Król Edyp - Sofokles (internetowa biblioteka darmowa txt) 📖
Krótki opis książki:
Król Edyp to tragedia Sofoklesa, która powstała w 427 r. p. n. e. Należy do tak zwanego cyklu Tebańskiego (wraz z Edypem w Kolonie i Antygoną). Utwór przedstawia bezsilności człowieka wobec losu.
Tytułowym bohaterem jest Edyp, który jest królem Teb. Miasto zostaje ogarnięte zarazą, aby je ratować król wysyła swojego szwagra Kreona do wyroczni delfijskiej. Ten dowiaduje się, że w mieście jest zabójca Lajosa, który był kiedyś królem Teb i aby Tebańczycy zaznali spokoju musi zostać odnaleziony i ukarany. Edyp obiecuje schwytać mordercę. Jednak nie wie, że wkrótce odkryje straszną prawdę…
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Sofokles
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Król Edyp - Sofokles (internetowa biblioteka darmowa txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Sofokles
class="verse">Tak iżby najmniej oglądał to miasto.
Ja go puściłam, bo chociaż niewolnik,
Tej lub i większej był godzien nagrody.
EDYP
Niechby on tu się pojawił co żywo!
JOKASTA
Łatwem to; ale cóż go tak pożądasz?
EDYP
Boję się żono, żem orzekł zbyt wiele,
Więc z tej przyczyny oglądać go pragnę.
JOKASTA
Stawi się tutaj; ale i ja godna,
Byś mi powiedział, co gnębi twą duszę.
EDYP
Nie skryjęć tego, skorom tak daleko
Zapadł już w trwogę; a komuż bym raczej
Wśród takiej burzy otworzył me wnętrze?
Ojcem był moim Polybos z Koryntu,
Matką Merope z Dorydy35. Zażyłem
Tam ja czci wielkiej, aż się przytrafiło
Coś, co urazy zapewne jest godnym,
Godnym nie było takiego porywu.
Bo wśród biesiady podniecony winem
Mąż w twarz mi rzucił, że jestem podrzutkiem.
A ja, choć gniewny, umiałem na razie
Się pohamować; nazajutrz badałem
Ojca i matkę, a oni do sprawcy
Takiej obelgi żal wielki uczuli.
To mnie cieszyło; lecz słowa te jednak
Ciągle mnie truły i snuły się w myśli.
A więc bez wiedzy rodziców poszedłem
Do świętych Delfów, a tu mi Apollo
Tego, com badał, nie odkrył; lecz straszne
Za to mi inne wypowiedział wróżby,
Że matkę w łożu ja skalam, że spłodzę
Ród, który ludzi obmierznie wzrokowi,
I że własnego rodzica zabiję.
To usłyszawszy, zdala od Koryntu
Błądziłem, kroki gwiazdami kierując,
Aby przenigdy nie zaznać nieszczęścia,
Hańby, która by spełniła tę wróżbę.
I krocząc naprzód, przyszedłem na miejsce,
Gdzie według ciebie ten król był zabitym.
Zeznam ci wszystko po prawdzie; gdym idąc
Do troistego zbliżył się rozdroża,
Wtedy obwiestnik i mąż jakiś wozem
W konie sprzężonym jadący, jak rzekłaś,
Mnie najechali, i z drogi mnie gwałtem
Woźnica spędzał wraz z owym staruchą.
Ja więc wzburzony uderzam woźnicę,
Co mnie potrącił; a gdy to zobaczył
Starzec, upatrzył gdym podle był wozu,
I w głowę oścień mi wraża kolczasty; —
Oddałem z lichwą; ugodzon kosturem
Runął on na wznak ze środka siedzenia. —
Tnę potem drugich; a jeśli obcego
Łączyło jakie z Lajosem krewieństwo,
To któż nędzniejszym byłby od zabójcy,
Któż w większej bogów pogardzie i nieba?
Przecież go obcym, ni ziomkom nie wolno
Przyjąć pod dachem, ni uczcić przemową,
Lecz precz należy odtrącić. Nikt inny,
Lecz ja tę klątwę sam na się rzuciłem.
A ręką kalam ofiary dziś łoże,
Co w krwi broczyła. — Czyż ja nie zhańbiony?
Nie zbezczeszczony doszczętnie? Jeżeli
Tułać się przyjdzie, w tułaczce już moich,
Ani ojczyzny oglądać nie będę.
Inaczej matkę bo pojąć i zgładzić
Ojca bym musiał, tego, co dał życie. —
Kto by w tym widział srogiego demona
Dopust, czyż domysł ten byłby fałszywym?
Niech bym nie zajrzał, o boże wy mocy,
Tego ja słońca i zginął bez wieści
Z pośród śmiertelnych, nim takie nieszczęście
Ostrzem by w moją ugodziło głowę.
CHÓR
Strasznym to, panie, lecz póki ów świadek
Prawdy nie wyzna, trwaj jeszcze w nadziei.
EDYP
Żyje też we mnie li tyle nadziei,
By się owego doczekać pasterza.
JOKASTA
Jakąż otuchę opierasz ty na nim?
EDYP
Zaraz ci powiem; jeśliby tak samo,
Jak ty, on mówił, uszedłbym ja zguby.
JOKASTA
Jakież wyrzekłam ja słowa znaczące?
EDYP
Rzekłaś, że kilku podawał on zbójców
Za sprawców zbrodni; jeśliby tę liczbę
Znowu potwierdził, to nie ja zabójcą.
Jeden i wielu, to przecież nie równym.
Lecz gdyby wspomniał o jednym podróżnym,
Natenczas zbrodnia się na mnie przewali.
JOKASTA
Wiedz więc stanowczo, że tak brzmiały słowa,
A niepodobnym, by wraz je odwołał.
Gdyż wszyscy, nie ja słyszałam to sama.
A gdyby nawet od słów swych odstąpił,
To i tak przecie zgon ten Lajosa
Wróżby nie spełni; bo temu Apollo
Groził, że zginie od syna prawicy,
A syn nieszczęsny nie zabił go wszakże,
Lecz sam dokonał już przedtem żywota.
Ja więc na słowa wróżbiarzy ni tyle
Się nie oglądam, a tyle je ważę...
EDYP
Trafnie to mówisz, poślij jednak kogo,
Aby przystawił pasterza, nie zwlekaj.
JOKASTA
Wnet poślę wstąpmy tymczasem do domu,
Bo, co ci miłe, nie zniecham niczego.
STASIMON II
CHÓR
Niech bym ja słowom i sprawom co święte
Cześć wierną dał i pokłony.
Strzegą ich prawa w eterze poczęte,
Nadziemskie strzegą zakony.
Olimp im ojcem, z ziemskiego bo łona
Takie nie poczną się płody,
Ani ich fala zapomnień pokona.
Trwa w nich Bóg wielki, mocny, wiecznie młody.
Pycha rodzi tyranów; gdy pychy tej szały
Prawa i miarę przekroczą,
Runie na głowę ze stromej gdzieś skały,
Gdzie głębie zgubą się mroczą.
Nic jej stamtąd nie wyzwoli.
Do Boga wzniosę ja prośbę gorącą,
By zbawił tego, co nas ratował w niedoli.
Bóg mi ostoją i wiernym obrońcą!
A gdy ludzi czyn lub głos
Prawa obrazi i święte bóstw trony,
Niech ich straszny dogna los,
Skarci dumy wzlot szalonej,
Gdy za brudnym zyskiem gonią,
Gdy od ludzi złych nie stronią,
Świętość grzeszną skazą dłonią.
Któżby jeszcze się, chełpił, iż kary on groty
I bogów odeprze gniewy?
Jeśliby takie cześć miały roboty,
Na cóż me tańce i śpiewy?
Już do Olimpii nie pójdę, nie pójdę Delfów ja szlakiem,
Nie ujrzy mnie abejski chram36,
Aż niebo swym wszechwidnym znakiem
Mowom ludzi zada kłam.
O Zeusie, jeśliś ty panem niebiosów,
O wszechwładco ziemi losów,
Bacz na krnąbrność ludzkich głosów.
Co Bóg o Lajosie wieści,
Mają już za sen i mary
I Apollo już bez części!
Wniwecz idą wiary.
EPEJSODION III
JOKASTA
O głowy miasta, dobrem mi się zdało
Do domów bożych pójść, przybrawszy ręce
W wieńce i wonne dla bogów kadzidła.
Bo troski różne zawładły nadmiernie
Duchem Edypa; i nie jak rozumny
Nowe on wieści według dawnych waży,
Lecz tym, co grozę wróżą, się poddaje.
Więc gdy mu żadnej nie wlałam otuchy,
Do ciebie, żeś tu bliski, Apollinie,
Z prośbą się teraz zwracam i błaganiem,
Żebyś nam ulgi przysporzył ty zbożnej.
Bo teraz my tu wszyscy zatroskani,
Patrząc na trwogi sternika tej nawy.
Przybywa Posłaniec z Koryntu
POSŁANIEC Z KORYNTU
Czy mógłbym od was dowiedzieć się, kumy,
Gdzie tu mieszkanie jest króla Edypa.
Lub raczej mówcie gdzie teraz przebywa.
CHÓR
Otóż dom jego, a on sam jest w domu
I otóż żona, matka jego dzieci.
POSŁANIEC
Niechajby szczęsna ze szczęsnymi żyła,
Ona, co prawą jest jego małżonką.
JOKASTA
Niechaj i tobie Bóg szczęści, boś pięknie
Nas tu pozdrowił; lecz wyjaw przyczynę
Twego przybycia, jaką wieść przynosisz.
POSŁANIEC
Dobrą wieść niosę dla domu i męża.
JOKASTA
Jaką nowinę? Skądże to przybywasz?
POSŁANIEC
Z Koryntu, — słowa, które wnet wypowiem,
Sprawią ci radość — a może i troskę.
JOKASTA
Cóż to, co siłę podwójną mieć może?
POSŁANIEC
Jego chcą ludzie istmijskiej krainy37
Posadzić na tron; tak o tym mówiono.
JOKASTA
Cóż? czyż już stary Polybos nie rządzi?
POSŁANIEC