Dzienniki - Fryderyk Hebbel (codzienne czytanie książek TXT) 📖
Polskie tłumaczenie Dzienników Hebbla zawiera wybór zapisków niemieckiego poety i dramaturga, oczyszczony z bardziej osobistych i szczegółowych notatek.
Ukazuje autora Judyty jako świetnego aforystę i skłania do podążania za jego refleksją. Jako spadkobierca ideowy romantyzmu, Hebbel operuje co prawda szumnymi pojęciami „geniusza” i „poety”, mając na myśli twórcę dążącego w sztuce do ujęć syntetycznych; jednakże niektóre jego przemyślenia są niezmiennie aktualne. W tle - trudna droga dziecka chłopskiego do samorealizacji artystycznej. Trudna, okupiona cierpieniem, ale jednak możliwa w dobie „Janków Muzykantów”.
- Autor: Fryderyk Hebbel
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Dzienniki - Fryderyk Hebbel (codzienne czytanie książek TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Fryderyk Hebbel
Czytam właśnie w pewnym żydowskim kalendarzu: „Pogańska filozofia nie wzniosła się nigdy do idei Stwórcy świata; to nam przypadło w udziale”. Ja bym to tak wyraził: „Do idei Stwórcy świata filozofia starożytnych nigdy się nie poniżyła, zdrowy instynkt chronił ją zawsze szczęśliwie przed tym najgrubszym antropomorfizmem”.
Poezja musi powoływać do ponownego życia postacie dziejowe, które krytyka unicestwia jako fikcyjne. Dopiero gdy mityczny Chrystus nauki zmieni się w historyczno-psychologicznego Chrystusa dramatu, będzie koło religijne zamknięte.
„Kto ma, temu będzie dane”. Szczęście jest jak kura, która składa drugie jajko tylko tam, gdzie leży już pierwsze.
Dlaczego wielu aktorów podoba się publiczności w sztukach tuzinkowych, a w sztukach wyższej miary zaraz robi fiasko? Poeci jak Kotzebue i Iffland dostarczają niejako tylko sukni, w którą człowiek może się wśliznąć, i ktokolwiek by to był, suknia zyskuje i pozornie się ożywia. Szekspir, Schiller i Goethe stwarzają człowieka, z którym drugi człowiek ma się zidentyfikować; jeżeli to się nie uda, rodzi się monstrum, czworonożny potwór z dwiema głowami, ku przerażeniu zarówno natury, jak sztuki.
Historia jest młynem, w którym na pozór pracują żywi, istotną zaś pracę spełniają duchy. Niech zarozumiałe karły, uwijające się w świetle słońca, wysilają się, jak mogą — zmarłe olbrzymy, kroczące nieprzejrzanym pochodem od wrót wieczności, spychają ich do roli niepotrzebnych pachołków i z litością spoglądają na ich dreptaninę.
Są wypadki w dramacie, kiedy sam proces tworzenia się mowy musi się stać środkiem plastycznym.
Do środków iluzji w sztuce należy i to, żeby wytwór wyobraźni w pewien sposób pogodzić z rzeczywistością. Zawsze jednak jest to środkiem, nie staje się nigdy celem, chyba na najniższym stopniu, na którym powstają na przykład sztuki Ifflanda i fotografie, których całą zasługą jest tylko podobieństwo. Zamiast tego środka jednak można w pewnych warunkach użyć całkiem innego, nawet wręcz odmiennego, jeżeli się przez to snadniej cel osiągnie.
Wielkie talenty są wielkim zjawiskiem przyrody, na równi z tylu innymi. Tragedia Szekspira, symfonia Beethovena i burza wynikają z tych samych przesłanek.
Geniusz nie jest skrępowany co do głębi, ma za to związane ręce co do powierzchni; może się pogrążyć w głąb, jak daleko zechce, ale nie może się w tym samym stopniu rozszerzać i wszystko wciągać w swe koło. Talent zachowuje się wręcz przeciwnie, naturalnie wielki talent.
Człowiek opierając się zaśnięciu ma dosłownie takie uczucie, jakby wpadł do studni i wydobywał się z niej, sparłszy ręce o krawędź.
Gdyby ludzie, którzy czują nieprzezwyciężony pociąg do karykaturowania drugich, nie byli bezlitosnymi głupcami, mogliby przekonać się, że ich przedrzeźniania pomimo sukcesów śmiechu niczego nie dowodzą, ponieważ już w samej imitacji tkwi karykaturowanie, ponieważ już sam jej akt, nawet bez złośliwego zamiaru umyślnej persyflaży, uchyla konsekwencję i przyrodzoną odrębność przedmiotu, i nawet niebiański wyraz Madonny Sykstyńskiej, naśladowany zupełnie wiernie przez inną twarz, nabiera lekkiego nalotu śmieszności.
Czyny? Co jest czynem? Dzieło sztuki i odkrycie naukowe! Zbadanie obiegu krwi, teoria światła, król Lir — tych czynów nie może Anglia utracić nawet w stu bitwach, ale może utracić flotę, Indie i Australię, nawet Old England! Lord Palmerston trwałby dłużej, gdyby był przecinkiem Szekspira, niż teraz, gdy jest główną samogłoską w radzie ministrów.
Maluj człowieka, ale zarazem i ludzkość, która poza nim stoi: cóż można poecie jeszcze więcej powiedzieć?
Umysł wywiera na wybitne kobiety takie samo wrażenie, jak waleczność. Dlaczego? Bo jest również walecznością, a nawet dokonywa swych czynów w jeszcze wyższej dziedzinie.
(Z listu) Co się tyczy pańskich zarzutów przeciw realizmowi Gigesa i Nibelungów, to tak tu, jak wszędzie realizm kładę tylko w moment psychologiczny, nie kosmiczny. Świata nie znam, bo chociaż sam jestem jego cząstką, jednak jest to cząstka tak mała, że z niej nie można nic wnioskować o jego właściwej istocie. Znam jednak człowieka — bo sam jestem człowiekiem, i chociaż nie wiem, jak on ze świata powstaje, za to wiem, jak raz powstawszy, na świat oddziaływa. Dlatego uwzględniam troskliwie prawa duszy ludzkiej; zresztą jednak wierzę, że wyobraźnia czerpie z tej samej głębi, z której wyłonił się świat, tj. istniejący obecnie łańcuch pstrych zjawisk, który jednak może kiedyś będzie zluzowany przez inny. Dlatego Nibelungi nie są dla mnie przesądem narodu, lecz, że się tak wyrażę, gwiazdozbiorem, który tylko przypadkowo nie błyszczy razem z innymi na niebie. Muszę jednak podkreślić warunki, jakie sobie po jednej stronie nakładam, gdy po drugiej płyną niejako w nieskończoność. Oto nigdy nie pozwalam sobie zapożyczać motywu z tej ciemnej dziedziny nieokreślonych i niedających się określić sił, o którą tu chodzi; ograniczam się do wyławiania cudownych świateł i barw, które nasz rzeczywiście istniejący świat w nowy blask zanurzają, nie zmieniając go. Giges możliwy jest bez pierścienia, Nibelungi bez skóry rogowej i „czapki-niewidki”.
Wszelka poezja fantastyczna, nawet baśń, obraca się w powyżej zakreślonych granicach. Posługuje się światem, jak dzieci gliną, z której lepią różne figurki, ale nie tyka człowieka. Wciela go wprawdzie i przepędza przez wszelkie możliwe ciała zwierzęce, bo jego ciało należy także jeszcze do świata, zamyka go nawet w drzewach i skałach, ale królewicz zostaje królewiczem, dziewica dziewicą itd. Z reguły zaś poprzestaje na uchyleniu przestrzeni i czasu.
Mniemam, że natura może stworzyć taką twarz jak Goethego, Richelieugo tylko wtedy, jeżeli tę jednostkę obdarzy wszystkimi zdolnościami ludzkimi równocześnie; ludzie specjalni mają wygląd całkiem inny. Jak istnieją talenty cząstkowe, tak samo istnieją cząstkowe fizjonomie, w których odzwierciedlają się chytrość, spryt, rozum itd, ale nic uniwersalnego; wyzywają one karykaturę, podczas gdy, że się tak wyrażę, twarzy uniwersalnych prawie nie można zeszpecić. Mam na myśli Aleksandra, Cezara, Napoleona, Goethego, Rafaela, i także i Richelieugo, których głowy można jeszcze rozpoznać nawet na fajkach i filiżankach, tak samo jak na płótnach wielkich mistrzów.
Rzymianie średnich wieków rozbijali posągi i ołtarze swoich wielkich przodków i wypalali z nich wapno do budowy domów i stajni. Tak samo barbarzyńsko postępują uczeni krytycy, gdy analizują dzieło poetyckie, żeby je zredukować do jakiejś banalności na własny użytek. Wszystkie komentarze do Fausta na przykład pokazują tylko, że ich autorom pojęcie organizmu nawet nie zaświtało.
(Z listu) Pańskie wywody o tragedii społecznej zainteresowały mnie niezmiernie, a jednak nie mogę porzucić mego estetycznego stanowiska. Znam ową straszną przepaść, którą mi pan odkrywa, wiem, jaka masa nędzy ludzkiej ją napełnia. Nie patrzę na nią z ptasiej perspektywy, bo spoufaliłem się z nią od dziecka: moi rodzice wprawdzie w niej nie leżeli, ale zaledwie z trudem zakrwawionymi palcami trzymali się krawędzi. Ale to jest nieszczęście ogólne, wywołane nie dopiero przez spaczony bieg historii, lecz dane od początku wraz z człowiekiem, nieszczęście, które nie dopuszcza pytania o winę i zadośćuczynienie, tak samo jak śmierć, to drugie powszechne i ślepe nieszczęście, a przeto tak samo jak śmierć nie prowadzi do tragedii. Owszem, z tego punktu widzenia dochodzi się raczej do zupełnej negacji tragedii, do satyry, która rzuca moralności świata w twarz jej krzyczące sprzeczności... Przytacza mi pan kastową organizację Indii, wojnę Rzymian z niewolnikami pod wodzą Spartaka, niemieckie wojny chłopskie itd., ale to wszystko nadaje się do tragedii tylko z religijnego albo z komunistycznego stanowiska, bo religijne uznaje winę całego rodu ludzkiego, za którą pokutuje jednostka, a komunistyczne wierzy w wyrównanie. Ja jednak takiej winy nie znam, a w wyrównanie nie wierzę.
Silny człowiek nie może uścisnąć słabemu ręki, nie sprawiwszy mu bólu. Tak samo olbrzym ducha.
Piękno powstaje, gdy wyobraźnia nabiera rozumu.
Gdyby jakiej generacji rodu ludzkiego pozostawiono do woli, czy chce żyć wiecznie, ale pod warunkiem, że nikt nie zmartwychwstanie ani nikt się nie narodzi: czy znalazłaby się wtedy mniejszość, której by żal było za Cezarem i Aleksandrem, za Szekspirem i Goethem, za Fidiaszem i Rafaelem i która by się nie chciała pozbawić także geniuszów przyszłości? Czy taka mniejszość podniosłaby głos i wygrała sprawę?
Procesy życiowe nie mają nic do czynienia z świadomością, najwyższym z nich zaś jest twórczość artystyczna. Odróżniają się one tym od procesów logicznych, że nie dadzą się absolutnie sprowadzić do określonych czynników. Kto kiedy zdoła podsłuchać stawanie się w jakiejkolwiek fazie i czy fizjologiczna teoria zapłodnienia pomimo mikroskopicznie ścisłego opisu odnośnego aparatu przyczyniła się do rozwiązania głównej tajemnicy? W przeciwstawieniu do tego nie ma ani jednej kombinacji, której by nie można śledzić we wszystkich zakrętach i w końcu rozwiązać; budowla świata stoi dla nas otworem, możemy zagrać na skrzypcach do tańca ciałom niebieskim, ale kiełkujące źdźbło jest i pozostanie dla nas zagadką. Można wyśmiać Newtona, gdyby udając naiwne dziecko twierdził, że spadające jabłko natchnęło go myślą o prawie ciążenia, chociaż rzeczywiście mogło mu dać tylko pierwszy impuls do zastanawiania się nad tą sprawą; natomiast ubliżyłoby się Dantemu, gdyby się powątpiewało, że na widok na wpół jasnego, na wpół ciemnego lasu z duszy jego wynurzyła się w kolosalnych zarysach wizja nieba i piekła. Bo systemów nie można wyśnić, ale dzieł sztuki nie można wyrachować ani wymyślić — co na jedno wyjdzie, bo myślenie jest tylko wyższego rodzaju rachowaniem. Wyobraźnia artystyczna jest właśnie organem, który wyczerpuje głębiny świata niedostępne dla innych zdolności, i dlatego mój pogląd stawia w miejsce fałszywego realizmu, który bierze część za całość, realizm prawdziwy, obejmujący i to, co nie leży na powierzchni.
Z lekarzami obchodzę się tak, jak z poetami. Wielkim arogantem musiałby już być poeta, żebym ganił wiersze, które mi odczytuje, a lekarz pobudzi mnie do opozycji chyba aż wtedy, gdyby chodziło o życie i śmierć. Zwykle mówię lekarzom to, co chcą słyszeć; jeżeli oni sami objawiają naiwne zaufanie do swojej metody, to nie mam serca zasmucać ich, wolę raczej oświadczyć im, że czuję polepszenie, niż powiedzieć prawdę.
„Usprawiedliwianie się” kłamcy podobne jest zupełnie do wysiłków ściętej głowy, by przemówić.
Nie chcę, żeby mi zabrakło tego błogosławieństwa, które tkwi w przekleństwie nieprzyjaciół.
Pod pewnym względem bardziej hartuje się charakter przez to, gdy się kogo zabije, niż gdy mu się nagniotki wycina.
Jesteśmy wszyscy zdrowi; jakże się z tego cieszę! B. dziwił się przed laty, że Paryż, po którym całymi dniami razem chodziliśmy, nie znudził mi się nigdy, i zazdrościł mi tego. Dziś go rozumiem. Życie wielu ludzi jest dlatego tak bezbarwne i nudne, że wszystko, co posiadają, czego by im jednak i zabraknąć mogło, zaliczają niejako do swego „ja” i traktują jako coś nieodłącznego od swej istoty. Wtedy naturalnie musi nastąpić zupełny zastój wewnętrzny, chyba że przerwie go tylko nagłe wyrośnięcie skrzydeł u ramion, ale i to tylko na chwilę, bo taki człowiek zaraz zespoli się z aniołem i znowu będzie grymasił. U mnie jest inaczej. Nie cieszę się wprawdzie z tego, że mam płuca, bo bez nich nie mógłbym istnieć, ale cieszę się już z tego, że moje płuca są zdrowe, że nie jestem garbatym, że ręce i nogi nie odmawiają mi posłuszeństwa itd. Cieszę się kawą rano, obiadem, podwieczorkiem, łóżkiem i nawet w najprzykrzejszym dniu poskramiam swą niecierpliwość, myśląc sobie: może taki dzień wyda ci się kiedyś jeszcze nieosiągalnym ideałem, wycinkiem ze złotego wieku, gdy będziesz leżał stary, biedny, chory i opuszczony!
Jak bogaty wydaje się sobie człowiek w młodości! A w starości czuje się ptakiem, który ma wypić ocean i rozebrać górę ziarnko po ziarnku! Ale i jedno, i drugie jest konieczne.
1. Judytę i Marię Magdalenę wydała w polskim (...) — poza wyżej wymienionymi wydaniami w przekładzie polskim ukazały się dramaty: Judyta w 1881 r. (Warszawa), 1908 i 1923 (Lwów); Maria Magdalena w 1906 i 1923 r. (Lwów). [przypis redakcyjny]
2. Falstaff, John — fikcyjna postać ze sztuk Shakespeare’a o Henryku IV i w Wesołych kumoszkach z Windsoru; otyły, tchórzliwy, rubaszny, gadatliwy i dowcipny opój jest towarzyszem młodego księcia Henryka, który zostanie w przyszłości królem Anglii, Henrykiem V. [przypis edytorski]
3. płomieńmi — dziś popr. forma N.lm: promieniami. [przypis edytorski]
4. Platen — poeta niemiecki, znany z wirtuozostwa w formie wierszy. [przypis tłumacza]
5. kongruencja (z łac. congruere: iść razem, zgadzać się) — zgodność, harmonia. [przypis edytorski]
6. Gdyby człowiek postanowił spisywać wszystkie swoje sny (...) byłby to wielki dar dla ludzkości (...) — uczynił to znany badacz snów, Zygmunt Freud, autor dzieła Die Traumdeutung. [przypis tłumacza]
7. Ostatni potomek rodu, który całe życie poświęca na sporządzanie drzewa genealogicznego — por. Zoli Doktor Pascal. [przypis tłumacza]
8. pożywa — pożywienie. [przypis edytorski]
9. Emilia Galotti — tytuł sztuki Gottholda Ephraima Lessinga (1729–1781), wystawionej po raz pierwszy w 1772 r. [przypis edytorski]
10. Jeżeli drzewo marnieje choćby w najgorszej glebie (...) — ten aforyzm wyryto na nagrobku Hebbla w Wiedniu. [przypis tłumacza]
11. gumelastyka (daw.) —
Uwagi (0)