O religii - Artur Schopenhauer (biblioteka hybrydowa txt) 📖
Zbiór kilku pomniejszych tekstów Schopenhauera na temat religii. W głównym z nich, dialogu pomiędzy krytykiem a obrońcą religii, autor omawia potrzebę istnienia religii i pożyteczną rolę, jaką spełniają, przekazując w formie alegorycznej, dostosowanej do poziomu większości ludzi, zasady etyczne i ważne, metafizyczne prawdy na temat człowieka i świata. Z drugiej strony zauważa, że historycznie pod sztandarami religii tłumiono niezależność myśli, poszukiwań prawdy i dopuszczano się zbrodni i okrucieństw.
Na uwagę zasługuje druga część szkicu Chrześcijaństwo, w której autor żarliwie potępia przedmiotowe, a wskutek tego okrutne traktowanie zwierząt na Zachodzie, porównując je z odmiennym podejściem do zwierząt i do miejsca człowieka w przyrodzie panującym w religiach Indii, hinduizmie i buddyzmie. Przytacza przykłady szokujących eksperymentów na zwierzętach we współczesnej sobie nauce europejskiej, opowiadając się za ograniczeniem takich badań do niezbędnego minimum oraz za humanitarnym zabijaniem zwierząt hodowlanych. W roku 1851, dekadę przed publikacją pracy Darwina i wybuchem sporu o pochodzenie człowieka, podkreśla, że „zwierzę co do swej istoty jest tym samym, czym człowiek”.
- Autor: Artur Schopenhauer
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O religii - Artur Schopenhauer (biblioteka hybrydowa txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Artur Schopenhauer
Augustyn, umysł ścisły i systematyczny aż do pedanterii, przez swoje surowe dogmatyzowanie chrześcijaństwa, przez ścisłe formułowanie nauk w Biblii, zaledwie wskazanych i niejasno przeczutych, nadał tym ostatnim tak ostre kontury, a chrześcijaństwu tak odrażającą surowość, że wzbudza w nas dreszcz przestrachu i jak niegdyś pelagianizm, tak i dziś racjonalizm zwraca się przeciwko niemu. Na przykład w De civitate Dei, XII, 21 rozumowanie Augustyna jest następujące: Bóg stwarza człowieka z niczego, wydaje mu zakazy i rozkazy, a gdy ich człowiek nie słucha, nęka go przez całą wieczność najbardziej wyszukanymi mękami, w którym to celu połączył ciało i duszę w nierozerwalną jedność (De civitate Dei, XIII, 2; 11 przy końcu i 24 przy końcu), aby człowiek żył i cierpiał wiecznie. Biedny skazaniec, stworzony z niczego i pozbawiony wszelkiego prawa do swej pierwotnej należnej mu nicości! Nie mogę z nim nie sympatyzować. Gdy jeszcze weźmiemy pod uwagę, że, jak Augustyn uczy gdzie indziej, wszystko to nie zawisło od czynów człowieka, lecz już naprzód było postanowione wskutek predestynacji — wszelka myśl nasza ustaje. Wprawdzie mówią nam nasi wysoce wykształceni racjonaliści: „To wszystko jest fałszem i próżnym strachem; człowiek ciągle postępuje naprzód z niższego stopnia na wyższy do coraz większej doskonałości”. Szkoda jednak, żeśmy wcześniej nie zaczęli, bo bylibyśmy już na miejscu. Nasze zakłopotanie wzrośnie, gdy naraz usłyszymy głos jednego z najgorszych, bo żywcem spalonych kacerzy, Savonaroli: Si nollet Deus pessimas ac nefarias in orbe vigere actiones, procul dubio a uno nutu extra mundi limites omnia flagitia profligaret exterminaretque; quis enim nostrum divinae potest resistere voluntati? Quomodo invito Deo patrantur scelera, si in actu quoque peccandi scelestis vires subministrat? Ad haec, si contra Dei voluntatem homo labitur, Deus erit inferior homine, qui ei adversatur et praevalet. Hinc deducunt, Deus ita desiderat hunc mundum qualis est, si meliorem vellet, meliorem haberet149 (Amphitheatrum mundi a Vanino, s. 104). Poprzednio na str. 103 mówi: Si Deus vult peccata, igitur facit; si non vult, tamen committuntur; erit ergo dicendus improvidus, vel impotens, vel crudelis, cum voti sui compos fieri aut nesciat, aut nequeat, aut negligat150. Tu rozumiemy także jasno, dlaczego Kościół stoi tak twardo przy dogmacie wolnej woli, chociaż od Hobbesa151 aż do mnie wszyscy poważni i szczerzy myśliciele porzucili go jako absurd, jak to można widzieć w mej nagrodzonej pracy o wolności woli152. Łatwiej było Savonarolę spalić, aniżeli zbić jego zarzuty, dlatego po wyrwaniu mu języka chwycono się pierwszego środka. Zbić zarzuty Savonaroli i dziś jeszcze każdemu otwarta droga; niechaj, komu to na sercu leży, próbuje swoich sił, lecz nie czczym młóceniem słów, ale poważnie i naukowo.
Zdanie Augustyna, samo w sobie słuszne i prawdziwe, o niezmiernie wielkiej liczbie grzeszników i niezmiernie małej sprawiedliwych, znajduje się także w braminizmie i buddyzmie, lecz tam bynajmniej nie razi; pierwszy przyznaje ostateczne wybawienie (final emancipation), a drugi nirwanę153 (jedno i drugie jest równoznaczne z naszym zbawieniem wiecznym) — także bardzo małej liczbie wybranych, którzy jednakowoż dostępują zbawienia nie z racji przywileju, lecz z racji zasług w poprzednim życiu i pod warunkiem, że z raz obranej drogi nie zejdą. Inni zaś nie są strącani do wiecznego ognia, lecz umieszczani w różnych światach, stosownie do ich czynów. Gdyby ktoś wyznawców rzeczonych religii zapytał, co dzieje się obecnie z wszystkimi tymi, którzy nie dostąpili zbawienia, otrzymałby odpowiedź: „Spojrzyj naokoło siebie; oto oni, oto ich świat: sansara, czyli świat żądz, urodzin, cierpienia, starzenia się i śmierci”. Jeżeli dogmat Augustyna o małej liczbie wybranych i wielkiej liczbie grzeszników pojmiemy w znaczeniu alegorycznym, aby objaśnić go w duchu naszej filozofii, to będzie on zgadzał się z prawdą, że niewielu tylko dochodzi do zaprzeczenia woli życia i przez to do wybawienia (jak u buddystów do nirwany). Wieczne potępienie zaś, o którym mówi dogmat, jest hipostazą154 naszego świata: ma on dosyć w sobie goryczy, jest czyśćcem, piekłem i nie brak w nim szatanów. Spojrzyj dokoła, jak człowiek na człowieka nastaje, z jak wyrafinowaną chytrością nęka drugich, i zapytaj siebie samego, czy Szatan potrafiłby to samo lepiej. Pobyt w nim nie ma końca dla tych, którzy nie nawróciwszy się, trwają przy afirmacji woli życia.
Gdyby mnie tubylec z głębokiej Azji zapytał, co to jest Europa, odpowiedziałbym mu: Jest to część świata, której mieszkańcy są opętani nieprawdopodobną i szaloną myślą, że urodzenie człowieka jest jego absolutnym początkiem i że powstał z niczego.
W gruncie rzeczy i abstrahując od mitologii, sansara i nirwana Buddy155 jest identyczna z grodami (civitates) Augustyna, które tworzą świat, civitas terrena i caelestis (por. De civitate Dei, XIV, 14 i ostatni rozdz.; XV, 1 i 25; XVIII przy końcu; XXI, 1).
Diabeł jest w chrześcijaństwie osobą konieczną, jako figura kontrastowa do wszechdobroci, wszechmądrości i wszechmocy boskiej, przy której wprost nie można zrozumieć, skąd się bierze na świecie zło; diabeł dopiero bierze je na swój rachunek. Dlatego też odkąd racjonaliści go skasowali, szkoda, jaka stąd wynikła dla obu stron, daje się coraz bardziej odczuwać, jak to było do przewidzenia i jak to zresztą kler i sfery prawowierne przewidziały. Nie można jednego filaru usunąć bez narażenia na runięcie całej budowli. Tu wychodzi także na jaw, że Jehowa jest odmianą Ormuzda156, a Szatan jest jego nieodłącznym towarzyszem, Arymanem157; Ormuzd sam zaś jest odmianą Indry158.
Chrześcijaństwo ma tę złą stronę, że nie jest jak inne religie czystą nauką, lecz jest głównie i istotnie opowieścią, szeregiem zdarzeń, kompleksem faktów, czynów i cierpień jednostek, a ta opowieść tworzy dogmat, wiara w który prowadzi do zbawienia. Inne religie, np. buddyzm, posiadają wprawdzie historyczny dodatek, biografię twórcy, lecz nie tworzy ona dogmatu, tylko równoległy przyczynek. Można np. Lalitavistarę159 przyrównać do ewangelii, o ile ona zawiera żywot Siakjamuniego, Buddy obecnej epoki; jest to jednak rzecz zupełnie różna od dogmatu, czyli od buddyzmu czystego, już dlatego, że biografie Buddy, jego stanów (odmian) przeszłych i przyszłych różnią się i będą się różniły między sobą. Dogmat tu nie zrósł się z biografią i nie polega na indywidualnych faktach i jednostkach, lecz jest zawsze jednakowy i ogólny, ważny po wsze czasy. Dlatego Lalitavistara nie jest ewangelią w znaczeniu chrześcijańskim, nie jest radosną wieścią o fakcie odkupienia, lecz tylko biografią tego, który głosił przepisy i nauki, w jaki sposób każdy sam siebie może zbawić. Historyczność chrześcijaństwa jest powodem, że Chińczycy szydzą z misjonarzy chrześcijańskich jako opowiadających baśnie.
Innym zasadniczym błędem chrześcijaństwa, niedającym się absolutnie niczym usprawiedliwić i po dziś dzień szkodliwym w skutkach, jest przeciwne przyrodzonemu porządkowi oderwanie człowieka od świata zwierzęcego, do którego człowiek istotnie należy. Braminizm i buddyzm zupełnie racjonalnie uznają oczywiste pokrewieństwo człowieka z całą przyrodą, w pierwszym rzędzie ze światem zwierzęcym, i przedstawiają go zawsze, przez metempsychozę i inaczej, w ścisłym związku z tymże światem. Wysokie znaczenie, jakie mają zwierzęta w buddyzmie i braminizmie, jest dowodem doskonałości rzeczonych religii, na wielką niekorzyść religii żydowsko-chrześcijańskiej. W celu zakrycia tego braku chwycono się nikczemnego, w mojej etyce już napiętnowanego środka, aby te czynności, które zwierzę posiada wspólnie z człowiekiem i które świadczą o tożsamości naszej z naturą zwierzęcą, oznaczać innymi nazwami, jak np. przyjmowanie pokarmów, ciąża, urodzenie, śmierć, ciało itd. Jest to środek rzeczywiście nikczemny. Błąd zaś, o którym mowa, jest skutkiem stworzenia z niczego, według Genesis160 1 i 9, gdzie stwórca wszystkie zwierzęta oddaje człowiekowi jako rzeczy martwe i bez zalecenia dobrego obchodzenia się, czego nawet przy sprzedaży psa nie zaniedbuje się; tam oddano człowiekowi zwierzęta, aby panował nad nimi, to jest czynił z nimi, co mu się podoba; w drugim rozdziale zrobił nawet Bóg pierwszego człowieka profesorem zoologii, rozkazując mu nadać zwierzętom nazwy, co znowu jest symbolem zupełnej ich zawisłości od człowieka i pozbawienia ich wszelkich praw.
O święta Gango161! Matko naszego rodzaju! Podobne rzeczy działają na mnie, jak foetor judaicus162. Błogie skutki takich nauk odczuwamy po dziś dzień, gdyż weszły one do chrześcijaństwa, o którym powinno by się raz przestać mówić, że posiada najwznioślejszą etykę. Jego etyka jest wielce niedoskonała przez to, że ogranicza swoje przepisy tylko do człowieka i pozbawia zwierzę wszelkich praw. Z tego powodu policja musi zastępować religię w ochranianiu zwierząt przed barbarzyńskim i brutalnym tłumem, a ponieważ to nie wystarcza, tworzą się dziś w Europie i Ameryce towarzystwa ochrony zwierząt, które w całej nieokrzesanej Azji są rzeczą najzbyteczniejszą w świecie, bo religia dostatecznie chroni zwierzęta i czyni je nawet przedmiotem dobroczynności, na co mamy dowód np. w wielkim szpitalu zwierzęcym z Suracie163, gdzie wprawdzie także chrześcijanie, mahometanie i żydzi mogą posyłać swoje chore zwierzęta, lecz po odbytej kuracji bardzo słusznie nie otrzymują ich na powrót. Wyznawcy bramanizmu i buddyści po każdym dobrym wyniku jakiegoś przedsięwzięcia lub pomyślnym zakończeniu jakiejś sprawy nie wyją Te Deum164, lecz idą na targ i nakupiwszy ptaków, przed bramami miasta puszczają je na wolność, jak to można obserwować już w Astrachaniu165, gdzie schodzą się wyznawcy wszelkich religii. Spojrzyjmy natomiast na nasz chrześcijański tłum, z jaką o pomstę do nieba wołającą niegodziwością obchodzi się ze zwierzętami, które zupełnie bez celu dręczy lub zabija jedynie dla przyjemności zabijania; dla dogodzenia własnemu podniebieniu męczy je i poddaje najwyszukańszym torturom, a konie swoje na starość zmusza do najcięższej pracy, aby każdą cząstkę ich siły jak najdokładniej wyzyskać. Zaiste można by twierdzić: ludzie są szatanami świata, a zwierzęta duszami dręczonymi. To są skutki instalacji pierwszych ludzi w raju. Na tłum można wywrzeć wpływ tylko przez użycie siły lub przez religię, a w tym wypadku chrześcijaństwa haniebnie nie dopisuje. Słyszałem od osoby wiarogodnej, że pewien pastor, proszony, aby wygłosił kazanie przeciw dręczeniu zwierząt, odpowiedział, że mimo najlepszej chęci, nie potrafiłby tego uczynić, gdyż nie znajduje w Piśmie Świętym żadnego punktu oparcia. Pastor ten był uczciwy i szczery. Ogłoszenie monachijskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt z dnia 27 listopada 1852 stara się w najlepszej wierze swoje wywody poprzeć cytatami z Biblii i przytacza: Przysłowia 12, 10; Syrach 7, 24; Psalmy 149, 9; 104, 14; Hiob 39, 41; Mateusz 10, 29. Lecz jest to tylko pia fraus166, obliczona na to, że nikt nie zada sobie trudu sprawdzenia odnośnych cytatów. Tylko ustęp cytowany na pierwszym miejscu, ogólnie znany, wypowiada myśl słabą wprawdzie, lecz dotyczącą naszego przedmiotu; inne mówią wprawdzie o zwierzętach, lecz nie o ich ochronie. A co czytamy w Księdze Przysłów? „Sprawiedliwy lituje się nad swym bydlęciem”. — „Lituje się!”, co za wyrażenie! Litujemy się nad grzesznikiem, zbrodniarzem, lecz nie nad niewinnym, wiernym bydlęciem, które często jest żywicielem swego właściciela i które niczego za to nie ma prócz obroku. „Lituje się!” Nie politowanie, lecz sprawiedliwość winniśmy zwierzęciu — i zaiste winniśmy tylko, lecz nie oddajemy mu jej w Europie, części świata tak przenikniętej przez foetor judaicus, że oczywista i prosta prawda: „zwierzę jest co do istoty swej tym samym, co człowiek”, jest zdrożnym paradoksem167.
Ochrona zwierząt zatem przypada w udziale utworzonym w tym celu towarzystwom i policji, które to czynniki jednak niewiele zdołają zdziałać w walce z ciemnotą i barbarzyństwem tłumu, chodzi tu bowiem o istoty, które nie mogą się żalić, a na sto wypadków katowania zaledwie jeden zostaje spostrzeżony i zwykle zbyt łagodnie — ukarany. W Anglii niedawno proponowano karę kija, którą uważam za jedynie odpowiednią. Czegóż jednak można spodziewać się po tłumie, skoro istnieją profesorzy i zoologowie, którzy, zamiast uznać otwarcie znaną im dokładnie tożsamość istoty ludzkiej i zwierzęcej, w swej tępocie i bigoterii gwałtownie napadają i szkalują kolegów uczciwych i rozumnych, którzy otwarcie i szczerze umieszczają człowieka w należnym mu miejscu. Zaprawdę oburzające jest, gdy pobożny i przesadnie prawowierny Jung-Stilling w swym dziele Scenen aus dem Geisterreich (t. II, n. 1. s. 15) przytacza następujące porównanie: „Nagle szkielet skurczył się we wstrętną, drobną postać, jak duży pająk, gdy go umieścimy w ognisku silnej soczewki, a krew syczy i kipi w ogniu”. Taki haniebny postępek ten mąż pobożny spełnił albo był jego świadkiem — co w tym wypadku na jedno wychodzi — i uważa to za rzecz tak niewinną, że opowiada nam to z miną najniewinniejszą w świecie! Oto skutki czytania pierwszych rozdziałów Genesis i w ogóle całej nauki żydowskiej. Hindusi i buddyści mają swoje mahawakja (wielkie słowo): „Tat twam asi” (takim i ty jesteś), które wypowiada się nad każdym zwierzęciem dla uprzytomnienia sobie identyczności natury ludzkiej ze zwierzęcą. Pozostawcie
Uwagi (0)