Dwa fiaty - Justyna Bargielska (biblioteka txt) 📖
Krótki opis książki:
Tomik poetycki Dwa fiaty został nagrodzony w 2010 roku Nagrodą Literacką Gdynia w kategorii poezja.
Zdaniem Agnieszki Wolny-Hamkało stanowi on osobliwe połączenie surrealizmu, baśniowości, humoru i podszytych śmiercią ponurych obrazów. Martwe ciało przekazywane drogą lotniczą, porównanie dzieci do butów, podróż autobusem z menażerią brzydkich postaci i drzewem irysowym na dokładkę — wszystko to opowiedziane jest językiem tak potocznym, że można w to uwierzyć.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Justyna Bargielska
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Dwa fiaty - Justyna Bargielska (biblioteka txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Justyna Bargielska
Budzę się z bólem brzucha jak na okres
i jako takim pojęciem o naturze i poczynaniach
martwych gołębi: są wyraziste i grają w filmach
noir, ale nie wolno im uprawiać seksu,
choć stworzone do miłości potrafią się wcisnąć
dosłownie wszędzie. To ci psikus.
Rano stoję na balkonie i przepowiadam sobie,
kto jest większy ode mnie (mąż, złoty lew, wielki
płaski żółw — uniosą mnie, uniosą). Szkoda,
że martwe gołębie wolą występować w filmach noir
i nie mogą pochwycić, nim dotknie ziemi, mojej śliny.
Jest teraz czarodziejska.
Pieśń szkrabisty
Może byłeś kiedyś na wyprowadzeniu mysich zwłok?
Gdy smutku proforma gipsowa wydłuża siwe pyszczki,
jakby to było w kinie i wszyscy myślą o tym,
co kto mógł mieć, a nie miał. Złowrogi w cylindrze botanik
nad źródłem się pochyla3, pyszni się storczyk we wiadrze,
i mieczyk, i maczek, i lilia.
Nie krwawić ci teraz, serce, a raźno popindalać,
gdy przyszłość się mości w słoiku i jeszcze czas jakiś puchnie,
a smutek przychodzi od razu tak wielki i tak stary,
że zjedz mnie, czereśnio, wołam, zjedz mnie, okruszku, pesteczko.
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Międzyczasie
Ledwoś przebaczyła poprzednią,
przychodzi kolejna zima. W skalnej dioramie stacji
wszyscy jakby zaraz mieli się do ciebie o coś zwrócić,
nawet konduktorzy mają specjalne brzuchy,
którymi zapraszają do wnętrza pociągu. Powiedz,
jak prosiłaś o mnie? Dajcie mi już
mojego naguska, mówiłaś, brwi i usta narysuję mu
później bardzo twardym ołówkiem? To i masz,
już nie kładziesz się w zegarku, tylko ze szczerego pola
wracasz pełna spacerowiczów,
przechodniów i kobiet, którym ktoś w wózkach
podmienił niemowlęta na koty.
Dropsette
Ze względu na deszcz i inne wydarzenia
natury religijnej, byłyśmy jedynymi
spacerowiczkami w parku, nie licząc policji,
w tym konnej, która stojąc nad stawem,
pokazywała sobie nawzajem i dwóm starszym rangą
funkcjonariuszom gładkie miejsce na tafli,
na które nie padało. O ile zrozumiałam,
z niego miała brać się względność prohibicji,
która akurat obowiązywała w mieście,
mógł być to też ośrodek podmieniania w łonie
lub centralny zegar czasu, w ogóle straszna sprawa.
Niepożądane gawrony, tak stali nad tym stawem.
Koń odgryzł główkę irysa i ciamknął: kobiety
gdy biegną do wody, wszystko może się zdarzyć.
Racja, powiedział policjant i spojrzał prosząco
na nasze niestety plecy, już wracające do domu
Minimidrasz4 o chłopcu i śrubce
Jeśli nie zasnę, jakże się obudzę?
(Noddy)
Czy dziś jest jakiś dzień? Powinnam była nazwać firmę
Pani Justynka, mówi mama. Zgarnia wszystko pod siebie,
bo śniło jej się, że trzyma mnie na rękach
i pyta, czy mnie widzicie, a wy mnie nie widzicie.
Cukier nierozmieszany, prehistoryczne liście,
okrągłe jakieś wspomnienia, światła miłe i mniej miłe,
codziennie helikopter filmuje nas przez dach,
chociaż niewiele widać. Może właśnie nas oglądasz.
Na pasku
Nikt nie umarł w tym filmie, nikt w nim nie chciał niczego.
Zachrzęściło w pokoiku, więc wstałam sprawdzić,
zainkubowana podopieczna ośmiuset ton bazaltu, twoja mama.
Ktoś dzwonił domofonem
półtorej, dwie godziny, a potem wstukał kod i sam się wpuścił.
Jak grzyb tęczowy na buzi Matki Boskiej,
tak kwitnie samotność, kobieca i ludzka. Gdy nie śnią się stada
utopionych krów, noc lubi przynieść
coraz to głupsze proroctwo, pięć, cztery,
trzy gwiazdki anyżku, które zostały, żeby wyjść i wrócić,
rzucić pieniążek oknem, zrozumieć się telepatycznie.
Dziecko chce się uczyć o wietrze, o prądzie,
a ja mam ze sobą tylko szal zielony,
byśmy sobie mogły poudawać morze.
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
I konie, i ptaki
Z dupą żartów nie ma.
(Pani Hajzer).
Coś jak mapy przed bitwą i ich światło z poczty,
ich brudny śnieg w szparach, ich posiedźcie tutaj,
a mama zapoluje, ich dwa kręgosłupy, widok szczegółowy —
nikt się nie spodziewał, a tutaj wtem nagle.
I giełdy, i ropa
reagują. Sąsiedzi nie mając nikogo nawzajem,
wzywają policję do wyjącego wiatru.
A kiedyś szłam latem po zwiniętych torach.
Najsłynniejsze fotografie
Bardzo ci współczuję, ale nie możesz
mieszkać w dyni.
(Norville)
To była sobota i miałam cztery lekcje,
w tym dwa polskie, więc zaproponowałam
mężowi, że zostanę w domu i się pokochamy,
ale nie chciał. Więc idę do szkoły,
w korytarzu trwa wybuch, a w pokojach lato
z rodzaju nic nie schnie. Ale się nie rozglądam,
tylko idę, macham,
trochę entuzjastka, a trochę odkrywca,
że nie wszystkie dzieci dają się pochować.
Psalmismo
Niczego już, niczego! Ani kto teraz mieszka w tamtym mieszkaniu,
gdzie przyklejone gumą arabską na straży przewodów wentylacyjnych
brzuchate ptaki z kalendarza chroniły nas przed przeciągami
i robactwem, i ludztwem, ani czy mnie pamięta,
ani czy naprawdę wyrąbał okno w ścianie
i zrobił widok lunetarny na dom tańca w bliźniaczym mieście.
Przyszedł do mnie stół
z czwórką stołków, przypłynęła ryba, wszystko obśliniła.
Ani czy byłby nadal zainteresowany moją miłością
i w jakim wymiarze, niczego!
Ani czy ja go kocham,
czy też pozostajemy normalnie, zwyczajnie,
jak te anonimowe bułki w Panu Bogu na zawsze.
Pinktronic
Akurat w Jędrzejowie nic nie robiliśmy,
chociaż na wyjeździe liczy się podwójnie.
Ale mieli już swoje wielbłądy,
sklep z dziwnymi kolczykami i klub abstynenta,
porozstawiane po kwadracie jak w monopolu.
To była pora, w której idzie się do pracy
na czwartą zmianę. Miałam wtedy tyle siebie,
że spokojnie mogłam ci to wszystko kupić.
Trzymam ten sen na samych koniuszkach
rzęs. Też mam dzieci w różnych miejscach,
w różnych snach i piosenkach, ale ten hymn
celularny będę trzymać dla ciebie.
Irysowe drzewo
Jeżeli miłość szuka potwierdzenia,
to dzisiaj jest środa. To jest jakiś koszmar,
ten autobus. Jedna ma turkusową czapkę, trzy zęby
i równik w pasie, druga jest na biało, a w wózku śpi niemowlę
z rozszczepem stąd dotąd. Jakiego szukasz potwierdzenia, miłości?
Takiego szukam potwierdzenia, dziewczynko.
Że bierzesz ten autobus razem z tamtą w czapce,
z tą na biało, z tym dzieckiem i z drzewem irysowym.
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Roma
Opisać, jak to się robi, przyniosłoby zaszczyt
wierszowi a czytającym różaną łaskę
tysiącletniej wojny. Liczby mają być dyskretne,
gąsienice łamać kości. Wolisz się uczyć siłą woli
merdać przyczepionym ogonem czy na rwącej
rzece ćwiczyć zawracanie śmierci?
Że parchaty pies połknął podczerwień,
to sama już nic nie potrafisz? Nie patrz na miękkie
kobiece brzuchy, bo zdjąwszy ubranie,
sama staniesz się brzuchem. Patrz na stalowe sztaby
i kwitnące okucia, by rozbierając się, każdym gestem
móc skandować niewymawialne.
Wiązka
Obudziłam się bez pocieszenia. Gdy spałam,
ziemia dostała mi się do rany. I dokąd ja tak
wstaję i idę w tym swoim ciele?
Miłością twojego życia że jestem, nakłamał ci
laser. Ja ze swej strony nawet cię nie lubię,
a kto potrzebuje pocieszenia, niech sobie weźmie
so what, jak w przykładzie:
źle jest lgnąć do umarłych? So what. Zmieniając
siedem razy pozycję we śnie, opowiedziałam
ci w końcu, jak byłam przebrana za diabła,
a ona za śmierć. Ale ruszałam się tak wolno,
że teraz nie wiesz, którą mnie kochasz. So
what. Już nie trzeba. Założyli światło w przejściu.
Strzela, strzela, a jest motylem
— Pozwól, to jest mój środek i jednak coś tam mam
— powiedziała, nim wyszła. Dawno nie widziano
tak dostojnej i grubej nagiej kobiety na tak wąskim gzymsie.
A o co poszło? Może właśnie o ten garnek,
w którym znika podział na królestwa. Może o salę,
w której najpierw ćwiczyły dzieci, ale po zmroku weszły tam kobiety
i wiatr zaczął ruszać firanką w drugą stronę, do siebie.
Stała tam i patrzyła, czy oni patrzą na nią, ale nie patrzyli.
I może tylko rząd płaszczów ją trochę zrozumiał,
może glina, gdy wyschła, zwróciła na nią swoje
poczciwe, martwe oko.
Onyks
Które jeszcze przedmioty sterują czasem,
gdy my sami jesteśmy nieuważni
albo zakochani? Kubki, szczotki, stoły,
które, gdy śmierć nie uzna nam zasług,
prosić będziemy o modlitwę za powtórne rozbicie