Ze skarbnicy midraszy - Autor nieznany (czytanie ksiazek online txt) 📖
Midrasze to przypowieści i anegdoty, które dzięki swojej łatwej w opowiadaniu formie, były przekazywane z pokolenia na pokolenie nauczając prawd judaizmu.
Według tradycji żydowskiej są one częścią Tory, którą Mojżesz otrzymał od Boga, a którą zaczęto spisywać dopiero w pierwszych wiekach naszej ery. Niniejszy wybór 270 midraszy, dokonany przez Michała Friedmana, przybliża kulturę żydowską, jej zwyczaje i prawa przy pomocy niejednokrotnie zabawnych, a często przerażających, opowieści rabinicznych. Znajdziemy tu historie komplementarne do tych z chrześcijańskiego Starego Testamentu, jak również opowieści z życia żydowskich mędrców.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Ze skarbnicy midraszy - Autor nieznany (czytanie ksiazek online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
Kogut nie przejmował się wcale morałami psa i dalej dziobał kartoflane placki. Pies jeszcze bardziej uniósł się gniewem i zawołał:
— Ty podłe stworzenie! Dlaczego za dobro odpłacasz złem? Wiesz przecież, że nasz gospodarz, nasz żywiciel wnet umrze i mimo to zjadasz mu ostatni posiłek. Zejdź natychmiast ze stołu, bo jeśli tego nie uczynisz, ja tam wskoczę i zrobię z tobą porządek.
— Czemu się nagle ulitowałeś nad tym głupim gospodarzem? — odpowiedział kogut. — Dlaczego go żałujesz? Sam przecież sprowadził na siebie nieszczęście. Gdyby nie posłuchał żony, żyłby.
— A jak miał nie posłuchać żony? Zatruwała mu przecież życie.
— I właśnie to miałem na myśli, nazywając go głupcem. Ja jestem mądrzejszy od niego. Popatrz tylko, ile mam żon. Nie potrafisz ich nawet policzyć. A mimo to żyję! I żadna z nich nie poważy się nade mną znęcać. Nasz gospodarz ma tylko jedną żonę i za chwilę zamieni się w trupa.
Szmaja usłyszał słowa koguta i migiem zerwał się z łóżka. Pobiegł do żony i zawołał:
— Jeśli jeszcze raz odważysz się nastawać na moją tajemnicę, to źle na tym wyjdziesz.
Nagły wybuch złości męża tak ją przeraził, że więcej już go nie nagabywała.
A kiedy Salomon zakończył swoją opowieść, zauważył, że jego żona siedzi z opuszczoną głową, głęboko zawstydzona. Zwrócił się wtedy do niej tymi słowy:
— Wiedz, moja żono, że dziesiątki tysięcy mężczyzn jest na moich usługach. Ci wszyscy mężczyźni nie odważyli się i nie odważą czegokolwiek uczynić bez mojej woli, a tym bardziej wbrew niej. Jeśli zaś tylu ludzi podporządkowało się mojej woli, to jak mogłaś pomyśleć, że ty, jedna kobieta, swoim płaczem podporządkujesz mnie sobie.
— Przebacz mi, mężu — zawołała królowa. — Przebacz!
— Dobrze, przebaczam ci!
Kiedy, wyrzucony z Jerozolimy579 na pustynię przez Asmodeusza580, Salomon ochłonął z pierwszego strachu, zaczął powoli rozglądać się po okolicy, do której trafił. Widok nie był zachwycający. Ogromne, dzikie pustkowie. Niezmierzony obszar piasku pod nogami i bezbrzeżny błękit nieba nad głową. Nie dziw, że w tych warunkach poczuł się nieswojo. W każdej chwili mógł natknąć się na dzikie i głodne zwierzę. Gorączkowo zaczął szukać jakiejś nory lub jaskini, gdzie mógłby znaleźć schronienie. Długie szukanie wyczerpało go do reszty. Był głodny i spragniony.
I oto, nagle, dojrzał z daleka zieleniejącą oazę. Resztkami sił przyspieszył kroku. Kiedy wreszcie do niej dotarł, został przyjaźnie przywitany przez młodych pasterzy, którzy w tym miejscu poili swoje owce. Pasterze nakarmili go i napoili. Po posiłku niecierpliwy Salomon zapytał, którędy wiedzie droga do Jerozolimy.
— Nie mamy pojęcia — odpowiedzieli pasterze — nigdy nie słyszeliśmy o takim mieście.
Odpowiedź pasterzy przejęła go smutkiem, ale po namyśle doszedł do wniosku, że zbyt młody wiek i brak rozeznania i kontaktu z wielkim światem są przyczyną ich niewiedzy. Postanowił zasięgnąć informacji u starych ludzi. Nie bacząc na to, że zbliżała się noc, podziękował pasterzom za gościnę i wyruszył w dalszą drogę. Wkrótce spotkał starego człowieka. Zapytał go:
— Dobry człowieku, jak daleko stąd do Jerozolimy? Słyszałeś chyba o tym sławnym grodzie króla Salomona, syna Dawida581?
— Nie słyszałem ani o takim mieście, ani o takim królu.
Odpowiedź starca przejęła Salomona smutkiem. Zaczął sobie robić wyrzuty: a ja ciągle sobie wmawiałem, że moje imię jest sławne na całym świecie. Teraz przekonałem się, że tylko pycha i próżność kazały mi tak sądzić.
Stary zaprosił go do siebie na nocleg. Nad ranem Salomon wstał i tylko umywszy się, ruszył w dalszą drogę. Szedł i szedł, i wkrótce buty od długiego marszu całkowicie się rozlazły, a i ubranie wskutek częstego przedzierania się przez kolczaste krzaki do reszty się wystrzępiło. W dodatku zaczął tracić wiarę i nadzieję, że się wydostanie z tego pustkowia.
I oto zobaczył przed sobą nowe osiedle. Wstąpił do pierwszego z brzegu domu. Mieszkało w nim małżeństwo żydowskie. Wreszcie znalazł powód do radości. W porywie szczęścia zawołał:
— Nie patrzcie na to, żem bosy i obdarty. Jestem królem Salomonem, władcą Jerozolimy i Judei. Zostałem wyrzucony z własnego państwa i znalazłem się w ciężkiej sytuacji. Jestem głodny i spragniony.
Małżonkowie na słowo „król” wybuchnęli śmiechem.
— Ach, ty biedny głupcze! Jak śmiesz nam opowiadać takie dowcipy? Masz nas za naiwnych ludzi, którzy nie wiedzą o tym, że król Salomon mieszka w Jerozolimie?
I nie pomogły żadne przysięgi ani zaklęcia Salomona, że mówi prawdę. Małżonkowie zdobyli się tylko na współczucie:
— Biedny człowieku — powiedzieli do niego — bolejemy nad tym, żeś postradał rozum. Żal nam ciebie.
Salomon widząc, że uważają go za wariata, przestał im opowiadać o sobie. Zjadł podany mu posiłek, podziękował i wyruszył w drogę. Po pewnym czasie dotarł do dużego miasta. Tu wszedł do jednego z okazalszych domów i poprosił właściciela o podarowanie mu nowych butów i ubrania. Zapewnił też gospodarza, że po powrocie do stolicy swego państwa zwróci mu w dwójnasób należność.
— Kim ty jesteś, że obiecujesz taką zapłatę?
— Jam król Salomon, syn Dawida.
Właściciel domu uśmiechnął się pod wąsem i powiedział:
— Skoroś Salomon, najmądrzejszy na świecie człowiek, to jak mogłeś zostawić królestwo, aby włóczyć się jak żebrak po świecie? Czy tak postępuje mędrzec?
Salomon opowiedział mu całą prawdę. Od utraty pierścienia i wygnania przez Asmodeusza. Właściciel domu wysłuchał go z uwagą. Wykazał nawet zrozumienie. Prawda, że trochę się dziwił, ale w końcu odezwał do żony:
— Wyjmij z kufra nowe ubranie i nowe buty i daj je temu człowiekowi. To król Salomon z Jerozolimy.
Zdumiona przebiegiem rzeczy kobieta zawołała:
— Jaki z ciebie dureń! We wszystko, co ci byle kto powie, zaraz wierzysz!
Mąż zaprowadził ją do drugiego pokoju i powtórzył jej całą zasłyszaną historię Salomona. Coś jej zaświtało w głowie. Złapała kij do ręki, wbiegła do pokoju, w którym czekał Salomon, i zaczęła go okładać. Salomon nie stawiał oporu. Zapytał tylko:
— Co ci złego uczyniłem, kobieto? Dlaczego bijesz mnie z taką furią?
— Boś kiedyś powiedział, że wśród tysiąca mężczyzn znalazłeś jednego porządnego, ale wśród tysiąca kobiet nie znalazłeś ani jednej porządnej.
— Uspokój się, kobieto, i przestań się złościć. Lepiej się zastanów nad tym, co powiedziałem, a wtedy zrozumiesz, że przez to chciałem kobietom pomóc, a nie zaszkodzić.
— Co ty pleciesz? Czy pisząc o tym, że wśród tysiąca kobiet nie ma ani jednej porządnej, pomogłeś im?
— Gdybym napisał, że wśród tysiąca kobiet znalazłem jedną porządną i mądrą, to by wszyscy mężowie wyrzucili swoje żony pod pretekstem, że dotychczasowa żona jest gorsza od śmierci i dlatego trzeba sobie wziąć nową, bo kto wie, może ta nowa będzie lepsza, będzie ową jedną spośród tysiąca innych. Kiedy zaś piszę, że nie ma ani jednej spośród tysiąca porządnej, mężowie dochodzą do wniosku, że nie należy wypędzać żony. Przecież nie znajdą lepszej.
Odpowiedź Salomona spodobała się kobiecie. Ze złości nie pozostał ślad. Odprowadzając go do drzwi, nie omieszkała go pobłogosławić.
Daniel cieszył się wielkim autorytetem na dworze króla Babilonii584. Nic więc dziwnego, że król Nabuchodonozor585 mianował go premierem swego rządu. Znaleźli się jednak wśród pozostałych ministrów nienawistnicy, którzy zazdrościli Danielowi awansu. Zmówili się po kryjomu i przygotowali królowi do podpisu dekret, który w zamierzeniu miał skompromitować Daniela. Dekret ten przewidywał mianowicie, że każdy obywatel królestwa Babilonii ma obowiązek modlić się przez 30 dni z rzędu do króla w taki sam sposób jak do Boga. Kto tego nie wykona, wrzucony zostanie do dołu z lwami. Król podpisał dekret i zazdrośni ministrowie natychmiast udali się do domu Daniela, aby znaleźć dowód na to, że nie stosuje się do rozkazów króla. Na podwórzu spotkali bawiącą się w piasku dziewczynkę. Zaczęli ją wypytywać:
— Co robi pan Daniel?
— Opiekuje się biednymi pannami, którym kupuje suknie do ślubu i urządza przyjęcia weselne.
— A więc tak się prowadzi — zawołali. — Hulanki sobie urządza, a myśmy o tym nie wiedzieli.
— Ale — wtrąciła dziewczynka — widziałam również, jak płacze, kiedy odprowadza zmarłych na cmentarz. Widziałam, jak rozdaje jałmużnę i jak pociesza sieroty.
Podczas tej rozmowy wpada na podwórze cały tłum biesiadników.
— Co to za ludzie? — spytali dziewczynkę ministrowie.
— To są biedacy, którzy przyszli do Daniela po jałmużnę. Trzy razy dziennie modli się i trzy razy dziennie rozdaje jałmużnę ubogim.
Usłyszawszy te słowa, ministrowie weszli szybko po schodach do pokoju Daniela. Stał właśnie przy oknie i odmawiał modlitwę do swego Boga.
Od razu pospieszyli do króla z donosem na Daniela, że modlił się do swego Boga, a nie do niego. Zgodnie więc z dekretem król nakazał wrzucić Daniela do lwiej jamy.
W jamie już czekało na niego dziesięć lwów. Codziennie każdy z lwów dostawał do pożarcia jedną owcę i jednego człowieka. Tego dnia, kiedy Daniel miał być wrzucony do jamy, lwy nie dostały swego zwykłego żeru. Chodziło o to, aby wygłodniałe bestie w mig go pożarły. Ministrowie wrzucili Daniela do jamy i ciężkim głazem zakryli właz. Zadowoleni i upojeni zwycięstwem nad konkurentem, wrócili do pałacu.
A tu tymczasem dzieje się coś niepojętego. Lwy na widok Daniela okazują radość. Podchodzą do niego i liżą mu ręce i nogi.
Wieczorem tego dnia, w porze, kiedy żniwiarze w Judei wynoszą na pole kolację, rozległ się potężny głos z nieba:
— Pójdź, Habakuku, do kraju Kaszdim586 i zanieś jedzenie, które masz w ręku, Danielowi, memu wiernemu słudze, leżącemu teraz w jamie lwów.
Habakuk poprosił Boga o przydzielenie mu do pomocy anioła. I nim zdążył wymówić prośbę, pojawił się obok niego anioł, który wziął go na swoje skrzydła587 i poleciał z nim do Daniela. Habakuk najpierw odsunął głaz zamykający jamę, a potem podał Danielowi jedzenie. Razem zjedli, wypili, po czym odmówili dziękczynną modlitwę do Boga.
Przez cały czas anioł czuwał nad nimi, a kiedy modlitwa dobiegła końca, wziął Habakuka na skrzydła i powrócił z nim do Judei. Wrócili w samą porę, bo żniwiarze akurat kończyli spożywanie posiłku, który zanieśli im synowie Habakuka.
Za czasów króla Salomona588 mieszkał w Jerozolimie589 pewien bogaty człowiek, a ściślej mówiąc, najbogatszy wówczas człowiek w kraju. Nazywał się Buzi590. Był to człowiek zły i aż do przesady skąpy. Swoich niewolników zmuszał do ciężkiej pracy trwającej od świtu do późna w noc. Wydzielał im tak bardzo małe racje żywnościowe, że stale byli głodni. Nie trzeba chyba dodawać, że ich żony i dzieci były niedożywione. Zła sława i skąpstwo bogacza utrwalone zostały w ludowym porzekadle „skąpy jak Buzi”. Nie tylko zresztą w porzekadle. Na temat jego skąpstwa opowiadano i układano całe opowieści. Ze skąpstwa nie chciał się żenić. Musiałby przecież utrzymywać żonę, dzieci, a kto wie, czy nie kogoś z rodziny żony. Znana na przykład była historia o tym, że jak kiedyś przyjechał do niego brat, którego musiał ugościć obiadem, to odbił sobie koszty na swoich służących. Tego dnia nie dał im nic do jedzenia.
Któregoś roku zapanowała w kraju susza. Niebo wciąż świeciło błękitem. Chmury, zdawało się, wyemigrowały z kraju na stałe. W rezultacie ziemia nie obrodziła. Wszyscy niemal bogaci kupcy zbożowi i właściciele spichlerzy otworzyli wtedy swoje magazyny i rozdawali głodującym biedakom zboże. Jeden tylko Buzi nie chciał o tym słyszeć. Na drzwiach swoich licznych magazynów założył podwójną, a nawet potrójną liczbę zamków. Swoim służącym zmniejszył racje żywnościowe. Co więcej, uznał nieurodzaj kraju za znakomitą koniunkturę do robienia interesów. Zaczął śrubować cenę zboża. Chętnych do nabycia było wielu. Jednym słowem, w tym czasie dorobił się jeszcze większego majątku.
Wieść o skąpstwie i złych cechach charakteru Buziego doszła do króla Salomona. Postanowił dać mu nauczkę. W tym celu zaprosił go do siebie na kolację. Skąpiec poczuł się dumny z królewskiego zaproszenia. Był przekonany, że król Salomon wyróżnia go i popiera. Wrogowie moi — powiedział sobie w duchu — pękną z zazdrości.
W oczekiwaniu na kolację u króla przez cały dzień nic nie jadł. Chciał przyjść z pustym żołądkiem, żeby móc jak najwięcej zjeść. Ledwo zapadł zmierzch, a już Buzi przekroczył bramę pałacu. Tu czekał na niego ochmistrz dworu, który wprowadził go najpierw do poczekalni.
— Król — powiedział do niego — tylko z tobą spożyje dziś kolację. Poza królem i tobą nikogo nie będzie przy stole. Tymczasem zapoznam cię z panującą przy stole królewskim etykietą. Nie wolno jej naruszyć, bo sprowadzisz na siebie gniew króla.
— Zastosuję się do niej z całą skrupulatnością.
— A więc, po pierwsze, żebyś o nic nie prosił króla, ani służących podających do stołu. Po drugie, bez względu na to, co się zdarzy, nie masz prawa zadawać pytań ani się skarżyć. Po trzecie wreszcie, jeśli król cię zapyta, czy potrawy smakują ci, masz je chwalić. Nawet w wypadku, gdyby były niesmaczne. Czy będziesz o tym pamiętał?
— Jak najbardziej.
— A teraz uważaj! Do kolacji pozostała jeszcze godzina. Zaprowadzę cię tymczasem do pokoju gościnnego, gdzie
Uwagi (0)