Darmowe ebooki » Tragedia » Lilla Weneda - Juliusz Słowacki (książka czytaj online .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Lilla Weneda - Juliusz Słowacki (książka czytaj online .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:
ode mnie ona chce? 
  LILLA WENEDA
Litości. 
  LECH
Właśnie mi teraz z litości wystygło 
Serce: twój ojciec jest mi jak wąż sprośny. 
Młodocianego mi zabił rycerza. 
  LILLA WENEDA
Więc nie litośny bądź, lecz sprawiedliwy. 
Ty ojcu memu zabiłeś tysiące 
Młodych rycerzy i przyjaciół starych: 
A żona twoja mu nie zostawiła 
Oczu, by płakał nad swoją niedolą. 
Wyście mu wszystko wydarli! Ach, wszystko! 
Nawet pociechę, którą ma płaczący, 
Przez ołzawione oczy widzieć niebo, 
Lub twarz człowieka, który nad nim płacze, 
Lub lice córki, co chce być wesołą 
I twarz umila nadziei promieniem. 
O! panie, wszystkoście mu już wydarli! 
Wszystko prócz serca córki nieszczęśliwej. 
Idź, Lechu... obacz go... a będziesz płakał! 
Idź, Lechu!... on tam na twoim dziedzińcu 
Za siwe, święte włosy przywiązany... 
Głodny mój ojciec! cierpiący mój ojciec! 
Idź, Lechu! obacz, co oni zrobili 
Z moim nieszczęsnym ojcem... ty masz oczy: 
Więc idź i obacz... a jeśli ty, Lechu, 
Na taki widok nie będziesz litośnym, 
To chyba jesteś, Lechu, nie człowiekiem. 
  LECH
Sygonie, moja Gwinona się biesi, 
Ona tu miarę przebrała. 
  LILLA WENEDA
O! panie, 
Ona tam teraz przed wiszącym starcem 
Do okrucieństwa zaprawia twe dzieci, 
Ojca mojego im nazywa królem, 
A to maleństwo za matką świegoce: 
Król, król, i w mego ojca oczy puste 
Niegodziwymi rzuca kamyczkami. 
O! idź ty, Lechu, i obacz tę zgrozę! 
O! idź ty, Lechu, i skarż tę kobietę! 
Ona ci psuje, Lechu, twoje dziatki, 
Z tych dziatek będą potem królobójce, 
Ty będziesz się bał, gdy cię nazwą królem. 
Tak jak zwą dzisiaj ojca mego królem: 
Król, król, jak kawki świegocą. O! Lechu, 
Idź sam i obacz... 
  LECH
Wszak nie ma w tym grzechu, 
Sygonie, mojej miłej podciąć skrzydeł... 
 
Wychodzą. LILLA WENEDA
On mi uwolni ojca z rąk straszydeł... 
 
Wychodzi. SCENA III
Dziedziniec zamkowy. Na jednej z bocznych ścian widać cień przywiązanego Derwida do gałęzi dębu. Na przedzie sceny GWINONA, KRAK i ARFON. KRAK
Mamo, ja nie chcę więcej tego starca 
Bić kamykami. On się już nie rusza. 
  GWINONA
Krak, jak wyrośniesz, będzie z ciebie baba. 
  KRAK
Nie, mój braciszek Arfon będzie babą, 
A ja rycerzem sławnym jak mój papa. 
  GWINONA
Chcesz być rycerzem? A kiedym kazała 
Wziąść łuk i trafić w serce tego starca, 
To skowytałeś jak psiątko: — nie mamo, 
Nie, ja żałuję dobrego staruszka. 
Wstydź się, czyżykiem jesteś, nie chłopakiem. 
  KRAK
Cóż ten staruszek zrobił tobie, Gwina? 
  GWINONA
Co? nie pamiętasz już, Kraku, Salmona?  
Salmona, co cię nieraz na rumaku 
Sadzał i uczył harcować... ten stary 
Zabił Salmona, Salmon już nie wróci. 
  KRAK
Ten stary zabił Salmona? 
  GWINONA
A widzisz? 
Już rączki ściskasz w kułak, jużeś gniewny... 
Arfonie, daj łuk braciszkowi... daj mu. 
On lepiej strzela niż ty. 
  ARFON
Ja sam trafię. 
  GWINONA
Idź, baw się z harfą, daj łuk braciszkowi. 
Dając Krakowi łuk. 
Na34, i mierz w serce, w serce — wiesz, gdzie serce? 
  KRAK
Wiem, mamo, bo mi teraz głośno puka. 
 
Mierzy z łuku w stronę, gdzie się znajduje męczony Derwid... Wchodzi LECH, SYGOŃ i LILLA WENEDA. LILLA WENEDA
O! widzisz, panie, chcą mi zabić ojca. 
  LECH
Gwinona, każ mu spuścić łuk, na Boga! 
Bo go tu zetnę szablą jak makówkę. 
Cóż to?... czy ojciec jest tu u was niczym? 
Spuść łuk! bo łebek ci ukręcę... spuść łuk! 
  GWINONA
Spuść łuk, mój Kraku, papa tobie każe... 
Cóż to tak gniewny, mój człowieku? cóż to? 
  LECH
Mam się nie gniewać? ja mam się nie gniewać, 
Kiedy tu widzę moje własne dzieci 
Urągające z niedoli królewskiej, 
Jedzące mięso jak orlątka młode. 
Cóż to? Czy moje dzieci są chowane 
Jak psy rzeźnika?... precz mi stąd, szczeniaki! 
Dzieci odchodzą. 
Gwinona, dosyć już tych okropności. 
Każ tego starca odwiązać. 
  GWINONA
Ty panem, 
Każ go odwiązać. 
  LECH
Cóż to? jużeś gniewna? 
  GWINONA
O! dzień przeklęty, kiedym ja się dała 
Uwieść przez ciebie z islandzkiego brzegu, 
Abym tu była teraz niewolnicą 
Twojego gniewu i niestałej żądzy. 
Lepiej mi było morze rozhukane 
Poślubić, albo wulkan płomienisty, 
Lub zostać Nixów albo Farfadetów 
Małżonką: lepiej, o! lepiej sto razy, 
Niż teraz za mym ubogim rycerzem 
Przez świat wędrować i znosić obelgi 
I nie być pewną dnia, że mąż mnie kocha. 
Bo jakże kocha mnie ten lew ryczący? 
Serce mi ciągle gryząc, albo głaszcząc 
Dłonią żelazną — jakże mi pochlebia? 
Z rana pochlebia, a wieczorem karci. 
Jakże mi wierną miłość wynagradza? 
Co mi da z rana, odbierze wieczorem; 
Tak, że ja nie wiem, żoną ja czy sługą 
Jestem u niego? miłą mu czy gorżką? 
Szlachetną w jego myśli, albo podłą? 
O! jeśli tak ma być zawsze, o! Lechu! 
To mnie odegnaj i ja pójdę bosa 
W te ciemne lasy wilkom i niedźwiedziom 
Pochlebiać, łasić się, prosić o litość. 
Wstydzisz się; nic mi już nie odpowiadasz? 
Bo ty szlachetny i wiesz, że ja mam słuszność. 
Dzisiaj mi dałeś w moc tego Derwida, 
Pierwszy raz rzekłam: on mi przecież ufa! 
A teraz muszę znów wyjść z omamienia. 
Chodźcie tu wszyscy! patrzcie, jak Lech rycerz 
Żonie danego dotrzymuje słowa. 
Ja w słowie jego zaufana święcie 
Na jego słowo dałam moje słowo: 
Teraz on swoje święte słowo łamie; 
A ja się muszę oszkalować sama 
I zaprzysiężeń moich nie dotrzymać... 
Chodź tu, dziewczyno! wyzwałaś mnie dzisiaj 
Na zakład, że trzy razy ojca twego 
Wyrwiesz od śmierci — a ja ci przyrzekłam, 
Że twego ojca oddam ci, jeżeli 
Trzy razy śmierci go wyrwiesz okropnej. 
O! łatwo zakład ci wygrać z królową, 
O której honor nie dba mąż i rycerz. 
Ciesz się więc. — A ty, Lechu, tej dzieweczki 
Zdrowie pić będziesz moją krwią — ty znasz mnie! 
Islandzką jestem królewną, pamiętaj! 
Do obelg takich nieprzyzwyczajona. 
 
Chce odchodzić. LECH
Stój! 
  GWINONA
Idę z wieży się rzucić. 
  LECH
Kobieto! 
  GWINONA
Jak mnie nie będzie, każesz z moich włosów 
Porobić struny do twej harfy złotej, 
I starzec ci ten będzie o mej śmierci 
Grał... albo wicher islandzki przyleci 
Z ojczystej mojej ziemi i na strunach 
Położy usta przekleństwem wyjące. 
  LECH
Zanadto jesteś teraz rozżalona, 
Mówić nie można z tobą. 
 
Chce odchodzić. LILLA WENEDA
zatrzymując go.
O! mój panie. 
  LECH
Czego ode mnie chce ta wiedźma! wszyscy 
Przeciwko mnie są. 
  LILLA WENEDA
Więc mój ojciec skona? 
  LECH
Twój ojciec na śmierć zasłużył sto razy. 
Niechaj rycerze go dokończą... i niech 
Więcej nie słyszę o nim. 
  LILLA WENEDA
Ach! okrutny! 
Słuchajże teraz mnie, straszny człowieku! 
Słuchajże teraz mnie, ty pani krwawa! 
Ja tu wynajdę, aby wam nakarmić 
Zemsty łaknące serca, taki sposób, 
Taką wam straszną rzecz wynajdę myślą, 
Taką rzecz powiem, że wy struchlejecie 
Na samą pierwszą myśl tej okropności. 
Słuchajcie tylko! słuchajcie! Ten starzec 
Ma dzieci... dzieci te u was w niewoli, 
Dwóch macie synów tego starca w rękach: 
Otóż wybierzcie z nich którego losem, 
Dajcie mu w ręce topór wyostrzony, 
Niech o sto kroków stanie i toporem 
Rzuci na ojca... co? czy pozwalacie? 
  GWINONA
Przywieść tu jeńców. 
  LILLA WENEDA
Lecz, królu! lecz, królu! 
Jeżeli brat mój rzuciwszy toporem 
Starcowi tylko włos ustrzyże siwy: 
O! patrzaj... ten włos, co tak przezroczysty 
Jak blady gwiazdy błękitnej ogonek, 
Pomiędzy drzewem a starego głową: 
Jeżeli ten włos tylko mu ustrzyże, 
To więźnie będą wolni... czy przyrzekasz? 
  LECH
Ów, co rzecz taką zrobi, będzie wolnym. 
  LILLA WENEDA
Oba? 
  LECH
Tak, oba... 
  LILLA WENEDA
I mój ojciec? 
  GWINONA
Ojciec 
Do mnie należy... zbaw go tak trzy razy 
A będzie wolnym. 
  LILLA WENEDA
Ach! czyliż niedosyć 
Raz tylko ojca tak zbawić, królowo! 
 
Wchodzi LELUM i POLELUM. Oba łańcuchem złączeni, tak że prawa pierwszego ręka do lewej ręki Polelum przykuta. GWINONA
Otoż są więźnie; mów, czy się podejmą? 
Ty siostra, srogi targ zrobiłaś za nich. 
  LILLA WENEDA
O! mówcie do nich wy... ja cała drżąca. 
  LECH
Jest wieść, że celnie rzucacie toporem. 
Jeśli z was który o sto kroków rzuci 
Topor na ojca i tak weń wymierzy, 
Że wiszącemu na drzewie za włosy 
Starcowi tylko włos ustrzyże siwy: 
To będzie wolny razem ze swym bratem. 
  LILLA WENEDA
Nie zechcą! oni nie zechcą!.. Polelum 
Jedyny to jest dla ojca ratunek, 
Ojciec na drzewie powieszony, skona, 
Jeść mu nie dano ani pić... on skona! 
On was nie widzi... wydarto mu oczy. 
Jeżeli topor mu roztrzaska głowę 
Nie będzie widział, że to syn tak rzucił. 
On śmierci swojej przed śmiercią nie ujrzy, 
Jeżeli umrze... o śmierć nielitosną 
Swego własnego syna nie posądzi.. 
Polelum... topór weź. Ojciec nie widzi. 
Weź, tylko śmiało. 
  POLELUM
Daj. 
  LILLA WENEDA
Ale go nie rań. 
  POLELUM
I cóż mam robić? 
  LECH
Psie! ty godzisz we mnie. 
  POLELUM
Mówisz, że trzeba godzić w mego ojca? 
  LECH
Zgnijesz w kajdanach, jeśli nie posłuchasz. 
 
Polelum rzuca topór na ziemię. LELUM
Bracie, na próżno targasz się w łańcuchu, 
Niewolnikami jesteśmy, Polelum. 
Pomyśl... ty dobrze władasz tym żelazem. 
Gdyby nie serce w tobie, to byś trafił. 
Więc zatruj serce na chwilę i pomyśl, 
Że to nie w ojca włos uderzyć trzeba, 
Lecz w łona ludzi tych, co będą czuli 
Hańbę ze swego zwycięstwa nad nami... 
Polelum! Podnieś ten topór okropny; 
Przykuty do mnie za twą lewą rękę 
Tyś niewolnikiem mojej ręki prawej: 
Ty cały jesteś moją ręką prawą: 
Ty będziesz rzucał, a ja będę cierpiał... 
Mamyż na wieki i my, i nasz ojciec 
Już pokonani być dolą, i nigdy 
Nigdy tym krwawym ludziom nie pokazać, 
Co wreszcie może rozpacz niewolnika. 
Polelum! zemsty!... Ja skonam w więzieniu.. 
Mnie trzeba słońca... tobie zemsty trzeba. 
Ach! bądź odważny. 
  POLELUM
O! Bogi piekielne! 
Z jednej mi strony brat cierpiący kona... 
Tam ojciec nędzny... tu mi dają topór... 
Co robić! 
  LILLA WENEDA
O! mój Polelum! o bracie! 
Zbawisz nas wszystkich. 
  POLELUM
Daj topór. O! Boże! 
Odwróćcie oczy, abym ja nie widział 
Na waszych bladych twarzach przerażenia. 
Więc trzeba włosy te odciąć... te włosy... 
Te siwe włosy?... Nie patrzcie wy na mnie, 
Bo mi się oczy łzami ćmią. Okropnie! 
Czy wy jesteście pewni, że mnie ojciec 
Nie widzi... tylko czy jesteście pewni? 
  LILLA WENEDA
On ma wydarte oczy. 
  POLELUM
Przez błyśnięcie 
Mego topora utraciłby oczy, 
Gdyby mu ludzie oczu nie wydarli. 
Ach! dosyć było taką rzecz wymyśleć 
A starzec by sam sobie wydarł oczy, 
Aby nie patrzał na zabójcę syna. 
O! do czegóż ty przyprowadzasz, Boże, 
Człeka, co stracił ojczyznę!... O! patrzcie, 
Ażeby teraz wyratować brata 
Muszę być ojca mego męczennikiem. 
Siostra mnie własna o zabójstwo prosi, 
Ludzie z boleści mojej urągają. 
O! przyjdź, godzino zemsty albo śmierci. 
  GWINONA
Cóż to, więc nie masz odwagi? 
  POLELUM
Bezczelna! 
Ja się odwagi mojej własnej boję... 
Prowadźcie mnie tam, skąd mam rzucać topór. 
O tym ciśnięciu straszliwym Weneda 
Będzie wam śnić się... 
 
Prowadzą okutych razem braci na metę rzutu — zasłona spada. CHÓR
Dwunastu harfiarzy.
Niestety! niestety! 
Gdzie sprawiedliwość boska? Gdzie pioruny? 
Syn na własnego ojca topór rzuca, 
Niebo się całe ćmi krwawymi łuny, 
Błyskawicowych chmur rzygnęły płuca 
Piorunów deszcz okropny... świat się wzdryga! 
Cóż będzie, jeśli topór w czaszce jęknie? 
Topór, co w drżącej ręce syna miga: 
O! synu! serce twe z boleści pęknie, 
O! córko, ojca twego krew cię splami! 
O! biada wam! o! biada, niewolnicy! 
Mięsza się wasza krew z waszymi łzami, 
Serca dajcie krew pod dziób orlicy, 
Ona wyściela gniazdo waszymi włosami. 
O! niewolnicy! 
Zemsta! zemsta! dopóki serce bije, zemsta! 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 13
Idź do strony:

Darmowe książki «Lilla Weneda - Juliusz Słowacki (książka czytaj online .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz