Przemysły (tomik) - Mieczysław Braun (czytanie książek .txt) 📖
Krótki opis książki:
Jeden z dwóch wczesnych zbiorów poezji Mieczysława Brauna — niesłusznie zapomnianegoprzedstawiciela nurtu skamandryckiego.Będące niekłamaną pochwałą i afirmacją ludzkiej pracy utwory poety przesycone są klimatemmiędzywojennej przemysłowej Łodzi. Podejmowaną problematykę społeczną Braun kontynuowałw dalszej swojej twórczości, w znacznie większym stopniu filozofującej aniżeli pierwszepublikacje poetyckie. „Przemysły” stanowią świadectwo solidarności autora z ludźmi pracy, ajednak twórcy udało się uniknąć narzucającej się, nachalnej ideologii i propagandy ówczesnychruchów komunistycznych i komunizujących.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Mieczysław Braun
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Przemysły (tomik) - Mieczysław Braun (czytanie książek .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Mieczysław Braun
Wisła
O, spracowana szara silna robotnico,
O, pluszcząca falami powszedniemi Wisło!...
Śniade brzegi omywasz, sprawnym służysz przemysłom
Dysząca tonią modrą, pienną tajemnicą!
Poorana wiosłami, kręcisz turbiny wodne,
I czarna woda kipi przy młynach skrzydlatych.
Na grzbiecie dźwigasz statki żaglowne, ładowne,
I krętą wstęgą wiążesz z ziemią morskie światy.
Na żółtych odpłóczyskach stanęły strażnice
Wypatrujące falę, szumną falę przyszłą,
Gdy warsztaty zadudnią, jak pełne tętnice.
Wierna rzeko! tratwami spławna cicha Wisło!
Robocze toczysz pędy i oddychasz blisko
W dzień — bława, w nocy — modra, srebrna — pod księżycem...
Górny Śląsk
Słoje czarnych pokładów, grube żyły kamienne,
Wylęgłe w szybach mrocznej kopalni na Śląsku, —
Stężałe knieje leśne! paprocie tęgopienne!
Torfowiska przed wiekami jeziorne i grzązkie!
Tajemnicze drążone weny podziemne,
Czarny antracyt słońca, łupany w korytarzach,
Krany żelazne w murach wonnych i ciemnych,
Uśmiechy rozkwitające liljami na twarzach!
Wózki wiozą węgiel, wapnem pokropiony,
Górnicy w kopalniach dzwonią w ściany młotami,
W podziemiach lampki płoną, jak lampiony,
I woda chlusta wiadrami, dzbanami,
A na powierzchni — miału czarnego tonny,
Iskrzy się słońce dzienne, jak nieba węgiel dzwonny!
Gdynia
Płyną kupieckie korabie po gęsiach morza spienionych.
Na ciemnobławej powłoce ryją koryta dziobami.
Skarby zasobne przywożą, zdobyte w odległych stronach,
Ciężkie rzucają kotwice w prostej, głębokiej przystani.
Ciżba robocza w pośpiechu, ludzie biegnący, zdyszani,
Krany chwytliwe podnoszą, brzemię zdejmują lewary,
Krążą nad brzegiem parowce, huczą syreny pieśniami,
Pędzą pociągi po dunach, z kraju wywożą towary.
Hej, wy okręty czarowne! domy płynące, ciężarne!
Śrubą wkręcone w żywioły, węglem gorliwym żywione,
Spieszcie z dalekich przestrzeni w przystanie gęste i gwarne.
Płyńcie, wichrami spędzone, płyńcie, wodami wzniesione,
Płyńcie, płyńcie, okręty, w dymy wijące się, czarne,
Ląd nasz powita was śpiewem, rąk trzepocących miljonem!...
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Wynalazki
O, tajemnicze ręce, palce niewidzialne,
Obracające motory, krany, dźwignie, okręty!
Pieśni powietrzne! hymny śpiewne i pochwalne,
O, natchnienia, zaklęte w proste mądre sprzęty!
Aparaty codziennie rodzą rzeczy zachwytne,
Promienie przenikają mury, serca i domy!
Holendry latające w żywiołach błękitnych,
Kłębią się pod soczewką wszechświata ogromy.
Żelazne lewiatany szybują w bezmiary!
Rumaki, uniesione na dywanach lotnych!
Instrumentów magicznych niewysłowne czary...
Już góry skaczą w morze mocą ludzkiej wiary,
I zorze wybuchają, jak święte pożary,
Pod spojrzeniami ludzi tęskniących, samotnych.
Przemysły
Chwała nafcie źródlistej płynącej w cysterny,
I węglom, wyciąganym z łona czarnej gleby,
Młynarzowym strumieniom, siłom miłosiernym,
Smugom rodnym, płodzącym zbożne gęste chleby!
Chwała rzeczom, czynionym dla ludzkiej potrzeby,
Maszynom, pełnym trudu, pilnej pracy wiernym,
Tratwie spławnej, okrętom śród nocnej koleby,
Śmigłom, wiosłom i szynom w rozpędzie niezmiernym.
Niech twórczą żarliwością warsztaty zahuczą,
Zaszybują pociągi i zadudnią miasta,
Kiedy wichry natchnienia nowych dzieł nauczą, —
Największa sprawa ducha przed nami urasta,
Już pęcznieje rodzeniem i świeci, jak gwiazda,
I dzieło w niej dojrzewa, jak piorun pod tuczą!
Łódź fabryczna
Warkocze dymów kłębami nad Łodzią czarną płyną,
Robocza kurzawa ulic w niebo uderza ofiarnie,
Czeszą je w górze szczerbate grzebienie wzniosłych kominów,
Wszystkie warsztaty turkocą, palą się wszystkie latarnie.
W kościołach czerwonych fabryk krążą pospiesznie i gwarnie
Pasy szumiące i dźwignie i dyszą płuca olbrzymów,
Spieszą się tkalnie, przędzalnie, wrą kolorowe farbiarnie
Pieśnią twórczego rozpędu, tryskają strofami hymnów!
Kwitnie w motorach i syczy błękitny sen — acetylen,
W południe dzwoni hejnałem tysiąc blaszanych syren,
Na czarnych walcach owite rosną radosną potęgą:
Sukno, alpaga i korty, grube włochate marengo, —
W halach fabrycznych włókniarze stęsknione unoszą twarze,
Przy nabożeństwie warsztatów turkocą maszyn ołtarze.
Jak pracują warsztaty
Fabryka, fabryka wre, wielki obraca się krąg!
Równy, miarowy stuk. Dygoce i dudni dom.
Cicho rozbrzmiewa śpiew, i grają tysiące rąk,
Z szelestem spieszy się pas, spływa w rozpędzie jak prom.
Skłębia się, wije się nić, wypruta nocami snom,
W blasku ziejących lamp rozkwita na wzorach pąk,
Błąka sie wątek wkrąg, zębatym ucieka skrom,
Miedziany uderza łom w syreny dzwoniący gong!
Przędzy urasta wał barwnym dywanem łąk,
Warsztatów grzmiących war żarliwą toczy się grą,
Śruby śród wiru kół zęby o zęby trą...
Rusza się prosty mur — tyle żelaznych rąk,
Z niebios wiszący kran ziemię pierścieniem sprzągł,
Bije tajemny prąd, siły ogromne prą!
Do majstrów
— A jak to się, tramwajarzu, korbą kręci?
— A jak to się, motorniczy, włącza prąd?
Hej, po szynach twa maszyna dalej pędzi,
Ale dokąd, przyjacielu, ale skąd?
— A jak to się wątek łapie, panie majstrze?
Gdy czółenko po osnowie błyska w krąg?
Przy warsztacie stoję, — patrzę, — jak w teatrze,
A ile tu kółek — ząbków, ile rąk?!...
W hucie szklanej, — czy to prawda? — jak na uczcie,
Po świetlicy szkło się jarzy — blask i huk!...
— Hej! pokażcie mi to wszystko i nauczcie,
Żebym z wami cudowności poznać mógł!
Ja tak samo znam osnowę i mam wątek,
Prądy włączam, szkło roztapiam — w wierszach mych!
I dlatego, — zauważcie na początek:
Ze słów moich wstaje ogień, pędzi wichr!
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Baterja
Jeżeli razem złożyć cynk i miedź z żelazem
I zanurzyć do kwasu żrącego metale,
Wtedy zygzakiem iskry drgną tajemne fale,
Wywołane z baterji odwiecznym rozkazem.
Tak samo, jeśli wyraz ułożyć z wyrazem,
Zwilżyć krwią i przetopić w najszczerszym zapale
I twardej poddać próbie, jak hartowne stale,
Błyśnie wiersz złotem, cynkiem, miedzią i żelazem.
Magnetycznych pierwiastków bogata rozliczność
Gromadzi moc tajemną, co nagle wytryska.
Prądem płynie do serca poetycka iskra,
Jak elektryczność jasna, drżąca elektryczność...
Zdrada
Przybiegła zdyszana, krzycząc wniebogłosy,
Palacz na dworcu całował białe ręce...
Tysiąc katastrof, szarpanych za włosy,
Włóczył semafor i zabijał w męce.
O, patrz, jak cierpi! płacze i rozpacza,
Klęcząc, upada na ramiona szynom...
Lokomotywo! Kochanko palacza!
Ten czarny człowiek zdradza cię z dziewczyną!...
Oda do wolności
Uciska mnie łapa ciężka, jak dom,
Wrastają we mnie potworne korzenie, —
Gdzie jest, ażeby uderzył, grom
W przestrzenie, w wolne przestrzenie?...
Kiedy mi słówka zdejmują z warg,
Kleszczami ściskają, wtłaczają do skrzyń,
Nie umiem powstrzymać klątwy i skarg:
O, zmoro straszliwa, — zgiń!
Wszystko mi jedno kto depce,
Czyj but mi usta uciska,