciąży, wobec tego że żadna ustawa nam tego rodzaju akcji nie zabrania, przeświadczenie zaś o jej potrzebie jest coraz powszechniejsze. Otóż, dowiedziałem się, że poradnia taka istnieje — ale tak nieśmiało i po cichu, że nikt prawie o tym zakresie jej działania nie wie i prawie nikt z niej nie korzysta. Jest to mianowicie poradnia tow. eugenicznego66. Obejmuje ona wszystkie działy tyczące eugeniki, między innymi rady przedślubne i małżeńskie; udziela również porad w sprawie zapobiegania ciąży w razie, gdy zachodzi potrzeba. Prowadzący ją lekarze twierdzą, że bardzo mało osób korzysta z tych specjalnie porad. Zdziwiło mnie to, ponieważ, bodaj z mnóstwa listów, jakie w tej sprawie otrzymywałem, wiem, do jakiego stopnia, zwłaszcza w sferach uboższej ludności, sprawa ta jest piekąca. Starałem się rozjaśnić sobie tę sprzeczność w rozmowie z lekarzami-eugenikami. Otóż, zdaje mi się, że poradnia eugeniczna zanadto zwęża w tej mierze swoją działalność, ograniczając pojęcie eugeniki do wskazań czysto lekarskich, podczas gdy warunki ekonomiczne i w ogóle życiowe niemniej są „eugeniczne”, jak inne. Zarazem, jak to zaznaczałem już w Piekle kobiet lekarze zamiast otworzyć oczy na niedolę ludzką, która ich otacza, zanadto się bawią w amatorską „politykę populacyjną”, są bardziej prawomyślni od samych prawodawców, bardziej ekonomiczni od ekonomistów. Prawią o „stanowisku mocarstwowym” i w ogóle robią wielką politykę, odnosząc się niechętnie do środków zapobiegawczych i do uświadamiania klientów w tej mierze. Jest to polityka, ale... strusia. Bo najczęściej — prawie zawsze — wybór jest nie między zapobieżeniem ciąży a urodzeniem młodego obywatela, ale między zapobieżeniem ciąży a poronieniem, zwykle uskutecznianym w fatalnych warunkach. Nikt nie zmusi do donoszenia dziecka niezamężnej nauczycielki — chociażby eugenicznie bez zarzutu — której grozi to utratą posady. Młoda biedota wychodząca za mąż za
Uwagi (0)