Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖
Krótki opis książki:
Anafielas to epos autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego, opowiadający o dziejach Litwy z czasów panowania wielkiego księcia litewskiego Witolda Kiejstutowicza.
Książę Witold jest jej głównym bohaterem, pojawia się również książę Jagiełło, który później doprowadził do powstania unii Litwy i Korony. Anafielas to jedno z dzieł, dzięki którym Kraszewski jest bardzo ceniony przez Litwinów — w swoich utworach ocalił pogańską i wczesnochrześcijąńską historię Litwy. Epos był wydawany w latach 1843–46.
Kraszewski był jednym z najważniejszych — i najpłodniejszych — pisarzy XIX wieku. Wciągu 57 lat swojej działalności napisał 232 powieści, głównie o tematyce historycznej, społecznej i obyczajowej. Zasłynął przede wszystkim jako autor Starej baśni.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
na sercach, i zapełniał dusze,
Życie przesiękło1064 nim i tlało całe —
Bóg chciał, Bóg skinął, i wszystko upadło:
Bałwany konie rozniosły w doliny.
Święte się gaje na ziemię zwaliły,
A głowa wiary, Krewe chrztem obmyty,
Szedł lud nawracać, niosąc krzyż na piersi.
XXII
Pogodne niebo nad Litwą świéciło,
A w Litwie pełno łez i płaczu było,
Bo stare Bogi skruszył miecz krzyżacki,
Bo starą wiarę z serc ich chciał wygonić.
Już świętych gajów, jeziór1065 i strumieni
Czcić zabroniono — I ognie pogasły
W świętém1066 Romnowe, — na Dubissy1067 brzegu,
Kiernowskich1068 świątyń zaparte podwoje,
W Zantir1069 krzyż wbity, ramiony czarnemi,
Panuje z dala spustoszonéj ziemi.
W Rikajoth ołtarz zburzyli Krzyżacy,
Na Świntorozie Znicz pogasł odwieczny,
I pusto, głucho; jak zajrzysz daleko,
Płacz tylko widać, jęki tylko słychać.
A na mogiłach, nocą, syny płaczą
Wspomnienia ojców, których nie zobaczą;
Kobole z chat swych schowali pod strzechy,
Kryjąc się dla nich z ofiarą ubogą.
A w Nowogródku dzień już wielki świta,
Dzień chrztu, dzień sławy; na Mindowsa głowie
Spocznie korona, którą Rzym mu skronie
Ozdobił, miłym nazwawszy go synem.
I pełen zamek rycerzy i gości,
Niemców i mnichów: z dalekiego kraju
Nieznane szaty, piérwszy raz zdumiały1070
Lud widzi, słyszy nieznane języki.
A Mindows dumnie wzniósł głowę nad wszystkich,
Z wesołém wrogów powitał obliczem,
I dłoń im podał, którą bił niedawno.
Niemcy, o zgrozo! patrzą jak panowie,
Rozkazy dają, królują na dworze,
Wszyscy posłuszni — bo srogie rozkazy.
— Śmierć nieposłusznym! — rzekł Mindows ponuro.
I mnisi szydzą z litewskiego ludu,
Palcem, jak bydlę, Litwę pokazują,
Wołają, patrzą, i jak zdechłe zwierzę,
Nogą popchnąwszy, zewsząd opatrują.
Lecz w sercu Litwy jest nienawiść jeszcze,
Jest zapał jeszcze, tleje ogień skryty.
Biada wam, mnisi, co niosąc krzyż boży,
Duchu Bożego na sercu nie macie.
Biada wam! Bóg się zaprze sług niewiernych,
I pokalanéj nie przyjmie ofiary.
Mistrz Andrzéj siedzi z Mindowsem w świetlicy,
A podle niego, na ławie, pisarze
Na skórach białych piszą jakieś słowa,
Które im Krzyżak cedzi od niechcenia.
Piszą i piszą — Mindows zamyślony
Słucha, nie słyszy, bo słów nie rozumié.
Patrzą świadkowie, pismu się dziwują —
A co w tém pismie1071, oni nie pojmują.
Mistrz Andrzéj chytrze, szydersko się śmieje,
Niekiedy spyta Mindowsa nawiasem,
I znowu słowa pisarzóm swym rzuca,
Jak gdyby kości dla psów wygłodniałych.
— Daliście wiele, rzekł na koniec, Kniaziu:
Żmudź całą, Karszow i Wejzeńskie włości,
Wangę, Szaławją, lecz na cóż to liczyć?
Dzięki wam, Kniaziu! Zakon za twą duszę
Wiecznie się modlić, wspominać cię będzie.
I warta darów królewska korona,
Błogosławieństwo od ojca papiéża.
Na domiar darów, jeszcze daj nam jedno —
Macie dwóch synów, Ruklę i Repikę,
Trzeci w zakonie u Rusi, nie liczę,
Bo umarł światu i oddał się Bogu.
Kto wié, co leży w czarném czasu łonie?
Kto wie, jeżeli zamrzecie bez dzieci? —
Mindows się porwał — Co, Mistrzu, mówicie?
Bez dzieci!!! przecie synów dwóch u boku —
— Bóg to wié jeden, co wam przyszłość chowa.
Tém bardziéj, niczém obietnica wasza;
A dowód serca ku nam pozostanie —
O serce tylko chodzi nam, o panie!
Powiémy ojcu naszemu papiéżu1072 —
Patrz, jak syn młodszy kocha swoich braci —
Patrz, pisze, jeśli bezdzietny dni swoich
Dokona w Bogu — dziedzictwo nam całe
Zostawi swoje, byśmy Bożą chwałę
Mnożyli po nim, i wiarę krzewili.
Mindowsie, Królu! — daj nam dobre słowo. —
Wzgardliwie Mindows twarz swoją odwrócił,
I ręką machnął, jak gdyby się godził.
Wnet Mistrz pisarzu1073 nieznanemi słowy
Jął sypać gęsto, długo, i pod pióry
Sczerniała skóra. Jak ziarna na rolę,
Padały słowa, przyszłością nabrzmiałe. —
A Mindows milczał, na wszystko zezwalał. —
Co mu się stało? Niepojęta zmiana!
Mindowsże1074 to był, wróg Niemców zajadły,
Mindows, co Prusy pustoszył od młodu,
Co Kurów sobie pociągnął od wiary,
I nowe stawiał po zgliszczach ołtarze? —
Onże1075 to teraz kornie schylał głowę,
I rękę, co go cisnęła, całował?? —
Południe było, a niebo pogodne,
Czyste, nad grodem Krywiczan świéciło.
W dolinie tłumy zebrane szemrały —
Litwy bajoras, kunigas, smerdowie,
Prosty lud, gwałtem z starych puszcz przygnany,
Czekał chrztu, którym pokropić go miano.
W godowych szatach nawróceni stali,
Lecz smutne twarze, od wstydu czerwone,
Na ziemię patrząc, posępnie spuszczali.
Wpośród nich mnisi chodzili, co słowy
Niepojętnymi dla tłumu mówili. —
A miecz krzyżacki i krzyżackie zbroje,
Gęsto błyskały nad zwalczonych głowy.
W środku wysoko usłane siedzenie
Dla Króla Litwy i Królowéj stało —
I ołtarz przed niém, nad którym krzyż złoty,
Świécił odbitym słonecznym promieniem.
Ze wrót zamkowych wyszedł szereg długi,
I wił się jak wąż złoty po dolinie,
Aż sparł o stopnie królewskiego tronu.
Na tronie z Martą siadł wielki Mindowe,
Na prawo Andrzéj Mistrz Krzyżacki staje,
Dokoła w strojach świetnych Marszałkowie,
Starsi Zakonu, i Henryk Chełmiński1076,
I arcybiskup Rygi, i mnich Christjan1077.
Powstał nareście1078 Mistrz i czytał zwoje,
Zamorskich krajów językiem pisane,
A wszyscy stojąc w milczeniu słuchali,
I jedni tylko wiedzieli Krzyżacy,
Co ojciec z Rzymu napisał do syna.
Biskup wnet Henryk do chrztu stał ubrany,
Mistrz wiódł Mindowsa i Marti Królowę,
Przed ołtarz święty, do łask bożych zdroju.
Lecz próżny obrzęd — gdy uchylał głowę,
Sercem niezgięty, stał jeszcze Mindowe
I nie pojmował znaczenia téj wiary,
Któréj wyznawcy zostawał imieniem —
Stał, dziko patrzał, szemrał przysiąg słowa,
A wzrokiem tonął w dalekiéj przestrzeni,
I myślą tonął w przyszłości pochmurnéj.
Lecz nie tak Marti białą wzięła szatę,
Ona i duszę czystą nią okryła,
Ona na krzyż ten z przestrachem patrzyła,
I kiedy głowę schylała przed Bogiem,
Duszą upadła przed Jego obliczem.
Mindows znów wstąpił na tron swój złocisty,
Przed którym teraz tłum się cisnął ludu.
Bajoras i czerń1079 kropiono i chrzczono,
Sześćset głów chrześcijan1080 z pogan uczyniono,
Lecz chrzest tak padał na zamknięte dusze,
Jako deszcz pada na skały wysokie,
I spływał po nich, nie dawszy im życia.
Posłuszni stali do świętych obrzędów,
Z pogańskiém sercem, z starą pogan duszą,
Milcząc ponuro, poglądając dziko.
Niejeden oczy gdy podniósł na mnicha,
Szukał na próżno oręża przy boku,
Procy u pasa macał niecierpliwy.
Nie było w tłumie radości okrzyków,
Gwarów wesołych, rozjaśnionych twarzy —
Długie milczenie wisiało nad niemi,
Tęsknota skrzydły tuliła szaremi. —
Znów do Mindowsa wstąpili kapłani,
I poświęconą nieśli mu koronę;
Berło błyszczące w prawicę mu dali,
Olejem świętym czoło pomazali,
Błogosławionym mieczem przepasali.
Lud patrzał na to i milczał zdumiony,
On miecz pojmował, nie pojął korony.
Wtém spójrzą w górę, — ujrzeli nad tronem,
Jak kruk się czarny unosił powolnie,
Krakał złowrogo, długo toczył wkoło,
Ozwał się jeszcze i pociągnął w lasy —
I przyleciała kukułka i siadła,
Siedémkroć, siedząc, smutnie zakukała,
Jakby za siedém lat śmierć zwiastowała,
I nie widzieli wróżb mnisi, rycerze,
Którzy Christjana1081 biskupem święcili,
Nie widział Mindows, co dumnie piastował
Ciężką koronę na wzniesionéj głowie —
I nie widziała Marti, któréj dusza
Radością nowéj wiary zajaśniała;
Ale lud widział i szemrał po cichu,
I pluł na wróżby i patrzał zpode1082 łba
Na Niemcy, Króla, ołtarz i biskupa.
Wtém wstrząsł się Mindows, i z czoła korona
Padła na głowę Mistrzu1083 Andrzejowi,
Padła i ciężko skronie mu zraniła,
I wpół rozbita na ziemię stoczyła.
Pobledli wszyscy; — lecz już czas na ucztę,
Znowu sznur długi do zamku się ciągnie;
I idą wszyscy w podwórce, gdzie stoły
Czekają gości, gdzie pod namiotami
Stary miód złotą wyléwa się strugą.
Pusto na tronie i pusto w dolinie,
Tylko kruk znowu krąży ponad niemi
I kraka, skrzydły żeglując czarnemi —
Kukułka kuka, a peleda1084 z lasu,
Jak dzwon żałobny, wolno się odzywa,
I psy Mindowsa smutnym wyją głosem.
XXIII
Jak dawniéj rzeki do morza się toczą,
Juk dawniéj morze bije się o brzegi,
Jak dawniéj niwy zieloność przybiéra,
I drzewa szumią, i ptacy1085 śpiéwają,
Jak dawniéj Litwie wschodzi roku ranek,
Wiosna zielona z wieńcami na głowie,
Jak dawniéj śpiéwa kukułka na lesie,
I sokoł1086 biały toczy pod chmurami,
I sroki siedząc na płotach szczebiocą!
Jak dawniéj wszystko — a Litwa nie stara,
Inne w niéj wszystko — bo inna w niéj wiara.
Bogi, upadłe na ziemię, nie wstały,
I wejdaloci w tłumach zaginęli,
I świątyń mury mchem obrosłe stoją,
I wywrócone nie dymią ołtarze.
Wąż tylko, dawny mieszkaniec podziemia,
Z starą raupuże1087 w swojéj został chacie,