Intryga i miłość - Fryderyk Schiller (gdzie czytać książki online za darmo txt) 📖
Intryga i miłość to wydana w 1784 tragedia niemieckiego poety, Friedricha Schillera. Oprócz pisania zajmował się także filozofią, historią, estetyką czy teatrem.
W dramacie autor ukazał stosunki społeczne jakie panowały w Niemczech. Jest to historia miłości arystokraty Ferdynanda von Waltera oraz przedstawicielki mieszczaństwa, Luizy Miller. Ojciec Ferdynanda próbuje ich rozdzielić, ponieważ Luiza pochodzi z niższej warstwy społecznej. Ostatecznie za to, że spiskował przeciwko ukochanej syna, spotyka go kara.
- Autor: Fryderyk Schiller
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Intryga i miłość - Fryderyk Schiller (gdzie czytać książki online za darmo txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Fryderyk Schiller
Bądźże wyrozumiały, baronie — ja nie to chciałem powiedzieć.
PREZYDENTNie — nie! Masz słuszność — ja także znudzony, wolę rzucić wszystko. Bokowi życzę szczęścia na krześle pierwszego ministra. Świat nie tylko w tym kraju. Natychmiast proszę księcia o uwolnienie od służby.
KALBA jaż? — dobrze ci mówić — ty — ty człowiek uczony. Ale ja, mon Dieu, w co się obrócę, gdy mnie książę oddali?
PREZYDENTW bon mot49 wczorajsze, w modę przeszłoroczną.
KALBZaklinam cię, mój drogi, mój złoty baronku. Zapomnij tej myśli — ja już wszystko zrobię.
PREZYDENTPozwolisz użyć imienia twego do rendez-vous50, które ci panna Miller prześle na piśmie?
KALBW imię Boże! — pozwolę.
PREZYDENTI list upuścisz w takim miejscu, gdzie by go major obaczył.
KALBUpuszczę go na paradzie, niby razem z chustką.
PREZYDENTI rolę kochanka przed majorem utrzymasz?
KALBMort de ma vie51! Już ja mu pokażę. Gustować w moim wyborze na zawsze oduczę.
PREZYDENTWszystko więc idzie dobrze. List dziś jeszcze musi być napisany. Przyjdziesz po niego wieczorem i ułożysz się ze mną, jak grać trzeba rolę.
KALBPrzyjdę tu, skoro oddam szesnaście wizyt największej wagi. Daruj więc, że cię natychmiast pożegnam.
Liczę na twoją przebiegłość.
KALBAch! Mon Dieu! Wszak mnie znasz, prezydencie.
SCENA IIIKapelmajster i jego żona już są szczęśliwie i bez hałasu do więzienia zawiedzeni. Czy chcesz odczytać list, jaśnie oświecony panie?
PREZYDENTWybornie! Wybornie, sekretarzu! — i marszałek dał się schwycić na wędkę. Trucizna taka samo zdrowie w trąd zaraźliwy przemienić by mogła. Tylko natychmiast bież z warunkami do ojca i do córki.
Proszę cię, przestań! Ja w dni szczęśliwe nie wierzę — moje nadzieje wszystkie upadły.
FERDYNANDAle moje się wzniosły. Ojciec mój rozgniewany, wszystkie działa swoje przeciwko nas obróci. Zmusi mnie nieludzkim pokazać się synem. Nie zaręczam za obowiązki moje dziecięce. Wściekłość i rozpacz wycisną ze mnie tajemnicę krwawego zabójstwa i syn ojca w ręce sprawiedliwości wyda. Najwyższe niebezpieczeństwo grozi, skoro się miłość moja na krok olbrzymi odważy. Słuchaj, Ludwiko! Myśl wielka i zuchwała jak moja namiętność do duszy się ciśnie. Ty Ludwiko i ja i miłość nasza! Czyż w tej trójcy całe niebo nie spoczywa? — Czy potrzebujesz jeszcze czwartej rzeczy?
LUDWIKAPrzestań, nic więcej; blednieję na samo wspomnienie tego, co chesz mówić.
FERDYNANDDo świata nie mamy żadnego żądania — po cóż się woli jego zapytywać? Po co ważyć, gdzie nic zyskać, a wszystko utracić można? Twoje oko jednako upajać mnie będzie, czy się ono w Renie, czy w Elbie, czy w Bałtyckim morzu odbije. Moja ojczyzna tam, gdzie mnie Ludwika kocha. Droższe dla mnie będą ślady stóp twoich na pustyniach piasku, niżeli wspaniała katedra miasta rodzinnego. Czy nam wystawy52 zabraknie? — Gdziekolwiek pójdziemy, Ludwiko, wschód i zachód słońca przedstawiać się nam będzie — a przed tym widokiem natury blednieją najcudowniejsze sztuki arcydzieła. Jeżeli Boga nie uczcimy pod sklepieniami kościołów, to w nocy, w środku jej cieniów duchami się snujących, blady księżyc do pokuty napomni — a rozsiane gwiazdy na błękicie modlić się z nami będą. Rozmowy miłości naszej nigdy się nie wyczerpią — uśmiech na ustach mojej Ludwiki całego wieku jest treścią — a sen życia przeminie, za nim się w jej łzie rozpatrzę.
LUDWIKACzy oprócz miłości nie masz innych obowiązków?
FERDYNANDTwoja spokojność jest mi najświętszym.
LUDWIKAMilcz więc i opuść mnie — bo ja mam ojca ubogiego — który tę jedną tylką ma córkę — jutro 60 lat skończy i zemsty prezydenta stanie się ofiarą.
FERDYNANDOjciec twój z nami pojedzie — żadnej więc wymówki, droga moja! Idę moje brylanty na złoto zamienić, podniosę sumy na imię ojca mego. Wolno jest złodzieja okradać — a jego skarby czyż nie są krwawym groszem ojczyzny? O pierwszej po północy pojazd tu zajedzie — wsiądziesz do niego i wraz uciekamy.
LUDWIKAA za nami ojca twego przekleństwo! — Nierozsądny! Przekleństwo, którego zbójca nawet nie wymawia, które zemsta nieba na kole wplecionemu złoczyńcy dotrzymuje, które jak upiór krwawy nas zbiegów gnać będzie od morza do morza. Nie, mój kochanku! Jeżeli tylko występek dać mi ciebie może, to dosyć czuję mocy stracić cię na wieki.
FERDYNANDIstotnie?
LUDWIKAStracić! — O! Bez granic straszna ta myśl moja! — zdolna przeszyć żelazem ducha nieśmiertelnego, żarzące się lica radości bielmem śmierci powlec. Ferdynandzie! Ciebie stracić! — Ale ach! Utracić może ten, co posiadał. Serce twoje twojemu należy stanowi. Moje prawo jest świętokradztwem i z drżeniem śmiertelnym wyrzekam się jego.
FERDYNANDWyrzekasz się jego?
LUDWIKANie, kochany Walterze! nie patrz na mnie, nie zgrzytaj tak gorzko zębami. Chodź — niech moim przykładem umierającą odwagę w duszy twej ożywię. Pozwól mi tej chwili być bohaterką, uciekającego syna ojcu powrócić — wyrzec się związku, który podstawy obywatelskiego podkopuje świata i wali wiekuisty porządek do szczętu. Jestem występną, bo zuchwałe, szalone chęci w piersi mej nosiłam — moje nieszczęście będzie mi karą — pozwól mi więc tym słodkim, pochlebnym cieszyć się złudzeniem, żem dobrowolną ofiarę poniosła. Czy mi tej wielkiej rozkoszy odmówisz?
FERDYNANDWalterze! Boże na niebie! — Co to znaczy. Upamiętaj się. Stałości wymaga ta godzina — godzina rozstania. Ty masz odwagę, Walterze kochany! Ja znam cię. Wrząca jak życie jest twoja miłość i bez granic jak nieskończoność. Daj ją szlachetniejszej, godniejszej kobiecie, a ona najszczęśliwszym płci swojej zazdrościć nie będzie. Tłumiąc łzy. Mnie już nie obaczysz. Próżna, oszukana dziewczyna przepłacze żałość swoją w samotnych murach. Nikt o jej łzy troszczyć się nie będzie — pustą i umarłą jest moja przyszłość — ale w wspomnieniach wonieć mi będą zwiędłe kwiaty przeszłości. z odwróconą twarzą drżącą dłoń mu podając Bądź zdrów — panie Walterze!
FERDYNANDJa uciekam, Ludwiko! Czy istotnie nie chcesz iść za mną?
LUDWIKAMoja powinność każe mi zostać i cierpieć.
FERDYNANDWężu! Ty kłamiesz. — Ciebie coś innego zatrzymuje.
LUDWIKAZostań przy tym mniemaniu — może ci żalu oszczędzi.
FERDYNANDStawiać zimną powinność naprzeciw ognistej miłości! — i mnież ta bajka uwiedzie? Kochanek cię wstrzymuje — ale biada jemu i tobie, jeśli mój domysł się sprawdzi.
Gdzie moi rodzice? Ojciec obiecał za kilka minut powrócić — a już pięć godzin strasznych minęło. Jeżeli jaki wypadek — jakże mi ciężko oddychać.
O! To nic prawdziwego — to tylko straszna mara krwi rozognionej. Skoro raz dusza okropnością się napoiła, to oko w każdym kącie widmo postrzeże.
SCENA VIDobry wieczór, panno Ludwiko!
LUDWIKBoże! kto tu przemówił? Obraca się, widzi Wurma i przestraszona cofa się. Okropnie, okropnie! Bolesnemu przeczuciu juz nienajszczęśliswsze wypełnienie zachodzi. Do sekretarza z pogardą Czy tu pan szukasz prezydenta — już odszedł.
WURMSzukam pannę Ludwikę.
LUDWIKDziwi mnie, w takim razie, że się na rynek nie udasz?
WURMDlaczego tam?
LUDWIKANarzeczoną twoją z rusztowania sprowadzić.
WURMPanno Miller! — niesłuszne masz podejrzenie.
LUDWIKACzem mogę służyć panu?
WURMPrzychodzę w poselstwie od twojego ojca.
LUDWIKAOd mojego ojca? Gdzież jest mój ojciec?
WURMGdzie by chętnie być nie chciał.
LUDWIKANa imię Boga! spiesz się — mnie okropne ciśnie przeczucie. Gdzie jest mój ojciec?
WURMW więzieniu — kiedy już powiedzieć muszę.
LUDWIKATo jeszcze! — i to jeszcze! W więzieniu? Za co?
WURMNa rozkaz książęcia.
LUDWIKAKsiążęcia?
WURMKtóry obrazę majestatu w osobie swojego ministra...
LUDWIKACo? co? — o wieczna wszechmocności!
WURM...Przykładnie ukarać postanowił.
LUDWIKATego tylko nie stawało! tego! — Zapewne, zapewne, serce moje prócz majora miało jeszcze ’coś’ drogiego — nie można było pominąć. Obraza majestatu — Opatrzności Boska, dźwignij, o dźwignij upadającą wiarę moją! — a Ferdynand?
WURMMusi wybierać między Lady albo przekleństwem i wydziedziczeniem.
LUDWIKAStraszny wybór! — a jednakże on jest szczęśliwym — nie ma ojca do stracenia, choć nie mieć żadnego jest już potępieniem. Mój ojciec za obrazę majestatu, mój kochanek Lady Milford albo przekleństwo i wydziedziczenie. Wybornie! Doskonale! Doskonałe łotrostwo jest także doskonałością. Doskonałością? Nie — do tego coś brakuje — gdzie jest matka moja?
WURMW domu roboczym.
LUDWIKATeraz kielich jest pełny! — pełny i jaż sama jestem wolną? — odarta ze wszystkich świętych obowiązków — z łez — z uciech — sierota opatrzności! — Opatrzności już mi nie potrzeba — milczenie. Może jeszcze masz jaką wiadomość? Mów — wszystkiego słuchać mogę.
WURMWiesz, co się teraz stało.
LUDWIKAAle nie wiem, co się stać może. Milczenie, w którym spoziera na sekretarza od stóp do głowy. Biedny człowieku! Smutne twoje rzemiosło niepodobna, żeby zadowolniać miało. Okropnie to być sprawcą nieszczęścia, ale stokroć straszniej oznajmiać je, rozpowiadać puszczyka głosem; być świadkiem, patrzeć jak na żelaznej łodydze konieczności drga serce zakrwawione, słyszeć jak chrześcijanin o Bogu zwątpiewa! Niechaj mnie niebo zachowa! Choćby ci każda kropla krwi spadającej przed twymi oczyma miała być beczką złota ważona — ja bym nie chciała być tobą. Mów: cóż się stać może?
WURMNie wiem.
LUDWIKANie chcesz raczej wiedzieć. Twoje światła lękające się poselstwo szmeru słów się boi — ale w grobowej ciszy twojego lica widzę już upiora. Co może nastąpić? Mówiłeś mi, że książę chce przykładnie ukarać. Co nazywasz przykładnie?
WURMNic więcej nie pytaj.
LUDWIKASłuchaj człowieku! Do katowskiej szkoły chodziłeś na nauki — bo inaczej jakżebyś umiał żelazo pierwej powoli, rozważnie, po chrapiących stawach prowadzić do góry, a potem serce drgające szarpać słowami litości? Mów co czeka ojca mojego? Śmierć jest w tym co głosisz śmiejącą się mową; jakże musi wyglądać to co wewnątrz. Wypowiedz! Zwal naraz cały ciężar druzgotający. Co czeka ojca mojego?
WURMProces kryminalny.
LUDWIKACóż to znaczy? Ja nieumiejętna, ja prosta dziewczyna i nie pojmuję strasznych łacińskich słów waszych. Co znaczy proces kryminalny?
WURMSąd na śmierć i życie.
LUDWIKADziękuję bardzo!
Gdzie ona poszła? Szalona, czy by chciała?... Piekło! przecież nie — pójdę za nią — za jej życie muszę odpowiadać.
Daruj panie sekretarzu! — ja pokój zamykam.
WURMGdzież tak spiesznie?
LUDWIKADo księcia.
WURMCo? Dokąd?
Do księcia — czy nie słyszysz? Do tego samego księcia, który ojca na śmierć i życie chce sądzić. Nie! — nie chce, ale sądzić musi — bo kilku chce niegodziwców. On do całego procesu obrażonego majestatu nic nie daje, tylko swój majestat i podpis książęcy.
WURMDo księcia!
LUDWIKAWiem, dlaczego się śmiejesz — ale ja nie litości idę tam szukać. Boże mnie uchowaj! — wstręt tylko chce sprawić krzykiem mojej mowy. Mówili mi, że możni tego świata nie znają i znać nie chcą, co to nędza znaczy — ja im opowiem — wszystkimi farbami pochłaniającej śmierci malować będę — co nędza znaczy — rozdzierającymi tonami zajęczę im aż do kości i szpiku, co nędza znaczy — a gdy na mój opis włosy do góry staną, zakrzyczę do ich ucha: że w godzinie śmiertelnej płuca nawet ziemskich bożków chrapią straszliwie, i że na sądzie ostatecznym Bóg żebraków i królów przez jedno sito przesieje.
WURMIdź — w istocie idź do księcia — nic rozsądniejszego nie możesz uczynić. Ja ci radzę — spiesz się — a wierz słowu, że książę wysłucha.
LUDWIKAJak mówisz? — sam mi radzisz? wraca Co tu począć? — coś okropnego musi być w moim zamiarze, kiedy ten człowiek doradza. Skąd wiesz, że książę wysłucha?
WURMBo bezpłatnie tego nie uczyni.
LUDWIKABezpłatnie? — Jakąż za czyn ludzkości55 można cenę nałożyć?
WURMPiękna suplikantka56 będzie mu dostateczną zapłatą.
LUDWIKABoże sprawiedliwy!
WURMSpodziewam się, że tę cenę za wykup ojca zbyteczną nie znajdziesz?
LUDWIKATak! O tak! Wasi możni przed prawdą opasani są własnymi zbrodniami, jakby mieczem cherubinów. Niechaj ci Bóg potężny dopomoże. Ojcze! Córka twoja chce umrzeć za ciebie, ale grzechu nie popełni.
WURMPrzykro będzie biednemu, opuszczonemu człowiekowi. „Moja Ludwika, rzekł do mnie ciężko mnie dotknęła; ale moja Ludwika mnie dźwignie”. Idę odpowiedź mu zanieść.
Zostań, zaczekaj! — cierpliwości! O, jak przebiegle umie ten szatan w szaleństwo wprowadzać. Ja go dotknęłam i ja go podźwignę. Mów — radź! Co ja mam zrobić, co ja zrobić mogę?
WURMJeden tylko sposób.
LUDWIKAJaki?
WURMOjciec nawet życzy.
LUDWIKAI mój
Uwagi (0)