Przemysły (tomik) - Mieczysław Braun (czytanie książek .txt) 📖
Krótki opis książki:
Jeden z dwóch wczesnych zbiorów poezji Mieczysława Brauna — niesłusznie zapomnianegoprzedstawiciela nurtu skamandryckiego.Będące niekłamaną pochwałą i afirmacją ludzkiej pracy utwory poety przesycone są klimatemmiędzywojennej przemysłowej Łodzi. Podejmowaną problematykę społeczną Braun kontynuowałw dalszej swojej twórczości, w znacznie większym stopniu filozofującej aniżeli pierwszepublikacje poetyckie. „Przemysły” stanowią świadectwo solidarności autora z ludźmi pracy, ajednak twórcy udało się uniknąć narzucającej się, nachalnej ideologii i propagandy ówczesnychruchów komunistycznych i komunizujących.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Mieczysław Braun
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Przemysły (tomik) - Mieczysław Braun (czytanie książek .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Mieczysław Braun
Świtezi... przy świetle księżyca...
Ktoś chodzi... ktoś wspomina... ktoś tęskni... i klęka...
Radjo
W takiej ciszy tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy... Jedźmy!
Nikt nie woła...
Mickiewicz
Śród zielonego suchej trawy oceanu,
Jak łódź samotna, tonąc na dalekim Krymie,
Mijając koralowe ostrowy burzanu,
Słuchaj fali: ktoś woła na Litwie twe imię!
Już iskra elektryczna niewidzialną drogą
Glob obiegła, w powietrze wsiąkła, jak w bibułę,
Już mogą ją pochwycić i słyszeć ją mogą —
Aparaty najczulsze i serca nieczułe.
Koncert z Rzymu w Londynie, z Tokio w Kopenhadze,
Ryk syren okrętowych znów na kontynencie,
Razem z giełdą w Berlinie i odczytem w Pradze,
To zmieszany gwar świata, bijący w zamęcie!
W Moskwie słyszą jak pluszcze słodka fala Wisły,
A my, — jak huczy ogień, który ktoś rozpala, —
Tłumie ludzi, ustami chwytających iskry,
Może tu cię połączy elektryczna fala!
Gdy samotny wędrowiec na chłodnej obczyźnie
Słuch natężał — innego chciał słyszeć wołania,
Innej fali i szeptu, którem serce bliźnie
Umie drżeć, gdy wymowne oczy mgła przesłania.
Gdy ze mnie, jak z anteny, tryskają na wszędzie
Me słowa, zatrzaśnięte na zawsze w iskierce,
Nie wiem, kto będzie słyszeć, kto ich słuchać będzie,
Tak, jak twoje jedyne małe dobre serce.
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Wspomnienie o Żeromskim
W kawiarni, przy stoliku, w światku literackim,
Gdzie drobna muza pije szklanki czarnej kawy,
Pamiętam, rozmawiano kiedyś o Słowackim
I powszednie złośliwie poruszano sprawy.
Niespodzianie wszedł cichy, wielki i dostojny,
Spojrzał ku nam milczącą, pełną troski twarzą, —
Ucichliśmy, jak dzieci, które próżno gwarzą,
Gdy kroki ojca spłoszą gwar dziecinnej wojny.
Łaskawie usiadł z nami i mówił najprościej,
Chwaląc film «Atlantydę» z przyjaznym uśmiechem.
Miał wtedy w oczach mądrość najgłębszej miłości
I twardą pracę, która umie walczyć z grzechem.
Na czole myśl cierpliwa wyryta jest blizną,
Serca łomot się głuszy rękami obiema.
Ale wiem — Atlantyda jest marzeń ojczyzną,
Atlantyda jest Polską, której jeszcze niema!
Już nie przyjdzie tu więcej ten, który swe ręce
Jak Tomasz wkładał w rany bolesne i chore, —
I w rozkoszy piekielnej, jak w piekielnej męce,
Musi światła mieć więcej. — «Żono, odsuń storę».
Już żałobne chorągwie targa wiatr jesienny,
I głuchy dzwon na trwogę jęczy w całem mieście.
— Już sami zostaliśmy w czuwaniu bezsennem...
Zabierzcie czarną trumnę i dalej odwieźcie.
Wykonać nam testament zostaje ostatni,
Gorące proste słowa, — milczące najgłośniej, —
W pocałunku ojcowskim lub uścisku bratnim
Zwiastujące — jesienią budzone przedwiośnie.
Po tym trudzie straszliwym pot spływa na czoło.
Niech wieczny odpoczynek zdejmie wieczną troskę.
Oddajmy wielką pracą hołd Jego popiołom,
Na serce, które pękło, połóżcie mu Polskę.
Ciało
Naczynie nędzne i niegodne ducha,
Ciało człowiecze nagie i bezbronne,
Powłoko serca niepewna i krucha,
Którą wysiłki zamieszkały płonne!
Nieprzeliczona czyha wielość chorób
Z powietrza, ognia, napoju i strawy, —
Jeśliś stworzone według boskich wzorów,
Ciało człowiecze, — jakże wzór ten słaby!
Ani się ukryć, ani umknąć uda
Klęskom przedwczesnym zawsze i nieznanym;
Żadne cię leki, ani żadne cuda
Nie wydrą śmierci planom zawikłanym.
Podobne trawie, którą ziemia gości,
W bólu zrodzone, poczęte w rozkoszy,
Na łasce świata i własnej słabości
Byt okupujesz kosztem nędznych groszy.
Zanim cię młodość wykarmi do syta,
Soki twe pędząc drogą dookolną,
Ucząc miłości, która w niej ukryta,
Poczujesz starość chłodną i powolną.
Trucizny słodkie, które duszę koją
I myśli krzepią, — czemuż tobie szkodzą?
Jaką goryczą, lub słodyczą swoją
Duszę połączą z tobą i pogodzą?
Ty jedno, którem moja myśl porusza,
O, ciało, ciało, pulsujące, żywe, —
We krwi gorącej wypławi się dusza,
Słodkiej miłości narzędzie szczęśliwe!
Moja mistrzyni
Ani Sokrates mądry i wesoły,
Ni Platon wzniosły, ni Arystoteles,
Ani prorocy, ani apostoły,
Ani Faust chytry, ni Mefistofeles.
Ani Dant cudny, ani Heine błogi,
Ani Mickiewicz wielkością wspaniały,
Nie stali przy mnie na początku drogi,
Którą mi burza i cisza owiały.
Ale jednegom obrał przewodnika,
By mnie prowadził, napełniając siłą,
Tam, gdzie najwyższa mądrość nie przenika,
Gdzie wszystko będzie i gdzie wszystko było.
On to, czy ona w przestrzenie najczystsze
Wiodła przez otchłań, którą grzechy czynią,
Umiłowana ponad wszystkie mistrze,
Miłość, co jedną dla mnie jest mistrzynią.
Jak dziecko matce rodzonej podobne,
Chcę upodobnić do niej każde drgnienie,
Wszystkie minuty w cierpienia zasobne
I wszystkie słowa i każde milczenie.
Przez nią tłumaczę ciał gwiezdnych obroty,
Drzew rozkwitanie, rzek fale burzliwe,
Ciszę wieczorną, księżyca dysk złoty,
Wszystko żyjące i wszystko nieżywe.
Przez nią pojąłem życie, które błogo
Umie na wieczność poza śmierć spozierać,
Jeżeli w życiu było żyć dla kogo,
I jeśli będzie za kogo umierać.
Piotr
Kiedy nad brzegiem ciemnego jeziora,
Które mnie głębią nęciło ogromną,
Rzucałem sieci onego wieczora,
Światłość ujrzałem straszną i cudowną.
On — śród obłoków i płomieni wieńca
Stąpał po wodzie kłębiącej się wrzątkiem.
Twarz moja ślady straciła rumieńca,
Gwiazdy pogasły, jak przed dnia początkiem.
I naglem słowa usłyszał szepnięte:
«Porzuć te sieci, niech dłoń się nie trudzi,
Próżne to sprawy, któremiś zajęty,
Dzisiaj nie ryby masz łowić, lecz ludzi».
Milcząc, bezradnie wzruszyłem ramieniem,
I rzekłem, swemu nie wierząc głosowi:
O, Panie, usta palący płomieniem,
Co mam uczynić? czemże będę łowił?
Ale On ogniem słodko mnie przeraża,
Rzecze i światłem obdarza mnie nowem:
«Co jest cesarskie — oddaj dla cesarza,
Żyjąc nietylko chlebem, lecz i słowem».
Znajdując myślą wielkie zrozumienie,
Milczałem, dalszych wydarzeń ciekawy,
Pojmując sławę wielką nieskończenie
I miłość Twoją, większą od Twej sławy.
Golgota
Błądząc po mieście tym czarnym wieczorem,
Jak nad brzegami oślepłej czeluści,
Wołam cię sercem osłabłem i chorem:
Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?
Mury kamienne stłoczyły się przy mnie,
Domy nieżywe, milczące, jak groby, —
Może w śmiertelnym wysławi cię hymnie
Parasol — sztandar deszczowej żałoby?