Darmowe ebooki » Tragedia » Goście - Stanisław Przybyszewski (ksiazki do czytania .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Goście - Stanisław Przybyszewski (ksiazki do czytania .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Przybyszewski



1 2 3 4
Idź do strony:
odwraca się do gościa. — Nagle.

Wszak to tu ten dom, w którym się stały dziwne, tajemnicze rzeczy?

GOŚĆ

Tak, tu.

NIEZNAJOMY
po chwili

Bal, muzyka, taniec... hm... To nie zagłusza, nie zagłusza... To upiorów nie rozproszy, to na chwilę upoi, a potem to przez chwilę oszołomione serce mści się podwójnie, że dało się uśpić. Bo serce ludzkie, straszne i mściwe. Nie da spokoju, nie da... po chwili Czy ja tam wejść mogę? Bo coś mnie ciągnie do światła i wesela — ciągnie nieprzeparcie...

GOŚĆ

Czemubyś nie miał wejść? Jeden gość więcej — cóż to stanowi? Zresztą niezadługo zapełni się ten dom gośćmi, których gospodarz sam nigdy nie znał — a dziwnych gości ma już teraz u siebie!

NIEZNAJOMY

Dziwnych? patrzy chwilę zamyślony Och, gdyby ja tam wejść mógł!

GOŚĆ

Ale gospodarz dawno już na was czeka. Takie jego przeznaczenie, że dom mu się coraz dziwniejszymi gośćmi zapełnia.

NIEZNAJOMY

A może się mylę, może to dom szczęścia i spokoju, a mam nieszczęsny zwyczaj, wchodzić w chwilach szczęścia i wesela... ale ja samotności nie znoszę: jakby mnie furye gnały — latam po ulicach, błąkam się; straszny niepokój gna, smaga mnie wściekłym biczem... i wtedy tak przykucnę przy płocie bogatych — tam, gdzie się w oknach świeci, skąd muzyka dolatuje i gwar i śmiech wesoły, i naraz zdaje mi się, że jestem na trzęsawisku bezradny, — ciemno. — Nie wiem, w którą stronę — aż naraz błędny ognik, ot! wybawienie! On pokaże mi drogę, pokaże kierunek... i idę, i idę, i grzęznę coraz głębiej, ale iść muszę... I teraz nie wyrzucajcie mnie — o! bo mnie wyrzucić nie można — patrzcie! ja porządnie ubrany; nie zrobię wstydu — tylko patrzeć na taniec, chłonąć muzykę, oślepiać oczy światłem... o! nie zagłuszy, nie zagłuszy, ale da chwilę zapomnienia — a w domu bogatych jeszcze bezpiecznie, względnie bezpiecznie. Bo jestem jak szczwane zwierzę, ludzie mnie ścigają, osaczyli ze wszystkich stron, sumienie opętało, serce nie chce okłamywać, mózg błędny...

GOŚĆ

Tym razem nie pomyliłeś się — tu ci będzie dobrze. To ludzie, którzy strasznie cierpią, a zagłuszyć się nie umieją...

NIEZNAJOMY

Tak? To wejdę. Kocham ludzi, którzy cierpią — kocham... a — a w domu bogacza względnie bezpiecznie, względnie...

Idzie zwolna do pałacu. SCENA SIÓDMA
Przez chwilę scena próżna. Głośna muzyka. Gość patrzy nieruchomie na pałac. Nagle muzyka cichnie, a po chwili wychodzi Adam chwiejny, podchodzi do gościa. ADAM

Tyś go wpuścił?

GOŚĆ

Sam wszedł.

ADAM

Czemuś go wpuścił? Teraz już nie mogę przekroczyć progu tego domu.

GOŚĆ

Nie.

ADAM

Nie ma ratunku?

GOŚĆ

Nie!

ADAM

I dla niej też nie?

GOŚĆ

Dla kogo?

ADAM

Dla mej żony.

GOŚĆ

Zaraz tu przyjdzie.

ADAM

Gdzie Pola? — szukam jej, szukam — Pola! Pola!

GOŚĆ

Schowała się w najskrytszy kąt twego pałacu. Ona cicha i spokojna — a teraz ma lęk. Bo dziwnych i strasznych masz gości.

ADAM

Straszne!

GOŚĆ

Pamiętaj, com ci mówił. O przypadek tak łatwo. Przypadkiem łódka utonie — noga się górach obślizgnie — tysiące sposobów... po chwili. Zresztą dziwni jesteście. Bierzecie to życie tak strasznie na seryo. Czemu? To trochę szczęścia, ta śmieszna ułuda, która na chwilę pokrywa otchłań życia, by się za chwilę głębsza i straszniejsza odsłoniła... Te chwile upojenia, to omamienie, że żyje się po coś i na coś — że się ma cele w życiu — he he... jacyście wy śmieszni — biedne robaki, piłki w rękach losu i przeznaczenia i wielkich, nieznanych tajemnic — a wam się zdaje, że wy ster prowadzicie... A ja już cię nie opuszczę, bo opuścić cię nie mogę... Patrz, idzie żona twoja... I ją ten nieznajomy z domu wypędził... Teraz na chwilę pozostawię cię twoim rozmyślaniom — w wielkiej godzinie życia zwykle ludzi opuszczam... chwilę zamyślony albo też poczekam — przejdę się po parku... Ludzie w takich chwilach dziwnie tchórzliwi: życie wydaje się im nagle tak dziwnie piękne, takie ponętne... Poczekam... Mnie jeszcze nikt nie zwiódł — nikt jeszcze przedemną nie uciekł...

Odchodzi, spotyka się na drodze z Belą — patrzą chwilę na siebie. SCENA SIÓDMA BELA

Ty straszny! Ty przeklęty!

GOŚĆ

To nie ja — życie straszne i przeklęte!

Ginie w parku. BELA
do Adama

Adam! Adam! Adam! Pola odjechała — teraz już wszystko skończone. Już siły straciłam — nie mogę dłużej tej męki znieść... Obłęd nasze progi przekroczył. Na nic szał, muzyka, upojenie...

ADAM

Więc Pola wyjechała?

BELA

Uciekła z tego domu.

ADAM

Z domu złego sumienia.

BELA

Uciekła, wtedy, gdym, się tańcem zagłuszyć chciała.

ADAM
mocno

Teraz nie ma ratunku.

BELA
zrywa się

Uciekajmy!

ADAM

Dokąd?

BELA

Gdziekolwiekbądź, choćby na koniec świata.

ADAM

Pola powiedziała, że choćbym cały świat zabudował najkosztowniejszymi pałacami, to dla niej miejsca niema...

BELA

Och zapomnimy, zapomnimy — patrz! moje ramiona jak ze stali, — ja cię niemi poniosę, utulę, obejmę tak mocno, że w tej rozkoszy o wszystkiem zapomnimy.

ADAM

Nie, nie! Ten straszny, straszny gość nie da nam spokoju.

BELA

Więc co? co?

ADAM

Co? Wyjedziemy łódką na jezioro — łódka zmorszała — jezioro głębokie...

BELA

Adam!

ADAM

Albo pojedziemy w góry — na wysokie, niebezpieczne szczyty — noga się osunie, ja cię za sobą pociągnę i — i — będziemy wolni.

BELA

Niema innego wyjścia!

ADAM

Niema!

Bela rzuca mu się z głośnym płaczem na szyję. SCENA ÓSMA
Pola wbiega, ogląda się trwożliwie na wszystkie strony. ADAM i BELA
radośnie

Pola! Pola!

POLA

Cicho — cicho...

ADAM

Więc zostaniesz przy nas!

BELA
rzuca się jej na szyję

Zostaniesz teraz — już cię nie puszczę.

POLA
bezładnie

Nie zostanę — zostać nie mogę. Nie mam szczęścia w moim domu, ale mam spokój, a tu u was zaraza — przyczepi się do sukni i zawlokę to do domu męża, wszczepię jad w moje dzieci...

BELA

Zostań! zostań...

POLA

Nie, nie — uciekłam, skryłam się, ale gonili za mną, oni tam straszne rzeczy robią — Słyszysz? niema już muzyki — światła gasną — patrz! widzisz? ciemno w pałacu.

Pałac niknie w ciemności — tylko noc księżycowa. POLA

Przybiegłam, bo was raz jeszcze widzieć musiałam. Och, och! coście wy zrobili? Jaką zbrodnię spełniliście?!

ADAM
twardo

Jaką? Żadnej! Milion ludzi to samo robi i są szczęśliwi...

POLA

I za co ta straszna pokuta?

ADAM

Za co, za co? nagle do Beli: Czemuś mnie nie odkupiła — czemuś mi chwili szczęścia nie dała?

BELA

Boś go mieć nie chciał — nie chciał — chowałeś się przedemną, odtrącałeś, gryzłeś szyderstwem, odpychałeś mnie — a ja, ja rwałam się do ciebie, pragnęłam cię... Tyś tylko chciał się zagłuszać, odurzyć, upoić i coraz bardziej dom nasz gośćmi się zapełniał.

ADAM

Dziwnymi gośćmi... Ha! bo na ścianach były czarne, czychające cienie — czarne zwierzę, co już się rzucić na mnie miało. Bo słyszałem krzyk i płacz, taki straszny rozdzierający płacz: coś jakby płacz dziecka, któremu się wielką, wielką krzywdę wyrządza za to, że było dobre, że kochało — ha, ha... nagle do Poli Idź, idź! To dom złego sumienia. To zaraźliwe.

POLA
chce mu się rzucić na szyję ADAM
odpycha ją

Tu w tym domu zaraza — patrz, jaki straszny dom! — idź!

POLA

Boże — niema ratunku — a ja tak was kochałam a ja myślałam, że wam pomódz mogę...

Odchodzi. ADAM

Zapóźno, Pola, zapóźno...

SCENA DZIEWIĄTA
ADAM i BELA chwilę sami. ADAM
zamyślony

Więc ja pójdę w góry — tam, gdzie się mech pod nogą oślizgnie, gdzie kamień się przypadkiem pod nogą obsunie...

BELA

Lękam się! Ja taka młoda — taka silna jeszcze. — Lękam się.

ADAM

To pójdę sam.

BELA

Nie, nie, nie! Pójdę gdzie chcesz, ale lękam się — takam jeszcze młoda...

ADAM

I ja młody...

BELA

Otoczę cię taką miłością, tak cię utulę — patrz jam silna, ja muszę iść z tobą, ale zostań jeszcze; jeszcze spróbój; nie odpychaj mnie od siebie — rzućmy się w wir życia, będziemy je chłonąć, upajać się nim...

ADAM

Cieni nie zgonisz ze ścian, kreta po ziemią nie poszukasz...

SCENA DZIESIĄTA
GOŚĆ zwolna nadchodzi. BELA

Cóż chcesz? Cóż? Przeklęty! — ty straszny!

GOŚĆ

To tylko życie straszne. To tak niezmiernie śmieszne, że ludzie tak życie kochają: śmierć dobra i cicha... To trochę głupiego szczęścia — to mamidło, ten majak szatański. To upojenie się swoją siłą, celami, to przeświadczenie, że jest się wielkim, że ma się jeszcze tyle do zrobienia: to wszystko głupstwo, to lep, na który życie ludzi bierze. Śmierć, śmierć, to jedyne — pluje się życiu w twarz i mówi się: mnie nie omamisz! I idzie się z wielką powagą i pogardą w śmierć!

ADAM
do Beli

Chodź, chodź — pójdziesz zemną?

BELA

Tak się lękam, tak się lękam!

ADAM
łagodnie do gościa

Kobieta się zawsze lęka błędnie. he, he... Więc pójdę sam... A, trudno... zostań — jeszcze masz życie przed sobą — jesteś jeszcze silna i młoda...

BELA

Adam! Adam!

Stoi jak przykuta do ziemi.

ADAM
idzie, ogląda się za nią, ale nic nie mówi. GOŚĆ

Pójdę z tobą. Będzie ci łatwiej. A już czas, już czas...

Kurtyna.
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na
1 2 3 4
Idź do strony:

Darmowe książki «Goście - Stanisław Przybyszewski (ksiazki do czytania .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz