Darmowe ebooki » Tragedia » Maria Stuart - Juliusz Słowacki (czytaj książki TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Maria Stuart - Juliusz Słowacki (czytaj książki TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Idź do strony:
Marii. 
Siądę przy twoich stopach... Jak mi tu wesoło! 
Nie chciałbym teraz umrzeć.  
  MARIA
O! Co ci się marzy? 
Umrzeć tak młodo, z sercem tak pełnym nadziei. 
  RIZZIO
Nadziei? Chciałem na twej wyczytać ją twarzy; 
Czytałem wszystkie, wszystkie uczucia z kolei —  
Nadziei tam nie było... Pani! Nie chmurz lica, 
Niech paź z twarzy królowej gniewu nie wyczyta, 
Paź dziecko, z wody chciałby dostać twarz księżyca... 
Pani! Piękny ci wieniec we włosach rozkwita, 
Daj mi róż kilka. 
  MARIA
Rizzio! Na co ci te kwiaty? 
  RIZZIO
We Włoszech, na ołtarzów święconym marmurze 
Zawieszę ten dar drogi, nad złoto bogaty, 
Pokazywać je będą, patrzcie! Oto róże 
Marii23 Stuart Szkockiej, anioła w koronie. 
  MARIA
dając mu kwiaty.
Nie odmówię twej prośbie, lecz zamiaru bronię, 
Weź te kwiaty, lecz kwiaty niegodne ołtarza.  
 
Henryk wchodzi tajemnymi wschodami i staje za krzesłem Marii niepostrzeżony. RIZZIO
Pani! Jestem twym paziem — Paź ciebie zaklina, 
Daj mu ten wachlarz, powiew twojego wachlarza 
Ma jakąś woń czarowną, woń, co przypomina 
To gór szkockich powietrze; nieraz w kraj daleki 
Przyniesie zapach róży, co ciebie otacza, 
Wtenczas zamknę na chwilę złudzone powieki, 
Marzyć będę... 
  MARIA
z uśmiechem.
Królowa paziowi przebacza; 
Rizzio nie śmiałby do niej użyć takiej mowy. 
Paziu! Czy mi nie zechcesz korony zdjąć z głowy? 
Dobrze, żeś nie zapragnął purpurowej szaty! 
Dobrze, żeś na wachlarzu przestał. 
 
Daje mu wachlarz. RIZZIO
Dzięki tobie! 
  SCENA VIII
MARIA, RIZZIO, HENRYK, stojący zawsze za krzesłem Marii, DUGLAS, LINDSAJ. DUGLAS
uzbrojony sztyletem, chwyta Rizzia za piersi.
Właśnie dziś rano trzymał i wachlarz, i kwiaty, 
Z kwiatami i z wachlarzem teraz legnie w grobie. 
  RIZZIO
Królowo!...  
  MARIA
powstając.
Stój, Duglasie! Skądże ta odwaga? 
Ty w komnacie królowej! Czy gardzisz królową? 
Stój! stój! Duglasie, odejdź! Królowa cię błaga. 
Nie!... mogę rozkazywać... Precz! Odpowiesz głową! 
Rizzio! Chodź do mnie. 
  DUGLAS
Próżno wołasz go do siebie, 
Duglas trzyma go w dłoni, nie uniknie zgonu. 
Do Rizzia. 
Módl się, za chwilę będziesz lub w piekle, lub w niebie.  
  MARIA
Duglasie! Precz stąd! Precz stąd! Splamisz stopnie tronu. 
Pomyśl! Próżno mnie będziesz błagał przy skonaniu, 
Kat ci zerwie ostrogi i twarz splami dłonią; 
W obliczu ludu zelży kat na rusztowaniu. 
  DUGLAS
Próżno grozisz, królowo! Wiesz, że władam bronią. 
Skoro Duglas na zamku kaganiec zapali, 
Zbiegną się zbrojne tłumy poddanych wasali. 
Mam się lękać kobiety? Po co wszczynać boje? 
Na tym samym okręcie, na którym miał płynąć, 
Odjadę w kraj Francuzów, wnet porzucam zbroję, 
Mogę się w ten płaszcz jego jedwabny zawinąć, 
Wezmę te strusie pióra, wezmę ten miecz złoty, 
Podłego Włocha dobrze wyuczę się roli; 
Wnet mnie zgraja francuskich trefnisiów okoli,  
Na dworze królów zdradne rozpocznę zaloty; 
Będę pierwszym przy ucztą zastawionym stole, 
Wkradnę się w łaski możnych — harfiarzem zostanę... 
Chyba mnie zdradzi kropla krwi na moim czole, 
Lub te szaty splamione, pióra połamane. 
Giń, Włochu!... Nie, sztyletem nie mogę uderzyć, 
Nigdy nie zabijałem sztyletem. 
 
Odrzuca sztylet. MARIA
O Boże! 
Duglasie! Ach Duglasie! — nie, nie mogę wierzyć, 
Żebyś ty go śmiał zabić. 
  DUGLAS
Przekonam cię może, 
Duglas słowy zelżony, mieczem spełnia groźby.  
  MARIA
Duglasie! Nieszczęśliwa zniżę się do prośby... 
Nigdy krwi nie widziałam!... widok mi nieznany! 
Oddal — oddal ode mnie te krwawe obrazy! 
  DUGLAS
Chciałbym, żeby tu były zwierciadlane ściany, 
Abyś śmierć jego mogła widzieć tysiąc razy! 
Chciałbym, żeby jęk Rizzia echem powtarzany 
Zabrzmiał, abyś go mogła słyszeć tysiąc razy! 
Niechaj krew jego wsięknie głęboko w te głazy, 
Niech zostawi na wieki zbrodni plamę ciemną. 
 
Bierze od Henryka szpadę i przebija Rizzia. RIZZIO
Mario! och! Mario!... Boże, zmiłuj się nade mną. 
Och! och! och!...  
 
Kona. MARIA
Rizzio!... Boże! Zmiłuj się nade mną. 
Stójcie! błagam was — jeszcze jęknął, jam słyszała. 
O! Gdyby tu był Henryk!... Tak cicho jak w grobie, 
Gdzież Henryk? Henryk! Mąż mój! 
  HENRYK
nachylając się, cicho.
Jestem tu, przy tobie. 
  MARIA
odwracając się z wolna.
Był przy mnie? Henryk! Mąż mój? Boże mój! 
 
Pada na poręcz krzesła. HENRYK
Omdlała. 
Wynieście jego zwłoki.  
  DUGLAS
ponuro.
Przyszedłem zabijać, 
Lecz nie wynosić zwłoki — wołajcie grabarzy.  
 
Lindsaj wyciąga trupa z sali i wraca. HENRYK
do Duglasa.
Duglasie! Straszna teraz bladość twojej twarzy. 
Czyliż męstwo rycerza zwykło tak przemijać? 
Miałeś wdziać jego szaty? 
  DUGLAS
Krwią czarną skalane? 
  HENRYK
Ciebie dręczy zabójstwo?  
  DUGLAS
zbliżając się, patrzy Henrykowi w oczy.
Henryku! A ciebie?... 
Słuchaj! I twoje ręce krwią Rizzia zmazane, 
Ty zabiłeś człowieka! I wejdź teraz w siebie?... 
Czy miałeś jaki powód zemsty lub urazy? 
A jesteś tak spokojny! Patrz, jaka różnica, 
Ja pomściłem się czarnej na honorze skazy, 
A jestem tak wzburzony! Rozpogódź więc lica... 
My się bardzo różnimy — idź teraz do łoża, 
Będziesz miał noc spokojną — gdy się zbudzisz rano, 
Życzę, aby na niebie powstająca zorza 
Ujrzała twarz Darnleja jak dzisiaj rumianą. 
Królowo! Przebacz! Przebacz! Idę w kraj daleki, 
Wygnaniec, zbójca podły, niosę piętno zbrodni. 
 
Odchodzi. LINDSAJ
Ci rycerze — imienia rycerzów niegodni.  
  HENRYK
Słuchaj! Królowa wkrótce otworzy powieki, 
Uciekajmy z tej sali.  
  LINDSAJ
Chodź! Jedźmy na łowy... 
  HENRYK
Lindsaju! Ty znasz może uczucia królowej? 
Będzie mnie nienawidzić? 
  LINDSAJ
Zbądź niewczesnej trwogi! 
Chodź! Chodź, królu! Chodź ze mną, słyszę czyjeś kroki! 
 
Wyprowadza gwałtem ociągającego się króla. SCENA IX
MARIA omdlona. BOTWEL. BOTWEL
Królowa — czy usnęła? Sen nadto głęboki. 
Skąd ta krew? Po raz pierwszy wstępuję w te progi, 
A już tu we krwi brodzę? Ktoś zbrodni dokonał, 
Spełnił czyn tajemniczy, zbrodnię bez nazwiska... 
Świateł przygasłych promień błękitnawy błyska, 
Sztylety na podłodze? sztylety! — któż skonał? 
Może król!... 
  MARIA
Och!... 
  BOTWEL
Królowa budzi się... 
  MARIA
z pomięszaniem.
Duglasie! 
Ach, miej litość!... gdzież jestem? Boże, jak tu ciemno. 
Za późnom się zbudziła! Tak jest! Już po czasie...  
Jestem przy tobie... Boże, zmiłuj się nade mną!... 
On był przy mnie, mąż, Henryk, był przy mnie — zabijał. 
  BOTWEL
z zadziwieniem.
Henryk zabijał?. ..  
  MARIA
Może krew plami te szaty? 
Widzę go — pod sztyletem w cierpieniach się zwijał... 
Precz! Precz! O łzo natrętna... Mamże płakać straty? 
Mścić się potrzeba — drżyjcie! Czyż krew płacić łzami? 
Krew za krew — drżyjcie! Zemsta straszliwa nad wami! 
Już śmierć weszła do zamku, będą zbrodnie nowe. 
  BOTWEL
Jakaż to straszna boleść przenika królowę?  
  MARIA
Tyś Rizzia krwią zmazany?  
  BOTWEL
O! Nie, chyba własną... 
  MARIA
Tyżeś to w tej godzinie? Słuchaj! W jakim celu? 
O! Niech teraz te światła, te pochodnie zgasną! 
Żeby mój wstyd ukryły... Kocham cię, Botwelu! 
Nie jest to czas ukrywać i taić uczucia, 
Rzucam się na twe łono, już jestem zgubiona! 
  BOTWEL
O Mario! Śmierć cię chyba wydrze z tego łona. 
Czy żądasz zemsty? Powiedz! Zabójstwa? Otrucia? 
  MARIA
Nie, nic nie żądam — chodź przed ołtarz Pana, 
Połączę z tobą dłonie, gdym serce złączyła. 
Lecz nie, ta ręka z krwawą ręką powiązana, 
On żyje jeszcze!... Boże! Cóżem wymówiła! 
 
Wyrywa się z rąk Botwela i ucieka. SCENA X BOTWEL
sam.
On żyje jeszcze?... W dobrą trafiłem godzinę. 
Wieki trzeba by czekać na takie wyznanie, 
A teraz ją zdradziły rozpacz, obłąkanie. 
Myśl zemsty w niej ukrytą jako kwiat rozwinę; 
Piękny kwiat, choć zatrute owoce wyradza. 
Teraz chyba szatana wyrwie mi ją władza! 
Serce się moje kobiet łzami nie rozczula... 
Chce, żebym myśl jej odgadł? Nie, ja nie rozumiem! 
Aż mi powie: Botwelu! Zabij! Zabij króla! 
Za mniejszą cenę nie chcę zabijać — nie umiem. 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
AKT IV SCENA I
Pokoje królowej. MARIA, BOTWEL. MARIA
Dziś jestem spokojniejszą, czystych modlitw władza 
Usypia wszystkie troski i uśmierza bole; 
Czas, cierpliwość najsroższe rany ułagadza. 
Wszystko znieść można.  
  BOTWEL
Wszystko? 
  MARIA
Troski i niedolę... 
  BOTWEL
I wzgardę?  
  MARIA
Dosyć! Dosyć zniosłam na kobietę! 
Jestem na tronie, ale z sercem zakrwawionem.  
  BOTWEL
O Mario! ty się nadto łudzisz blaskiem, tronem. 
Ten tron, to proste deski szkarłatem przykryte; 
Już zeń zdjęto szkarłaty, zasłano całuny; 
Obejrzyj się, na tronie nie dostaje24 truny25. 
Widziałem w kraju Franków, gdy król wielki skona, 
Postać jemu podobną wnet z wosku utworzą, 
Przykryją szkarłatami, na mary położą; 
Dziwnie od martwej twarzy odbija korona; 
Przeraża ludzi wstrętem ta postać woskowa, 
Ustrojona w klejnoty, przy trumny żałobie; 
Nie obrażaj się, Mario, lecz Szkotów królowa 
Podobna do tej maski leżącej na grobie. 
  MARIA
Cóż uczynię?  
  BOTWEL
Ha! Módl się! Przebaczaj! 
  MARIA
Przebaczyć! 
Komu przebaczyć?  
  BOTWEL
Wszystkim. 
  MARIA
Chciej mi wytłumaczyć! 
  BOTWEL
się żegna.
Czego się żegnasz?  
  BOTWEL
Pani! Odmawiam pacierze, 
Słyszę dzwon po umarłym. 
  MARIA
Co? Dzwon, po kim dzwony? 
  BOTWEL
Po śmierci Rizzia.  
  MARIA
Boleść zaledwo uśmierzę, 
I modlitwą zagłuszę jęk w piersiach tłumiony, 
Szatan budzi mnie ze snu.  
  BOTWEL
patrząc przez okno.
Patrz, pani! Tam z dala 
Snuje się tłum pogrzebu, idą czarne cugi, 
Płatna wymowa cnoty zmarłego wychwala; 
A za trumną przyjaciół orszak smutny, długi, 
Ale ten najwierniejszy, który w trumnie zaśnie. 
Każdy, z domu wychodząc, trzymał świecę jasną, 
Połowa już pogasła, inne teraz gasną. 
Patrz! Jedna jeszcze miga — i ta wkrótce zgaśnie; 
Na chwilę mu ciemnego grobu nie oświecą, 
I pamięć ich zagasa z tą gasnącą świecą. 
Śpij. Rizzio, wszyscy, wszyscy ciebie zapomnieli! 
Czyż nie dosyć? Zmówili wieczne odpocznienie. 
  MARIA
Słuchaj! Słuchaj! Kobieta na cóż się ośmieli? 
Patrz, Botwelu! Ten obraz wiszący na ścienie26, 
Jak w nim dobrze trafiona blada twarz Henryka, 
Ściga za mną oczyma... Nie zniosę tej twarzy! 
Patrz! za mną się obraca, wzrokiem mnie przenika. 
O! Ten wzrok! Nie jest dziełem ludzi i malarzy, 
Na obraz szatan przeniósł myśl moją, sumienie, 
I serce moje dręczy boleścią okrutną. 
  BOTWEL
Cha! cha! Więc ci niemiłe Darnleja spojrzenie? 
Można obraz zasłonić. 
  MARIA
Nie — rozedrzyj płótno! 
Rozedrzyj je sztyletem — na co te obrazy? 
Ja go mam w sercu.  
  BOTWEL
Pani! Spełnię twe rozkazy, 
Czy będziesz spokojniejszą? 
  MARIA
niecierpliwie.
Spełnisz moje chęci? 
Co wyrzekłeś?  
  BOTWEL
Tak, zniszczę ten obraz Darnleja. 
  MARTA
z przytłumionym westchnieniem.
Obraz!  
  BOTWEL
Tak chciałaś? 
  MARIA
Prawda, wyszło mi z pamięci, 
Chciałam zgonu obrazu. 
Na stronie. 
Zniknęła nadzieja! 
On mnie nie pojmie, ja się wyrzec nie ośmielę.  
  BOTWEL
Pani! Więc dziś się z tobą na wieki rozdzielę, 
Przyszedłem cię pożegnać. 
  MARIA
z rozpaczą.
Co mówisz? Mój drogi! 
Dla nieszczęśliwej cios to nazbyt! nazbyt srogi! 
Nie wytrzymam! 
  BOTWEL
O pani! Mam zostać przy tobie? 
Każesz mi zostać? Jesteś królową, masz władzę. 
Dziś więc grób mój przy Rizzia każę kopać grobie, 
Przeciw sztyletom słaba obrona w odwadze. 
  MARIA
Ty mi serce rozdzierasz — piekło teraz we mnie! 
Zemścić się! Zemścić! Cóż
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Idź do strony:

Darmowe książki «Maria Stuart - Juliusz Słowacki (czytaj książki TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz