O religii - Artur Schopenhauer (biblioteka hybrydowa txt) 📖
Zbiór kilku pomniejszych tekstów Schopenhauera na temat religii. W głównym z nich, dialogu pomiędzy krytykiem a obrońcą religii, autor omawia potrzebę istnienia religii i pożyteczną rolę, jaką spełniają, przekazując w formie alegorycznej, dostosowanej do poziomu większości ludzi, zasady etyczne i ważne, metafizyczne prawdy na temat człowieka i świata. Z drugiej strony zauważa, że historycznie pod sztandarami religii tłumiono niezależność myśli, poszukiwań prawdy i dopuszczano się zbrodni i okrucieństw.
Na uwagę zasługuje druga część szkicu Chrześcijaństwo, w której autor żarliwie potępia przedmiotowe, a wskutek tego okrutne traktowanie zwierząt na Zachodzie, porównując je z odmiennym podejściem do zwierząt i do miejsca człowieka w przyrodzie panującym w religiach Indii, hinduizmie i buddyzmie. Przytacza przykłady szokujących eksperymentów na zwierzętach we współczesnej sobie nauce europejskiej, opowiadając się za ograniczeniem takich badań do niezbędnego minimum oraz za humanitarnym zabijaniem zwierząt hodowlanych. W roku 1851, dekadę przed publikacją pracy Darwina i wybuchem sporu o pochodzenie człowieka, podkreśla, że „zwierzę co do swej istoty jest tym samym, czym człowiek”.
- Autor: Artur Schopenhauer
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O religii - Artur Schopenhauer (biblioteka hybrydowa txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Artur Schopenhauer
Gdy byłem studentem w Getyndze, wykładał nam Blumenbach, profesor filozofii, o okropnościach wiwisekcji168 i żywo wykazywał jej nieludzkość i okrucieństwo; mówił, że wiwisekcję powinno by się urządzać nadzwyczaj rzadko i tylko w niezmiernie ważnych i bezpośrednią korzyść przynoszących wypadkach, i to w największej sali, w obecności jak największej ilości adeptów medycyny, aby okrutna ofiara na ołtarzu nauki przyniosła jak największą korzyść. Dziś pierwszy lepszy lekarzyna oddaje się najokrutniejszemu dręczeniu zwierząt dla rozwiązania problemów dawno już rozwiązanych. Nasi lekarze nie posiadają dawnego wykształcenia klasycznego, które nadawało im cechę wyższego człowieczeństwa i poloru. Dziś abiturient zapisuje się jak najprędzej na uniwersytet, aby tam nauczyć się rozmazywania plastrów i zarabiać. Na szczególniejsze napiętnowanie zasługuje niegodziwość barona Ernesta von Bibra z Norymbergi, który z niepojętą naiwnością tamquam rem bene gestam169 opowiada w swym dziele Vergleichenden Untersuchungen über das Gehirn des Menschen und der Wirbeltiere (Mannheim 1854, s. 131 i nast.), że zagłodził dwa króliki dla rozwiązania zupełnie zbytecznej kwestii, czy przez śmierć głodową chemiczne części składowe mózgu ulegają zmianie. Dla dobra ludzkości, nieprawdaż? Czyż ci panowie od lancetu i tygla zupełnie już zapomnieli, że są najpierw ludźmi, a potem dopiero chemikami? Nie pojmuję, w jaki sposób można spokojnie spać, podczas gdy niewinne zwierzęta w ciasnej klatce wyczekują powolnej i straszliwej śmierci głodowej. I to dzieje się w Bawarii, gdzie pod opieką księcia Adalberta zacny i zasłużony radca dworu Perner całym Niemcom świeci przykładem w ochranianiu zwierząt przeciwko okrucieństwu i ciemnocie. Czy w Norymberdze nie ma filii Towarzystwa Ochrony Zwierząt, tak błogie skutki wydającego w Monachium? Czy okrutny czyn barona von Bibry, skoro nie mógł być udaremniony, został ukarany?
Niechaj nie sądzi, kto pragnie zdobyć wiele wiedzy, że jak pan von Bibra przez okrucieństwo zmusi przyrodę do dania mu odpowiedzi na ostateczne pytania. Ku temu istnieje wiele innych, niewinniejszych dróg, bez potrzeby dręczenia zwierząt. Pan von Bibra bada np. szeroko stosunek ciężaru mózgu do reszty ciała, podczas gdy już od czasów badań Sömmeringa170 powszechnie wiadomo, że nie należy badać ciężaru mózgu w stosunku do reszty ciała, lecz tylko do ciężaru systemu nerwowego (por. Blumenbach, Institutiones physiologicae, wyd. 4, 1821, s. 173). Oczywiście należy to do wiadomości elementarnych, które trzeba już posiadać, zanim się przystąpi do badań eksperymentalnych nad mózgiem ludzkim i zwierzęcym. Katować zwierzęta łatwiej jest, aniżeli nauczyć się czegoś. Cóż biedny królik zawinił, że schwytanego skazuje się na powolną śmierć głodową? Do wiwisekcji nikt nie jest uprawniony, kto nie zna jeszcze wszystkiego, co do danej chwili napisano o danym przedmiocie. Francuscy biologowie zainaugurowali dręczenie zwierząt, a niemieccy naśladują ich przykład ze smutną wytrwałością, aby rozstrzygać pytania teoretyczne często bardzo małej wagi. Do czynów, które mnie szczególnie oburzyły, należy i ten: Profesor Ludwig Fick171 z Marburga przytacza w swej książce Über die Ursachen der Knochenformen, że młodym zwierzętom gałki oczne wykłuwał, aby uzyskać potwierdzenie swej hipotezy, że kości wrastają w oczodoły! (patrz „Centralblatt”172 z dnia 24 października 1857.)
Już najwyższy czas, aby Europa zerwała z żydowskim poglądem na świat, przynajmniej co do zwierząt, i aby praistotę, która, jak w nas, tak samo żyje we wszystkich zwierzętach, uznała i uszanowała. Trzeba być bez zmysłów albo odurzonym przez foetor judaicus, aby nie poznać, że zwierzę co do swej istoty jest tym samym, czym człowiek, i że różnica polega jedynie na cechach drugorzędnych, na intelekcie, lecz nie na istocie, stanowiącej wolę. Świat nie jest robotą na zamówienie, a zwierzęta nie są fabrykatem do naszego użytku. Tego rodzaju poglądy powinniśmy pozostawić synagogom i salom wykładowym, które nie różnią się zbyt między sobą. Powyższe roztrząsanie daje nam miarę naszego postępowania względem zwierząt. Fanatykom zaś i mnichom nie radzę sprzeciwiać się na tym punkcie, gdyż w tym wypadku nie tylko prawda, lecz i etyka jest po naszej stronie173.
Największym dobrodziejstwem kolei żelaznych jest to, że milionom koni oszczędza się mąk i katowań.
Jest prawdą niestety, że człowiek, z dawnych siedzib wyparty ku północy, potrzebuje mięsa jako pożywienia (chociaż w Anglii istnieją ludzie spożywający tylko roślinne pokarmy: vegetarians), lecz należy w takim razie śmierć uczynić zwierzętom bezbolesną przez zachloroformowanie i szybkie uderzenie w miejsce śmiertelne, i to nie „z litości”, jak się wyraża Stary Testament, lecz z prostej powinności względem praistoty, która, jak w nas, tak samo żyje w każdym zwierzęciu. Powinno się wszystkie przeznaczone na zabicie zwierzęta chloroformować; byłoby to czynem szlachetnym, przynoszącym zaszczyt ludzkości. Wyższa wiedza Zachodu z wyższą moralnością Wschodu szłyby tu ręka w rękę, gdyż braminizm i buddyzm nie ograniczają swych przepisów do „bliźniego”, lecz biorą „wszystkie żyjące istoty” pod swoją opiekę.
Gdy prosta i nieulegająca wątpliwości prawda, że zwierzęta istotnie są tym samym, czym człowiek, rozejdzie się między ludem, zwierzęta nie będą już zdane na łaskę lub niełaskę zbydlęconego parobka i pierwszemu lepszemu lekarzynie nie będzie wolno swej ignorancji doświadczać na zwierzętach w najokrutniejszy sposób. Należy jednak gwoli prawdy dodać, że dziś przeważnie zwierzęta bywają chloroformowane, przez co oszczędza się im męki podczas operacji, a po niej szybka śmierć może je wybawić. Jednakowoż przy częstych dzisiejszych operacjach mających na celu zbadanie systemu nerwowego i jego pobudliwości ten paliatyw174 okazuje się nieodpowiedni, gdyż uchyla to, co ma być przedmiotem obserwacji. Niestety, dziś do tak częstych wiwisekcji używa się zwierzęcia etycznie stojącego najwyżej: psa175, którego wysoko rozwinięty jego system nerwowy czyni nadzwyczaj czułym na ból.
Jak politeizm jest personifikacją pojedynczych części i sił przyrody, tak monoteizm jest personifikacją całej przyrody na raz.
Gdy staram się wyobrazić sobie, że stoję przed istotą indywidualną i mówię do niej: „Mój Stwórco, niegdyś byłem niczym, ty jednak powołałeś mnie do bytu, tak że jestem i jestem sobą”, i dalej: „dziękuję ci za to dobrodziejstwo”, i w końcu: „jeżeli pójdę na potępienie, to stanie się to z mojej winy” — to muszę wyznać, że wskutek studiów filozoficznych i nad literaturą indyjską głowa moja stała się niezdolna, aby to zrozumieć. Stanowi to zresztą pendant176 do tego, co Kant przytacza w Krytyce czystego rozumu (w rozdziale o niemożliwości dowodu kosmologicznego): „Niepodobna ustrzec się i niepodobna także znieść myśli, aby istota, którą sobie wyobrażamy jako najdoskonalszą z wszystkich możliwych, mówiła do siebie: »Jestem nieogarnięty czasem, prócz mnie nie istnieje nic, jak tylko to, co istnieje wskutek mej woli; a ja sam skąd pochodzę?«”. Nawiasem mówiąc, to ostatnie pytanie, tak jak cały powyższy ustęp, nie wstrzymało profesorów filozofii od tego, aby bezustannie jako tematem głównym swych wykładów zajmowali się Absolutem, to znaczy, potocznie mówiąc, tym, co nie ma przyczyny. Jest to przedmiot w sam raz dla nich. W ogóle ludzi tych nie można nawrócić, a brak mi słów dość skutecznych do zachęcenia ludzi, aby nie tracili czasu nad ich pismami i wykładami.
Obojętne jest, czy sobie bałwana ktoś zrobi z drzewa, z kamienia czy metalu, czy też złoży go z pojęć oderwanych; zawsze będzie to bałwochwalstwem — zwracać się do Istoty osobowej, której składa się ofiary, do której wznosi się modły i której się dziękuje. W gruncie rzeczy nie ma wielkiej różnicy, czy ktoś czyni ofiarę ze swych owiec, czy ze swych myśli. Każdy obrządek czy modlitwa świadczą niezbicie o bałwochwalstwie. Dlatego to wszystkie mistyczne sekty wszelkich religii zgadzają się w tym, że znoszą wszelki obrządek dla swoich wyznawców.
Podstawę religii żydowskiej tworzą realizm i optymizm. Systemy te, blisko spokrewnione z sobą, są warunkiem właściwego teizmu, gdyż teizm czyni świat materialny absolutnie rzeczywistym, obiektywnym, a życie uważa za przyjemny dar boski. Podstawą braminizmu i buddyzmu jest, przeciwnie, idealizm i pesymizm, gdyż te religie przyznają światu jedynie istnienie subiektywne, istnienie sennego marzenia, a życie uważają za skutek naszej winy. W nauce Zendawesty177, z której, jak wiadomo, pochodzi religia żydowska, jest Aryman uosobieniem elementu pesymistycznego. W religii żydowskiej posiada ten ostatni znaczenie podrzędne, jako Szatan, który jednak, tak samo, jak Aryman, jest ojcem żmij, skorpionów i wszelkiego robactwa. Religia żydowska posługuje się nim jako poprawką do zasadniczego błędu swego systemu, tj. do Upadku, który wnosi w religię element pesymistyczny, potrzebny do stwierdzenia prawdy aż nazbyt oczywistej, i stanowi jej najlepszą myśl podstawową, chociaż umieszcza już w bycie to, co powinno być przedstawione przed nim i jako przyczyna bytu materialnego.
Niezbity dowód, że Jehowa nie jest niczym innym, tylko Ormuzdem, daje nam Pierwsza Księga Ezdrasza178 w Septuagincie179 (ό ἱερεύς A, 6:24), w miejscu, które Luter opuścił: „Król Cyrus kazał wybudować świątynię Pańską w Jerozolimie, gdzie przynosi się Panu ofiarę nieustającego ognia”180. Również i Druga Księga Machabejska, rozdział 1 i 2 (a także 13:8), dowodzi, że religia żydowska była pierwotnie religią Persów, gdyż czytamy tam, że uprowadzeni do niewoli babilońskiej Żydzi przed opuszczeniem ojczyzny ukryli święty ogień w osuszonej cysternie, gdzie jednak zalała go woda; później cudem znów sam się wzniecił ku wielkiemu zbudowaniu króla perskiego. Wstręt do wyobrażania bóstwa w posągach lub obrazach był właściwy zarówno Persom, jak i Żydom. (Także Spiegel181 w Über die Zendreligion dowodzi ścisłego pokrewieństwa pomiędzy religią Zend182 i żydowską, twierdzi jednak, że pierwsza pochodzi od żydowskiej). Jak Jehowa Ormuzda, tak Szatan jest transformacją Arymana. Szatan znaczy „przeciwnik, wróg” (Luter kładzie „przeciwnik”, Widersacher, gdzie w Septuagincie czytamy „szatan”, np. 1 Krl 11:23). Zdaje się, że kult Jehowy powstał za Jozjasza, którego wspierał Chilkiasz; powstał, to znaczy: został przyjęty od Persów, a po powrocie z niewoli babilońskiej przez Ezdrasza został ujęty w system. Albowiem aż do Jozjasza i Chilkiasza panował w Judei kult przyrody, sabeizm183, kult Belusa (Baala184), Astarte185 i innych, także za czasów Salomona (por. Księgi Królów, rozdziały o Jozjaszu i Chilkiaszu186). Nawiasem dodam jako potwierdzenie mojej hipotezy, że według Starego Testamentu i innych źródeł cherubiny są to istoty o głowach byków, na których Jehowa jeździ (Ps 99, 1. W Septuagincie II Krl 6, 2 i 22, 11; IV Krl 9, 15187: ὁ καθήμενος ἐπί τῶν Χερουβείμ). Tego rodzaju potwory mityczne, pół byka, pół człowieka, albo także pół lwa, nadzwyczaj podobne do opisu Ezechiela w rozdziale 1 i 10, znajdujemy na rzeźbach w Persepolis188, szczególnie zaś wśród rzeźb asyryjskich znalezionych w Mosulu i w Nimrud189; w Wiedniu znajduje się rzeźbiony kamień, który przedstawia Ormuzda, jadącego na cherubinie o głowie byka, bliższe szczegóły w „Wiener Jahrbucher der Literatur”, wrzesień 1833, recenzja o podróżach w Persji. Szczegółowo przedstawia ową filiację190 religii J. G. Rhode w Die heilige Sage des Zendvolks. Wszystkie powyższe prace rzucają światło na drzewo genealogiczne Jehowy.
Nowy Testament musi być pochodzenia indyjskiego; świadczy o tym jego na wskroś indyjska etyka, umieszczająca doskonałość w ascezie, jego pesymizm i jego awatar. Lecz przez to właśnie znajduje się w sprzeczności ze Starym Testamentem i tylko historia Upadku mogła być ogniwem łączącym te dwa biegunowo odmienne światy. Gdy nauka indyjska dostała się na grunt Ziemi Obiecanej, powstało dla niej zadanie, aby naukę o znieprawieniu i niedoli ludzi, o potrzebie wybawienia ich przez awatar191, o doskonaleniu się przez abnegację i pokutę — połączyć z żydowskim monoteizmem i optymizmem (πάντα καλά λίαν192). I połączenie powiodło się, o ile było możliwe zlanie w jedno dwóch tak zupełnie przeciwnych światów pojęć.
Jak bluszcz potrzebujący podpory opasuje sobą grubo ociosany pal, tuląc się do jego szorstkiej, niekształtnej powierzchni i przydając mu życia i wdzięku, tak nauka Chrystusowa, wyrosła z indyjskiej mądrości, opasała sobą grubo ciosany pal nauki żydowskiej, a co z jego pierwotnej postaci jeszcze przebija, wydaje nam się czymś zupełnie innym.
Stwórca indywidualny, zupełnie odrębny od świata, który stworzył z niczego, jest w chrześcijaństwie identyczny ze Zbawicielem, a przez niego z ludzkością, gdyż Zbawiciel jest reprezentantem ludzkości, która w nim została odkupiona, tak jak w Adamie upadła i została pogrążona w grzechu, cierpieniu i śmierci. To bowiem jest udziałem ludzkości według Nowego Testamentu i według buddyzmu; świat nie przedstawia się już w świetle optymizmu żydowskiego, dla którego „wszystko bardzo dobre” (πάντα καλά λίαν). Teraz szatan jest „panem świata” — ὁ ἄρχων τοῦ κόσμου τούτου (J 12, 31). Świat przestaje być celem, a staje się środkiem: królestwo szczęścia leży po tamtej stronie grobu. Duszą chrześcijaństwa jest pogarda świata i jego uciech, abnegacja i dążenie myślą i nadzieją ku lepszemu. Drogę do lepszego świata stanowi odkupienie od złego, tj. od świata i jego spraw. W etyce chrześcijaństwo nie głosi zemsty, lecz miłość nieprzyjaciół; zamiast obietnicy niezliczonego potomstwa daje obietnicę żywota wiecznego; mściwy bóg nie ściga zbrodni aż do czwartego pokolenia, lecz zsyła ducha swego, który wszystko przenika.
Widzimy tedy, że przez nauki Nowego Testamentu Stary Testament zostaje sprostowany i wydoskonalony, przez co przychodzi do skutku dziwna zgodność ze starymi religiami indyjskimi. Wszystko, co jest prawdziwego w chrześcijaństwie, znajduje się także w buddyzmie i braminizmie. Lecz próżno byśmy szukali w naukach indyjskich żydowskiego
Uwagi (0)