Darmowe ebooki » Wiersz » Przemysły (tomik) - Mieczysław Braun (czytanie książek .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Przemysły (tomik) - Mieczysław Braun (czytanie książek .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Mieczysław Braun



1 2 3 4 5 6
Idź do strony:
Wisła
O, spracowana szara silna robotnico,  
O, pluszcząca falami powszedniemi Wisło!... 
Śniade brzegi omywasz, sprawnym służysz przemysłom 
Dysząca tonią modrą, pienną tajemnicą!  
 
Poorana wiosłami, kręcisz turbiny wodne,  
I czarna woda kipi przy młynach skrzydlatych.  
Na grzbiecie dźwigasz statki żaglowne, ładowne,  
I krętą wstęgą wiążesz z ziemią morskie światy.  
 
Na żółtych odpłóczyskach stanęły strażnice 
Wypatrujące falę, szumną falę przyszłą,  
Gdy warsztaty zadudnią, jak pełne tętnice.  
 
Wierna rzeko! tratwami spławna cicha Wisło!  
Robocze toczysz pędy i oddychasz blisko 
W dzień — bława, w nocy — modra, srebrna — pod księżycem...  
 
 
Górny Śląsk
Słoje czarnych pokładów, grube żyły kamienne,  
Wylęgłe w szybach mrocznej kopalni na Śląsku, —  
Stężałe knieje leśne! paprocie tęgopienne!  
Torfowiska przed wiekami jeziorne i grzązkie!  
 
Tajemnicze drążone weny podziemne,  
Czarny antracyt słońca, łupany w korytarzach,  
Krany żelazne w murach wonnych i ciemnych,  
Uśmiechy rozkwitające liljami na twarzach!  
 
Wózki wiozą węgiel, wapnem pokropiony,  
Górnicy w kopalniach dzwonią w ściany młotami,  
W podziemiach lampki płoną, jak lampiony,  
 
I woda chlusta wiadrami, dzbanami,  
A na powierzchni — miału czarnego tonny,  
Iskrzy się słońce dzienne, jak nieba węgiel dzwonny!  
 
 
Gdynia
Płyną kupieckie korabie po gęsiach morza spienionych.  
Na ciemnobławej powłoce ryją koryta dziobami.  
Skarby zasobne przywożą, zdobyte w odległych stronach,  
Ciężkie rzucają kotwice w prostej, głębokiej przystani.  
 
Ciżba robocza w pośpiechu, ludzie biegnący, zdyszani,  
Krany chwytliwe podnoszą, brzemię zdejmują lewary,  
Krążą nad brzegiem parowce, huczą syreny pieśniami,  
Pędzą pociągi po dunach, z kraju wywożą towary.  
 
Hej, wy okręty czarowne! domy płynące, ciężarne!  
Śrubą wkręcone w żywioły, węglem gorliwym żywione,  
Spieszcie z dalekich przestrzeni w przystanie gęste i gwarne.  
 
Płyńcie, wichrami spędzone, płyńcie, wodami wzniesione,  
Płyńcie, płyńcie, okręty, w dymy wijące się, czarne,  
Ląd nasz powita was śpiewem, rąk trzepocących miljonem!... 
 
 
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Wynalazki
O, tajemnicze ręce, palce niewidzialne, 
Obracające motory, krany, dźwignie, okręty! 
Pieśni powietrzne! hymny śpiewne i pochwalne, 
O, natchnienia, zaklęte w proste mądre sprzęty! 
 
Aparaty codziennie rodzą rzeczy zachwytne, 
Promienie przenikają mury, serca i domy! 
Holendry latające w żywiołach błękitnych, 
Kłębią się pod soczewką wszechświata ogromy. 
 
Żelazne lewiatany szybują w bezmiary! 
Rumaki, uniesione na dywanach lotnych! 
Instrumentów magicznych niewysłowne czary... 
 
Już góry skaczą w morze mocą ludzkiej wiary, 
I zorze wybuchają, jak święte pożary, 
Pod spojrzeniami ludzi tęskniących, samotnych. 
 
 
Przemysły
Chwała nafcie źródlistej płynącej w cysterny,  
I węglom, wyciąganym z łona czarnej gleby,  
Młynarzowym strumieniom, siłom miłosiernym,  
Smugom rodnym, płodzącym zbożne gęste chleby!  
 
Chwała rzeczom, czynionym dla ludzkiej potrzeby,  
Maszynom, pełnym trudu, pilnej pracy wiernym,  
Tratwie spławnej, okrętom śród nocnej koleby,  
Śmigłom, wiosłom i szynom w rozpędzie niezmiernym.  
 
Niech twórczą żarliwością warsztaty zahuczą,  
Zaszybują pociągi i zadudnią miasta,  
Kiedy wichry natchnienia nowych dzieł nauczą, —  
 
Największa sprawa ducha przed nami urasta,  
Już pęcznieje rodzeniem i świeci, jak gwiazda,  
I dzieło w niej dojrzewa, jak piorun pod tuczą!  
 
 
Łódź fabryczna
Warkocze dymów kłębami nad Łodzią czarną płyną,  
Robocza kurzawa ulic w niebo uderza ofiarnie,  
Czeszą je w górze szczerbate grzebienie wzniosłych kominów,  
Wszystkie warsztaty turkocą, palą się wszystkie latarnie.  
 
W kościołach czerwonych fabryk krążą pospiesznie i gwarnie 
Pasy szumiące i dźwignie i dyszą płuca olbrzymów,  
Spieszą się tkalnie, przędzalnie, wrą kolorowe farbiarnie 
Pieśnią twórczego rozpędu, tryskają strofami hymnów!  
 
Kwitnie w motorach i syczy błękitny sen — acetylen,  
W południe dzwoni hejnałem tysiąc blaszanych syren,  
Na czarnych walcach owite rosną radosną potęgą:  
 
Sukno, alpaga i korty, grube włochate marengo, —  
W halach fabrycznych włókniarze stęsknione unoszą twarze,  
Przy nabożeństwie warsztatów turkocą maszyn ołtarze.  
 
 
Jak pracują warsztaty
Fabryka, fabryka wre, wielki obraca się krąg!  
Równy, miarowy stuk. Dygoce i dudni dom.  
Cicho rozbrzmiewa śpiew, i grają tysiące rąk,  
Z szelestem spieszy się pas, spływa w rozpędzie jak prom.  
 
Skłębia się, wije się nić, wypruta nocami snom,  
W blasku ziejących lamp rozkwita na wzorach pąk,  
Błąka sie wątek wkrąg, zębatym ucieka skrom,  
Miedziany uderza łom w syreny dzwoniący gong!  
 
Przędzy urasta wał barwnym dywanem łąk,  
Warsztatów grzmiących war żarliwą toczy się grą,  
Śruby śród wiru kół zęby o zęby trą...  
 
Rusza się prosty mur — tyle żelaznych rąk,  
Z niebios wiszący kran ziemię pierścieniem sprzągł,  
Bije tajemny prąd, siły ogromne prą!  
 
 
Do majstrów
— A jak to się, tramwajarzu, korbą kręci?  
— A jak to się, motorniczy, włącza prąd?  
Hej, po szynach twa maszyna dalej pędzi,  
Ale dokąd, przyjacielu, ale skąd?  
 
— A jak to się wątek łapie, panie majstrze?  
Gdy czółenko po osnowie błyska w krąg?  
Przy warsztacie stoję, — patrzę, — jak w teatrze,  
A ile tu kółek — ząbków, ile rąk?!...  
 
W hucie szklanej, — czy to prawda? — jak na uczcie,  
Po świetlicy szkło się jarzy — blask i huk!... 
— Hej! pokażcie mi to wszystko i nauczcie,  
Żebym z wami cudowności poznać mógł!  
 
Ja tak samo znam osnowę i mam wątek,  
Prądy włączam, szkło roztapiam — w wierszach mych!  
I dlatego, — zauważcie na początek:  
Ze słów moich wstaje ogień, pędzi wichr!  
 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Baterja
Jeżeli razem złożyć cynk i miedź z żelazem 
I zanurzyć do kwasu żrącego metale, 
Wtedy zygzakiem iskry drgną tajemne fale, 
Wywołane z baterji odwiecznym rozkazem. 
 
Tak samo, jeśli wyraz ułożyć z wyrazem, 
Zwilżyć krwią i przetopić w najszczerszym zapale 
I twardej poddać próbie, jak hartowne stale, 
Błyśnie wiersz złotem, cynkiem, miedzią i żelazem. 
 
Magnetycznych pierwiastków bogata rozliczność 
Gromadzi moc tajemną, co nagle wytryska. 
Prądem płynie do serca poetycka iskra, 
Jak elektryczność jasna, drżąca elektryczność... 
 
 
Zdrada
Przybiegła zdyszana, krzycząc wniebogłosy, 
Palacz na dworcu całował białe ręce... 
Tysiąc katastrof, szarpanych za włosy, 
Włóczył semafor i zabijał w męce. 
 
O, patrz, jak cierpi! płacze i rozpacza, 
Klęcząc, upada na ramiona szynom... 
Lokomotywo! Kochanko palacza! 
Ten czarny człowiek zdradza cię z dziewczyną!... 
 
 
Oda do wolności
Uciska mnie łapa ciężka, jak dom,  
Wrastają we mnie potworne korzenie, —  
Gdzie jest, ażeby uderzył, grom 
W przestrzenie, w wolne przestrzenie?... 
 
Kiedy mi słówka zdejmują z warg,  
Kleszczami ściskają, wtłaczają do skrzyń,  
Nie umiem powstrzymać klątwy i skarg:  
O, zmoro straszliwa, — zgiń!  
 
Wszystko mi jedno kto depce,  
Czyj but mi usta uciska,  
Słońca nie będą widzieli ślepce,  
Choćby ich grzało zbliska!  
 
Wolności słodka i wściekła!  
Burzo straszliwa! grzmiąca jak dzwon!  
Z jakiego nieba, z jakiego piekła,  
Z jakich powitam cię stron?... 
 
Kto mi twą żagiew rozniesie 
Do wszystkich domów i mieszkań?  
Która wiosna i która jesień,  
I jaka sprowadzi cię ścieżka? — —  
 
 
Niema cię w żadnych planach,  
Niczyje nie spiszą cię pióra, —  
Ale przyjdziesz któregoś rana,  
Jak do człowieka góra.  
 
Wtedy poznam cię mądrością 
Nieruchomych drzew nad wodą, —  
Wolności, — tchnąca wolnością!  
Wesoła, zielona swobodo!... 
 
Raju, raju stracony,  
Co chwila odzyskiwany!  
Wietrze wiejący na strony,  
Wietrze szczęśliwy, pijany!  
 
Przez chmur, wichrów kołowroty,  
Przez mrok, jaki przemoc spiętrza,  
Już przebijasz swoje loty,  
Wolności żywa, największa!  
 
O, upojna marsyljanko!  
Karnawał nad świata kołem!  
Pachnąca nie krwią, lecz rumiankiem i macierzanką,  
Wolności! do ciebie wołam.  
 
 
Ahaswer
— Kto jesteś, smutny przybłędo?  
Cień twój nad nami urasta.  
Owiany ciemną legendą,  
Runąłeś na nasze miasta.  
Wydany losom na pastwę,  
Umęczony ostatnią mordęgą,  
To tyżeś, — wieczny Ahaswer?  
To tyżeś, — Narodzie-Księgo?  
 
Otwórz swe serce i spojrzyj głęboko,  
Powiedz, czyś żywy i czysty,  
Czy w piersiach masz duszę Szyloka,  
Czy cichą i śpiewną — psalmisty?  
Czy to prawda, że wszystko możesz 
Za srebrniki, za krew człowieka,  
Bo pokazał ci prorok Mojżesz 
Nie niebiosa, lecz ziemię zdaleka?  
Czy żądzą chciwą przeżarty,  
Przepędzany pogardą i biczem,  
Jesteś słaby i jesteś martwy 
I już ducha nazywasz niczem?  
 
Rozproszony, jak garście piasku,  
Świat straciłeś i świata nie masz.  
Czy po tobie w różowym brzasku  
Nad rzekami płakał Jeremiasz?  
Czy przez ciebie, strudzony wielce,  
Tamten słuchać kazał i wierzyć,  
Kiedy złote stawiałeś cielce,  
Żeby w prochu przed niemi leżeć?  
 
Gdzie proroków twoich słowa żywe,  
Twoją męką karmione i żalem?  
Jak Babylon legła, jak Niniwe,  
Utracona twoja Jeruzalem!  
 
Nic nie zrówna się z twoją rozpaczą,  
Twego smutku nie ogarną niebiosa!  
Stoisz cichy przed murem płaczu,  
Jako wdowa nędzna i bosa...  
 
Już swarliwy i już milczący 
Nie dojrzałeś, gdzie padła zguba,  
Kędy płonie krzak gorejący?  
Dokąd sięga drabina Jakóba?  
 
Niech rozgrzeszy cię ból za twe winy,  
Niech cię ogień męczarni oczyści, —  
Słuchaj! Bóg twój jest Bogiem jedynym 
I w miłości i w nienawiści.  
— — — — — — — — — —  
— — — — — — — — — —  
 
Strudzony tułaczką błędną,  
Wróciłem znów na to miejsce;  
Ale wszędzie jest tylko jedno:  
Moje biedne obłąkane serce...  
Słyszę, — płaczą, płaczą za ścianą,  
Gdy po nocach, straszony snami,  
Budzę się, jakby mnie chciano 
Ukamionować klęskami!  
 
Błądzę po świata ogrodzie,  
Gorzkie połykam łzy.  
A po drogach szarpią mi odzież 
I szczekają ogromne psy.  
Boję się, boję się psów!  
Rzucają się zgrają wściekłą.  
Uciekam. Uciekam znów.  
Uciekam przez całe piekło!  
 
Najsamotniejszy na świecie,  
Z chorem i błędnem sercem,  
Wędruję przez tysiąclecia 
I wracam znów na to miejsce.  
 
Na zawsze do ciebie się przyznam,  
Ziemio, którą niebo przeraża!  
W każdym kraju jest moja ojczyzna,  
I mam groby na wszystkich cmentarzach!  
 
 
Wszędzie bliski, wszędzie daleki,  
Przechodziłem przez wszystkie drogi.  
Już stulecia podniosły powieki,  
Patrzą na mnie oczyma trwogi.  
Nie umarłem! nie! nie umarłem!  
Nie zabiły mnie tortur żelaza!  
W serca, w mózgi sercem się wżarłem,  
Niewidzialny, jak sen, jak zaraza.  
— — — — — — — — — —  
— — — — — — — — — —  
 
 
Pieśń o kuli ziemskiej
Stara ziemio, bryło garbata,  
Porośnięta lasami, brodata,  
Wyłysiała na stepach, zapłakana wodami,  
Dokąd pędzisz pomiędzy gwiazdami?  
 
Kulo pękata, nabrzmiała 
Tętnicami gorącego ciała,  
Pulsująca drgawkami, roztańczona szeroko,  
Ziemio twarda, cierpliwa opoko!  
 
Czyim popchnięta oddechem 
Spadasz w otchłanie z pośpiechem,  
Biczem wichrem skręcona, lecisz w bezmiar zamknięty,  
Głowo-ziemio! łbie wściekły i ścięty!... 
 
Tłumy, jak wszy cię oblazły,  
Przerażone, zapatrzone w gwiazdy,  
Tłumy białe i czarne, mrowie żółte, bronzowe,  
Wichry, sępy, straszliwi bogowie!  
 
Raso biała, Bracie Bladolicy!  
W elektrycznej zasiadasz stolicy,  
 
 
Rządzisz ziemią kulistą, jak maszyną rozpędną,  
1 2 3 4 5 6
Idź do strony:

Darmowe książki «Przemysły (tomik) - Mieczysław Braun (czytanie książek .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz