Darmowe ebooki » Epos » Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski



1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 92
Idź do strony:
jak głośny lietauros1144, wtórzyły, 
I wojną wrzały, i wojnę głosiły. 
  XXVII
I jechał daléj, jechał bez spoczynku, 
Trzy dni, trzy nocy; czwartego nad rankiem, 
Ujrzał Krywiczan grodu mur czerwony, 
Stanął we wrotach, szedł pieszo w podwórzec. 
Inny już teraz był zamek Mindowy: 
Nie widać łowów, wojny przygotowań, 
Nie rżą tu konie, nie wyją ogary; 
Sokoły młode nie trzepią skrzydłami, 
Otroki1145 mieczów nie ostrzą na progach, 
I ciżby nié ma, co dawniéj ochotna 
Wszystkiemi wroty do zamku płynęła; 
Nie słychać głosu probowanych rogów, 
Nie widać łupów na wrogach zdobytych, 
Ani skór zwierząt na łowach zabitych. 
Głuche milczenie na zamku gościło; 
Niewielu dworzan przed wroty siedziało, 
W sinią dal smutnie, ponuro patrzało. 
Ogary spały z najeżonym włosem, 
Wychudłe; czasem łeb wznosiły czarny, 
Smutnie zawyły, i znowu spuszczały. 
Zarósł mchem dawniéj gościnny podwórzec, 
Rzadkiemi teraz deptany nogami. 
Milczały ściany, i cisza dokoła, 
Jak na zwaliskach spalonego sioła, 
Siedziała, palec na ustach trzymając. 
Czasem mnich czarny sunął się dziedzińcem, 
I w ciemnych przejściach, jak duch nocny, znikał. 
Czasem się znowu śpiéwy nieznajome 
Ze drzwi dalekich ponuro ozwały. 
I stanął Trojnat, i zmierzył oczyma 
Pustynię — dawną litewską stolicę. 
— Otoż, rzekł w duchu, co Niemcy zrobili 
Z twojego domu, z twéj duszy, Mindowe! 
Spętali ręce i duszę spętali; 
Każą ci konać w ciszy i pokoju, 
W gnuśnym spoczynku, w odludnéj komnacie! — 
 
I szedł, i stanął na świetlicy progu, 
Gdzie Mindows gnuśniał w haniebnym spoczynku, 
Stanął i patrzał. — I toż to Mindowe!! — 
Mindows na skórze niedźwiedziéj spoczywał, 
Ręce na piersiach założone trzymał, 
Oczy w ognisko wlepione bez ruchu — 
Sam jeden, pusto w komnacie szérokiéj, 
Nogi bez wiżos, bok bez białéj broni, 
Włos rozpuszczony żałobnie po skroni. — 
Nawet ognisko nie jasno pałało; 
Ledwie w niém główni1146 dwie zagasłych tlało. 
 
Stanął i patrzał Trojnat, a Mindowe 
Usłyszał szelest, podniósł ciężko głowę, 
I oczy martwe wlepił w twarz Żmudzina. 
— Mindows to? Trojnat zbliżając się rzecze, 
Mindows to gnuśnie u ognia spoczywa, 
Gdy Litwa z Żmudzią, dwie siostry rodzone, 
Płaczą i smutną pieśń pogrzebną wiodą. 
Mindows to jeden, bez sług, bez przyjaciół? 
Wiernego miecza, sokołów, ogarów? 
Otóż co mnichy1147 zrobili już z ciebie — 
Martwca1148, co chłodne ciało u ogniska 
Grzeje, i czeka stosu i mogiły. 
Zapomniał wojny i lęka się wroga! 
Tyżeś to Mindows, ów syn Ryngoldowy, 
Co miecz Ryngolda dźwignąć byłeś zdolny, 
Coś swoich braci twarde zwalił głowy? 
Tyżeś to, powiedz, czy duch twój tu przyszedł 
Na ziemię dawną, obaczyć się z swemi, 
I u ogniska rodzinnego płakać? 
O wstyd ci, hańba, gnuśny Kunigasie! 
Pęta na nogach, jarzmo na twéj szyi. 
Ty nie śmiész nawet strzęsnąć się, zaryczéć, 
Ażeby lasy twój ryk usłyszały, 
Ażeby ludy ku tobie przybiegły, 
I srogie pęta twoje rozwiązały. 
O! wstyd, Mindowsie, tobie niańczyć dzieci, 
Nie ponad Litwą i Żmudzią panować! — 
Sromoto! lud lwój i wiarę przedałeś. 
Ziemię twą mnichóm, w kawałki rozdartą, 
Rozdałeś, jako szatę dla żebraków. 
Podły, i nawet krwią nie zajdą lica, 
I wstydu nie masz, by ci oblał skronie, 
I miecza nie masz zabić się ze wstydu. 
A twoi wierni, druhy twoje, Niemcy, 
Patrz co po Litwie panując zrobili. 
Krew rozléwają, niewiasty sromocą, 
Dzieci od matek gwałtem wydziérają, 
Lud pędzą zamki budować na siebie, 
Żelazna pletnia na grzbietach skrwawionych! 
Ty śpisz, ty siedzisz gnuśny u ogniska, 
I jęków drzémiąc nie słyszysz Mindowsie! — 
Patrz co twe druhy robią w twojéj ziemi. 
Tyś jest niewolnik, oni tu królowie; 
Dali ci złotą koronę na głowę, 
Ażeby oczy nią zasłonić tobie. 
Już wkrótce przyjdą i ciebie zakują, 
Jak mnie chcą zakuć: obedrą cię z mienia, 
Jak mnie odarli. Wierne druhy twoje — 
Siedém dni ledwie łupieztwu1149 minęło, 
Posłałem sługi do pruskiéj granicy; 
Wrócili słudzy z rękoma próżnemi, 
Niosąc szyderstwo i odgróżki mnichów. 
Powiedz, Mindowsie, wiecznież ty spać będziesz? 
Nigdyż już na nich nie dobędziesz miecza? 
Zgrozo! tyś nie jest Litwin, ty nie pan nasz. 
Krew niewolnicy zimna w tobie płynie, 
Leniwe zwierzę, co w ciepłém łożysku. 
Dajesz bezbronny dusić się ogaróm. — 
Mówił, krwią lice Mindowsa się kryło, 
Wargi mu drżały, i powstał, i szukał 
Miecza dokoła, a miecza nie było. 
 
— Na1150 ci miecz, wołał szydersko doń Trojnat, 
Kądziel zapewne mnichy dali tobie! 
Nie masz czém nawet ukarać zuchwalca, 
Co pod twym dachem w oczy tobie pluje. 
Na ci miecz, Mindows, lecz umiészże jeszcze 
Zwiędłemi palcy za miecz ująć twardy? —  
 
I śmiał się. Mindows budził się z uśpienia, 
Niezrozumiałą tłómaczył1151 się mową. 
— Trojnacie! rzekł mu, tyś jest wróg Krzyżaków, 
Słuchasz złych ludzi; co oni ci winni? — 
— Oni niewinni! tak, oni niewinni! 
Oni są czyści, wdzięczność im na wieki! 
Wdzięczność, że Bogów zrzucili ołtarze, 
Że nas spętali, że z mienia odarli — 
Krew naszą piją, łzy naszemi poją, 
Na karkach naszych grody sobie stroją, 
I co dzień szmaty ziem twych drą ci nowe, 
By je przyłączyć do ziemi Zakonu. — 
 
— Oni nam lepszą — dali nową wiarę — 
Oni — A Trojnat rwał Mindowsa mowę — 
— Nie mów, rzekł — Słowa nie z serca ci płyną, 
Wstyd swój chcesz pokryć dziurawemi szmaty, 
Wstyd ci, a nie chcesz zeznać swego wstydu, 
Bo nie masz siły złego już naprawić! 
Lecz słuchaj, Kniaziu, słuchaj mnie, Mindowe! 
Tyś jeszcze silny; byleś zerwał pęta, 
Lud twój się cały popędzi za tobą. 
Te ziemie, które z swych krajów oddałeś, 
Wrócą do ciebie — Ruś ci dam w przymierze, 
Prusy przyjętą wiarę znów porzucą, 
I one pójdą z tobą, za swe Bogi. 
Powstań, o! powstań, rozbudź się, do ręki 
Weź miecz Ryngolda i procę Utena; 
Idź, a gdzie w rogi zatrąbisz do boju. 
Co żywe wstanie — dzieci i kobiéty, 
Pójdą kamieńmi1152 ciskając na Niemca! 
Wszyscy swe życie za wiarę położą. 
Bo po swych Bogach cała Litwa płacze! — 
 
I powstał Mindows i ręce otworzył. 
— Prawdaż, rzekł — prawda, co mówisz? Trojnacie! 
Jest z kim wojować? będzie kim zwyciężyć? 
Lud mój czy wstanie, czyli pójdzie ze mną? 
— Patrz, rzekł mu Trojnat, widzisz krucze stado, 
Co na tych gajów opadło wierzchołku? 
Cisza w niém, ani śród gałęzi czarnych 
Widać już ptaków. Ot jeden się zrywa, 
Krzyknął płaczliwie, i z lasu całego, 
Chmura się czarna w jedną chwilę wzniosła. 
Tak lud litewski zerwie się, Mindowsie, 
Na jedno twoje ku niemu skinienie. 
Oszczepy, łuki wezmą i pobiegą; 
A nim trzy razy słońce się obmyje, 
Białego płaszcza nie będzie na Litwie, 
Biały płaszcz będzie mogiły pokrywał. — 
— Lecz nim dziesięć kroć słońce się obmyje, 
Rzekł Mindows ciężko, od Pregeli1153, Dźwiny, 
Od brzegów Morza Białego1154, od Lachów1155, 
Z Rusi dalekiéj obrońce1156 nadbiegą1157, 
I białe płaszcze będą w Litwie mściły; 
A znowu lud mój w lasy się rozbieży, 
Mindows sam jeden w swym zamku zostanie, 
Jak kiedy posły wysyłał do mnichów. 
I wówczas padnie Mindows i nie wstanie! — 
— Nie, krzyknął Trojnat — Lachów Tatar straszy, 
Pilnują strzechy, nie puszczą z rąk broni. 
Ruś twoja, panie, dam ci ją w przymierze; 
Kuroni znowu do ciebie się zwrócą, 
Prusy swą wiarę i mnichów porzucą. 
A jednych Niemców łatwo nam pokonać. 
O! uderz w rogi, na głos twój przybieży 
Tysiące ludu z Żmudzi i Jaćwieży. — 
 
A Mindows dumał i potrząsał głową — 
— Nie, nie, Trojnacie, tyś nie poznał ludu, 
Ty nie znasz Litwy, ty marzysz jak senny. 
Lud pójdzie z nami; lecz tęskno mu stanie 
Za chatą swoją, spokojem domowym, 
I rzuci oręż, i w lasy poleci. 
Ty nie znasz ludu. Ruś się czai, czeka 
Na głos lietaurów, przybieży rozdziérać 
Pastwę1158 gotową. I Lach znajdzie chwilę 
Odbiedz1159 od domów, by Litwę plądrować. 
Kuroni zamków krzyżackich się boją. 
Prusy swych dawnych Bogów zapomnieli. — 
— Co mówię, Trojnat rzekł z ręką na piersi, 
Na to na dawne przysięgnę ci Bogi. 
Jam przeszedł krajem i podsłuchał głosu. 
Ja wiém, czém piersi ludu twego biją. 
I z Prus mnie nieraz wiater zalatywał, 
Niejeden Kuron jęczał już przede mną. 
Mindowsie! — słowo — a pójdę i wojsko 
Spędzę, jak chmury szarańczy straszliwe. — 
— Idź, rzekł Mindowe — idź, rób, ja z daleka 
Patrzać się będę; kiedy lud mój stanie, 
I ja z nim pójdę. — Idź, bo tutaj szpiegi 
Słów może naszych za drzwiami słuchają. — 
Zwrócił się Trojnat, spojrzał poza siebie, 
Ale w ciemnościach nic widać nie było, 
Tylko z daleka jakby szelest sukni 
Powlókł się, zginął na ciemnych przedsieniach. 
— Pomnij, Mindowsie, tyś rzekł, — pójdę z ludem, — 
Trojnat mu szeptał — Ja przyjdę po ciebie, 
Nie sam już jeden, z tysiącami ludu — 
Pomnij, bo Litwy gdy nie będziesz wodzem, 
Najpiérwszym swoich poddanych tyś wrogiem. 
Ja sam ci strzałę w pierś poślę kłamliwą, 
Ja sam ci wydrę twe serce zajęcze. 
Pomnij!! — I wyszedł, podwórzec przebiéga, 
Na konia siada, w czwał1160 leci i znika; 
A Mindows usiadł u ognia i duma, 
Piersi mu tchnieniem ciężkiém się podnoszą, 
I serce bije gwałtowniéj i chyżéj. 
 
Wtém z bocznéj weszła komnaty Królowa, 
Z dziecięciem jedném, co u piersi ssało, 
Drugie przy matce wesołe igrało. 
Weszła, a Mindows nie widział, nie słyszał, 
On myślą latał po krwawym już boju. 
Aż mały Rukla bliżéj zaświergotał, 
I z dumań zbudził Mindowsa wielkiego. 
Strząsł myśli Mindows, wzniósł głowę, tuż żona 
Milcząca stoi, z dziecięciem u piersi; 
Patrzy na niego smutnie zamyślona; 
I jakby chciała w oczach jego czytać, 
Tak wzrok swój śmiało topi w jego wzroku. 
— Mindowsie! rzekła, jam wszystko słyszała; 
Drugi raz zdrajcą ty jesteś, Mindowe! 
Raz lud swój, wiarę swych ojców zdradziłeś, 
A teraz lepszą chcesz porzucić wiarę, 
Teraz chcesz znowu przyjaciół swych przedać1161. 
Krzyżacy, Królu, przyjaciele twoi; 
Oni koronę dali ci na głowę, 
Oni na duszę lepszą wiarę dali. 
Rzuciłeś Bogi litewskie bezduszne, 
Poznałeś chrześcijan1162 jedynego Boga, 
I znów chcesz zstąpić do fałszu dawnego! 
O panie! spojrzyj na tych dzieci dwoje; 
Przyszłość im straszną, może śmierć gotujesz — 
Za co? Za Bogi z kamienia i drzewa! 
Za Bogi, które krew piją, i łzami 
Poją się, jako najsłodszém mieciones1163. 
Pomnij, że w walkę idziesz z całym światem. 
Wszyscy się wezmą za wzgardę swéj wiary; 
Ty padniesz, Królu, ty i twoje dzieci. — 
I obcy przyjdzie siąść na twą stolicę — 
Trojnat ci wojnę szepcze, jak wąż w raju, 
O którym mnisi uczyli nas biali. 
On z wojny karmię1164 dla siebie wyniesie; 
Chce ciebie zrzucić, aby sam królował, 
Stanie na piersi twéj, by dosiądz1165 tronu, 
I nogą popchnie cię, kiedy upadniesz. 
O panie! nad twą ulituj się duszą — 
Panie! nad dziećmi ulituj się swemi! — 
— Milczeć, kobiéto, i kądziel prząść tobie, 
Rzekł Mindows dziko, zgrzytając zębami. 
Milczéć, na Bogi! lub zmilkniesz na wieki — 
Alboż kobiéty uczyć mężów mają! — 
Rzekł, i ponurém potoczył wejrzeniem, 
I dziécka swego odepchnął usciski, 
Wskazując na drzwi, by wyszła, Królowéj. 
I wyszła Marti, zléwając się łzami, 
A jeszcze Mindows pogonił ją słowem — 
— Milczéć, kobiéto, i kądziel prząść tobie, 
A nie kłaść palców, kędy wrota skrzypią! — 
  XXVIII
Dzień był niedzielny; z kaplicy zamkowéj 
Dzwon na modlitwę nowochrzczonych wzywał. 
Leci próżno dwakroć, trzykroć się odzywał, 
Lud nie chciał słyszeć do modlitwy znaku; 
Tylko bajoras z Mindowsa orszaku, 
U wrót otwartych, z spuszczonemi głowy 
Stali, a przy nich Biskup Christjan1166 smutnie 
Na pustą drogę od grodu poglądał. 
I łzę miał srébrną na zamgloném oku, 
Bo nikt nią nie szedł. A już tydzień trzeci 
Próżno zwołuje nieposłuszne dzieci, 
Próżno tych, których chrztem niedawno darzył, 
Łagodném słowem chce utrzymać w wierze. 
Lud słów nie słucha, ucieka od niego; 
A gdy do dzieci zbliży się Litwinów, 
Matki na ręku tuląc je unoszą — 
Starcy kapłana nie chcą słuchać głosu, 
I milcząc nikną w ciemnych numach swoich. 
Przyjdzie dzień Pański, próżno dzwon zwołuje, 
Milczy gród, milczą okoliczne sioła, 
A lud się w puszcze i pola rozbiega. 
I Christjan płacze nad ślepotą ludu, 
Modli do Boga, błaga z niebios cudu. — 
Lecz czas nie przyszedł — Bóg modlitwóm głuchy, 
I dziś dzwon jęczy dwa razy, trzy razy, 
Christjan spogląda, — nikogo na drodze. 
Na mieście rozruch i wesołe krzyki, 
A przed kaplicą kapłan, chłopiąt dwoje, 
Kilku bojarów i kilku Krzyżaków. 
 
Mindows przez okno wygląda zamkowe. 
Patrzy on drogą; brew, co oko kryła, 
Wzniosła się w górę, wzniosła, rozmarszczyła. 
Gdy na Biskupa spoziéra z wysoka. 
Jak śmiéch szyderski przez usta przelata, 
I jakby radość w twarzy się maluje. 
Christjan podchodzi bliżéj, skłonił głowę, 
Łzawemi oczy spogląda na drogę, 
W pustą kaplicę; — i u Króla wzrokiem 
Odstępstwa przyczyn zda się wypytywać. 
Kunigas milcząc odrzekł mu spójrzeniem1167, 
Wzruszył ramiony, i gdzie indziéj głowę 
Zwrócił, gdzieś patrzy w dal na sine góry, 
1 ... 35 36 37 38 39 40 41 42 43 ... 92
Idź do strony:

Darmowe książki «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz