Lilla Weneda - Juliusz Słowacki (książka czytaj online .txt) 📖
Krótki opis książki:
W czasach przedhistorycznych, gdzieś nad jeziorem Gopło Wenedowie ponoszą klęskę podczas walk z Lechitami.
Według Rozy, wieszczki, ich naród zmierza ku zagładzie — mogłaby im pomóc jedynie harfa, która została w rękach najeźdźców. Roza twierdzi też, że tylko ona przeżyje i zostanie zapłodniona przez prochy zmarłych. Siostra Rozy, Lilla, próbuje jednak ratować swój lud i przyjmuje obcą wiarę…
Tragedia Juliusza Słowackiego Lilla Weneda została wydana po raz pierwszy w 1840 roku w Paryżu. Jej treść odnosi się bezpośrednio do powstania listopadowego z 1830 roku. Słowacki rozważa przyczyny klęski zrywu i próbuje znaleźć receptę na wybawienie dla narodu polskiego. Najpewniejszym sposobem jest poświęcenie i walka — heroiczna ofiara.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Juliusz Słowacki
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Lilla Weneda - Juliusz Słowacki (książka czytaj online .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki
skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
AKT III
SCENA I
Sala w zamku Lecha. LECH i SYGOŃ.
LECH
Poznałeś teraz Wenedów, Sygonie?
Wiesz, jak ciskają od oka toporem?
W uszach mi dzwoni okropne żelazo;
Ażem był jęknął trwogą zadławiony,
Gdy nad Derwida głową zobaczyłem
Drzazgi z żelaza rozsypane skrami.
Jużem się lękał, że w topora jęku
Zarąbanego starca jęk usłyszę:
Lecz nie, wyciągnął ręce i od drzewa
Jak widmo, z włosem równo odrąbanym,
Odstał; krwawymi łzami zapłakany,
Z obliczem pełnym boskiego uśmiechu...
Ach! czyn Weneda taki musi przeżyć
Nasze mogiły... Czy wiesz co? Sygonie,
Stań mi pod drzewem, stań mi tak na celu;
Niechaj na twoich włosach zaprobuję
Oka i miecza!
SYGOŃ
Lechu, jestem łysy.
LECH
Ty łysy, prawda, to sęk! lecz ja muszę
Niedźwiedziom wydrzeć sławę pozyskaną;
Dziś spać nie mogłem; a kiedy nad rankiem
Zamknąłem oczy, to widmo Salmona
Jawiło mi się i mówiło do mnie
Samymi tylko urągowiskami.
Słychać trąbkę rycerską.
Cóż to? czy słyszysz? słyszysz róg Salmona?
To Salmon trąbi przed zamkową bramą.
Jakże — mówiłeś mi, że Salmon zginął?
SYGOŃ
Klnę się na Boga, żem go widział trupem.
LECH
Ale to Salmon, patrz, stoi przed bramą.
STGOŃ
Ten mi się rycerz zdaje trochę chudszy.
LECH
Stare masz oczy, nie poznajesz zbroi?
To Salmon.. o! mój Salmon! Chodź, to Salmon!
Wychodzą.
SCENA II
Sala taż sama.
GWINONA
wchodzi.
Co słyszę? Salmon zatrąbił... O! Boże!
Gdy ja tortury straszne wymyśliłam,
Aby się pomścić za niego — on żyje.
Także to pewna, że serce przywyka
Do konieczności, choć najokropniejszej,
I z jakiejkolwiek bądź rozpaczy — nie chce
Powracać w przeszłą radość i z trupami
Powróconymi znów się zapoznawać;
Także to pewna, że osierocone
Przez zmarłych miejsca gdy raz już są puste,
Muszą pozostać tak, dla niezmienienia
Naszych nadziei, które jak pająki
Wnet zarabiają sieć, gdzie los przeleciał,
By w niej nie widzieć pustki i rozdarcia.
Zaczęłam się mścić za niego... on wraca.
Zemsta bez celu jest i bez przyczyny,
A już jest rzeczą zaczętą. Więc znowu
Do mego serca miłości nieczystej
Wraca gorący wąż na dawne miejsce,
I na wystygłe miejsce znów powraca.
Trzeba więc wszystko rozpocząć na nowo
I nigdy nie być pewną końca, nigdy!
LECH, ŚLAZ w zbroi, wniesiony na rękach rycerzy, SYGOŃ.
SYGOŃ
Salmon! Niech żyje Salmon!
LECH
O! Gwinona!
Witajże ty go... przynieście puchary...
Kto dziś nie pije, z tym ja dojdę ładu?
Jakżeś, Salmonie mój, uniknął śmierci?
ŚLAZ
Zaraz opowiem, tylko mnie postawcie
Na moje nogi, na me własne nogi.
Tak, jestem Salmon, Salmon bez wątpienia,
Zaczarowany Salmon, lepszy Salmon
Niż tamten Salmon nie zaczarowany;
Jestem Salmona dusza w innym ciele.
LECH
Odsłońże hełmu, niechaj cię zobaczę.
ŚLAZ
O ba! mój także hełm zaczarowany,
Jakem się zamknął w nim, tak dotąd siedzę...
Przeklęta klatka!
LECH
Co mówisz?
ŚLAZ
Niech zginę,
Jeżeli kłamię. Nie ja w hełmie chodzę,
Ale hełm ze mną włóczy się po świecie
I będzie trzymał, aż mu się spodoba
Uwolnić moję głowę, aby jadła.
Ten hełm jeść nie chce i ust nie otwiera;
Przeklęta, diabła machina, panowie,
Na ogłodzenie człowieka.
GWINONA
Rycerze!
Zrąbcie mu głowę z karku, to nie Salmon.
ŚLAZ
Przysięgam! mości panowie, ja Salmon.
GWINONA
Salmon zabity był wczora.
ŚLAZ
Ja wczora
Byłem zabity, do śmierci zabity.
Nie dobywajcie mieczów, mospanowie,
Bo jak mnie teraz zabijecie, to już
Gotówem nigdy nie żyć. Zabijanie
To na raz sztuka; raz mi się udało,
Drugi raz może mi się już nie uda
Chodzić po śmierci.
LECH
Cóż więc? jesteś duchem.
ŚLAZ
Schowajcie miecze, a powiem, czym jestem.
LECH
Jeśliś nie Salmon, to śmierć!
ŚLAZ
Jestem Salmon.
LECH
Więc mów jak Salmon.
ŚLAZ
Otóż to jest sztuka
Mówić jak Salmon zaczarowanemu.
LECH
Któż to na ciebie rzucił takie czary?
ŚLAZ
Kto? Wczoraj martwy leżałem na polu;
Wtem jakaś wiedźma, co paliła trupy,
Przyszła i wzięła mnie za nogi; to nic,
Ja byłem martwy, nie mówiłem słowa;
Aż mnie ta straszna olbrzymka dlatego,
Że byłem martwy, chciała rzucić w ogień;
Więc ja zacząłem krzyczeć... więc ta wiedźma
Puściła moje nogi, więc ja wstałem —
Więc ona gniewna, że ja nie umarłem,
Zaczarowała mnie: wyjęła oczy
I dała inne oczy na pamiątkę,
Oczy wydarte z kota, szare, kocie,
Przez które zaraz zobaczyłem w nocy,
Że mi już także nosa odmieniła,
I bocianowi wziąwszy dziób, przypięła
Do mojej twarzy, pomiędzy oczyma;
Więc zaraz, wstydząc się takiego nosa,
Spuściłem na nos przyłbicę... więc potem
Chciałem odemknąć, aż moja przyłbica
Nie chciała; i tak — szlachetni rycerze.
Jeżeli teraz chcecie się przekonać,
Jak ja okropnie jestem odmieniony
Czarami wiedźmy tej, to z łaski waszej
Przyłbicę mi tę otwórzcie.
GWINONA
otwierając hełm Ślaza.
O nieba!
ŚLAZ
No, cóż? i jakże wy mnie znajdujecie?
GWINONA
Straszydło chude!
ŚLAZ
Co chude, to chude!
Mój pan już na mnie został anatomem.
GWINONA
O jakim panu ty mówisz?
ŚLAZ
O jakim?
O Panu Bogu.
LECH
Ale ci ta wiedźma
Mężnego serca nie zaczarowała?
ŚLAZ
Serca? To byłoby już bez potrzeby
Czarować serce; i cóż? — czy nie dosyć
Takiego nosa?
LECH
Tyś był najpiękniejszy
Z moich rycerzy, dziś brzydki straszliwie.
ŚLAZ
Tylko mi dajcie jeść, a obaczycie,
Że jak utyję, to nie będę szpetnym.
LECH
Oby ci pierwszą Bóg przywrócił postać.
Wychodzą wszyscy prócz Gwinony.
GWINONA
To jakiś oszust w Salmona zbroicy.