Darmowe ebooki » Tragedia » Sen srebrny Salomei - Juliusz Słowacki (biblioteka komiksowo .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Sen srebrny Salomei - Juliusz Słowacki (biblioteka komiksowo .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Juliusz Słowacki



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 15
Idź do strony:
class="stanza-spacer">  KOZAK
Z ekspedycją 
Od dworu. 
  GRUSZCZYŃSKI
Czemu twe ślipie122 
Takie jasne? Takie krzywe? 
Czy się spił na jakiej stypie? 
  KOZAK
Witrom123 spity.  
 
Odchodzi. Gruszczyński obraca się ku ogniowi i list czyta. PAFNUCY
Co się zdarza 
Waćpanu? Bledniesz, czytając. 
  GRUSZCZYŃSKI
Pieczęć jest regimentarza, 
Lecz list...? Czy on urągając124 
Pisał? Czy był śmierci blisko? 
Hej, rozpalić tam ognisko! 
Niech lepiej te charaktery125 
Wyczytam... 
  PAFNUCY
Nie zmieniaj cery. 
  GRUSZCZYŃSKI
Mocanie! Pies pod podwórzem 
Nieraz lepiej traktowany! 
Patrzaj! Nazywa mię tchórzem! 
Na czyste Chrystusa rany, 
Którym ja się krwią zadłużył, 
Klnę się... Powiada, żem stchórzył, 
Żem zleniwiał, że... sto beczek 
Krwi mojej na ludzi tych głowie! 
Piszą, żem z chłopami w zmowie. 
Że... Będę mały człowieczek 
Nie człowiek, jeśli przebaczę! 
  PAFNUCY
Daj aść126 — niech ja list zobaczę. 
Bierze list. 
To ręka i styl jest sługi.  
  GRUSZCZYŃSKI
Na pieczęć patrz! Krwawe strugi 
Acherontu127 z ognia i krwi! 
Na te słowa marszczę brwi 
I trzęsę światem... Ja tchórz!  
Otóż to tak, ludziom służ. 
Nocuj w lesie pod namiotem, 
To cię obrzucają błotem! 
Otóż to tak z ludźmi tymi 
Nowego serca i wiary! 
Kazali ciągnąć w te jary128, 
Ciemny komin, loch na ziemi; 
Gdzie wiem, że pewna zasadzka 
I cała czerń hajdamacka 
Zasadzona. 
  PAFNUCY
Więc im szczerze 
Odpisz... Ja z listem pojadę. 
  GRUSZCZYŃSKI
Ja mazałbym po papierze? 
Ja...! Oskarżony o zdradę 
Nie krwią, życia fundamentem 
Bronił się...? Lecz atramentem 
I piórem z gęsi ogona? 
Nie, mocanie! Krew czerwona! 
Ten mózg pod chłopów obuszkiem129! 
Mózg i krew ta na ich głowy. 
A potem duch purpurowy 
Z rozdartą piersią nad łóżkiem! 
I niech im Pan Bóg da zdrowie. 
Ja tchórz... Na koń! Do szabel, panowie. 
 
Wybiega i widać go ruszającego obóz. PAFNUCY
sam.
O! Wielki Boże! Sprawdzać się zaczyna 
Domowi temu wróżona ruina, 
I Chrystusowe do drzwi zapukanie 
Karcące, późne krwi ofiarowanie, 
Spełni się jako straszliwa nauka 
Dla czekających, aż Pan Bóg zapuka. 
Leniwy starzec był, teraz ognisty. 
Więc choć to pewno zmyślone są listy, 
Teraz go w małej mogile położą 
Za to, że wzgardził wielką sprawą bożą. 
Lecz sądy boże są nieprzewidziane! 
Cokolwiek będzie, piersią przy nim stanę. 
 
Wychodzi. ZMIANA II
Noc. Ogród nad stawem, księżyc świeci. Wchodzi LEON w głębokiem130 dumaniu. LEON
To już ostatnia będzie schadzka nasza. 
Ostatni raz czekam na nią. 
Człowiek skarb serca rozprasza. 
Każda chce mu zostać panią 
Wieczną... a tego nie zgadnie, 
Że gdy raz łatwo upadnie, 
To później chyba pod kłódkę 
Człowiek zamknie taką żonę. 
Na to dzieciątko stracone, 
Jak na małą nezabudkę131 
Księżniczka patrzy z wysoka 
I ze mnie nie spuszcza oka. 
A kiedy uczyni wzmiankę, 
To mię tak śmiechem uderza, 
Jak gdybym kochał sielankę 
I sam wyszedł na pasterza. 
Sali prosta jest i wierna. 
Ale w najprościejszej132 leży 
Taka obłuda misterna, 
Tyle głębokiej odzieży, 
Taki kałkuł133 na dnie duszy. 
Taki instynkt oszukaństwa, 
Taka chciwość blasku, państwa. 
Taka głęboka nauka 
Zadawania ci katuszy, 
Że wierność ich jest to sztuka, 
W którą czart oczy pochował. 
One wiedzą, że to ołów, 
Co by samych archaniołów, 
Wisząc u skrzydeł, zmordował... 
One z tem na świat przychodzą. 
Wiernością nudzą lub zwodzą, 
Obdzierają nas z odwagi, 
Liczą na litość! — od matek 
Nauczone, że ten statek 
I łzy, to są ich posagi. 
Nim się ze światem obezna,  
Każda wie, że woń w narcyzach 
Jest drogą, że mąż ją zezna 
I zapisze w intercyzach, 
Ewikcjonując134 wyprawę. 
Najprzód je widzisz ciekawe 
Twego serca, słów niebacznych; 
A do przyrzeczeń dwuznacznych 
Podchwytywania umiętne; 
Potem widzisz nagle smętne, 
Ze łzą, co się w oczach kręci. 
A pewne dziwnej pamięci, 
Książki, gdzie w papier różany 
Sam przez siebieś jest wpisany 
Wszystkimi giesty135 i słowy136; 
Wkuty jak w kamień grobowy 
W ich pamięć, już nie gorący, 
Ale przez ten papier ssący 
Z ognia, z kolorów wypity; 
Kwiat zwiędły w sercu kobiéty137. 
I ty, co z gwiazdy pochodzisz, 
One dowiodą, żeś marny, 
Głupi, żeś jak szatan czarny, 
Że dla nich tylko się rodzisz. 
 
Wchodzi SALOMEA. SALOMEA
Jakże dzisiaj twoje zdrowie?  
  LEON
Tak jak zawsze — ogień w głowie!  
  SALOMEA
Ty wczoraj już byłeś dziki. 
Już na miłość niepamiętny, 
Bardzo dla mnie obojętny.  
  LEON
Wczoraj to były ogniki, 
Dziś ogień... Dziś gorszy jeszcze. 
  SALOMEA
Daj rękę — ja cię popieszczę. 
Zamówię i uspokoję.  
  LEON
Nie, nie, słodkie dziecię moje,  
Ot byś lepiej szła nabożna... 
Do stu diabłów! tak nie można 
Żyć dłużej! Czy my Cyganie? 
  SALOMEA
Powiedz, cóż się ze mną stanie? 
Cóż ja nieszczęsna uczynię?  
  LEON
Co...? Miłość twoja przeminie. 
Dasz sobie na świecie radę, 
Pójdziesz za mąż, ja przyjadę, 
Jeśli na wojnie nie zginę, 
Przyjadę kiedyś w gościnę; 
A ty wtenczas, moja miła, 
Przyjmiesz mnie, będziesz za siostrę. 
  SALOMEA
Słowa twoje bardzo ostre... 
Jam się dziś szczerze modliła 
Za ciebie.  
  LEON
na stronie.
Baran do rznięcia! 
  SALOMEA
Ty nie masz ani pojęcia, 
Co to jest modlić się za tych, 
Co nas gubią?  
  LEON
Rozkosz czysta! 
Rozkosz aniołów skrzydlatych. 
Dla drugich zaś krzyż i ognista 
Męka, jeśli są modlitw niewarci... 
Gdyby to wiedzieli czarci, 
Mówiliby zawsze różańce. 
  SALOMEA
Ach! Piekielni obłąkańce 
Więcej by litości mieli! 
  LEON
My nie jesteśmy anieli, 
Ani ja... ani ty... mała!  
  SALOMEA
Jeśli ja tej gwiaździe138 widna139,  
To pewnie się rozpłakała, 
Widząc mnie... jaka ja biédna140! 
  LEON
Doskonała! doskonała! 
Gwiazd wzywa! z kwiatami gada! 
  SALOMEA
Wiesz ty, dlaczego ja blada...? 
Ja chora. 
  LEON
Cóż ci dolega? 
  SALOMEA
Nic...  
  LEON
Spuściłaś na dół oczy? 
I łza ci po rzęsach zbiega?  
  SALOMEA
Ach! niechaj się ta łza stoczy... 
Niechaj obmyje sumienie... 
O Panie! Choć oburzenie 
Czuję dla twojej srogości, 
Jeszcze o trochę litości 
Proszę, a to ci wynurzę 
O czem dotąd same róże 
I gwiazdy tylko wiedziały. 
Otóż słuchaj... Na kawały 
Serce się biedne rozpęta, 
A jeżeli moja męka 
Ciebie nie skruszy? to będzie 
Cud... alboś ty jest narzędzie141, 
Którem142 Pan Bóg mnie ukarze. 
Dwa temu tygodnie... śnię ja, 
Że matka moja mi każe, 
Abym ja u dobrodzieja 
Gruszczyniec, twojego taty, 
Prosiła dla niej o konie, 
Bo ją człek jakiś brodaty 
Ściga, straszy, chwyta w dłonie 
I... (rzekła to najwyraźniéj143, 
Jakby przestrachem wzdrygnięta...) 
Jeśli się Salusia zbłaźni 
A prośby tej nie spamięta, 
To będę z dziećmi zarżnięta... 
To rzekła i we mgłę wsiękła144. 
A ja zbudzona, przelękła 
Myślałam, czy prosić, czy nie; 
A najprzód wstyd był dziewczynie 
Mówić o snach i o marze, 
A potem: — (jak ja się ważę 
Stać tu na takiej spowiedzi?)... 
Myślę, jak tu nas odwiedzi 
Matka — a spojrzy mi w oczy, 
To mi rumieniec wyskoczy; 
A ona słowo po słowie 
Wyspowiada, drżąca trwogą, 
I zapewne nic nie powie, 
Ale na mnie spojrzy srogo, 
Wzrok jak nóż w sercu obróci; 
Zada mi boleści krocie145; 
Zacznie coś gadać o cnocie, 
Z gorsu mi różę wyrzuci, 
Każe włosy pleść inaczej, 
Robotę na dzień naznaczy 
I będzie patrzała146 z boku 
Na łzy kręcące się w oku: 
A ja... o Jezu kochany! 
Nie będę już do altany 
Mogła biegać nocną dobą, 
Ani się widywać z tobą 
Co wieczora pod tą brzozą, 
Pod tą czarną altaneczką; 
I może mię gdzie wywiozą, 
Albo z jakim siejo-hreczką147 
Ożenią. To o tych rzeczach 
Gadałam ja sobie w nocy 
I spałam jakby na mieczach; 
A budziłam się bez mocy, 
Jak ukraińscy widuni, 
Którzy ciągle widzą trupy. 
A wstydziłam się też kupy 
Dziatek... i ślepej babuni...  
Tu, gdzie takie toalety 
I woskowane parkiety; 
A ona, co po jaskółkach 
Świegotaniu deszcze wróży, 
Albo się w krześle na kółkach 
Każe wozić po ogrodzie... 
Tu ja... w atłasie148, przy róży 
U boku, ja, panna w modzie, 
Ze złoconym wachlarzykiem, 
Musiałabym (myślę sobie) 
Wozić ją i ach... przy tobie 
Mówić z nią chłopskim językiem, 
Bo ona po polsku nie umie... 
To bywało w sercu tłumię 
Przestrachy moje tajemne, 
Zgryzoty, przeczucia ciemne, 
I te sny nazywam marą: 
Lecz w noc i w godzinę szarą 
Myślę i myślę o domu 
Pełna niepojętej troski, 
Ach... i do Matki się Boskiéj149 
Modlę we łzach i nikomu 
Nie mówię, lecz drżę i płaczę. 
Otóż ja tej matki, panie, 
Może nigdy nie zobaczę! 
Bo dziś pod samo zaranie150 
Śniła mi się gdzieś, w pustkowiu; 
Potem tu, cała z ołowiu 
I w ołowianej spódnicy, 
Niby z perłowej macicy, 
Z jednej perły była cała. 
A twarz zwiędła i schorzała 
Także koloru ołówka 
Była już jak trupia główka 
Na krzyżu wyrysowana. 
Tu szła, panie... tu... tą stecką151... 
A ja w tej róży schowana, 
Drżąca jak maleńkie dziecko, 
Które się przestraszy dziada, 
Co główkę z liści wysadzę 
A ujrzę, że ona blada 
Idzie, to chowam się w ciernie, 
Oczyma za nią prowadzę, 
Zziębła i blada niezmiernie, 
Cierniami cała pokłuta, 
Bijąc się jak słowik w nocy, 
Gdy w klateczce spadnie z druta152, 
Chce latać i nie ma mocy, 
Tylko się trzepoce w klatce... 
Tak ja, panie, mojej matce 
Dziwiąca się, strzepotana, 
Chowałam się w krzaku skryta, 
Cała zziębła i rumiana, 
Jak czerwona włóczka zwita 
W kłębuszek... I cóż ty na to? 
  LEON
Sałynka, będziesz bogatą. 
Srebrny sen bogactwo wróży; 
A że się chowałaś w róży, 
To dobrze; pisano w górze, 
Że w twem153 życiu będą róże.  
  SALOMEA
I ciernie?  
  LEON
I ciernie będą. 
  SALOMEA
Otóż ty mię złotą wędą154, 
Panie, ułowiłeś sobie 
I porzucić chcesz, jak widzę? 
Ale póki ja nie w grobie, 
To się ty nie możesz żenić. 
  LEON
Jak to?  
  SALOMEA
Bo ja cię zawstydzę: 
Sama się będę rumienić, 
Sama się wstydem ukarzę, 
A ciebie publicznie oskarżę.  
  LEON
na stronie.
Co słyszę! Wejdźmy z nią w targi. 
  SALOMEA
Słuchaj, i będą dwie skargi 
Z jednych ust przeciwko tobie...  
  LEON
na stronie.
Co ja z tą dziewczyną zrobię?  
  SALOMEA
Z jednych ust wyjdą dwa głosy.  
  LEON
na stronie.
Ach, wyrywać teraz włosy! 
I z boleści kąsać ręce...! 
  SALOMEA
I zaręczyny książęce 
Ja zerwę... zerwę szalona! 
Bom jest na to podmówiona 
I udarowana155 mocą 
Przez duchy... co tu w altanę 
Weszły i tam się trzepocą 
Jak gołębie krwią zwalane, 
O ten liść otarte suchy, 
Jakieś białe, krwawe duchy! 
 
Odchodzi. LEON
sam.
Co? Czy w obłąkanie wpadła? 
Czy widzi krwawe widziadła? 
Albo li też chce udaniem 
I aktorskiem156 obłąkaniem 
Sumienie ciężej przywalić? 
Na Boga! to nowa sztuka 
Niewieścia! Serce rozżalić, 
Potem jeść je dziobem kruka 
I rozdzierać, aż zaboli, 
Aż własnej pozbędzie się woli. 
 
Wchodzi SEMENKO. SEMENKO
na stronie.
Podsłuchałem ich w altanie. 
  LEON
Ach! Semenko.  
  SEMENKO
Jasny panie! 
  LEON
Chodź tu, Semenko kochany, 
Bóg mi cię pewno przysyła.  
  SEMENKO
na stronie.
Skaży157: czort. 
  LEON
Ot, z tej altany 
Tylko co tu wyskoczyła 
Tego Gruszczyńskiego córka, 
Z którą ty nieraz mazurka 
Tańczył... i tej młodej pani 
Zasługiwał się, figlował. 
Ja wiem, że ty nieraz dla niéj158 
Twoje dumki159 komponował 
I pod oknem w torban160 dzwonił... 
Ot, i teraz się zapłonił161 
Jak dziewczyna. 
  SEMENKO
Ta, czy druga! 
Ja nie szlachcic, ale sługa, 
Kozak pański, król na stepie, 
Szukam, gdzie serce przyczepię, 
A nie można? jeśli Laszka 
Wyżej sobie okiem mruga 
I złotego łowi ptaszka: 
Tfu! to dla mnie ta czy druga! 
  LEON
Ja wiem... ale ta
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 15
Idź do strony:

Darmowe książki «Sen srebrny Salomei - Juliusz Słowacki (biblioteka komiksowo .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz