Listopadowy wieczór - Andrzej Kijowski (biblioteki w internecie TXT) 📖
Esej Andrzeja Kijowskiego wionie duchem ożywczym. Dzięki temu lekkim stylem napisanemu tekstowi możemy ujrzeć w kontekście epoki wydarzenie z polskiej historii, jakim było powstanie listopadowe, a także szereg osób z nim związanych. A była to epoka nieudanych powstań na całym kontynencie i epoka wzburzonych młodzieńczych umysłów.
- Autor: Andrzej Kijowski
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listopadowy wieczór - Andrzej Kijowski (biblioteki w internecie TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Andrzej Kijowski
W Polsce ten rodzaj racjonalistycznego mesjanizmu praktykowało Towarzystwo Republikanów Polskich, będące odpowiednikiem rewolucyjnego klubu jakobinów. Utworzone po insurekcji kościuszkowskiej, za dogmat swój przyjęło wiarę w zwycięstwo Francji rewolucyjnej. Poeta polskich jakobinów, Jakub Jasiński37, pisał tym samym profetycznym tonem, co Woronicz i Kniaźnin, a nawet pierwszy zdaje się w literaturze polskiej użył słowa „wieszcz” w znaczeniu „poeta”: „Słuchajcie wieszcza niemylnej przestrogi...” — pisał w wierszu Do egzulantów polskich. (Jeszcze Słownik języka polskiego Lindego podaje jako pierwsze znaczenia tego słowa: wróżbiarz, czarownik.) W tymże Towarzystwie Republikanów powstała jednak doktryna, która stała się programem dla stronnictwa ugody z Rosją. Członkiem Towarzystwa był m.in. Józef Kalasanty Szaniawski. Roił on zjednoczenie świata pod władzą filozofów (nie daj Bóg!), a zawiedziony do jakobińskiej i kościuszkowskiej doktryny czynu zbrojnego w oparciu o Francję, przedłożył plan wielkiej, długoletniej konspiracji, mającej na celu moralne przygotowanie narodu polskiego do nowych przeznaczeń, jakie przyniesie mu — powiadał — ogólna przemiana moralno-polityczna Europy. Przygotowanie to miało polegać — jak u pozytywistów warszawskich drugiej połowy XIX wieku — na rozpowszechnieniu nauki i oświaty. Szaniawski wiele zrobił na tym polu, dopóki nie został cenzorem w Królestwie Kongresowym; jako taki pracował nad zniweczeniem tego, co sam uprzednio zdziałał. Po roku 1831 zasiadał w trybunale sądzącym uczestników powstania listopadowego. On to był mistrzem duchowym młodego Mochnackiego i namówił go do złożenia słynnego memoriału o wychowaniu młodzieży w duchu posłuszeństwa i poszanowania religii i monarchii...
Z rojeń o słowiańskiej przeszłości Polaków zrodził się wielki program badań etnograficznych, realizowany pod patronatem warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Że założyciel i prezes tego towarzystwa (Stanisław Staszic) sam snuł utopijne wizje ludzkości szczęśliwej, bo rozumnej (w poemacie Ród ludzki), i że w swoich majątkach hrubieszowskich zakładał już wzorowe komórki owej przyszłej ludzkości, że wielki badacz przeszłości słowiańskiej, Zorian Chodakowski (naprawdę Adam Czarnocki, który Zorianem przezwał się od zorzy, a Chodakowskim od chodaków, które wkładał na bose nogi, gdy puszczał się w swoje wędrówki naukowe po kraju), że zatem Zorian ów szukał z maniackim uporem śladów zupełnie mistycznej gminy słowiańskiej i że wszystko wtedy było przesycone fantazją, mistyfikacją, a przy tym dziwnie jakoś zsynchronizowane z aktualną sytuacją polityczną, cóż z tego? Wszak Słownik Lindego i zbiory pieśni ludowych Kolberga w tym samym czasie powstawały i z tego samego „ducha”. I poezja Mickiewicza, i muzyka Moniuszki.
*
W miarę jak zawodziły Polaków nadzieje pokładane w słowiańskim ich oswobodzicielu, w miarę jak świetlana przyszłość świata wybawionego przez rozumnych monarchów, szlachetne ludy czy światłych filozofów odsuwała się w nieokreśloną przyszłość, a rzeczywistość w ponapoleońskiej Europie kształtowały cyniczne monarchie oparte na policji i biurokracji, mesjaniczne wizje stawały się coraz bardziej melancholijne, a coraz bardziej przez to mistyczne. Owszem, Polacy nie rezygnowali z wielkiej roli, jaką odegrać mają w odkupieniu całej ludzkości, lecz heroiczny wątek zwycięstwa i panowania ustąpił miejsca chrześcijańskiemu wątkowi odkupienia przez cierpienie i miłość. Pierwszy ideę tę sformułował Kazimierz Brodziński38, w słynnej mowie O narodowości Polaków, wygłoszonej w Towarzystwie Przyjaciół Nauk. Po raz pierwszy bodaj pojawiała się wtedy wśród Polaków myśl, że naród może istnieć jako idea, jako miłość, jako los szczególny, gdy go przemoc pozbawi granic i państwowych instytucji. Myśl ta powstała w kraju, w którym nie tamowano wcale wyrazu uczuć narodowych, pod warunkiem, że nie będą one sprzeczne z uczuciami do „jednogniezdnego sąsiada”. Po ulicach Warszawy maszerowało polskie wojsko, białe orły widniały na emblematach państwowych, wszystkie gęby pełne były Polski — przynajmniej na tym skrawku wydzielonym przez mocarstwa. I wtedy właśnie pisał Kantorbery Tymowski39:
Wtórował mu Maurycy Mochnacki w swoim Głosie obywatela z Poznańskiego, skierowanym anonimowo do senatorów, składających tzw. Sąd Sejmowy nad uczestnikami tajnych związków:
„Senatorowie! Wy zapewne odgadujecie, co to jest ojczyzna, owa Jerozolima, owa święta ziemia, obiecana pobożnym i wiernym, którzy się nie kłaniają cielcom i nie ofiarują im? Zaprawdę nie jest nią ta piaszczysta przestrzeń Mazowsza ani Wisła, przerzynająca niezmierzone okiem równiny nasze, ani stolica, ani wspaniałe w niej siedliska władz rządowych, ale jest nią owa wielka myśl politycznej niepodległości i nadzieja, że się kiedyś, za przewodnictwem i pomocą Bożą, w jedną nierozdzielną sprzężemy całość, że będziemy twierdzą Europy, pogromem dla złych sąsiadów i wybranym Słowiańszczyzny ludem”.
Otóż ta intelektualna i mistyczna zarazem idea ojczyzny powstała za czasów kadłubowej niepodległości w Warszawie, aby w tragicznej przyszłości popowstaniowej stać się jedyną ideą pozwalającą żyć po polsku i działać dla Polski, na emigracji i w kraju, aż po koniec wieku niewoli.
Z mgławic, z doktryn i fantazji ezoterycznych, z utopii filozoficznej, z naciąganych wywodów służących za program ideowy różnym kolejnym kolaboracjom, z wierszy i grafomanii, z dziwactw i egzaltacji, wykrystalizowała się w końcu idea narodu czysta, jasna, prosta, wieczna, której najwyższy wyraz poetycki nada wkrótce „trójca romantyczna”.
Józef Ujejski40 w swej znakomitej książce pt. Dzieje polskiego mesjanizmu ma głęboką rację, gdy uznaje mesjanizm za duchowy zrąb całego pokolenia porozbiorowego; o dziele owego pokolenia tak pisze: „Olbrzymim wysiłkiem dokonało ono pod ciśnieniem niewoli rewizji wszystkich pojęć, całego poglądu na świat, pracy podobnej do tej, która zaprzątała w Polsce wiek XVI i czasy »przewrotu umysłowego« w wieku XVIII, tylko przy współdziałaniu różnych zupełnie czynników emocjonalnych, mianowicie tym razem pod wpływem mniej lub więcej świadomego nastroju mesjanistycznego”. Jak w wieku XVI spór teologiczny o naturę Chrystusa czy kościoła, jak „filozofia rozumu” w wieku XVIII, tak z końcem tego wieku i w początkach wieku XIX przekonanie o nieuchronnej, a bliskiej przemianie świata, o szczególnej roli wybitnych jednostek i wybranych narodów, o cierpieniach, „próbach” i doświadczeniach, jakie świat musi przejść, aby do owej złotej ery dobrnąć, stanowiło podłoże uczuciowe, myślowe i językowe dla uformowania się nowoczesnych idei narodu i klasy.
*
Najwyższym wyrazem romantycznego mesjanizmu narodowego w Polsce jest trzecia część Dziadów; na proroctwie księdza Piotra można by właściwie zakończyć dzieje polskiej idei mesjanicznej, która zrodziła się w chaosie konfederacji barskiej i pierwszych rozbiorów, aby w latach trzydziestych XIX wieku osiągnąć jasność i wielkość na tę miarę, w jakiej zjawiła się w kulturze europejskiej. Prawie dziesięć lat upłynęło od tego czasu; Mickiewicz już przestał być poetą i przestawał być autorytetem dla emigracji, gdy zjawił się u niego w paryskim mieszkaniu gruby człowiek z goloną czaszką, w czamarze, w butach z cholewami, oświadczając, że przyjechał z Litwy jednokonnym wózkiem, pięcioro dzieci zostawiwszy na opiece boskiej, aby tu, w Paryżu, urzeczywistnić Sprawę.
Tak się zaczął skandal z towiańszczyzną, który tyle miejsca zajął w literaturze polskiej i którego sprawca, choć był oczywistym maniakiem, grafomanem, a może i agentem rosyjskim albo przynajmniej narzędziem agenta, wszedł do literatury narodowej. I odtąd stuletnie dzieje mesjanizmu polskiego zbiegły się do dziejów jednej wstydliwej afery towarzyskiej i do tej jednej, antypatycznej postaci mesjasza spod Oszmiany. Ten emigracyjny, histeryczny mesjanizm był zjawiskiem schyłkowym, wtórnym; mesjanizm wyszedł kiedyś z ezoterycznych salonów i do nich powracał. Był groteskowy zarówno w swej pierwotnej, jak i w swej ostatniej postaci. Natomiast w całości swojej i na tle epoki jako całości jest zjawiskiem wielkim. I wcale nie jest wstydliwą chorobą polskiej literatury, ale, przeciwnie, jednym z czynników, który ją silnie wiąże z literaturą całej Europy.
„Od strony tej, jak się spodziewamy jego przybycia, są cztery bramy triumfalne, przez które będzie przejeżdżał. Od pierwszego zacząwszy arku41 już nieprzerwanym pasmem stać będą gminy różnego wieku i płci aż do miasta, wołając: «niech żyje...». Na amfiteatrach (...) w pierwszej ławie znajdować się będą młode panny w biel ubrane, rzucające kwiaty pod wóz i śpiewające pieśń pochwalną... Poczynić trzeba jak najskuteczniejsze dyspozycje, aby, ile być może, drogi były uregulowane, mostki na rynsztokach dane, ulice i rynek wychędożone42”.
Takie instrukcje dla władz miejskich Poznania wydał był na przywitanie cesarza Napoleona jego wysłannik, Józef Wybicki. Należy przypuścić, że „pieśnią pochwalną”, której na tę okazję wyuczyły się poznańskie panny, była Jeszcze Polska nie zginęła, skoro autor tych słów był mistrzem ceremonii. W uroczystości samej nie ma nic nadzwyczajnego; wedle tego samego rytuału witano Fryderyka Wilhelma III, gdy dwa lata wcześniej przybył objąć we władanie Warszawę, stolicę „Prus Południowych”; tak nazywano urzędowo polskie ziemie, przypadłe Prusom w wyniku trzeciego rozbioru. Świeże były też jeszcze wspomnienia pobytu w Polsce cesarza Rosji, Aleksandra, który jako gość Czartoryskich zatrzymał się w Puławach w drodze do Austrii. Jechał wtedy na czele swoich wojsk na pomoc Austrii przeciw Napoleonowi. Polaków łudził obietnicami wspólnej walki przeciw Prusom oraz odbudowy całej Polski pod swoim berłem. Wkrótce potem jednak odwiedził króla Prus w Berlinie i na grobie Fryderyka Wielkiego zaprzysiągł mu wieczystą przyjaźń. Pod Austerlitz pobici zostali cesarze Rosji i Austrii; w rok potem Napoleon wkraczał do Berlina. Wszystkie obietnice płynące dla Polaków z zaborczych stolic zostały unieważnione. Do ziem polskich zbliżał się nowy protektor.
Kult Napoleona jest jednym z najciekawszych zjawisk umysłowych XIX wieku; towarzyszy procesowi określania się narodów europejskich, odgrywając w nim rolę hasła wywoławczego; zjawisko to tym dziwniejsze, że we wszystkich prawie wypadkach pozbawione racjonalnych podstaw. W wypadku Polski irracjonalny charakter kultu Napoleona jest szczególnie oczywisty, drastyczny nawet. Badanie tego zjawiska poucza o genezie i charakterze wszelkich kultów tego rodzaju oraz mitów utworzonych z politycznej materii. Konsekwencje mitu napoleońskiego są niezmierne, a objawiają się w najbardziej zakorzenionych w świadomości zbiorowej przekonaniach, w dogmatach, na których opiera się zbiorowe życie Polaków, a wreszcie w wątkach literackich, które decydują o typie literatury polskiej, stanowiąc jej odrębną, dziwaczną, egzotyczną nieomal urodę.
*
Polacy po trzecim rozbiorze są w stanie uśpienia; politycy chwytają wprawdzie każdą obietnicę poparcia swych starań o odzyskanie bytu politycznego, wojskowi zaciągają się do każdej armii gotującej się do lokalnego choćby starcia z jednym z trzech zaborców, ale „obywatelstwo43” płaszczy się przed każdym monarchą, każdym gubernatorem, każdym wojskiem wkraczającym. Na zawołanie znajdują się nie tylko panny biało ubrane, śpiewające pieśń pochwalną, lecz także dostawy dla wojska, a nawet rekruci z wiosek.
W centrum kraju, w zaborze pruskim, przeważała orientacja proberlińska. Wiązała się z liberalnymi rządami Fryderyka Wilhelma III, który nie przejawiał zamiarów germanizacyjnych, ciężary podatkowe przerzucił na chłopów, faworyzował zaś majątki szlacheckie oraz miasta. Dostęp do portów bałtyckich otworzył szerokie możliwości dla polskiego handlu, zwłaszcza dla eksportu zboża. Przyzwoita administracja pruska wprowadziła trochę porządku do kraju, który tak bardzo ucierpiał od anarchii i bezhołowia. Lud, oczywiście, nienawidził Prusaków, zwłaszcza że najmniej korzystał z ich względów, a najwięcej od nich doznawał ucisku policyjnego i skarbowego. Elita natomiast okazywała zadowolenie; wielką rolę w kształtowaniu opinii odegrała wtedy loża masońska „Orła Białego”, której centrala mieściła się w Berlinie i która członkom swoim narzuciła pruską ideologię. W loży tej skupiało się sporo byłych jakobinów z Towarzystwa Republikanów Polskich, a także byłych legionistów, którzy, po zawarciu przez Napoleona pokoju w Lunéville i rozwiązaniu obu legii, wrócili do kraju. Królowi pruskiemu dedykował swoje wiersze Cyprian Godebski44, pułkownik drugiej legii, świadek jej haniebnego wydania przez Francuzów w ręce Austriaków. Gorycz zdradzonego legionisty wypowiedział w słynnym Wierszu do Legiów Polskich, a w powieści Grenadier-filozof dał wyraz antyfrancuskim i nawet antyrewolucyjnym nastrojom, jakie rozpowszechnione były wśród niedobitków włoskiej kampanii.
W powieści tej Godebski opowiada dzieje francuskiego odwrotu spod Mantui. Austriacy wypuścili francuskich żołnierzy, a z nimi pewną ilość oficerów — rannych i chorych przede wszystkim — oraz tych, którzy potrzebni byli do konwojowania zwolnionych z niewoli żołnierzy. Reszta oficerów poszła na trzy lata do austriackiej niewoli, Polacy zaś — jak wiadomo — wcieleni zostali do armii austriackiej. Godebski zdołał przyłączyć się do transportu rannych i chorych. W jego opowieści o ponurej wędrówce przez Alpy, przez Sabaudię do Lyonu, pojawia się raz po raz postać dziwnego grenadiera francuskiego, który odznacza się niezwykłym egoizmem i zachłannością: nic nikomu nie da, w niczym nie ustąpi, nie pomoże etc. Polscy oficerowie za to pomagają, jak mogą, wszystkim wokół i ostatnim kęsem chleba dzielą się z potrzebującymi. Wreszcie sami znajdują się w krytycznej sytuacji: wtedy nagle przychodzi im z pomocą niesympatyczny grenadier. Co więcej, okazuje się, że już wcześniej pomagał innym, ale w taki sposób, aby nie być rozpoznanym jako dobroczyńca. Gdzie tkwi tajemnica tak dziwnego postępowania? Otóż grenadier obserwował
Uwagi (0)