Darmowe ebooki » Dramat romantyczny » Dziady - Adam Mickiewicz (biblioteczny txt) 📖

Czytasz książkę online - «Dziady - Adam Mickiewicz (biblioteczny txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Adam Mickiewicz



1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 30
Idź do strony:
class="verse">Bo już mi na zapłatę nie staje zapasu. 
  KSIĄDZ
Jak to? 
  GUSTAW
O! tak! przeklęci, którzy nic nie płacą! 
Za wszystko trzeba płacić: lub wzajemną pracą, 
Albo wdzięcznym uczuciem, datkiem jednej łezki, 
Za którą znowu Ojciec odpłaci niebieski. 
Ale ja, przebłądziwszy te kraje pamiątek, 
Gdzie tyle łez zabiera każdy znany kątek, 
I resztę uczuć, i łzy wylałem ostatnie, 
A nowych długów nie chcę zaciągać bezpłatnie. 
 
po pauzie
Niedawno odwiedzałem dom nieboszczki matki, 
Ledwie go poznać mogłem! już ledwie ostatki! 
Kędy spojrzysz, — rudera, pustka i zniszczenie! 
Z płotów koły, z posadzek wyjęto kamienie, 
Dziedziniec mech zarasta, piołun, ostu zioła, 
Jak na smętarzu w północ, milczenie dokoła! 
O, inny dawniej bywał przyjazd mój w te bramy; 
Po krótkim oddaleniu gdym wracał do mamy, 
Już mię dobre życzenia spotkały z daleka, 
Życzliwa domu czeladź aż za miastem czeka, 
Na rynek siostry, bracia wybiegają mali, 
„Gustaw! Gustaw!” wołają, pojazd zatrzymali: 
Lecą nazad, gościńca wziąwszy po pierogu; 
Mama z błogosławieństwem czeka mię na progu, 
Wrzask współuczniów, przyjaciół, ledwo nie zagłuszy!... 
Teraz pustka, noc, cichość, ani żywej duszy! 
Słychać tylko psa hałas i coś na kształt stuku: 
Ach! tyż to, psie nasz wierny, nasz poczciwy Kruku! 
Stróżu i niegdyś całej kochanku rodziny, 
Z licznych sług i przyjaciół tyś został jedyny! 
Choć głodem przemorzony i skurczony laty, 
Pilnujesz wrót bez zamka i bez panów chaty. 
Kruku mój! pójdź tu, Kruku! Bieży, staje, słucha, 
Skacze na piersi, wyje i pada bez ducha!... 
Ujrzałem światło w oknach: wchodzę, cóż się dzieje? 
Z latarnią, z siekierami plądrują złodzieje, 
Burząc do reszty świętej przeszłości ostatki! 
W miejscu, gdzie stało niegdyś łoże mojej matki, 
Złodziej rąbał podłogę i odrywał cegły, 
Chwyciłem, zgniotłem, — oczy na łeb mu wybiegły! 
Siadam na ziemi płacząc; w przedporannym mroku 
Ktoś nasuwa się, kijem podpierając kroku. 
Kobieta w reszcie stroju, schorzała, wybladła, 
Bardziej do czyscowego podobna widziadła; 
Gdy obaczy straszliwą marę w pustym gmachu, 
Żegnając się i krzycząc słania się z przestrachu. 
Nie bój się! Pan Bóg z nami! ktoś, moja kochana? 
Czego po domu pustym błąkasz się tak z rana? 
„Jestem biedna uboga, ze łzami odpowie; 
W tym domu niegdyś moi mieszkali panowie; 
Dobrzy panowie, niech im wieczny pokój świeci! 
Ale Pan Bóg nie szczęścił dla nich i dla dzieci: 
Pomarli, dom ich pustką, upada i gnije, 
O paniczu nie słychać, pewnie już nie żyje”. 
Krwią mnie serce zabiegło, wsparłem się u proga... 
Ach! więc wszystko minęło? 
  KSIĄDZ
Prócz duszy i Boga! 
Wszystko minie na ziemi: szczęście i niedole. 
  GUSTAW
Ileż znowu pamiątek w twoim domku, w szkole! 
Tum z dziećmi na dziedzińcu przesypywał piasek, 
Po gniazda ptasze w tamten biegaliśmy lasek, 
Kąpielą była rzeczka u okien ciekąca, 
Po błoniach z studentami graliśmy w zająca. 
Tam do gaju chodziłem w wieczór lub przede dniem, 
By odwiedzić Homera, rozmówić się z Tassem73 
Albo oglądać Jana zwycięstwo pod Wiedniem74. 
Wnet zwoływam spółuczniów, szykuję pod lasem; 
Tu krwawe z chmur pohańskich świecą się księżyce, 
Tam Niemców potrwożonych następują roty; 
Każę wodze ukrócić, w toku złożyć groty, 
Wpadam, a za mną szabel polskich błyskawice! 
Przerzadzają się chmury, wrzask o gwiazdy bije, 
Gradem lecą turbany i obcięte szyje, 
Janczarów75 zgraja pierzchła lub do piasku wbita, 
Zrąbaną z koni jazdę rozniosły kopyta. 
Aż pod wał trzebim drogę!... ten wzgórek był wałem. 
Tam ona wyszła patrzeć na igraszkę dzieci, 
Tam, gdy ją przy chorągwi Proroka ujrzałem, 
Natychmiast umarł we mnie Godfred i Jan Trzeci. 
Odtąd wszystkich spraw moich, chęci, myśli panią, 
Ach, odtąd dla niej tylko, o niej, przez nią, za nią! 
Jej pełne dotąd jeszcze wszystkie okolice: 
Tu po raz pierwszy boskie obaczyłem lice, 
Tu mnie pierwszej rozmowy uczciła wyrazem, 
Tutaj, na wzgórku, Russa76 czytaliśmy razem; 
Altankę jej pod tymi uwiązałem chłody, 
Z tych lasów przynosiłem kwiateczki, jagody, 
Z tych zdrojów, stojąc przy mnie, wywabiała wędką 
Srebrnopiórego karpia, pstrąga z kraśną cętką; 
A dziś!... 
 
płacze KSIĄDZ
Płacz; lecz niestety, boleść przypomnienia 
Nas samych trawi, a nic wkoło nas nie zmienia! 
  GUSTAW
Dzisiaj po latach tylu, po takiej przemianie, 
Na miejscach najszczęśliwszych, w najsmutniejszym stanie! 
Gdybyś wziął martwy kamień, z którym igra dziecię, 
I gdybyś z tym kamieniem obchodził po świecie, 
A potem, do Ojczyzny wróciwszy z daleka, 
Ten sam kamień, dla tegoż samego człowieka, 
Co nim kiedyś jak dziecko igrał przy piastunie, 
Dziś dla starca zmarłego dał pod głowę w trunie; 
Gdyby z tego kamienia gorzka łza nie ciekła, 
Księże, kamień bez sądu rzuć prosto do piekła! 
  KSIĄDZ
O! łza ta nie jest gorzka, gdy w obecne troski 
Przypomnianego szczęścia miesza nektar boski; 
Czułość ją u ludzkości wylewa ołtarza. 
Gorzką truciznę sączą tylko łzy zbrodniarza. 
  GUSTAW
Słuchaj, powiem coś jeszcze... Byłem i w ogrodzie, 
Pod tęż porę, w jesieni, przy wieczornym chłodzie, 
Też same cieniowane chmurami niebiosa, 
Tenże bladawy księżyc i kroplista rosa, 
I tuman na kształt z lekka prószącego śniegu; 
I gwiazdy toną w błękit po nocnym obiegu, 
I taż sama nade mną świeci gwiazdka wschodnia, 
Którą wtenczas widziałem, którą widzę co dnia; 
W tychże miejscach toż samo uczucie paliło. 
Wszystko było jak dawniej — tylko jej nie było! 
Podchodzę ku altance, jakiś szmer u wniścia, 
To ona?... Nie! to wietrzyk zżółkłe strząsał liścia. 
Altano! mego szczęścia kolebko i grobie, 
Tum poznał, tum pożegnał!... ach! com uczuł w tobie! 
To miejsce może wczora było jej siedzeniem, 
Ona wczora tym samym oddychała tchnieniem! 
Słucham, oglądam wkoło, próżno wzrok się błąka, 
Małegom tylko ujrzał nad sobą pająka, 
Z listka wisząc, u słabej kołysał się nici, 
Ja i on równie słabo do świata przybici! 
Oparłem się o drzewo, wtem na końcu ławki 
Widzę bukiety, trawkę, listek pośród trawki, 
Tenże sam listek, listka mojego połowa, 
 
dobywa listek
Który mi przypomina ostatnie: bądź zdrowa! 
To mój dawny przyjaciel, czulem go powitał, 
Długo z nim rozmawiałem i o wszystkom pytał: 
Jak ona rano wstaje? czym się bawi z rana? 
Jaką piosnkę najczęściej gra u fortepiana? 
Do jakiego wybiega na przechadzkę zdroju? 
W jakim najczęściej lubi bawić się pokoju? 
Czy na moje wspomnienie rumieni się skromnie? 
Czy sama czasem nie chcąc nie wspomina o mnie?... 
Lecz co słyszę! o straszna ciekawości karo! 
 
ze złością uderza się w czoło
Kobieta!... 
 
śpiewa
Naprzód!... 
 
urywa i do Dzieci
Dzieci! znacie piosnkę starą? 
 
śpiewa
Naprzód ciebie wspomina 
Co chwila, co godzina. 
  CHÓR DZIECI
Jakże kocha dziewczyna, 
Co chwilę przypomina. 
  GUSTAW
Potem po razu co dnia, 
A potem co tygodnia. 
  CHÓR DZIECI
Jakże czuła dziewczyna, 
Co tydzień przypomina! 
  GUSTAW
A potem co miesiąca 
Z początku albo z końca. 
  CHÓR DZIECI
Jakże dobra dziewczyna, 
Co miesiąc przypomina! 
  GUSTAW
Biegną wody potoku, 
Pamięć nie w naszej mocy: 
Już tylko raz co roku, 
Około Wielkiejnocy. 
  CHÓR DZIECI
Jaka grzeczna dziewczyna, 
Jeszcze co rok wspomina! 
  GUSTAW
Więc 
 
pokazując listek
ostatni przeszłości odrzuciła szczątek! 
Więc już jej moich nosić nie wolno pamiątek!...: 
Wychodziłem z ogrodu, krok mię własny zdradza, 
Pod pałac niewidoma ciągnęła mię władza. 
Tysiąc ogniów północne rozpędza ciemnoty, 
Słychać wrzaski pojezdnych i karet tarkoty. 
Już jestem blisko ściany, skradam się pomału, 
Wciskam oczy ciekawe w podwoje z kryształu, 
Wszystkie stoły nakryto, wszystkie drzwi przymknięto77; 
Muzyka, śpiewy — jakieś obchodzono święto! 
Toast!... słyszałem imię... ach, nie powiem czyje! 
Jakiś głos nieznajomy wykrzyknął: „Niech żyje!” 
„Niech żyje!” z ust tysiąca zabrzmiały te słowa; 
Tak, niech żyje!... i z cicha przydałem: bądź zdrowa! 
Wtem (o, gdy mię wspomnienia same nie zabiją!) Ksiądz wyrzekł drugie imię78 i krzyknął: „Niech żyją!” 
 
wpatruje się jakby we drzwi
Ktoś dziękuje z uśmiechem... znam głos... pewnie ona. 
Nie wiem pewnie... nie mogę widzieć za zwierciadłem, 
Wściekłość mię oślepiła, poparłem79 ramiona, 
Chciałem szyby rozsadzić... i bez duszy padłem... 
 
po pauzie
Myślałem, że bez duszy... tylko bez rozumu! 
  KSIĄDZ
Nieszczęsny! dobrowolnych szukałeś męczarni. 
  GUSTAW
Jak trup samotny, obok weselnego tłumu, 
Leżałem na zroszonej gorzkim płaczem darni: 
Sprzeczność ostatnich w świecie pieszczot i męczarni! 
Przebudzony, ujrzałem krwawy promyk wschodu. 
Czekam chwilę: już nigdzie blasku ani szumu. 
Ach, ta chwila jak piorun, a jak wieczność długa! 
Na strasznym chyba sądzie taka będzie druga! 
 
po pauzie z wolna
Wtem anioł śmierci wywiódł z rajskiego ogrodu80! 
  KSIĄDZ
I na cóż ból rozdrażniać w przygojonej ranie? 
Synu mój, jest to dawna, lecz słuszna przestroga, 
Że kiedy co się stało i już nie odstanie, 
Potrzeba w tym uznawać wolą Pana Boga. 
  GUSTAW
z żalem
O nie! nas Bóg urządził ku wspólnemu życiu, 
Jednakowa nam gwiazda świeciła w powiciu, 
Równi, choć różnych zdarzeń wykształceni ciekiem, 
Postawą sobie bliscy, jednostajni wiekiem, 
Ten sam powab we wszystkim, toż samo niechcenie, 
Też same w myślach składnie i w czuciach płomienie. 
Gdy nas wszędzie tożsamość łączy niedościgła, 
Bóg osnuł przyszłe węzły, 
 
z żalem największym
a tyś je rozstrzygła81! 
 
mocniej, gniewny
Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto! 
Postaci twojej zazdroszczą anieli, 
A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!... 
Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto! 
I honorów świecąca bańka, wewnątrz pusta! 
Bodaj!... Niech, czego dotkniesz, przeleje się w złoto82; 
Gdzie tylko zwrócisz serce i usta, 
Całuj, ściskaj zimne złoto! 
Ja, gdybym równie był panem wyboru, 
I najcudniejsza postać dziewicza, 
Jakiej Bóg dotąd nie pokazał wzoru, 
Piękniejsza niżli aniołów oblicza, 
Niżli sny moje, niżli poetów zmyślenia, 
Niżli ty nawet... oddam ją za ciebie, 
Za słodycz twego jednego spojrzenia! 
Ach, i gdyby w posagu 
Płynęło za nią wszystkie złoto Tagu83, 
Gdyby królestwo w niebie, 
Oddałbym ją za ciebie! 
Najmniejszych względów nie zyska ode mnie, 
Gdyby za tyle piękności i złota 
Prosiła tylko, ażeby jej luby 
Poświęcił małą cząstkę żywota, 
Którą dla ciebie całkiem poświęca daremnie! 
Gdyby prosiła o rok, o pół roka, 
Gdyby jedna z nią pieszczota, 
Gdyby jedno mgnienie oka, 
Nie chcę! nie! i na takie nie zezwolę śluby. 
 
surowo
A ty sercem oziębłym, obojętną twarzą, 
Wyrzekłaś słowo mej zguby 
I zapaliłaś niecne ogniska, 
Którymi łańcuch wiążący nas pryska, 
Które się wiecznym piekłem między nami żarzą, 
Na moje wieczne męczarnie! 
Zabiłaś mię, zwodnico! Nieba cię ukarzą, 
Sam ja... nie puszczę bezkarnie, 
Idę, zadrżyjcie, odmieńce! 
 
dobywa sztylet i ze wściekłą ironią
Błyskotkę niosę dla jasnych panów! 
Ot, tym wina utoczę na ślubne toasty... 
Ha! wyrodku niewiasty! 
Śmiertelne ścisnę wokoło szyi twojej wieńce! 
Idę jak moję własność do piekła zagrabić, Idę!... 
 
wstrzymuje się i zamyśla
O nie! nie... nie... żeby ją zabić, 
Trzeba być trochę więcej niż pierwszym z szatanów! 
Precz to żelazo! 
 
chowa
niech ją własna pamięć goni, 
 
Ksiądz odchodzi.
Niech ją sumienia sztylety ranią! 
Pójdę, lecz pójdę bez broni, 
Pójdę tylko spojrzeć na nią. 
W salach, gdzie te od złota świecące pijaki 
Przy godowym huczą stole! 
Ja w tej rozdartej sukni, z tym liściem na czole, 
Wnijdę i stanę przy stole... 
Zdziwiona zgraja od stołu powstała, 
Przepijają do mnie zdrowiem, 
Proszą mię siedzieć: ja stoję jak skała, 
Ani słowa nie odpowiem. 
Plączą się skoczne kręgi przy śpiewach i brzęku, 
Prosi mię w taniec drużba godowa, 
A ja z ręką na piersiach, z listkiem w drugim ręku, 
Nie odpowiem ani słowa! wtem ona z swoim anielskim urokiem, 
„Gościu mój, rzecze, pozwól! niech się dowiem, 
Skąd przychodzisz, kto jesteś?” — Ja nic nie odpowiem; 
Tylko na nią cisnę okiem, 
Ha! okiem! okiem jadowitej żmije, 
Całe piekło z mych piersi przywołam do oka; 
Niech będzie ślepą, martwą jak opoka, 
Na wskroś okiem przebiję! 
Wgryzę się jak piekielny dym pod jej powieki 
I w głowie utkwię na wieki, 
Będę jej myśli czyste przez cały dzień brudził 
I w nocy ją ze snu budził. 
 
powolniej, z czułością
A ona tak jest czuła, tak łacno dotkliwa84, 
Jako na trawce wiosenne puchy, 
Które lada zefiru zwiewają podmuchy 
I lada rosa obrywa. 
Każde wzruszenie moje natychmiast ją wzruszy, 
Każdy przyostry wyraz zadraśnie; 
Od cienia smutku mego jej wesołość gaśnie: 
Tak znaliśmy nawzajem czucia wspólnej duszy, 
Co jedno pomyśliło, już drugie odgadło. 
Całą istnością połączeni ścisło, 
Spojrzawszy tylko na twarzy zwierciadło, 
Serce nasze jak w czystym widzieliśmy stoku. 
Jakie tylko uczucie na mych oczach błysło, 
Natychmiast lotem promyka 
Aż do jej serca przenika, 
I na powrót błyszczy w oku. 
Ach tak! tak ją kochałem! pójdęż teraz trwożyć 
I na kochanka larwę85 potępieńca włożyć? 
Po co? czego chcę
1 ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... 30
Idź do strony:

Darmowe książki «Dziady - Adam Mickiewicz (biblioteczny txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz