Szewcy - Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) (czytaj książki TXT) 📖
Szewcy to dramat autorstwa Stanisława Ignacego Witkiewicza pisany w latach 1931–1934, a wydany po raz pierwszy w Krakowie w roku 1948.
Autor oprócz pisania słynie również z malarstwa. Zajmował się też fotografią oraz filozofią. Jego niektóre utwory doczekały się ekranizacji. Wśród jego dzieł są powieści, dramaty, pisma estetyczne czy filozoficzne.
W Szewcach pokazany jest świat przyszłego społeczeństwa, społeczeństwa, które jest zautomatyzowane, a w konsekwencji pokazano również upadek cywilizacji według wyobrażeń Witkiewicza.
Utwór przedstawia historie Szewców, którzy przechodzą przez kilka rewolucji. Są oni niezadowoleni ze swojej dotychczasowej pracy, zostają zamknięci i skazani na bezczynność. Również i to im nie odpowiada, dlatego dochodzi do buntu…
- Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Szewcy - Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) (czytaj książki TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)
„Zmieniłeś pan front, Mister Silver” — jak rzekł do tegoż Tom Morgan.
KSIĘŻNAWstań, Fierdusieńko — to są symbole tylko — to tylko i jedynie planimetria zbaraniałych mózgów; to tylko entymemat96 zabójczy, którego jedną premisę97, tj. ludzkość całą, już diabli wzięli. To tylko... Fierdusieńko wstaje i wydobywa z walizy wspaniały kostium „rajskiego ptaka”, w który zaczyna ubierać Księżnę: zdejmuje jej żakiet, przerywając w ten sposób dalsze jej wywnętrzania, a potem wkłada tamte rzeczy. Tylko nogi pozostają gołe — nad nimi krótka spódniczka zielona, powyżej kolan się kończąca. Księżna milknie powoli od tego ubierania, bełkocąc jeszcze chwilkę coś nieartykułowanego brhmłbomxykatcznaho...
HIPER-ROBOCIARZTeraz się zacznie ta nieprzyjemna komedia, jak na dzisiejsze czasy konieczna, której nie wypada mi w niewinności mej życiowej oglądać. Siedziałem czternaście lat w celkowym więzieniu, studiując ekonomię. do Czeladników Wy dwaj macie osobiste, przypadkowe, drańskie szczęście czy nieszczęście być reprezentatywnymi typami średniego chałupnictwa i jako tacy będziecie władzą reprezentatywną, dekoracyjną. Urwało się akurat dla was: będziecie z przedstawicielami obcych państw tymczasowo-faszystowskich — ostatnia maska konającego kapitału w najzatęchlejszych zakamarkach tej ziemi — otóż będziecie z nimi jeść langusty i inne firdymułki — potem kule w łby — śmierć bez tortur to i tak wiele. I dziwek, ile chcecie — o wasze mózgi mi nie chodzi.
To zaraza czysta z tym Wyspiańskim. Siadaj tu, stary durniu, obok tego trupa. Wielkiego Świętego ostatniej rewolucji świata, który dał nam drogę do Najwyższego Prawa przez opanowanie klas średnich proletariatu. On, ten stary, biedny idiota musi być żywym, to jest: martwym symbolem zastępującym nam waszych świętych i wszystkie mity wasze, pseudochrześcijańscy faszyści, coście ponad miarę uwstrętnili komedię waszych pseudowiar.
PUCZYMORDATak — prawdy nie ma — tego dowiódł Chwistek.
HIPER-ROBOCIARZMilcz, durniu krnąbrny. Materializm biologiczny, jako szczyt dialektycznego poglądu na świat, nie znosi mitów i tajemnic drugiego i trzeciego stopnia. Tajemnica jest jedna: żywego stworzenia i tego, jak inne stworzenia niesamodzielne je składają — ale tylko w nieskończoności ciemnej, złej, bezbożnej.
PUCZYMORDACzy nie można choć chwilę obejść się bez tych wykładów?
HIPER-ROBOCIARZNie. Tu, na ziemskim skrawku, wszystko jest jasne jak byk farnezyjski i będzie takim do końca świata. wychodzi, ale właściwie nie wychodzi: odwraca się i mówi jeszcze Gnębon przeszedł na naszą wiarę z przekonania — trzeba jakoś zużytkować to stare guano. Nic nie może być zmarnowane, jak u wstrętnie tak zwanej „skrzętnej gosposi” — brrrr. To nowość naszej rewolucji. Gnębon jest koniecznym momentem dekoracyjnym w tym persyflażu98 rządów ziemskich.
SAJETANTen moment to nadzieja różnych draniów, że jednak przeżyją umszturc. A ja co? Ja mam zginąć, a te dranie mogą żyć?
HIPER-ROBOCIARZTo pech biletu, któryście wyciągnęli, Sajetanie. Raz trzeba to sobie uświadomić, że żadnej sprawiedliwości nie ma i być nie może — dobrze, że jest statystyka i z tego trzeba się cieszyć.
A co to to białe?
FIERDUSIEŃKOWszy.
SCURVYZanoszę się wprost od wycia za utraconym życiem i szczęściem. Może byś ty, Oleandrze, uczynił coś raz dla mnie? Zemsta szlachetnego marzyciela! — czy ci nie odpowiada ta rola? Spuść mnie z łańcucha! Daj mi pracować uczciwie i poczciwie na jakimś marginesie brudnym byle zaśmierdziałego ochłapu życia. Będę szewcem w ostatniej nędzy — zastąpię tych dwóch upiżamionych łotrów w równowadze społecznej. wskazuje łapą Czeladników Tylko nie to, tylko nie to, co oni mi tu szykują, te urwipołcie: zawyć się z żalu i pożądania! Au! Au! Auuuu!
Nie, Scurvy — co oznacza szkorbut — twoje nazwisko jest symboliczne. Byłeś szkorbutem chorej na przemianę ducha — w analogii do przemiany materii — ludzkości: ty zginiesz właśnie tak. do Czeladników No, rządźcie ta, rządźcie — my idziemy pracować nad technicznym aparatem, nad aparaturą i strukturą dynamizmu i równowagi sił tego rządzenia. Good bye99!
PUCZYMORDADo widzenia. Nudne to jak scena zazdrości, jak lekcje na jakimś przedszkoleniu, jak wymówki starej ciotki — albo syntezując to porównanie: jak przedszkolenie starej ciotki połączone z wymówkami, a dotyczące robienia przez nią scen zazdrości o drugą ciotkę.
Wybambronione!
Wybambronione! — Słyszane rzeczy?! Hej!!! Gotować mi się do orgii nocnej. To wszystko blaga, co on tu gadał. Nieskończona drabina tajnych rządów, superpozowanych jednych nad drugimi, nie istnieje! do Księżnej Ubieraj się, kreczkawa bamflondrygo!
II CZELADNIKBlaga nie blaga, a jednak zabić byście go nie mogli. To nie wiadomo jeszcze, jak to jest z tymi tajnymi rządami. Może są i w naszej strukturze społecz...
I CZELADNIKDobrze jest, jak jest! Nie myśleć nic, bo śmierć z przerażenia nad samym sobą czai się zza każdego węgła. Fikcja nie fikcja, a przeżyjemy to życie reprezentatywne inaczej jak oni — czy są, czy ich nie ma wcale. A nudy nie będzie, bo idee, na tle braku zainteresowań filozoficznych u ogółu, wymarły do cna. Hej! Ino smutno jakoś, psia-ścierwa! Trza się uchlać. A jak przyjdą dziwki z burżujskiej tancbudy i efeby100 z Przedmieścia Nieposłusznych Pauprów101, i ten straszny drań, co mieszka na ulicy Szymanowskiego pod siedemnastym, to się zabawimy — zabawimy i zapomnimy o tym życiu strasznym w bezsensie ostatecznym, najgorszym, bo do cna uświadomionym. O, Boże, Boże. pada na ziemię i łka Łkam oto jak najęty, a czemu, nawet nie wiem sam. Taki burżujski weltszmerc102, ciućka jego tango tańcowała. Chrać mi się chce na wszystko.
A co? Takem wstał, że nawet wy, była Puczymordo, popatrzyliście na mnie z pewnym zdziwieniem. Ale mam cel. Oto, nie obślińcie mi waszymi sobaczymi łzami, jak pisał Wyspiański, mojej ostatniej chwili na tej ziemi. Uwierzyłem w metempsychozę103 — właśnie metem, a nie tam. Uwierzyłem w wielki TAM-TAM i nic mnie śmierć nie kosztuje, bo i tak tu bym już żyć nie mógł.
I CZELADNIKPrzeklęty starzec! Niczym go dobić nie można. Plugawi się toto w gadaniu jak młody pies w ekskrementach. Une sorte de Raspiutę104 czy co?
SAJETANCichojcie, sucze sadła zjełczałe. Zupełny brak dowcipu i wszelkich pomysłów, psiakrew! Pojawia się tablica: „Nuda coraz gorsza”, na miejsce poprzedniej, która znika. A jednak świat jest nieprzebranym w swej piękności — mówcie, co chcecie. Ździebełko każde, każde gówienko najmniejsze, co życie daje roślinkom, każde splunięcie na tle grozy spiętrzonej wschodnich obłoków w letnie popołudnie, gdy królują z wolna w lewo i prawo, na wypuczonych w zastygłych kształtach wybuchach wściekłości materii martwej, że jako taka żywą być nie może.
PUCZYMORDADość — wyrzygam się.
SAJETANDobrze — ale mi ciężko. Każda trawka przecie...
PUCZYMORDASzlus, bo rżnę w pysk, jak mi Bóg miły. do tamtych Jestem kontrolerem dekoracyjnych widowisk propagandowych. Próba generalna ma się rozpocząć zaraz — tancerki przyjdą o trzeciej.
I CZELADNIKWięc to tak? A, niedoczekanie nasze. Ale jak tak, to tak — trudno. Palcem w niebie dziury nie zatkasz. Pypciem purwy nie dobajcujesz do glątwy ostatecznej.
II CZELADNIKO, jak mnie męczy on tym surrealistycznym klęciem bez dynamicznego napięcia.
I CZELADNIKO, to, to — tak straszne jest, że pojęcia bladego przeświecającego nie macie. Jakaś groza, nuda, katzenjammer105 i ohydne przeczucia. Tak wszystko się jakoś popsuło. nuci „Jamszczyk nie goni łoszadiej, nam niekuda bolsze spieszyt’106”.
Nie rzucaj się tak, mój były ministrze, bo jak zerwiesz łańcuch, to cię zastrzelę, jak prawdziwego psa. Ja jestem na ich służbie — ja zupełnie się zmieniłem. Zrozum to, kochasiu, i uspokój się. Mocą transformacji wewnętrznej postanowiłem jeść pulardy, langusty, wermuje i papawerdy zakrapiane oblikatoryjnymi fąframi do końca życia. Jestem cynikiem, aż do brudu między palcami u nóg — przestałem się myć zupełnie i śmierdzę jak zgniła flądra. Chram na wszystko.
I CZELADNIKA co to chrać?
PUCZYMORDAChrać to tyle, co zalać coś innym czymś bardzo śmierdzącym. A jako rzeczownik funguje jako śmierdząca flegma ludzi kompromisu — demokratów na przykład: ta chrać, tą chracią, tej chraci i tak dalej.
II CZELADNIKLepiej zróbmy tak: jak zrobi but w kwadrans, to go puścimy do niej — jak nie, to się zawyje na śmierć.
PUCZYMORDADobra, Jędrek — walcie! To zaspokaja resztki mego zmarniałego już sadyzmu — sam nie mogę nic. płacze cicho i sromotnie Oto płaczę tu cicho i sromotnie, samotny, choć byłem taki dziki i obrotny... Nawet dobrego wiersza nie napiszę! Taki Tuwim108 nieboszczyk to się zawsze ostatecznie pocieszył: co by z nim nie było! A ja co? — sirota. Nawet nie wiem, kto jestem — politycznie oczywiście! Życiowo jestem starym błaznem pełnym fazdrygulstwa i gnypalstwa: równa się fastrygowania połączonego z bałagulstwem i gnuśnego gmerania albo gmyrania palcem w tym, czego traktowanie i obrabianie wymagałoby precyzyjnych instrumentów — takim będę do śmierci zachranej.
II CZELADNIKNo to ja poszukam tu naszych dawnych instrumentów między rupieciami — tych resztek niby po naszym pierwszym, rewolucyjnym szewskim warsztacie — chłówno jego mać! A kiedy to było?! Jak było wtedy dobrze. W muzeum ma to być na wieczną rzeczy pamięć. szukając w rupieciach Aleście gaduła, Puczymordeczko — może jeszcze większa od naszego Sajetańczyka. My się będziemy tak nazywać: sajetańczycy albo mieduwalszczycy — od tego Mieduwała, co z Beatem Czarnym Piecytą walczył i na jego widok skomlił — co to? Czy mi się coś niesamowitego przyśniło? do Scurvy’ego, który skomli jak ostatni Skomli-Aga do warsztatu Masz tu, Skomli-Ago — masz wszystko — szyj!
Coraz większy niepokój płciowy maluje się w ruchach moich skociałego pseudoburżuja. Erognoseologicznie109 jestem prawie jak święty — turecki, dodaję dla przyzwoitości, bo jestem zaśmierdziały w tchórzostwie, stary tchórz. Muszę skomleć, bobym inaczej pękł jak dziecinny balonik. O, Boże! — ach, za co? ach — ech — czyż nie wszystko jedno za co, byle się raz dorwać i zdechnąć potem natychmiast. Tak mi chrómno jak nigdy jeszcze! Irina, Irina — ty już jesteś tylko symbolem całego życia, więcej: istnieniem w metafizycznym znaczeniu! — czego nigdy nie rozumiałem. Raz się tylko żyje i to zmarnowałem! To oni, skazani przeze mnie, czuli to wtedy, kiedy sznur... O, Boże! Skomlę jak pies na łańcuchu, gdy widzi, węszy — to najważniejsze — przelatujące koło siebie tak zwane słusznie psie wesele wolnych, szczęśliwych piesków, tak skomli faktycznie Suka na przedzie — psi panowie za nią, a tą jedyną! — suczusią czarną albo beżową — o Boże, Boże!
SAJETANCzyż nic się nie stanie na ostatek życia mego? Czyż umrę w tej komedii kankrowatej, patrząc na rozkład za żywa bonzorogów dawnych w miazdze słów rzygotliwych? Bo kankry jesteśmy wszyscy na ciele społeczności w jej przejściowej fazie od rozdrobnionej sproszkowanej wielości do prawdziwego społecznego continuum110, w którym zlewają się pojedyncze wrzody indywiduów w jedną wielką „plaque muqueuse111” absolutnej doskonałości wszechogólnego organizmu. Wrzody bolą i cierpią — to jest ich zawód poniekąd — niech tam! Plaka będzie już tylko rozkosznie
Uwagi (0)