Darmowe ebooki » Epos » Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ludovico Ariosto



1 ... 292 293 294 295 296 297 298 299 300 ... 334
Idź do strony:
class="verse">Ale się oszukiwa, bo z twardego ciała 
Broń ostra krwie wytoczyć rumianej nie chciała. 
Zaś Balizardę spuszcza grof; ta tarcz, przyłbicę 
Skruszywszy, twarzy męskiej ścina połowicę. 
  82
Potem zbroję przenika, pierś, kolana srodze 
Rani Serykanowi, krwi dając dwie drodze. 
Ten pobladł, zdumiewa się i barzo dziwuje, 
Iż sczarowany jego blach ran nie hamuje; 
Uważa raz szkaradny, ciężki, niesłychany, 
Co go dopiero Orland zadał niebłagany2313, 
Bo, by była kęs więtszy szabla uczyniła 
Pochop, głowęby i brzuch razem rozdzieliła. 
  83
Tak nie chce ufać stali, widząc probę taką, 
Raczej najbystrszem2314 okiem, pilnością wszelaką 
Umyka razom srogiem, rozumem sprawuje 
Wzrok, rękę, nogę, tarczą miejsc słabszych ratuje. 
Brandymart widząc, iż mu grabia zajątrzony 
Z ręku bój wydarł, stanął z szablą z drugiej strony 
W pośrzodku tej i owej pary, aby swojem 
Dawał pomoc, jeśli mdleć będą Marsem trojem. 
  84
Gdy tem kształtem straszliwa bitwa się toczyła, 
Sobryn, co go na ziemi już krew uchodziła, 
Po małej chwili z lekka przychodzi do siebie, 
Trzyma oczy z stłuczonem czołem w jasnem niebie. 
Potem to w ten, to w ów bok patrzy mglistem wzrokiem 
I ociężałem z ziemie podnosi się krokiem, 
Widzi, iż w onej bitwie słabszy jest król jego; 
Zaczem przybiega milczkiem na pomoc do niego. 
  85
Przybiega i markieza, co ma oczy swoje 
W Agramancie, gdy srogie z sobą wiedli boje, 
Obala surowy dziad gwałtem w onej dobie, 
Swą przeciąwszy koniowi szablą nogi obie. 
Upada z wielkiem grzmotem Oliwier na ziemię, 
A nogę mu przyciska lewą twarde strzemię, 
Której z pod konia dobyć próżne prace były, 
Bo mu nie dozwalają wstać podcięte żyły. 
  86
Siecze tem czasem Sobryn szablą wyostrzoną 
Markieza i przyłbicę psuje ustaloną; 
Chce mu jednem zamachem szyję odciąć, ale 
Broni zatyłek2315 mocny i chowa ją wcale; 
Zatyłek, co go Wulkan zrobił, Hektor zasię 
Na razy niebezpieczne z hełmem wdziewał na się. 
Bieży na pomoc Brandmart, co jest siły w koniu, 
I strąconego starca zostawia na błoniu. 
  87
Lecz ten porywa się w skok i znowu koniecznie 
Nie chce dopuścić, aby markiez wstał bezpiecznie; 
Posłać go na drugi świat myśli, zaskakuje 
Stąd zowąd, na śmierć prędszą miejsca upatruje. 
Oliwier, iż ma rękę wolną, gdzie przypada 
Sobryn, wyciąga szablę i rączo się składa; 
Raz tnie, drugi raz sztych da i jak jest broń jego 
Długa, tak ów daleki musi być od niego. 
  88
Spodziewa się, gdyby kęs miał w on czas pokoju, 
Nogi z strzemienia dobyć, siebie z błota, z gnoju; 
Widzi ściekłego starca krwią, którą tak leje, 
Iż we mdłych siłach wściekły gniew jego niszczeje. 
Gdzie stąpi, czerwony deszcz wychodzi strumieniem, 
Słabo siecze i macha rozciętem ramieniem. 
Snadnoby go mógł pożyć markiez, zaczem kusi 
Sposobów uść z pod konia, co go ścierwem dusi. 
  89
Do Agramanta w lot biegł Brandymart serdeczny 
I dał mu w sam szyszaka wierzch raz niebezpieczny; 
Obraca się na koniu rączem w pełnem skoku, 
To w piersi tnie, to zasię dziurę czyni w boku; 
Frontyn, jak żartka cyga2316, ciasne robi koła. 
Już Agramant nadpocił, uskakując, czoła, 
Choć też niepośledniejszy jest Bryljador jego, 
Co Mandrykarda Rugier zrzucił przedtem z niego. 
  90
Ale doskonalszą zaś ma Agramant zbroję; 
Ów porwał w prędkiem razie służebną, nie swoję, 
Z niewymowną się chęcią kwapiąc do przyszłego 
Boju, aby nie wydał2317 grabie kochanego. 
Złą ma zbroję, lecz serce wielkie, niestrwożone, 
Co przechodzi najtwardsze odzieży stalone. 
Bo choć srogi Afrykan dużem uderzeniem 
Rozkrwawił mu łopatkę prawą i z ramieniem, 
  91
Choć najsilniejszy Gradas, Gradas niebłagany2318 
Uczynił mu w piersiach dwie niebezpieczne rany, 
Przecię ów tak obraca króla wschodowego, 
Iżby życzył poprzestać igrzyska onego: 
Rozciął twarz, popsował blach, gdzie się schodzą nity, 
I z prawej ręki strumień wypuścił obfity, 
Strumień krwie hojnej; lecz to przeciw razom były 
Żarty, które od drugiej pary się robiły. 
  92
Wierzch hełmu zniósł precz Gradas i obiedwie stronie 
Boków: stąd zowąd widać grabi gołe skronie; 
Rozczepił paiż2319, zrąbał zadni blach i przedni, 
Łęk w drobne trzaski skruszył u siodła pośledni. 
Prawda, iż go nie ranił, bo najtwardsze ciało 
Najduższy2320 ostrej szable raz za fraszkę miało. 
Ale Orland twarz przeciął i w brzuchu szkodliwą 
Ranę zadał, z jelity krew mu tocząc żywą. 
  93
Już zdesperował Gradas, dwa dobre potoki 
Widząc krwie swej, co jego pobroczyła boki, 
A ów jeszcze nieranny, a ów niedraśniony, 
Po wielu razach ciężkich prędszy do obrony. 
Zaczem prawej swej ręce lewą pomagając 
Spuszcza szablę; ta z góry haniebnie spadając, 
Jak chce Serykan srogi, w czoło uderzyła 
I wspaniałego grabię zaraz ogłuszyła. 
  94
Głowę, piersi, brzuch oraz miecz, przykro spuszczony, 
Rozdzieliłby beł pewnie na obiedwie strony; 
Lecz grabinemu ciału nic to nie wadziło: 
Żelazo, jak od twardej stali, odskoczyło, 
Skry jednak wyskoczyły z oczu Orlandowi. 
Tak niesłychanemu się dziwuje razowi, 
Potem wodzą2321 nie władnie, powoli słabieje, 
Szablę jedwabny temblak, z rąk puszczaną, chwieje. 
  95
Na dźwięk grzmotu strasznego koń się zląkł i uszy 
Ścisnąwszy, gęsty piasek żartką nogą kruszy; 
Leci wciąż, w siedle mając Orlanda dobrego, 
Gdy w pół martwy nie trzymał munsztuka twardego. 
Mgła mu oczy zaćmiła, twarz poty zlewają, 
Mdłości serce ujęły, siły w pół ustają. 
Skoczył za niem, skoro to postrzegł, Gradas srogi 
I obie Bajardowi w bok włożył ostrogi. 
  96
Już go dopadał, kiedy w złem razie swojego 
Ujźrzał króla od syna Monodantowego: 
W pół go z zbroje obnażył, podziurawił blachy, 
Szyszak rozwiązał, potłukł srogiemi zamachy, 
Nakoniec puinałem gardziel usiłuje 
Przebić; ów się nie broni z strachu i nie czuje. 
Już mu i szablę wydarł z ręku posieczonych, 
Niemasz żadnej nadzieje w karwaszach stalonych. 
  97
Tak chyżo w zad się cofa i grabie nie goni, 
Przeciwko Brandmartowi swej chce użyć broni, 
Który tusząc, iż Orland Gradasa od siebie 
Nie puści, tyłu nie strzegł w okrutnej potrzebie, 
Wszystkę myśl utopiwszy w tem, aby srogiemu 
Sztylet w garło mógł wrazić panu afryckiemu. 
Tem czasem przypadł Gradas i szablą straszliwą 
Ciął z obu rącz w przyłbicę jego nieszczęśliwą. 
  98
Boże, który duchami władniesz niebieskiemi, 
Męczennikowi twemu miejsce miedzy niemi 
Daj, co już burzliwego morza straszne boje 
Przeszedszy, w porcie zwinął dzisiaj żagle swoje. 
Tak to, o Duryndano sroga, panu twemu 
Oddajesz chęć, tak gubisz przyjaźń miłą jemu, 
Srodze zabiwszy w oczach żałośliwych jego 
Towarzysza, co nie miał nadeń kochańszego! 
  99
Kolco2322 w miąsz na dwa palca kręcone żelazem 
W koło hełmu, jako nic, przestrzygnął zarazem: 
Tak beł niewytrzymany raz, tak duże2323 siły 
Gradasa, które szyszak na pół rozwaliły. 
Odpada precz skofia2324 z najprzedniejszej stali, 
A Brandymart się biedny na dół z konia wali; 
Pobladł, gwałtem haniebnem krew wylewa z rany, 
Którą się piasek pieni, z mózgiem pomieszany. 
  100
Już też Orland raz wziąwszy ciężki, niesłychany, 
Wzroku dobywał, co mgłą gęstą beł odziany; 
Potem na ziemię pojźrzy: alić jego drogi 
Brandymart krwie wylewa z głowy potok srogi. 
Widzi zabójcę nad niem: tu go żal przejmuje, 
Tu gniew z jadem do serca oraz przystępuje, 
Do pomsty się sposobia — o czem w pieśni drugiej 
Powiem; teraz tesknicę nie chcę wam dać długiej. 
 

Koniec pieśni czterdziestej pierwszej.

XLII. Pieśń czterdziesta wtóra Argument
Sławne nakoniec grabia odnosi zwycięstwo 
Przez zwykłą dzielność swoję, niezrównane męstwo. 
Ale Rynalda wnętrzne ognie ugarają, 
Ognie, co i rodzonej jego dosiągają. 
Ta dla Rugiera wzdycha, ten dla Angeliki, 
Której gdy jechał szukać do ciepłej Afryki, 
Gniew go w zad do Włoch wraca w niewstrzymanem biegu; 
Ktoś na pierwszem wdzięcznie go przymuje noclegu. 
  Allegorye

W tej czterdziestej wtórej pieśni z Orlanda, który mężnie w boju stanąwszy, zwycięża, potem sam z ziemie podnosi i bratersko zawiązuje Sobrynowi, nieprzyjacielowi swemu, rany, przykład masz wielkiego i serdecznego bohatyra; przez Rynalda, co pozbeł niebezpiecznej zapomocą nieznanego rycerza miłości, który mu potem Gniewem się mianował, daje się znać, jako twardej, nieużytej białej płci miłość przywodzi nakoniec do wielkiej siebie samej wzgardy swoich miłośników.

1. Skład pierwszy
Żaden munsztuk nie będzie tak twardo zrobiony, 
Żaden węzeł nie będzie tak mocno ściśniony, 
Aby gniew mógł utrzymać słuszny, sprawiedliwy, 
Nie bez ważnej przyczyny prędkiej pomsty chciwy, 
Widząc, iż przyjaciela, co jest wykowany 
W sercu twem, potykają, gdy ty patrzysz, rany, 
Rany lub to despektów lub szkód i żałości, 
Lubo widomej śmierci, nieszczęścia, boleści. 
  2
I jeśli wściekłych jadów rozum nie hamuje 
W ten czas, jeśli ich raczej i sam naśladuje, 
Słusznej wymówki godzien, bo w sercu zażartem 
Rozsądek nie panuje tak, jako w upartem. 
Skoro najduższy2325 Greczyn ujźrzał kochanego 
Patrokla, a on ścieszki z boku przebitego 
Krwią kropi, nie dosyć ma śmierć dać Hektorowi, 
Włóczy go na więtszy żal ojcu i ludowi. 
  3
O wspaniały Alfonsie! gdy cię jadowity 
W róg czoła kamień trafił2326 przez twój szyszak lity, 
Jakie skry z zapalonych oczu wylatały 
Rycerstwu twemu, jako nie zahamowały 
Mury, baszty, przekopy gniewu ich słusznego! 
Tem barziej, im pewniej już ciebie zabitego 
Tuszyli, i tak gaszą w pomście z tej przyczyny 
Jad swój, iż nikt złej do swych nie przyniósł nowiny. 
  4
Żeś upadł z najtęższego razu, to bolało 
Twoich, to w sercach litość żałosnych wzniecało; 
Zaczem bez żadnych względów szable ich śmierciami 
Karmiły się, a krew z ran ciekła potokami; 
I Bastya2327 za kilka godzin w ręce twoje 
Przyszła, co w mury przedtem śmiała ufać swoje, 
A tak przyszła, że dotąd Kordubeńczyk2328 śmiały 
Nie weźmie jej, póki twe dzieła będą trwały. 
  5
Bóg tak chciał, Bóg dopuścił i naznaczył ciebie, 
Abyś w sławnej zwycięstwo otrzymał potrzebie, 
Grzech ludu pokarawszy brzydki złośliwego, 
Którem się z dawna mazał aż do czasu tego, 
I Westydla2329 się pomścił, co strumień obfity 
Krwie wylał, stem koncerzów pogańskich przebity, 
Gdy chytrość jedwabnemi zdradziła go słowy, 
A Bóg wykonał dekret przez nie swój surowy. 
  6
Nakoniec tem zamykam, iż boleśniejszego 
Nic niemasz, jako, gdy kto w oczach kochanego 
Cięmiężyć przyjaciela i tyrańsko temu 
Stawia się, który panem sercu jest twojemu, 
Cóż za dziw, że wściekłościom wolne puścił wodze 
Dobry Orland, ujźrzawszy krwią ściekłego srodze 
Brandmarta, we wnętrznościach co jego wyryty 
Ścisłej przyjaźni związek nosi znamienity. 
  7
Jako numidzki2330 pasterz, gdy mu dziecko małe 
Wąż zabił, w pierś wraziwszy nagą żądło śmiałe, 
Kij porywa z furyą, pasie pomstą oczy, 
Morduje ksykający łeb i w ziemię tłoczy: 
Tak Orland utrapiony, Orland nieszczęśliwy, 
Widząc, że już przyjaciel jego nie jest żywy, 
Leci z okrutną szablą, namniej nie odkłada 
I wprzód do Agramanta w zapędzie przypada. 
  8
Już ten krwią hojnie spłynął, szablę mu wydarto, 
Szyszak ze wszystkich boków stłuczono, otwarto, 
Tarcz miał rozpadłą w poły, zbroję zdziurawioną, 
Ręce, piersi, głowę, twarz srodze posieczoną. 
Naciera srogi Orland, wzrok niesie surowy 
I czoło groźne marszczy okazałej głowy, 
Potem, gdzie z ramionami kark się duży schodzi, 
Tnie i duszę niechętną z swem ciałem rozwodzi. 
  9
Tak w zatyłek2331 haniebnie, gdzie nit blachy spina, 
Ugodził, iż jako włos, szyję mu ucina. 
Padł w jednę stronę tułów króla libyskiego, 
W drugą zaś ustrzygniony łeb z karku twardego; 
Cień po powietrzu lecąc, skargi niepojęte 
Powtarza, a Charon go w łódź między przeklęte 
Bierze duchy. To Orland sprawiwszy, prostuje 
Bieg dalej i Gradasa wściekłego najduje. 
  10
Widział smutny Serykan, kiedy odleciała 
Biedna głowa Afrowi od własnego ciała; 
Bojaźń mu sercem trzęsie, mróz przejął wskróś żyły, 
Twarz pobladła, znikają przyrodzone siły. 
Trwoga wieszcza zginienie prędkie prorokuje, 
Żałość go z gniewem bodzie, a strach oblatuje; 
Stoi, słupowi rówien, na poły zmartwiały, 
Nie postrzega, gdy ciężkie razy nań spadały. 
  11
Nakoniec w boku prawem szablę piorunową 
Topi grabia i rzeką krew wylewa nową; 
Ta pod ostatniem ziobrem oba rozerwała 
Blachy, potem sztych na piądź tyłem precz podała. 
Jako siły jest męskiej, snadno ukazuje 
Zacny Orland, gdy tego na śmierć wyprawuje, 
Co nadeń nie beł duższy2332 w pogańskiem obozie 
I tam, gdzie wschód zapala Febus na swem wozie. 
  12
Z tak sławnego zwycięstwa namniej niewesoły 
Grabia, widząc na ziemi oba przyjacioły, 
Z siodła chyżo wypada, bieży do swojego 
Brandymarta, a serce strach przenika jego. 
Widzi szkaradnem cięciem szyszak rozwalony, 
Jakiego lub siekiera lub berdysz2333 stalony 
Nie mógłby srożej sprawić, bo jak kartę jaką 
Przestrzygnęła go szabla przez blachę dwojaką. 
  13
Podnosi legusieńko, smutny, żałośliwy, 
Szyszaka i widzi raz zły, nielutościwy, 
Który miedzy obie brwi do nosa samego 
Rozczepił czoło gładkie męża serdecznego. 
Jednak tak wiele jeszcze zostało w niem ducha, 
Iż kilka słów powiedzieć cicho mógł do ucha, 
Za swe grzechy żałując, a potem swojego 
Cieszy biedny Orlanda, rzewno
1 ... 292 293 294 295 296 297 298 299 300 ... 334
Idź do strony:

Darmowe książki «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz