Dante - Cezary Jellenta (jak polubić czytanie książek txt) 📖
Specyficzna analiza postaci Dantego Alighieri, jednego z najznamienitszych poetów w historii literatury, obfitująca w rozważania teoretycznoliterackie na temat jego opus vitae, epoki i literatury.
Jellenta kreśli portret Dantego, przy czym tworząc jego obraz jako poety, wychodzi od znanych malarskich i rzeźbiarskich wizerunków autora Boskiej komedii. Stawia też pytania o Beatrycze: kim była, jaka była jej rola w poemacie i czy w ogóle istniała, czy była tylko alegorią religii, państwa bądź filozofii. Ponadto opisuje „dzieje duszy twórczej”, analizuje ówczesną sytuację polityczną i na tym tle przedstawia Dantego jako poetę wyklętego. Wszystko to razem tworzy bogatą, wyczerpującą i ciekawą monografię poświęconą Dantemu i jego twórczości.
- Autor: Cezary Jellenta
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Dante - Cezary Jellenta (jak polubić czytanie książek txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Cezary Jellenta
Takie pojmowanie nie ma w sobie nic z czczego domysłu. Odrzucam fakta postronne, poddaję się naturalnej grze uczuć Komedyi, i oto co znajduję. Ta jej część najważniejsza, która stanowi osobną i niezależną prawie całość — która opiewa tylko zbrodnie i występki i składa się z Piekła i Czyśćca — ujęta jest w szczególne ramy. Ma ona w swym wstępie i w zakończeniu coś, co szczególnie porywa duszę i drga nadzwyczajną szczerością. W każdym innym utworze, któryby nie dźwigał na sobie całych Alp objaśnień i domysłów, dwa takie pokrewne i stanowiące jego oprawę momenta miałyby dla szczerego i wrażliwego czytelnika znaczenie wskazówki niezawodnej, jasnej i wymowniejszej nad wszelkie najuczeńsze wywody.
Cóż one opiewają? Pierwszy brzmi:
A potem idzie opis potworów: pantery, lwa i wilka, które mu zastąpiły drogę, wiodącą z doliny grzechu, i wreszcie spotkanie wielkiego Mantuańczyka, Wergiliusza. Dziwnie wzruszającą jest rozmowa dwu wieszczów, z których jeden błaga o pomoc i ratunek, a drugi, „widząc łzy jego”, obiecuje wyzwolić go z sideł złego i poprowadzić przez państwa wieczności.
Wszyscy widzą w tym dzikim lesie jakieś puszcze filozoficznych zwątpień i przeczuć, w owych zaś bestyach — symbole zwierzęcych w człowieku pokus albo też stronnictw, które rozdzielały i rozdzierały Florencyę. Lecz czyżnie prościej i słuszniej byłoby zapytać epilogu tej wędrówki z Wergiliuszem, kresu właściwej pielgrzymki, i posłuchać co tam powiedziano o jej początku? A kres ten posiada wymowę iście cudowną. Jest to owo słynne z piękności pożegnanie się z Wergilim i napomnienie z ust Beatryczy, która wreszcie przebacza zbłąkanemu. Lecz cóż mu ona przebaczać może w tem ważnem miejscu, u celu pielgrzymki po krainie bólu? Cóż, jeżeli nie ów dziki ciemny bór? A czem był ten bór, to widać jak przez kryształ przez karcące słowa niebianki i wyznanie samego Danta, w którego żyłach „na widok jej każda kropla zadrżała” z obawy, skruchy i „wstydu ciężkiego”:
A Beatrycze, tłómacząc swą surowość, mówi, iż chce, „by ją zrozumiał ten, który tam płacze, a boleść jego równą była winie”. Albowiem był obdarzony od Boga i gwiazd wielkiemi przymiotami, lecz rola tem gorszą i dziwną się staje, im więcej zawiera w sobie dzielnej ziemnej treści, gdy ziarno złe i brak uprawy:
Wreszcie „goniąc za szczęścia złudnemi obrazy” upadł tak nizko, że nie pozostało innego środka, jak tylko
Dlaczego — tak gromi go Beatrycze dalej (p. XXVI) — opuszczał na dół pióra i nowych ran czekał z oczu dziewczyny; czemu, choć przecie porósł już w pierze, jest jak nowotny ptaszek, nieostrożny i niemądry; czemu wabnych syren słuchał? Surowość boskiej kochanki i siła idealnej piękności, bijąca z całej jej postaci, sprawiły, iż
I, zaiste, wielką musiała być ta boleść, skoro aż nimfy wstawić się za nim musiały:
Trzeba chyba umyślnie zamykać oczy, żeby nie widzieć, iż ten najszczerszy, najsilniejszy, najbardziej łzawy w całej komedyi wylew uczuć stanowi, popierwsze, rozwiązanie węzła, zadzierzgniętego tajemniczą spowiedzią o „selva selvaggia” i, powtóre, odkupienie uciech światowych, pogoni za złudną marą szczęścia, utraty siły moralnej, obniżenia godności i polotu ducha. Byłoby płytkiem i jednostronnem widzieć ten upadek tylko w pewnej rozwiązłości i zmysłowem wyuzdaniu. Przeciwnie, należy go pojmować znacznie szerzej, i pamiętać, że głębokie poczucie etycznego idealizmu, które tkwiło zawsze na dnie duszy Danta, mogło się czuć sponiewieranem i przez zwyczajny materyalizm życiowy. Sama już obraza czci dla potężnej a wolnej woli, samo rozmiękczenie charakteru i nadmierna skłonność do rozkoszy i szczęścia indywidualnego — wystarczały do tego, żeby się zrodziła potrzeba oczyszczenia, wewnętrznej rehabilitacyi, tęsknota za lotem silnym, górnym i świetlistym.
To też z chwilą gdy odnalazł siebie, może już wziąć za wodza wolę własną, albowiem jest ona wolna i zdrowa i prawa — takiemi słowy Wergili żegna u wrót raju i wieńczy poetę na znak, że jest sam sobie panem38.
Wieńczy go nietylko mitrą, znamieniem wielkości religijnej, lecz i koroną — znakiem chwały ziemskiej. Bo piewca „dna całego świata” i „wiecznego bólu” samą szczytnością swego przedsięwzięcia i podniosłością celu swego zdobył sławę. Ona-to była dlań bodźcem w strasznej pracy, podtrzymywała go w żałosnej wędrówce po nieskończonych kaźniach, była ekspiacyą, której się duch jego domagał.
Nikt nie weźmie chyba tego momentu psychicznego żądzy sławy za jedno z żądzą pokuty kościelnej. Co innego — śpiewać tragedyę człowieka dla chwały swojej i ludzkiej, a co innego przedstawiać w niej spowiedź przed konfesyonałem Boga. Czyż zresztą sam poeta nie przyznaje się jeszcze w innem miejscu do swego pragnienia sławy, zarówno w rozmowie ze Stacyuszem, który mówi: „Bodajś z pożytkiem dokonał wielkiej swej pracy”, jak w stu innych miejscach, gdzie opiewa wciąż sławę i sławę, jak wreszcie — i najwymowniej, w pieśni XXIV Piekła? Zmęczonemu i wycieńczonemu mozolną drogą rzecze Wergili:
Potrzebaż lepszego dowodu? Jakoż okazuje się, że Włosi, zapewne lepiej i żywiej odczuwający wielkiego swego39 rodaka, najchętniej widzą w Komedyi hołd spłacony sławie. Świadczy o tem pogląd Marchettiego, jeden z najbardziej lubionych i rozpowszechnionych. Jest to zarazem pogląd szlachetny i szczery — i ciepłem swem właśnie dorównywa temperaturze uczuciowej samej wizyi. Według niego Komedya to ucieczka od klęsk, osłoda cierpień i droga do odzyskania szczęścia. Ciemny las — to wygnanie, potwory, zastępujące mu drogę, — to gwelfowie, papież i Karol Walezyusz 40, szczeblowanie do Raju — to szczeblowanie do sławy, którą tak opromienić zamierzył imię swoje, ażby upokorzyło dumną i okrutną Florencyę, aż-by zawstydzona zgotowała tryumf i wrota swoje na ściężaj wielkiemu swemu synowi otwarła41.
W takiej wykładni — sam Marchetti słusznie ją zowie szlachetną i najzgodniejszą z prawdą, — nic nam nie przesłania wielkiego poety. Brzmi ona współdźwięcznie z owem upomnieniem Wergilego, że bez sławy życie jest dymem w powietrzu, pianą na wodzie. Boć wiemy, że poeta, choćby najwyżej wspiął się po stopniach nadziemskiego ołtarza myśli, choćby wyzbył się wszystkich brzemion ziemi, jednemu zostanie wiernym niewolnikiem — pragnieniu sławy. A z takiego pragnienia rodzi się, nie chęć zbudowania świata morałami, lecz żądza podbicia go i zespolenia się z nim w locie nad gwiazdy.
Cokolwiekby kto na to odparł, w głowie pomieścić się nie może, aby Dante nie miał i tej choćby intencyi, tworząc swe wielkie dzieło, — ażeby nie żywił złudzeń lub nawet pewności,że przejedna swą ojczyznę i rozpali w niej dla siebie żar uwielbienia. Widzieliśmy przecie, jak ją kocha, tę najpiękniejszą córę Romy, i jak za nią tęskni. Czyżby mogła nie zrozumieć go, nie przebaczyć, nie rozpłakać się, nie przyjąć w otwarte ramiona, gdy wzdychał i marzył:
(Raj. p. XXV).
Niestety — nie darmo w jednym z cyklów swych canzon o niewzruszonej jak głaz wyraz „kamień” powtarza z rozmysłu po kilkanaście razy, prawie jak symbolista naszych czasów, który dla tem pewniejszej suggestyi wciąż w ten sam klawisz uderza — tak, że aż do tych pieśni przylgnęło miano „skalistych” albo „kamiennych” — pietrose. Nie darmo w sonecie jednym skarży się na okrutną, co jasnym wzrokiem swym zapala ogień morderczy, a tak jest dumna, że spokojnie pozwala ginąć tym, co się jej oddali, i odwraca oczy, gdy u stóp jej konają. Florencya miała dlań rzeczywiście serc42 z kamienia.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
„Dante — psalmistą pokutującym, skruszonym teologiem”
„Dante — kacerzem, rewolucyonistą”.
Chyba niepodobna wymyśleć bardziej zabawnego zestawienia. Lecz to, na co-by się nie zdobył żaden wybryk wesołej fantazyi, to uczyniła rzeczywistość i to jest pomysłem całkiem poważnym. Nietylko bowiem posądzają Danta o spiskowanie zapomocą poezyi przeciw państwu, ale o coś więcej — przeciw religii, słowem, o kacerstwo!
Jakim sposobem zdrowa myśl krytyczna dojść mogła do podobnych urojeń, nad tem za długo byłoby się tutaj rozwodzić. Niechaj wystarczy jeden fakt, który sporo światła rzuca. Oto po okresie komentowania ze stanowiska wiary nadszedł czas, kiedy Boska Komedya stała się dla ludzi poematem nawskroś politycznym. Możnaby dodać, że czas to szczególnego rozrostu zagadnień państwowych w Europie, czas politycznego o wszystkiem myślenia. Gdy krytyka raz na tę drogę weszła i wdała się w odcyfrowywanie utajonych jakoby założeń w pismach Alighierego, nie spoczęłapóty, aż się znalazła u krańców, jak to zresztą bywa zawsze. I oto rezultatem tego przeczulenia politycznego są nader poważne i bądźcobądź w wielką erudycyę zbrojne dzieła Dante-Gabryela Rossettiego starszego, oraz Francuza Arroux’a, już nie mówiąc o innych, drobniejszych.
Ale nie jest on bynajmniej wyłącznym tworem nowych czasów. Przeciwnie, wiąże się z tradycyą i ma pewnie pierwsze swe źródło w pierwszej klątwie, która ścigała postać, a następnie i cień, wielkiego poety. Raz wyklęty, mógł już być obarczany mnóstwem innych win. Ścigany niełaską Kuryi i jej sprzymierzeńców, i całkiem zasadnie — boć był jej jawnym wrogiem — dlaczegożby nie miał być przeklętym wogóle jako wróg „istniejącego porządku rzeczy”, zarówno kościelnego jak i świeckiego? Zobaczmyż ile w tych wszystkich oskarżeniach prawdy i o ile dalszem swem życiem i postępowaniem dawał do nich powód.
Całkiem świadomie mówimy „życiem” i nie dodajemy „teoryami”, albowiem, jak można było już wyczuć, ten nadzwyczajny ustrój był sobie zawsze wierny, tak głęboko szczery i rdzenny, że w nim wszystko było życiem. Dzieła swe pisał własną krwią i żółcią, własnym zapałem i bólem. Napozór chłodna i powolna scholastyka jego wywodów jest tylko niezbędną dla epoki daniną formy, lecz kryje się pod nią zawsze gorąco najwewnętrzniejszych chęci. Nie były to wogóle czasy tworzenia rzeczy zewnętrznych, peryferycznych, niezwiązanych z duchowym rdzeniem istoty, jak za dni naszych; nie pisano wtedy dla potrzeby chwili, przygodnego poklasku, na obstalunek, choćby wbrew uczuciu i przekonaniu. A jeśli kto, to Dante w szczególności był naturą intensywną, mógłby śmiało każdy swój utwór, najbardziej nawet prozaiczny, nazwać vita.
Stosuje się to w wysokim stopniu do tej sfery jegoducha, którą najpełniej i najsystematyczniej wypowiedział w Monarchia. Czyż nie jest, pytam, uderzającem to, że niektórzy widzą w niej wyraz naukowy tego samego, co wyśpiewał poetycznie w Komedyi, mianowicie „zwiastowanie królestwa Bożego na ziemi”43, że więc te same uczucia przybrał w dwojaką formę? Czyż nie jest równie znamiennem, że choć daty narodzin pism Danta są mniej więcej ustalone, co do Monarchii zdania do tego stopnia się różnią, iż jedni uważają ją za bardzo wczesną pracę, pisaną jeszcze we Florencyi, i nawet przed rokiem 1300, inni zaś za całkiem późną, mianowicie równoczesną z t. z. Römerzugiem Henryka VII44? O czemże to świadczy? Że można przesuwać dowolnie datę teoryi Danta bez uchybienia jego indywidualności, że już za młodu, przed rozbratem ostatecznym z ojczyzną, żywił on te same przekonania, co później, gdy wszedł w okres zupełnej dojrzałości.
Lecz skoro źródło poglądów politycznych Danta było w samem jego jestestwie, tedy nic dziwnego, że przybrać one musiały jeszcze inny, plastyczniejszy, kształt — kształt czynu. Dante szukał wcielenia żywego swoich ideałów, i znalazł je właśnie w osobie Henryka VII. Na niego zwracał pełne nadziei oczy, może
Uwagi (0)