Darmowe ebooki » Tragedia » Achilleis - Stanisław Wyspiański (biblioteka cyfrowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Achilleis - Stanisław Wyspiański (biblioteka cyfrowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Wyspiański



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 12
Idź do strony:
class="kwestia">
Łatwiej mię uciąć, niźli zrównać głową. 
Nie sięgniesz sprytem, a przygnieść chcesz mową. 
  HEKTOR
Snadź wszelkie słowo tak spływa po tobie, 
Jako po wężu lub rybie. 
Rozpanoszyłeś się w tym świętym grobie, 
w tej mnie należnej sadybie. 
  PARYS
Jeźli ustąpię pola na dzień jeden, 
dzień ten was wszystkich pogrzebie. 
  HEKTOR
I skąd ta wiara? Przybłędo, hołyszu; 
nie dbam o życie przez cię ocalone. 
Nie chcę, bym tobie zawdzięczał zwycięstwo. 
Tyle chcę jeno, co ręce potrafią 
te moje. 
  PARYS
Że nie do ciebie należy korona, 
to nie ty rządzisz.  
  HEKTOR
Odmawiam twoim rozkazom posłuchu. 
Sam walczyć będę za się.  
  PARYS
Znam cię duchu. 
  HEKTOR
Znaj umie — że z tobą rozbrat wieczny wziąłem 
Tą ziemią żyję i gwiazd sięgam czołem. 
  PARYS
Gwiazdy ku ziemi przygnę do mej woli. 
Bogi kreśliły bieg ziemskiej mej doli. 
Dzień ten mój każdy miłością żebrany. 
Ofiarę duszy niosę wam w ofierze. 
Codzień miłosny dar Bogini bierze 
i ciało moje oplata uściskiem. 
Co dzień postaci ponętniejsze, świeże 
i codzień nowym krasi się nazwiskiem, 
i za tę miłość moją i kochanie 
o dzień to moje wzdłuża królowanie. 
Więc niczem wasze i bronie i miecze, 
bo dawno Iljon, skazany na ognie, 
padłby piorunem boskim porażony, 
lecz Afrodyty ja palę pochodnię 
i czekam na nią, przez nią ulubiony, 
czy przyjdzie? — — Tyle waszego istnienia, 
póki ta gwiazda wzlotów swych nie zmienia, 
wschodząc co wieczór ponad skejską bramą 
dla mnie i miłość niosąc mi tę samą. 
Nie jestem synem twojego rodzica, 
nie jestem twoim bratem; 
z tych jestem, których strzeże tajemnica 
i władztwo ich nad światem. 
Po nic nie sięgam w zazdrości i pysze, 
nie dbam o jutro, wczora. 
Szept jeno jeden ten miłosny słyszę 
i czekam dziś wieczora. 
  PRIAM
skinął był ku Tersytesowi TERSYTES
podchodzi ku Priamowi
ładuje do swego toboła podarki Priama PARYS
Jako na onym dniu, gdy wszyscy razem 
przeciwko mnie jednemu szliście sprzysiężeni, 
chcąc mnie porazić i usiec żelazem, 
niepomni, jakich byłem pan płomieni. 
Tak was rozumiem, bracia, że jesteście 
ci sami, co na onym dniu zawiści. 
Śmierć moja? Cha cha cha, alboż się ziści? 
Nie jest to groźba dla mnie, jeno dziwo, 
i chwilę zgonu zwać będę szczęśliwą, 
gdy po mnie jeno zgliszcz ostanie w mieście. 
To lubię, gdy ona wróżka wam skrzeczy, 
bo czyn mój każdy tym jej wróżbom przeczy. 
To wiem, moc czyja bieg dni wstrzymać może. 
Żywoty ludzkie są igraszki boże. 
Kto raz zrozumiał, że jutro jest niczem, 
że żyje jeno dla tej jednej chwili, 
ten Boga śmiałym powita obliczem; 
bo owe same nieśmiertelne Bogi, 
ilekroć wzięli na się ludzkie ciało, 
żywot swój ziemski tak jak ja przeżyli, 
wiedząc, że wrócą w olimpijskie progi, 
że śmierć największą otoczy je chwałą. 
  TERSYTES
obok Odysa stanął
szepce
Ja wiem kto jesteś.  
  ODYS
szeptem
To się strzeż demonie, 
bu pierwej zginiesz, niźli się zapłonię. 
  TERSYTES
Ja cię nie zdradzę, bom dorósł do dzieła. 
które w mej głowie Bogini poczęła. 
  ODYS
Niech cię twe żądze k’temu zbyt nie spieszą, 
bo nim co zdziałasz, wprzódzi cię powieszą. 
  TERSYTES
Rola ta nasza podobnoż jednaka. 
Mniejsza: powieszą króla czy żebraka. 
  ODYS
Błaźnie. 
  TERSYTES
Oceniaj umysłu przytomność. 
Jednako podli przejdziemy w potomność. 
  ODYS
Odpowiem kiedyś na obelgę czynem. 
  TERSYTES
Tymczasem sławą wyrosnę nad gminem. 
Jeśli podstępem laur Odysej zyska, 
niech tej podłości napatrzę się z bliska. 
  PRIAM
O dniu okrutnej rozpaczy. Postrzegam 
kres mej wielkości i sławy mej przełom, 
i synów moich w kłótni. 
Darmo zdążałem ku wieczystym dziełom; 
wstecz gnany burzą wydarzeń, odbiegam; 
Bogowie mię ścigają okrutni. 
Te się nieszczęścia darzą tego lata, 
że nie jest Bóg wody poczczony. 
Brat oto rękę podnosi na brata, 
mój pierwszy w rodzie zhańbiony.  
 
do Odysa
Królu Rezosie, gdy los cię nadarzył, 
czas więc, byś słowem na radzie zaważył, 
co czynić? co zamierzyć? 
Możnali Achajom zawierzyć 
i rozejm zyskawszy chwili, 
Pozejdonowego rumaka 
w morskiej kąpieli opłukać? 
Nie sądziszli, że Achaje 
w tym nas zapragną oszukać? 
i rozejmu czas zaprzysiężony 
złamać? Że Bóg niejako im daje 
nas w ręce? — Czy oni zechcą kłamać? 
  ODYS
Mocarzu, oto ja się poświęcę. 
Jakom jest pójdę i rzekę: 
Zakładnikiem staję się waszym i sługą 
niewolnym, ja Rezos, tak długo, 
póki męże Ilionu 
nie uczynią zadość swojej wierze. 
Moich słów prawdy zaświadczę ciałem, 
A gdy ujrzą, że się w niewolę podałem 
dobrowolną — na rozejm przystaną. 
Lecz jedno wiedz: — Pójdę tej chwili, 
a wy czyńcie ofiarne posługi 
natychmiast. — Gdy błyśnie rano, 
możemy już być z powrotem. 
  PRIAM
Idź i niech Bogi cię strzegą. 
  ODYS
Przydaj mi rycerze i sługi.  
  PRIAM
Za tobą rumaka wywiodą. 
A gdy uświęcim się zgodą 
z Bogiem morskiej rozległej topieli, 
wtedy rzekę losom: niech płyną. 
I nie zadrżę w mym sercu trwogą, 
choć i syny moje poginą. 
Czyniłem, co czynić mogą 
ludzie — błądziłem ludzką przewiną. 
Możem zbyt ufność położył 
w potędze sił nieśmiertelnych. 
Czas ten minie. 
A gdy Bóg mój będzie chciał, bym ożył 
w wieków nieśmiertelnej gontynie, 
to baczę, bym się nie zapłonił 
pamięcią o podłym czynie. 
  [IX] W DOMOSTWIE HEKTORA ANDROMAKA
nad kołyską HEKTOR
wchodzi
Koniec mego spokoju, miejsca tu dla mnie nie ma, 
jutro świtem wyruszę na bój. 
Mir tam sposobią hańbą kupiony, 
zniewagą tęgich rąk i zbrój. 
Koń święty w morze zawleczony, 
by zbłagać Pozejdonów gniew. 
Zranion kochanek Afrodyty, 
a do mnie przyschła jego krew. 
  ANDROMAKA
Zraniłeś brata! 
  HEKTOR
Wierzysz temu? 
Przybłęda, pastuch leśnych gór, 
co mnie przywództwo wziął starszemu, 
co śmiał nad Hery ołtarz święty, 
którego jestem prawym stróżem, 
czcić Afrodyty nagą postać. 
  ANDROMAKA
Nie drżysz przed zemstą? 
  HEKTOR
Zemstą czyją? 
  ANDROMAKA
Bogini.  
  HEKTOR
Hera moją panią. 
W tobie jej cześć oddaję ślubem, 
za ciebie ginąć chcę i za nią. 
  ANDROMAKA
Chcesz ginąć?  
  HEKTOR
Chcę, bom jest przeklęty. 
Bo dziś rozumiem to obłędem, 
żem razem z tymi żył pospołu, 
z którymi nic minie nie wiąże. 
  ANDROMAKA
A przecież twoi to rodzice.  
  HEKTOR
Wiek ich rozdzielił precz ode mnie, 
więc ku nim szedłbym już daremnie, 
gdy po mnie żądają pokory. 
Ta myśl, co siadła u przyczołu 
nad drzwiami mego domu, 
żąda, bym szedł tam, gdzie zaciążę, 
bym tu nie ustąpił nikomu. 
Żywota mego tajemnicę 
chcę zgadnąć. Dzień rozstrzygnie. 
Albo zwycięzcą będę miecza; 
walkę sam wbrew ich woli podejmę 
i moc ta, którą mam od boga, 
będzie wspierać me ramię i siły; 
lub lepiej, że zakłuty przez wroga 
polegnę — nim dłoń tę wzniosę 
na zagładę straszliwą Iljonu. 
Wytępić ślubuję brać i naród, 
śmiertelną hańbą zarażony: 
zburzę Afrodyty ołtarze. 
Ani się ogniem nie strwożę, 
który, trzaskiem głowni płonących, 
świątynie obejmie Boże! 
Gdy nowe wzrośnie pokolenie, 
które sam stworzę, 
grobów zaorzę w ziem kamienie 
nad Afrodyty łoże. 
  ANDROMAKA
Powrócisz?  
  HEKTOR
Wrócę! 
  ANDROMAKA
Wrócisz!! 
  HEKTOR
Może. 
Czy chcesz tych moich czynów?  
  ANDROMAKA
Cokolwiek rzekłeś w słowach klnących, 
w czynach wspominaj synów.  
  HEKTOR
Dla moich dzieci nie chcę życia, 
jeno to, które widzę zbożne. 
Śmierć chcę nieść, kogo nienawidzę, 
kto wdał się mieczem w cudze włości 
lub kto chytrością mnie oszukał, 
kto ręce swe podłością zbrukał, 
zabiję, psom ich rzucę kości. 
Kto w Afrodyty usłudze 
śmiał Herę przy mnie poniżyć, 
śmiał Hery posąg obalić — 
śmierć temu ślubuję skorą 
i stos pogrzebmy zapalić!/ 
  ANDROMAKA
Może słońce, co przyjdzie ze dniem, 
pogodę myślom wróci! 
i wstaniesz rzeźwym mężem lwem. 
Patrz się, jak mali śpią... 
  HEKTOR
nad kołyską
Sny ich pogodne, sny ich młode. 
Obawą drżę o ich pogodę, 
by jej nie spluto krwią. 
Gdy mnie nie stanie, dzieci moje, 
będziecież wy tak urodne; 
będziecież wy się śmiać i bawić, 
będziecie się weselić? 
Tam oto, kędy ja pójść muszę, 
szakale, sępy przyszły głodne, 
by was w niewolne jarzmo wprząc 
i czystą skalać duszę. 
 
zdejmuje zbroję i spoczywa ANDROMAKA
nuci nad kołyską, kolebiąc dziecko
1. Trójca dziewek przyszła do pasterza 
w ustronie pod ciemny bór. 
Jedna dała jemu kask żołnierza; 
koralowy dała druga sznur. 
Trzecia ino na niego pojrzała, 
że był młodym pasterzem tych gór. 
 
2. „Powiedz nam ty, chłopcze urodziwy, 
bo wiedziemy z sobą o to spór, 
która ci się najbardziej udała, 
byś ją pieścił na łożu ze skór?” 
 
3. Pastuch śmiał się na trzy tęgie dziwy 
i na dary a gdy podniósł dłoń, 
rzecze, która na niego patrzała: 
„ty, co oczy masz modre jak toń”. 
  [X] NAD SKEJSKĄ BRAMĄ PARYS
siedzi na marach omdlały CHÓR DZIEWCZĄT
tańcuje przed nim wśród nastawionych nożów MUZYKA
grajkowie siedzą na ziemi, pod murami ERYNNIS
przystanęła tuż za Parysem
szepcze mu
Rzuć miasto i przeklnij ojca.  
  PARYS
To nie mój ojciec ten stary.  
  ERYNNIS
To on z Hekabą niewiastą 
ciebie niemowlę rzuca 
na pustkowie, opodal grojca. 
Tam ciebie naszli pastuchy 
i wychowali mołojca.  
  PARYS
Z niebios przyniosły mię duchy. 
O nie moi to bracia.  
  ERYNNIS
Bracia źli. 
Za twoją urodę i potęgę 
oni się nad tobą mścili. 
Pomnisz, jak w ów dzień godów 
z mieczami przeciw tobie szli 
i już nad tobą siekiera ostra — 
aż cię obroniła siostra? 
  PARYS
O nie moja to siostra, ta panna.  
  ERYNNIS
Zginą! 
  PARYS
Zejdzie gwiazda przedranna, 
ostatnia Iljonu iskrzyca 
a zgon im wyśpiewa ich siostrzyca 
a ku mnie zejdzie Pani jaśniejąca. 
  ERYNNIS
Trzy zejdą ku tobie niewieście. 
  PARYS
Trzy niewieście ku mnie przychodzą. 
Jedna cale mieczem zbrojna i tarczą, 
zasię druga w królewskiej purpurze, 
zasię trzecia w gwieździstej osłonie, 
gołębie tuląca przy łonie. 
  ERYNNIS
Ty przedsię wybierzesz którą? 
  PARYS
Wybiorę we gwiazdach kobietę, 
panią nad wszystkie najmilszą 
królowę mórz Afrodite. 
  AFRODITE
zeszła
po promieniu księżyca stąpająca
w płaszczu z gwiazd iskrzących PARYS
patrzy na nią
ręce ku niej wyciąga
postąpił ku niej
obejmuje ją
całuje
w uścisku przechodzą w kierunku grodu [XI] W ŚWIĄTYNI ILIONU LAOKOON
siedzi u stóp drewnianego konika
posłyszał kołatanie
wstaje niechętny
idzie w głąb
otwiera zasuwę we wrotach
wraca na dawne miejsce PRIAM
wszedł
Czuwacie stary — ?  
  LAOKOON
— Odmawiam pacierze. 
  PRIAM
Wierzycie w siłę modlitw —?  
  LAOKOON
— – Nie wierzę. 
  PRIAM
Pilnujecie świątnicy. 
  LAOKOON
Starego śmietniska. 
  PRIAM
Nawykłeś czuwać nocą u świętego żłobu. 
  LAOKOON
W noc świętą tę komorę pełnią mi zjawiska. 
Strzegę pamięci wiecznej dzieci moich grobu. 
  PRIAM
Dniem żyję i na synów żywych patrzę stary. 
Nigdym słowem pogardy nie dosięgnął wiary. 
  LAOKOON
Gdy się synowie twoi na marach położą, 
wtedy się oczy twoje szeroko otworzą. 
  PRIAM
Kiedykolwiek nieszczęścia piorun mnie przytłoczy, 
klęski wszystkie przyjmuję — — otwarte mam oczy.  
  LAOKOON
Od lat nie przestąpiłeś progów tego domu. 
Wiedz, że Bóg nie przebacza swej krzywdy nikomu. 
  PRIAM
Nie chcę litości Boga, co jej nie rozumie. 
Chcę go uczcić, by mojej cześć przywrócić dumie. 
  LAOKOON
Cokolwiek byś uczynił, ten Bóg cię ukarze. 
  PRIAM
Zanim cios mnie dosięże, winę z siebie zmażę. 
  LAOKOON
Przestrzegać cię nie będę. Zbędę cię milczeniem. 
A to pragnę, byś zgiął się pod losu brzemieniem.  
  PRIAM
Boga wyzwę do czynu i spełnię ofiarę. 
  LAOKOON
Na dniu tym samym Bóg spełni swę karę. 
  PRIAM
Niech dom mój runie, jeźli Bóg go sądzi. 
Lecz człowiek rządzę ja — nie Bóg tu rządzi. 
  LAOKOON
Jeśli chcesz Boga przeżyć — każ spalić świątynię! 
Wtedy Bóg ci przebaczy — żeś marnym był w czynie. 
Lecz skoro chcesz ofiarą pojednać się z niebem, 
powleczesz się, żebraku, za synów pogrzebem. 
  PRIAM
Com zamyślił, dopełnię. Za nic
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 12
Idź do strony:

Darmowe książki «Achilleis - Stanisław Wyspiański (biblioteka cyfrowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz