Schopenhauer, Hamlet, Mefistofeles - Friedrich Paulsen (biblioteka online txt) 📖
Podtytuł książki brzmi Trzy rozprawy z historii naturalnej pesymizmu. Autor mówi w niej o trzech postaciach - filozofie Schopenhauerze, tytułowym bohaterze Hamleta oraz Mefistofelesie z Fausta J.W. Goethego.
W filozofii Schopenhauera autor dopatruje się odbicia jego trudnego charakteru. W postaci Hamleta dopatruje się niezwykłej zdolności dostrzegania, identyfikowania i krytykowania zła, połączonej z absolutnym brakiem woli pozwalającej na walkę z dostrzeżonym złem. Postać Mefistofelesa interpretuje zgodnie z doktryną, wedle której „zło jest brakiem dobra”. Widzi w niej również reprezentację tych cech charakteru J. W. Goethego, których autor Fausta nie pochwalał.
Porównanie tych trzech postaci Paulsen uzasadnia stwierdzeniem, iż „Wspólnym jest wreszcie tym wszystkim trzem brak miłości, tej oszczędzającej, opiekuńczej, litościwej miłości, będącej duszą chrześcijaństwa, owej miłości, która ma świadomość zła, ale spogląda na dobro, która nawet w upadku ludzką widzi duszę i jej szuka”.
- Autor: Friedrich Paulsen
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Schopenhauer, Hamlet, Mefistofeles - Friedrich Paulsen (biblioteka online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Friedrich Paulsen
Spróbuję teraz pojęcie to charakteru Hamleta szczegółowo uzasadnić.
W środku sztuki znajduje się zewnętrznie i we wnętrznie scena widowiskowa, w niej leży perypetia: pierwsza połowa prowadzi do niej, druga połowa z niej wychodzi. Jest ona również tą częścią akcji, której w źródle swoim Szekspir nie znalazł, jest ona własnym dodatkiem poety, wynalazł ją dlatego, aby w niej bohater w najjaśniejszym stanął świetle. Jakżeż on tam wygląda? Jako człowiek, który jest wirtuozem w sztuce wydobywania na światło rzeczy ukrytych, zupełnie jednak niezdolny do spełnienia czynu.
Przedstawienie zaczyna się pantomimą, wynalezioną przez Hamleta. Podaję tekst w całości:
Wchodzi król i królowa, czuląc się wzajemnie; królowa ściska króla, a ten ją; królowa klęka przed nim, czyniąc ruch, jak gdyby przysięgała. Król ją podnosi i głowę swą kładzie jej na piersi, siada na darni i zasypia. Ona go puszcza, widząc, że usnął. Wkrótce potem zjawia się jakiś łotr, zdejmuje mu koronę z głowy, całuje królową, nalewa trucizny do uszu króla i odchodzi. Królowa wraca, a przekonawszy się, że król nie żyje, namiętnie gestykuluje. Truciciel zjawia się, z dwoma lub trzema niemymi i udaje, jak gdyby z nią narzekał. Wynoszą trupa. Truciciel stara się za pomocą podarunków o rękę królowej; królowa udaje z początku niechętną, później jednak miłość jego przyjmuje.
To jest widowisko, wynalezione przez Hamleta, widowisko małe, służące mu do wytłumaczenia widowiska wielkiego, które przedstawiają właśnie w Danii, a które przedstawiane będzie po wszystkie czasy. Treścią jego: skrytobójstwo, kradzież, cudzołóstwo, kłamstwo i obłuda. Bodźcami, poruszającymi figury na tej scenie, są: ambicja, żądza władzy, chciwość, rozpusta u mężczyzn i rozpusta, chciwość, żądza władzy u kobiet.
Po skończeniu pantomimy pyta się Ofelia:
Cóż to ma znaczyć, mój książę?
HAMLETBigos hultajski; oznacza nieszczęście.
OFELIAZapewne widowisko to zawiera w sobie treść sztuki?
Dowiesz się od tego hultaja. Aktorzy nie umieją niczego utrzymać w tajemnicy, wypaplą wszystko.
OFELIACzyż on nam odkryje, co widowisko to oznacza?
HAMLETA juści! Lub też widowisko, które wy byście mogli mu odkryć. Nie wstydźcie się tylko odkryć mu widowiska, to i on nie będzie się wstydził odkryć wam, co ono oznacza.
A więc życie jest tą niemą grą; widowisko Hamleta tłumaczy to naprzód pantomimicznie, a potem i słowami. Celem rzeczy — powiada na początku swej wkładki — „jak dawniej, tak i teraz było i jest służyć niejako za zwierciadło naturze, pokazywać cnocie własne jej oblicze, złości żywy jej obraz, a ciału i duchowi wieku postać ich i piętno”.
A jaki miał zamiar twórca Hamleta, przedstawiając nam go w roli poety i reżysera? Chyba ten, aby Hamleta pokazać nam w zwierciedle. Jak człowiek taki, jak Hamlet, widzi ludzi i życie, jakie zajmuje stanowisko wobec zadań życiowych, jak to wpływa na jego postępki i jego losy, wszystko to pokazuje nam poeta w swej tragedii hamletowskiej. Nie zapominajmy o jednym: Szekspir nie jest Hamletem, tylko twórcą Hamleta.
Zanim się tym zajmiemy bliżej, przyjrzyjmy się nasamprzód publiczności, dla której Hamlet stworzył swoje widowisko i przed którą grać je każe. Niewątpliwie nigdy nie było towarzystwa podatniejszego dla tego rodzaju widowiska, nie było towarzystwa, które by dla sztuki odkrywania zła i łotrostwa wdzięczniejsze przedstawiało pole.
Znajdujemy się na dworze królewskim, na królewskim dworze Danii. Zgromadziło się tutaj najlepsze towarzystwo kraju, nadzwyczaj godne, nadzwyczaj moralne, nadzwyczaj patriotyczne. Król i królowa to wzór zgodnej i czułej pary małżeńskiej. Czułą też otaczają opieką swego syna i pasierba; przemówienia ojczyma i matki pełne są miłości i troski o jego dobro. Niemniej i stosunek ich do otoczenia jest jak najlepszy i najgodniejszy; jeżeli dworacy służą królowi z przyjaznym szacunkiem, to król ma dla nich, jak dla przyjaciół, pełno serdeczności. Jest jeszcze ktoś inny, z którym bliższe wiążą ich stosunki: zmarły małżonek i brat. Wspominają go z wierną miłością w sercu; o tyle tylko poszli za głosem rozsądku, że myśląc o nim z „rozumną żałobą”, nie całkiem zapominają o teraźniejszości i jej wymaganiach.
A teraz przyjrzyjmy się tym samym osobom z wewnątrz! Nieżyjącego króla oni zabili; wspomnienie tej chwili budzi grozę w ich sercu. Jakkolwiek królowa nie brała bezpośredniego udziału w mordzie, to przecież dodawała otuchy złym chuciom mordercy. Na syna zmarłego, na jej syna patrzą oboje z lękliwą podejrzliwością: co on zamierza? Co oznacza jego dziwne, tajemnicze zachowanie? Niechby sobie poszedł, gdzie słońce i miesiąc nie świecą — oto najgorętsze życzenie przynajmniej króla. Ale równocześnie potrzebują go; dopóki żyje, musi przebywać na ich dworze; nie może wracać do Witembergi; jego nieobecność tłumaczono by sobie jako nieme oskarżenie, jako cichy protest przeciw nowemu związkowi. Tak i tak rozmaite chodzą szepty; prosty lud nie dowierza, jak to się okazuje potem przy powstaniu Laertesa; Hamlet musi pozostać; jeżeli syn żyje na dworze świeżej pary, to któż rzuciłby kamieniem na wczesne wesele? Któż by następcę powoływał do odpowiedzialności, jeżeli prawowite dziecko rachunku nie żąda?
Tak samo i stosunek pomiędzy parą królewską a dworakami, który dla patrzących nań z zewnątrz wydaje się tak przyjaznym i serdecznym, jest w rzeczywistości tylko stosunkiem wzajemnego wyzysku. Dworacy służą dla zdobycia łaski i pieniędzy; pochlebiają każdemu, kto płaci. Ci sami ludzie, którzy przedrzeźniali księcia Klaudiusza, prawdopodobnie nie będącego w łaskach u starego króla, kupują teraz jego miniatury po 20, 40, 50, a nawet 100 dukatów (II. 2). Co myślą o nim w duszy, z tym się wprawdzie nie zdradzają; naturalnie jeden drugiemu nie dowierza, to też ulżyć sercu nie można. Stary Poloniusz wykłada synowi tajemnicę zachowywania się na dworze:
Jak się zaś przedstawia stosunek króla do dworzan wewnętrznie, widzimy to z zachowania się jego na wieść o zabójstwie Poloniusza, najstarszego z doradców, z którym korona Danii tak blisko była spojona, jak głowa z sercem (I. 2; IV. 5). Pierwsza jego myśl jest ta: tak by się stało z nami, gdybyśmy w swej wysokiej osobie stali poza tapetami. A druga: Sprawa to arcynieprzyjemna; złe wywoła wrażenie, mogą ją nam przypisywać. A trzecia i ostatnia: Hamlet musi wyjechać, do Anglii, na śmierć, wymaga tego nasze bezpieczeństwo. Ani słowa skargi czy bólu; na ustach jego nie zjawiło się nawet marne słówko pożałowania; myśli tylko osobie i o przykrościach, które mogą dla niego stąd wyniknąć.
Z właściwą sobie wyrazistością mowy tłumaczy Hamlet w następnej scenie Rosenkranzowi, jakby tego jeszcze nie wiedział, co znaczy dworzanin w oczach króla: jest „gąbką, która wciąga w siebie królewskie względy, nagrody i wpływy. Atoli tacy urzędnicy wyświadczają królowi najlepsze usługi w świecie. On ich trzyma tak w kąciku swej szczęki, jak małpa; bierze ich do gęby, aby ostatecznie ich połknąć. Jeżeli potrzeba mu tego, czym wyście nasiąknęli, potrzebuje was tylko pocisnąć, wtedy jesteście gąbką, ale już suchą” (IV. 2).
A więc istotą króla jest samolubstwo, pokryte udaną godnością i humanitarnością, która jednak, gdy tego zajdzie potrzeba, przed żadną nie cofnie się zbrodnią. Zresztą nie jest to bynajmniej człowiek mały, nic nieznaczący. Ody Hamlet nazywa go biednym łotrem, królikiem w łachmanach, to jest to karykatura, będąca wynikiem jego zgorzkniałej wyobraźni; obraz, namalowany przez poetę, jest inny. Król Klaudiusz nie jest człowiekiem bez siły i powagi. Nie jest to wprawdzie żaden bohater i król z urodzenia; ale jest to władca zręczny, mądry, umiejący się posługiwać wszelkimi środkami dyplomata, jest to król, na dziesięciu królów przewyższający dziewięciu rozumem, pewnością woli i bezwzględnością w spełnianiu tej woli. Tak samo nie należy też malować obrazu królowej jedynie według tego, co mówi o niej Hamlet. I ona nie jest kobietą pozbawioną królewskości, zewnętrznie postać pewna siebie i okazała; posiadała miłość starego Hamleta, nie pozbawiona jest też miłości dla syna. Prawda, nie przeszkodziło to jej bynajmniej dać posłuch uwodzicielowi i po śmierci męża stać się jego małżonką.
To pierwsza rodzina kraju; przyjrzyjmy się tedy drugiej, rodzinie Poloniusza. Patrząc na nią z daleka i z zewnątrz, zobaczymy i tutaj samo szczęście i świetność. Poloniusz jest po królu pierwszym w państwie człowiekiem, najdoświadczeńszy i najszczęśliwszy to mąż stanu, najgodniejszy i najszanowniejszy ojciec rodziny. Syn jego Laertes, dobrze wychowany, wykształcony młodzieniec, który co dopiero w Paryżu dokończył edukacji, odziedziczy jego stanowisko; węszą to już dworacy, Ozryk nie może znaleźć miary w pochwałach: „jest to wizytówka albo chodzący przepis dobrego tonu, albowiem znajdziecie w nim wszystko to, na co prawdziwy kawaler patrzy z przyjemnością” (V. 2).
Tak samo i siostra jego Ofelia jest synonimem i wykwitem szlachetnej kobiecości: piękna i czysta jak róża majowa, szlachetnego i miłego usposobienia, czule oddana rodzinie, jednym słowem przymioty jej „wyzywające w swej doskonałości, jaśniały zawsze na szczycie widowni naszego wieku!”
Dzięki niej przygotowuje się snadź65 nowe wywyższenie rodziny: kocha ją Hamlet, królewicz i dziedzic korony duńskiej; otwierają się widoki spokrewnienia domu z rodziną królewską. Ale nie tylko szczęście, w domu tym panuje obok szczęścia i dobry obyczaj. Co więcej, w domu tym aż się przelewa od moralności. Od samego początku, wszedłszy do niego, słyszymy dwa piękne kazania moralne; jedno brat powiada siostrze, drugie ojciec wygłasza synowi; widocznie nauczył się ich na pamięć przed dawnymi laty; może ochmistrz jego wpisał mu te sentencje do albumu, kiedy on, Poloniusz, jako młodzieniec udawał się do Paryża.
A teraz odwrotna strona medalu. W pierwszej zaraz scenie aktu drugiego dowiadujemy się, czym jest ta moralność starca i jak wygląda zaufanie syna do ojca. Poloniusz wysyła w ślad za synem zaufanego sługę, dając mu wskazówki, aby szpiegował jego życie. Widzimy, jak stary ten dworak, przygarbiony na drodze kłamstwa, z zadowoleniem wpaja mu swą sztukę „chwytania karpia prawdy na wędę kłamstwa”. Umie tylko dyplomatyzować; kłamstwo stało się jego drugą naturą, a gdzie sam we własnej osobie nie może kłamać, podsłuchiwać, szpiegować, tam z lubością rajfurzy66 kłamstwu. Dowiadujemy się także, na czym polegać winna moralność światowa: gra, picie, zwady, przekleństwa i t. d., byle tylko zachować w nich miarę, bynajmniej honorowi młodego człowieka w oczach ojca ujmy nie czynią. Sługę, liczącego się bardziej z skrupułami, poucza on wyraźnie i dobitnie, że są to małe plamki swobody i młodości; sam też w innym miejscu z zadowoleniem przypomina sobie swoje własne szaleństwa miłosne (II. 2). Nie mamy powodu przypuszczać, że syn pod tym względem nie odpowie oczekiwaniom ojca.
A jak się ma sprawa z rycerskością naszego dżentelmena, tego „wzoru wszelkiej szlachetności”, przekonywamy się z chwilą, gdy się dowiaduje, że ojca jego zamordowano na pokojach króla. Sądzi — a naprowadza go na to utajenie zajścia i zaniechanie pogrzebu na koszt państwa — że ojciec wraz z rodziną popadł w niełaskę; plan od razu gotowy: ja lub ty. Zbiera gromadę niezadowoleńców i wpada do zamku. Królowi udaje się rozwiać jego podejrzliwość; Poloniusza zabił Hamlet nie z wolą króla, lecz wbrew jego woli; Hamlet jest wrogiem, zagrażającym jednemu i drugiemu. I od razu z zrozumieniem rzeczy i zapałem godzi się Laertes na plan królewski, aby Hamleta usunąć skrytobójczo. Ba, szlachetny rycerz uprzedza króla; nie wystarczy mu użyć w pojedynku niestępionego rapiera, smaruje go jeszcze maścią trującą, którą kiedyś sobie kupił i którą ma pod ręką — zdaje się, że i ta sztuka nie jest dla niego pierwszyzną. Tak wygląda kwiat rycerstwa duńskiego, skrytobójca i truciciel, tak jak i król. A dla uzupełnienia obrazu przypomnijmy sobie jeszcze ten wstrętny, samochwalczy patos jego obłudnego bólu z powodu siostry i ojca!
A jaką jest Ofelia? I jakiego rodzaju jest stosunek jej do Hamleta?
Słyszymy przede wszystkim, co o „stosunku” tym myśli ojciec i brat (I. 3); mówią o tym długo i szeroko. Bądź mądrą, powiada brat, Hamlet kocha się w tobie, ale niepohamowanej namiętności jego folgi nie dawaj, bo niepewną jest rzeczą, czy weźmie cię za małżonkę i czy wziąć cię może. Bądź mądrą, mówi i ojciec; powiedziano mi, że królewicz Hamlet od niedawnego czasu zbyt często widuje cię sam na sam, a i ty zbyt pochopną jesteś w ułatwianiu mu przystępu; jeżeli tak jest, to muszę ci powiedzieć, że sama nie masz o sobie tak jasnego pojęcia, jakby to na córkę moją przystało i jakby to się godziło z twą czcią:
Widzimy, że z tej strony nie zbywa Ofelii na pouczeniu, zarówno pod względem tego, co ma czynić, jak i czego ma zaniechać, dla zdobycia Hamleta. Wychodzi to mniej więcej na jedno: im więcej będziesz powściągliwą, tym bardziej będziesz pożądaną; a przede wszystkim:
I oboje, zda się, radę tę uważają za potrzebną; ona jest jedynie niedowarzoną, powiada ojciec, i nie ma w tych niebezpiecznych rzeczach należytego doświadczenia; a brat napomina: najostrożniejsza dziewczyna staje się rozrzutną, jeżeli wdzięki swe odsłoni mężczyznie.
Czyż rada była tu potrzebną? Zdaje się, że aż nadto; gdyż Ofelii snać67 nie inaczej wiedzie się z Hamletem, jak Małgosi z Faustem. Jak ta, tak i tamta doznała pomieszania zmysłów, gdy Hamlet zabił ojca i gdy znikła nadzieja prawowitego związku, pomieszania, które doprowadziło do śmierci. Czy do samobójstwa? Tak myślą grabarze i księża; w relacji swej o wypadku nadaje królowa sprawie tej kierunek właściwy. Czy mamy tutaj do czynienia z relacją autentyczną, jak to przyjmują komentatorowie, lub czy też z zwykłymi spotykamy się osłonkami, wchodzić w to nie potrzeba. Godzi się nam przypuścić, że
Uwagi (0)