Życie na niby - Kazimierz Wyka (co czytać przed snem txt) 📖
Życie na niby (wyd. 1957) stanowi tom obejmujący szkice powstałe w czasie wojny i tuż po niej. Problematyka obejmuje rozmaite aspekty życia pod okupacją niemiecką, począwszy od zapisu reakcji społeczeństwa polskiego na klęskę wrześniową, poprzez techniki radzenia sobie podczas „małej stabilizacji” w warunkach ucisku gospodarczego, degradacji społecznej i zastraszenia (ale też monstrualnej korupcji i łapówkarstwa) w Generalnej Guberni, aż do momentu wyzwolenia.
- Autor: Kazimierz Wyka
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Życie na niby - Kazimierz Wyka (co czytać przed snem txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Kazimierz Wyka
Siła człowieka w dwóch wiekach cywilizacji maszynowej tak wzrosła, że jednym swoim ramieniem sięgnęła wyżej bogów. Jesteśmy sami. My, ludzie. Jesteśmy władcami naszego losu aż do jego tajemnic przypisywanych dotąd bogom. Znużona i przerażona ludzkość dzisiejsza cofa się przed tą pewnością. Sądzi, że bogom dana jest tylko władza śmierci nad drugimi, zapomniała w lęku, że dana im jest również władza nieśmiertelności nad sobą. Nie pamięta, że Zeus był nieśmiertelny po granice dostępne temu zjawisku. Żyjemy wśród nastrojów nowego końca świata. To kłamstwo. Końca świata nie będzie. To tylko noc Walpurgii jeszcze się nie skończyła i wśród ocalonych narodów błądzą jej zjawy.
Kiedy na Bikini miała spaść pierwsza bomba atomowa, byli tacy, co przepowiadali, że wzniecona wybuchem fala obiegnie świat i zniszczy lądy. Byli również zawiedzeni, kiedy to się nie stało. Znamy te głosy. Morzem Egejskim wstrząsa trzęsienie ziemi, syreny śpiewają spłoszone:
Wielu pragnęłoby uciec jak syreny. Nie ma ucieczki. Staję u okna. Przepływa za nim droga twarz. I głos podnosi się ciągle słyszany. Większość starych topól w Polsce sadził Sobieski. Jadąc na odsiecz Wiednia. Czy te również?
Oswald Spengler był myślicielem często cytowanym po pierwszej wojnie światowej. Nazajutrz po podpisaniu traktatu wersalskiego dowodził upadku cywilizacji zachodniej i wiedział dokładnie, dlaczego upaść musi. Sprawa była prostsza. Ujął ją André Maurois w aforyzmie o tym mniej więcej brzmieniu: — Łatwiej Niemcom mówić o upadku cywilizacji zachodniej aniżeli się przyznać po prostu, że nie udało im się przejść w zwycięskiej defiladzie pod Łukiem Tryumfalnym w Paryżu.
W drugiej wojnie światowej Niemcy przeszli w takiej defiladzie. I tak przegrali. Ale — nie wszystko się powtarza. Role kasandrycznych wieszczek objęli ich zwycięzcy (od zachodniej strony). Maurois miał rację: skoro ulicami miast niemieckich poczęły masowo przeciągać SA-Fackelzugi87, Spengler przestał się obawiać upadku naszej cywilizacji. — Duch pruski ją ocali — zapowiedział.
Termin kultura faustyczna, faustyczny rozpęd naszej cywilizacji, to jego ulubione słowo. Technika faustyczna, wola mocy nad naturą — znamy, dobrze znamy. Wiemy, co to znaczy, przełożone na język faustycznej polityki. Dzisiaj dopiero widzimy, jak niewiele ogniw brakowało, ażeby ten przekład dokonał się w zupełny sposób. Świat unikał końca świata, kiedy uczony niemiecki, przyszły laureat Nobla, uciekał w ciągu wojny za granicę, by nie przykładać dalej ręki do faustycznego dzieła. Unikał go, kiedy garść dzielnych niszczyła w Norwegii zapasy ciężkiej wody gromadzone przez Niemców. Unikał, kiedy czołgi sowieckie najechały na Korei japońskie wytwórnie atomowe. Dlatego, kiedy wam mówią, że najgorsze jest jeszcze przed nami, pamiętajcie w każdej chwili zwątpienia, że najgorsze jest właśnie za nami. Pamiętajcie, że Goebbels nie kłamał ani na chwilę, kiedy wciąż dawał do zrozumienia, że Niemcy trzymają w zanadrzu nowe bronie.
Tak napisał Mickiewicz. W tym jedynym wypadku szatan nie szerzył kłamstw po to, by sam w nie dopiero miał uwierzyć. Dlatego koniec świata jest za nami i staruszkowie mogą spokojnie podwiązywać pomidory w Piosence o końcu świata Miłosza.
Zostaliśmy uratowani na mocy prostego prawa fizykalnego: prawa naczyń połączonych. Kiedy w jedną rurkę nalejesz wody wysoko, w drugą nisko i połączysz je, nie sądź, że ta woda wysoka utrzyma się na swoim poziomie. Musi opaść. Kultura materialna i naukowa, moralna i filozoficzna tworzą całość naczyń połączonych. Nie można uprawiać techniki współmiernej do rozwoju i postępu ludzkości, a innym naczyniem komunikować się z barbarzyństwem. Nie można światopoglądem swoim tkwić poniżej myślenia mieszkańców Wysp Trobriandzkich. Bo ich pogląd na rzeczywistość jest dopasowany do ich doświadczeń. Nie można dzielić fizyki na aryjską i semicką, germańską i niegermańską. Nie można wyzbywać się mózgów w imię totemicznych przesądów, by błąd tutaj popełniony nie odcisnął się w miejscu, nieoczekiwanym. Fizyk żydowski po rasistowsku potraktowany zaważył więcej na władzy Hitlera nad światem niż niezmobilizowane w porę dywizje.
Zdarzało się niekiedy, że uczeni niemieccy w okresie hitleryzmu nie mogli się obejść bez zacytowania uczonych pochodzenia żydowskiego. Wtedy byli obowiązani przy zacytowanym nazwisku postawić gwiazdkę, by ostrzec czytelnika, że to nieczyste. Oto nowe użycie słów z gwiazdką: *Einstein, *Bergson, *Freud, *Kirschfeld. W odnowionym języku pragermańskim.
Ostatnia godzina nocy. Cisza jest głęboka. W zamkniętą przestrzeń pokoju przenika hejnał przed świtem. Miasto urosło. Niedaleko domu, gdzie mieszkam, jest ulica, z której narożnika Wyspiański malował serię pasteli z kopcem Kościuszki. W starym roczniku czasopisma Feliks Jasieński, Manggha88 (kto jego dzieło czyta dzisiaj w Polsce? — kopalnia wiedzy, pomysłów, zachwytów) opisuje wizytę u Wyspiańskiego.
„Mrok zapada. Nad Krakowem, tonącym w błocie, ciąży ponure, ołowiane niebo. Idę do Wyspiańskiego, uwięzionego dzięki okolicznościom i chorobie we wstrętnej kamienicy (ostatnia na prawo, narożna, przy torze kolejowym), przy wstrętnej ulicy — Krowoderskiej, na drugim piętrze. Artystę zastaję, jak zwykle, siedzącego przy stole umieszczonym na środku pokoju narożnego, o trzech oknach, z widokiem na tor kolejowy i kopiec Kościuszki... Pożegnałem go. Noc, deszcz, wicher. Płomyki latarń chwieją się, przygasają. Błoto chlupoce pod nogami ocierających się o ściany domów przechodniów, przytrzymujących trwożliwie, obiema rękami, szarpane przez wściekłe podmuchy wiatru parasole”.
Tak wyglądała wczorajsza noc krakowskiej jesieni. Ojciec młodego Józefa Korzeniowskiego, Apollo, i ojciec młodego Stanisława Wyspiańskiego, Franciszek, byli sąsiadami. Przy ulicy Poselskiej. O czym rozmawiali?
Od miesięcy otrzymujemy prasę zagraniczną i ze zdumieniem widzimy, ile miejsca zajmują tam roztrząsania na temat energii atomowej, wizje, przepowiednie, lęki, wołania o ratunek. Jak pojąć ten lęk u narodów, których dyplomacja rości sobie równocześnie pretensje do wyłączności w używaniu energii atomowej jako środka dyplomatycznego? Jak pojąć lęk człowieka, który wynalazłszy nóż drży ze strachu, by się nie zaciąć? Daleko do upadku cywilizacji ludzkiej, a tylu Faustów zasiadło na ruinach i płacze głosami jerozolimskich płaczek. Nie wiedzą, że nawet ze zburzonej Warszawy można przywieźć czarno oprawny egzemplarz i mieć przewodnika dla nocnej myśli.
Logika myśli nocnych. Nie zdarza się w ciągu dnia rozmawiać wiele o bombie atomowej. Snuć eschatologiczne pomysły. Nasi poeci czynili to przed wojną. My sami zbyt blisko byliśmy otchłani, by jeszcze powoływać ją do życia w naszej wyobraźni. Katastrofistami są pijacy, katastrofistami są szabrownicy. Nie wiedzą, czy świat potrwa jeszcze dwa tygodnie, i zarabiają, póki czas. Ale Freud ma słuszność. Sprawy niewyżyte na jawie powracają w snach. Powracają nawet w snach myśli, by ulec oczyszczeniu. Oto noc dobiega świtu. Nad bliskimi dachami niebo staje się rozcieńczone, konary topól czarniejsze.
Wschody i zachody słońca nie układają się w poezji równomiernie. Do początków romantyzmu wschodów słońca było wiele. U końca XIX wieku górują już zachody. Rzadko napotkasz poetę, który własnymi oczyma oglądał Jutrzenkę Różanopalcą. Blednieje nieboskłon, wynikają zarysy obłoków. Świt czekał nocą chmurny.
Wschody i zachody słońca w poezji nie zależą od technik poetyckich ani też od świadomych upodobań. Dla ludzi naszej doby świt jest końcem nocy, nie jest początkiem dnia. Nastaje po zmęczeniu i nie pozwala się dostrzec jako zapowiedź. Świt człowieka miejskiego. Wschody słońca dostrzegali ludzie, dla których naprawdę były one początkiem dnia. Za czasów Mickiewicza wykłady rozpoczynały się latem o szóstej rano. Tacy poeci widzą wschody słońca.
Posłuchajcie uważnie urywka przedziwnego liryku Słowackiego: „Kiedy pierwsze kury Panu śpiewają...”. Nie ma ich w mieście. Sąsiad Kanta posiadał koguta, który swoim pianiem budził starego filozofa. Kant chciał koguta odkupić, sąsiad się nie zgodził. Kant rzekł na to: „Pan ma uszy zwyczajne, ja mam słuch metafizyczny”.
Zatem poeta spał i budzi się. Chociaż? A może snami nazywa myśli myślane nocą?
Świt, koniec nocy. Egzemplarz Fausta otwieram na stronie, jaka się sama rozłoży. Oto śpiewają Parki:
Uprzędłaś noc, Lachesis. Niech siostry twoje przędą dni. W topolę wniknął promień — już jesień.
1946 r.
1. ad hoc (łac.) — na poczekaniu. [przypis edytorski]
2. zacząłem był — daw. konstrukcja czasu zaprzeszłego; znaczenie: zacząłem wcześniej, uprzednio (w stosunku do czynności wyrażonej zwykłym czasem przeszłym). [przypis edytorski]
3. niepozbawiony interesu — tj. interesujący, budzący zainteresowanie. [przypis edytorski]
4. rue de la Paix (fr.) — ulica Pokoju. [przypis edytorski]
5. Alle diese Gebiete (...) jeder wirtschaftlichen Möglichkeit ausgedehnt — Te wszystkie obszary, które zostały wówczas wcielone do Polski, zawdzięczają swój rozwój wyłącznie niemieckiej energii, niemieckiej pracowitości i niemieckiemu twórczemu działaniu... Polska, która powstała z ofiar i krwi niezliczonych niemieckich pułków, rozprzestrzeniła się kosztem starych niemieckich obszarów osiedleńczych, a stało się to wbrew wszelkiemu rozsądkowi i wbrew jakimkolwiek jej możliwościom gospodarczym. [przypis autorski]
6. Es ist in den letzten 20 Jahren (...) der Barbarei wieder zurückzugeben — W ciągu ostatnich 20 lat zostało dowiedzione: Polak, który nie stworzył tej kultury, nie był jej również zdolny utrzymać. Pokazało się raz jeszcze, że tylko ten, który sam jest zdolny do twórczości kulturalnej, potrafi w sposób trwały zachować dorobek prawdziwej kultury. 50 lat dalszego polskiego panowania wystarczyłoby, aby te obszary, które Niemiec mozolnie, z pilnością i starannością wydarł barbarzyństwu, zostały z powrotem barbarzyństwu oddane. [przypis autorski]
7. Dabei ist es noch (...) dieses überlegene Volk misshandeln — Jest bowiem rzeczą zgoła odmienną, czy kraj o mniejszym znaczeniu kulturalnym ma to nieszczęście, że zostanie opanowany przez naród o większej kulturze, czy też naród o wysokiej kulturze spotka ten tragiczny los, że ulegnie on narodowi stojącemu pod względem kulturalnym niżej. Bowiem w tym niższym narodzie ujawnią się i zaczną działać wszystkie możliwe kompleksy niższości wobec narodu o wyższej kulturze, ów wyżej stojący naród będzie traktowany okrutnie i po barbarzyńsku. [przypis autorski]
8. In Kressendorf nichts neues (niem.) — W Kressendorfie nic nowego. [przypis edytorski]
9. nieszczęście rozpoczęło się w Monachium, podówczas bowiem po raz pierwszy ofiara stanęła samotna — chodzi o układ podpisany w Monachium 30 września 1938 r. przez szefa rządu Wielkiej Brytanii, Neville’a Chamberlaina wespół z reprezentującymi: Francję Édouardem Daladierem, Włochy Benito Mussolinim i Niemcy Adolfem Hitlerem; układ monachijski (zwany też dyktatem monachijskim) stanowił porozumienie dotyczące przyłączenia do III Rzeszy Niemieckiej części terytoriów Czechosłowacji, mianowicie Kraju Sudetów, na pograniczu z Niemcami i Austrią, zamieszkanego w większości przez ludność niemiecką. Czechosłowacja, której terytorium i suwerenność stanowiły przedmiot obrad i decyzji, nie była reprezentowana; po uzgodnieniu procedur i terminów oderwania regionu sudeckiego od Czechosłowacji (tj. pozbawienia jej 40% potencjału ekonomicznego oraz naturalnej linii obrony w razie niemieckiej agresji), wezwano ją do wysłania do Monachium swojego delegata, którego rola ograniczyła się do przeczytania i podpisania tekstu postanowień wręczonego mu przez premiera Chamberlaina. [przypis edytorski]
10. Clausewitz, Carl von (1780–1831) — teoretyk wojny, generał, walczył w armii rosyjskiej i pruskiej, wykładowca Akademii Wojskowej, autor opublikowanej pośmiertnie książki O wojnie; popularność zyskały jego aforyzmy, takie jak „Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami”; uważał obronę za najefektywniejszy sposób prowadzenia wojny. [przypis edytorski]
11. Räder müssen rollen für den Sieg (niem.) — koła muszą toczyć się do zwycięstwa. [przypis edytorski]
12. w styczniu minionego roku — tj. w styczniu 1945 r.; szkice pochodzące z tego zbioru zostały zredagowane w latach 1946 i 1948 na podstawie notatek okupacyjnych. [przypis edytorski]
13. Tak samo musiały wyglądać najścia Krzyżaków (...) zagony Tatarów — Oglądając w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym ósmym wspaniały film Eisensteina Aleksander Newski, uderzony byłem siłą podobnie zaczerpniętej z najdawniejszej przeszłości analogii wizualnej i historiozoficznej zarazem. [przypis autorski]
14. Nie dla nas winnic (...) wódki dzban. — fragment wiersza Jarosława Iwaszkiewicza z tomu Księga dnia i księga nocy (1929). [przypis edytorski]
15. COP — Centralny Okręg Przemysłowy. [przypis edytorski]
16. lata kryzysu — tj. lata 1929–1933, tzw. wielki kryzys, który objął wszystkie dziedziny gospodarki, zarówno przemysł, jak rolnictwo, i wszystkie państwa oprócz ZSRR, niepodlegającego mechanizmom gospodarki kapitalistycznej; za początek kryzysu uznaje się tzw. czarny czwartek (24
Uwagi (0)