Pamiątki po nas - Piotr Sommer (efektywne czytanie .txt) 📖
Krótki opis książki:
Udostępniamy drugi tom poetycki Piotra Sommera, wydany w 1980 roku a zatytułowany Pamiątki po nas.
Krzysztof Siwczyk pytał „Czy ktoś wymyślił piękniejszy tytuł książki poetyckiej?”. Na pewno jest on świetnym sposobem wyrażenia dystansu zarówno do siebie, jak i do własnej rzeczywistości.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Piotr Sommer
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Pamiątki po nas - Piotr Sommer (efektywne czytanie .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Piotr Sommer
Wiersz o dewaluacji słowa „rewolucja”
W takim wierszu to słowo powinno zostać użyte tylko raz, w tytule
a cała reszta utworu
mogłaby być o wszystkim innym
tylko nie o nim.
Wyrazy można łączyć z wyrazami
tak, aby w drodze ewolucji powstały
zupełnie nowe stosunki wyrazów.
Zawsze pasjonowała mnie
subtelna różnica między „a” a „i”
oraz jak, wbrew pozorom,
te dwa spójniki wcale nie są wymienne.
Pytałem o to paru znajomych
uczniów szkoły średniej, ale mówią
że od urodzenia, to znaczy
od pewnego czasu zaledwie,
wszystkie wyjątki i odchylenia składni,
o których mówi nawet obowiązujący podręcznik,
upodobniają się z wolna
do ich własnych rodziców.
Nie chcą mi tego objaśnić szerzej,
to sekret, mówią, i wychodzą na przerwę,
a ja zostaję z moją niepewnością, wspominając wstyd,
jaki wywołałem na kilku twarzach.
Zaglądam do podręcznika, okazuje się
że: wczoraj o wpół do siódmej
pani Wilson gotowała obiad
dr Wilson badał pewnego pacjenta,
Susan pisała wypracowanie,
a Joan rozmawiała przez telefon z Dorą.
Czyli jednak podręcznik
nie jest taki zły: wyraża jednoczesność
świata, jest nowoczesny.
Ta myśl znów odgradza mnie
od uczniów, którzy by chcieli,
żeby wszystko było inaczej,
tak samo jak w życiu.
Teraz będziemy powtarzać, mówię,
podczas gdy od sufitu, który jest podłogą
dla tych, co zakładają dekoracje
na kolejną rocznicę Wielkiego Października,
dobiega salwa gwoździ.
Zaczęło się, myślę, i próbuję
przypomnieć sobie wiadomości
nabyte na poligonie pod Morągiem.
Wraz z kilkoma uczniami,
których udaje mi się zachęcić nadzieją sławy
jednostronnie wypowiadamy szkole układ
wieczystego milczenia.
Ale oto dzwonek rozlega się na korytarzu
jak gdyby nigdy nic. Moi uczniowie
przypominają sobie, że chcą się dostać
na studia. I to jest
koniec wiersza.
Oddech Majakowskiego
Żona mówi, że wszystko jest rezultatem epoki:
słowa, ilość słów, ich porządek, dłuższe
lub krótsze dni; zresztą nie pamiętam,
może to ja tak jej powiedziałem; jak gdyby
wiatr historii smagał, to znów szczypał
twarz.
Właściwie czemu „nie można” pisać o poezji?
Poezja to przecież nie słowa.
I trudno sobie wyobrazić, żeby epoka
była rezultatem słów, a jednak! Ponadto
jeśli mówi to żona, słucham jej
uważniej niż paru panów wyrywających
włosy z pewnej potężnej dziewiętnasto-
wiecznej brody, która wkrótce
wyłysieje doszczętnie.
Właściwie, Bogiem a prawdą,
co pieniądze i ekonomia mają wspólnego
z myślą? Wiersze
są dziś tak ciasne
jakby za wszelką cenę
chciały się zmieścić w dniach;
może zresztą odwrotnie, to już trwa
ponad trzydzieści lat i trochę
nie pamiętam; nawet Majakowski
mógłby dostać zadyszki.
Z tego wszystkiego młodzież
gotowa znów uwierzyć w proste
ciepłe uczucia, zielone krajobrazy i
zielone gąski. Tymczasem
naukowa kosmetyka nie będzie stać
w miejscu. Wyniki się ogłosi, kosmyki
wykosi, że wcale nie będą chciały sterczeć
w kosmos. No klops, klops, klops.
Sprawozdanie z meczu piłki nożnej
Kto obok ma ojczyznę
ten jest spokojny
— Wiaczesław Kuprianow
Czy on też oglądał tamten mecz
we Frankfurcie nad Menem, pierwszy
poważny mecz sezonu? Bilet by mu
pewnie ktoś załatwił. Czy siedział
chociaż przed telewizorem i, jak ja
tutaj, słyszał w przerwie meczu
wiadomość, że go już tam nie ma?
Jak się wtedy czuł, jeśli oglądał,
kim już nie był, kim nie był jeszcze?
Pytam dziś przyjaciela, co o tym
myśli; nie mieli chyba, mówi,
innego wyjścia. Mnie o to samo
pytają uczniowie w szkole; rację
najprawdopodobniej mają publicyści —
w końcu odległości nie są już
tak wielkie; ziemia jest wszędzie
wystarczająco szara — tylko ta cisza
wokół jego domu prześladuje mnie,
ciasny krąg powietrza wokół jego ciała.
Toteż wracam do meczu, do
umownego placu gry, do boiska,
spoza którego patrzę. Niewiele
rozumiem z gry, przepisów nie znam.
Sam sobie zadaję pytania. Które
z nich wolno przemilczeć, na jakie
odpowiedzieć do końca? Zima; moje okna
zamknięte na wylot. Tu, w szkole,
źle słychać sędziowskie gwizdki.
(luty 1974)
Tułacze
Kiedy wyjeżdżają, zostają
ich uczniowie. Bardziej zdolni
i mniej. Potem się okazuje,
że wiele od tego zależy.
Ale nie chodzi o potem
tylko o to przedtem,
nim do potem dojdzie.
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
To pewne
Młodzi prowincjusze mają literackie nadzieje.
Będą zwolennikami pierwszej ciepłej liryki,
potem trochę bardziej gorzkiej, ale przez to dojrzałej.
Będą zdania, że liryka służy zrozumieniu
siebie i świata, że udoskonala.
Na awangardę będą patrzeć podejrzliwie
i z pewną wyższością, co znajdzie wyraz
w ich skromności, solidnym lirycznym rzemiośle
i świadomym ograniczeniu zamierzeń
(to jest pewne, lepiej skromnie, ale rzetelnie).
Będą jednak pełni entuzjazmu.
I optymizmu.
Bo chodzi o sprawy poważne.
Oddaleni od kłótni stolicy
wiedzą, co o tym myśleć.
Na podorędziu mają zawsze krajobrazy:
las, rzekę, skłębione płaty chmur,
czy nawet na wpół zżarty przez czas drewniany parkan.
Są pewnie miejsca, gdzie po prostu
drukuje się to, co jest dobre.
Ale tę kwestię można pominąć i przejść na pole
przez dziurę w plocie, najlepiej jesiennym wieczorem,
popatrzeć na niebo albo drzewa,
na cokolwiek,
toż wszystko przypomina o nietrwałości!
Pierwsze zdanie
Cztery lata temu w Ustce
szliśmy w czwórkę po piasku i
zacząłem pisać moje drugie
opowiadanie (pierwsze było
na temat pewnej wyimaginowanej
i dotkliwej śmierci, bardzo krótkie
i nieudane). Powiedziałem
Maćkowi pierwsze zdanie:
„Trzy lata czekaliśmy, zanim
rozpatrzono nasze podania
o pozwolenie opuszczenia plaży”.
Powiedział, że to dobry początek.
Nie pamiętam, co było dalej
i czy było jakieś dalej, chyba nie.
Myślę, że powiedziałem to po prostu
dlatego, że sądziłem że to
efektowne, niezależnie od naszego
ulubionego rodzaju humoru
w owym czasie (dowcip
gotów był pożreć wszystko).
Interesuje mnie, czy była to
najprawdziwsza fikcja i czy
Maciek rzeczywiście sądził, że ja
to opowiadanie napiszę oraz
czy było to naprawdę efektowne.
Bo dlaczego nigdy mnie potem
nie spytał: „Co z twoim opowiadaniem?”
I: „Czy masz już drugie zdanie?” To
mogłoby mnie zachęcić do pracy,
bo nigdy nie lubiłem
wystawiać ludzi do wiatru.
I proszę zważyć, że miałem
znakomite warunki — wszystko
na miejscu: plaża, wiatr,
papier na podanie i tysiące
ludzi, jak ja, czekających gnuśnie
na jakąś wiążącą decyzję.
Czym mógłby być
Wiersz musi być tym, czym jest.
Nie powinien udawać poematu
ani zastępcy naczelnika powiatu,
ani sklepowej, która ma okres.
Nie powinien wyrażać ducha czasu
ani go nie wyrażać, nie powinien
być dokumentem, ani nim nie być.
(Od czasu do czasu mógłby zapytać.)
Powinien umieć sobie wyobrazić
czym mógłby być, gdyby nie to
czy tamto.