Goście - Stanisław Przybyszewski (ksiazki do czytania .TXT) 📖
W pałacu odbywa się bal. Coś jednak zaburza nastrój fety — starcy, obserwujący rozświetlony pałac rozmawiają o złu, które zagnieździło się w pałacu zamieszkałym teraz przez nowych właścicieli.
Siostra Adama, Pola, twierdzi, że nie jest w stanie mieszkać razem z nim, ponieważ czuje, że wciąż obecne jest coś złego. Adam twierdzi, że owego Gościa rozsiewającego ten zły nastrój spotkał podczas jednego ze spacerów. Ten stwierdził, że nigdy już go nie opuści. Wszystko wskazuje na to, że Adam popełnił zbrodnię… Tragedia Goście została wydana po raz pierwszy w 1902 roku. To utwór o demonicznym nastroju, uwikłany w mroczne rozważania o zbrodni, sumieniu i śmierci.
Stanisław Przybyszewski to jeden z najważniejszych twórców okresu Młodej Polski, prekursor polskiego modernizmu, kontrowersyjny dramaturg, eseista, przedstawiciel tzw. cyganerii krakowskiej.
- Autor: Stanisław Przybyszewski
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Goście - Stanisław Przybyszewski (ksiazki do czytania .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Przybyszewski
Wszak to tu ten dom, w którym się stały dziwne, tajemnicze rzeczy?
GOŚĆTak, tu.
NIEZNAJOMYBal, muzyka, taniec... hm... To nie zagłusza, nie zagłusza... To upiorów nie rozproszy, to na chwilę upoi, a potem to przez chwilę oszołomione serce mści się podwójnie, że dało się uśpić. Bo serce ludzkie, straszne i mściwe. Nie da spokoju, nie da... po chwili Czy ja tam wejść mogę? Bo coś mnie ciągnie do światła i wesela — ciągnie nieprzeparcie...
GOŚĆCzemubyś nie miał wejść? Jeden gość więcej — cóż to stanowi? Zresztą niezadługo zapełni się ten dom gośćmi, których gospodarz sam nigdy nie znał — a dziwnych gości ma już teraz u siebie!
NIEZNAJOMYDziwnych? patrzy chwilę zamyślony Och, gdyby ja tam wejść mógł!
GOŚĆAle gospodarz dawno już na was czeka. Takie jego przeznaczenie, że dom mu się coraz dziwniejszymi gośćmi zapełnia.
NIEZNAJOMYA może się mylę, może to dom szczęścia i spokoju, a mam nieszczęsny zwyczaj, wchodzić w chwilach szczęścia i wesela... ale ja samotności nie znoszę: jakby mnie furye gnały — latam po ulicach, błąkam się; straszny niepokój gna, smaga mnie wściekłym biczem... i wtedy tak przykucnę przy płocie bogatych — tam, gdzie się w oknach świeci, skąd muzyka dolatuje i gwar i śmiech wesoły, i naraz zdaje mi się, że jestem na trzęsawisku bezradny, — ciemno. — Nie wiem, w którą stronę — aż naraz błędny ognik, ot! wybawienie! On pokaże mi drogę, pokaże kierunek... i idę, i idę, i grzęznę coraz głębiej, ale iść muszę... I teraz nie wyrzucajcie mnie — o! bo mnie wyrzucić nie można — patrzcie! ja porządnie ubrany; nie zrobię wstydu — tylko patrzeć na taniec, chłonąć muzykę, oślepiać oczy światłem... o! nie zagłuszy, nie zagłuszy, ale da chwilę zapomnienia — a w domu bogatych jeszcze bezpiecznie, względnie bezpiecznie. Bo jestem jak szczwane zwierzę, ludzie mnie ścigają, osaczyli ze wszystkich stron, sumienie opętało, serce nie chce okłamywać, mózg błędny...
GOŚĆTym razem nie pomyliłeś się — tu ci będzie dobrze. To ludzie, którzy strasznie cierpią, a zagłuszyć się nie umieją...
NIEZNAJOMYTak? To wejdę. Kocham ludzi, którzy cierpią — kocham... a — a w domu bogacza względnie bezpiecznie, względnie...
Tyś go wpuścił?
GOŚĆSam wszedł.
ADAMCzemuś go wpuścił? Teraz już nie mogę przekroczyć progu tego domu.
GOŚĆNie.
ADAMNie ma ratunku?
GOŚĆNie!
ADAMI dla niej też nie?
GOŚĆDla kogo?
ADAMDla mej żony.
GOŚĆZaraz tu przyjdzie.
ADAMGdzie Pola? — szukam jej, szukam — Pola! Pola!
GOŚĆSchowała się w najskrytszy kąt twego pałacu. Ona cicha i spokojna — a teraz ma lęk. Bo dziwnych i strasznych masz gości.
ADAMStraszne!
GOŚĆPamiętaj, com ci mówił. O przypadek tak łatwo. Przypadkiem łódka utonie — noga się górach obślizgnie — tysiące sposobów... po chwili. Zresztą dziwni jesteście. Bierzecie to życie tak strasznie na seryo. Czemu? To trochę szczęścia, ta śmieszna ułuda, która na chwilę pokrywa otchłań życia, by się za chwilę głębsza i straszniejsza odsłoniła... Te chwile upojenia, to omamienie, że żyje się po coś i na coś — że się ma cele w życiu — he he... jacyście wy śmieszni — biedne robaki, piłki w rękach losu i przeznaczenia i wielkich, nieznanych tajemnic — a wam się zdaje, że wy ster prowadzicie... A ja już cię nie opuszczę, bo opuścić cię nie mogę... Patrz, idzie żona twoja... I ją ten nieznajomy z domu wypędził... Teraz na chwilę pozostawię cię twoim rozmyślaniom — w wielkiej godzinie życia zwykle ludzi opuszczam... chwilę zamyślony albo też poczekam — przejdę się po parku... Ludzie w takich chwilach dziwnie tchórzliwi: życie wydaje się im nagle tak dziwnie piękne, takie ponętne... Poczekam... Mnie jeszcze nikt nie zwiódł — nikt jeszcze przedemną nie uciekł...
Ty straszny! Ty przeklęty!
GOŚĆTo nie ja — życie straszne i przeklęte!
Adam! Adam! Adam! Pola odjechała — teraz już wszystko skończone. Już siły straciłam — nie mogę dłużej tej męki znieść... Obłęd nasze progi przekroczył. Na nic szał, muzyka, upojenie...
ADAMWięc Pola wyjechała?
BELAUciekła z tego domu.
ADAMZ domu złego sumienia.
BELAUciekła, wtedy, gdym, się tańcem zagłuszyć chciała.
ADAMTeraz nie ma ratunku.
BELAUciekajmy!
ADAMDokąd?
BELAGdziekolwiekbądź, choćby na koniec świata.
ADAMPola powiedziała, że choćbym cały świat zabudował najkosztowniejszymi pałacami, to dla niej miejsca niema...
BELAOch zapomnimy, zapomnimy — patrz! moje ramiona jak ze stali, — ja cię niemi poniosę, utulę, obejmę tak mocno, że w tej rozkoszy o wszystkiem zapomnimy.
ADAMNie, nie! Ten straszny, straszny gość nie da nam spokoju.
BELAWięc co? co?
ADAMCo? Wyjedziemy łódką na jezioro — łódka zmorszała — jezioro głębokie...
BELAAdam!
ADAMAlbo pojedziemy w góry — na wysokie, niebezpieczne szczyty — noga się osunie, ja cię za sobą pociągnę i — i — będziemy wolni.
BELANiema innego wyjścia!
ADAMNiema!
Pola! Pola!
POLACicho — cicho...
ADAMWięc zostaniesz przy nas!
BELAZostaniesz teraz — już cię nie puszczę.
POLANie zostanę — zostać nie mogę. Nie mam szczęścia w moim domu, ale mam spokój, a tu u was zaraza — przyczepi się do sukni i zawlokę to do domu męża, wszczepię jad w moje dzieci...
BELAZostań! zostań...
POLANie, nie — uciekłam, skryłam się, ale gonili za mną, oni tam straszne rzeczy robią — Słyszysz? niema już muzyki — światła gasną — patrz! widzisz? ciemno w pałacu.
Przybiegłam, bo was raz jeszcze widzieć musiałam. Och, och! coście wy zrobili? Jaką zbrodnię spełniliście?!
ADAMJaką? Żadnej! Milion ludzi to samo robi i są szczęśliwi...
POLAI za co ta straszna pokuta?
ADAMZa co, za co? nagle do Beli: Czemuś mnie nie odkupiła — czemuś mi chwili szczęścia nie dała?
BELABoś go mieć nie chciał — nie chciał — chowałeś się przedemną, odtrącałeś, gryzłeś szyderstwem, odpychałeś mnie — a ja, ja rwałam się do ciebie, pragnęłam cię... Tyś tylko chciał się zagłuszać, odurzyć, upoić i coraz bardziej dom nasz gośćmi się zapełniał.
ADAMDziwnymi gośćmi... Ha! bo na ścianach były czarne, czychające cienie — czarne zwierzę, co już się rzucić na mnie miało. Bo słyszałem krzyk i płacz, taki straszny rozdzierający płacz: coś jakby płacz dziecka, któremu się wielką, wielką krzywdę wyrządza za to, że było dobre, że kochało — ha, ha... nagle do Poli Idź, idź! To dom złego sumienia. To zaraźliwe.
POLATu w tym domu zaraza — patrz, jaki straszny dom! — idź!
POLABoże — niema ratunku — a ja tak was kochałam a ja myślałam, że wam pomódz mogę...
Zapóźno, Pola, zapóźno...
SCENA DZIEWIĄTAWięc ja pójdę w góry — tam, gdzie się mech pod nogą oślizgnie, gdzie kamień się przypadkiem pod nogą obsunie...
BELALękam się! Ja taka młoda — taka silna jeszcze. — Lękam się.
ADAMTo pójdę sam.
BELANie, nie, nie! Pójdę gdzie chcesz, ale lękam się — takam jeszcze młoda...
ADAMI ja młody...
BELAOtoczę cię taką miłością, tak cię utulę — patrz jam silna, ja muszę iść z tobą, ale zostań jeszcze; jeszcze spróbój; nie odpychaj mnie od siebie — rzućmy się w wir życia, będziemy je chłonąć, upajać się nim...
ADAMCieni nie zgonisz ze ścian, kreta po ziemią nie poszukasz...
SCENA DZIESIĄTACóż chcesz? Cóż? Przeklęty! — ty straszny!
GOŚĆTo tylko życie straszne. To tak niezmiernie śmieszne, że ludzie tak życie kochają: śmierć dobra i cicha... To trochę głupiego szczęścia — to mamidło, ten majak szatański. To upojenie się swoją siłą, celami, to przeświadczenie, że jest się wielkim, że ma się jeszcze tyle do zrobienia: to wszystko głupstwo, to lep, na który życie ludzi bierze. Śmierć, śmierć, to jedyne — pluje się życiu w twarz i mówi się: mnie nie omamisz! I idzie się z wielką powagą i pogardą w śmierć!
ADAMChodź, chodź — pójdziesz zemną?
BELATak się lękam, tak się lękam!
ADAMKobieta się zawsze lęka błędnie. he, he... Więc pójdę sam... A, trudno... zostań — jeszcze masz życie przed sobą — jesteś jeszcze silna i młoda...
BELAAdam! Adam!
Stoi jak przykuta do ziemi.
ADAMPójdę z tobą. Będzie ci łatwiej. A już czas, już czas...
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na
Uwagi (0)